Tygrysy w błocie- Otto Carius

BLOG
903V
Tygrysy w błocie- Otto Carius
Lukas Alexander | 01.04.2019, 09:39
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
W lokalnej bibliotece udało mi się znaleźć wspomnienia Otto Cariusa. Był jednym z najskuteczniejszych dowódców PzKpfw VI Tiger na Froncie Wschodnim (dokładnie Leningrad i Estonia). Brał udział w ponad 50 bojach pancernych, zniszczył ponad 150 czołgów przeciwnika. Pięciokrotnie ranny. Odznaczony Krzyżem Żelaznym II i I klasy i Krzyżem Rycerskim z Liśćmi Dębowymi. 

     Po zakończeniu lektury mogę stwierdzić, że "Tygrysy" dzielą się na trzy części. Pierwsza to relacja z pobytu w koszarach i początek operacji "Barbarossa" w Prusach Wschodnich. Carius służył wtedy jako ładowniczy w czechosłowackim Pz 38t. Wszyscy narzekają na złą jakość stali z której wykonano pancerz wozu. "Jest zbyt miękka w porównaniu do niemieckiej"- czytamy. W końcu pojazd otrzymuje trafienie i załoga musi się ewakuować- autor traci w tamtym wypadku kilka zębów.

      Dalej obserwujemy dość pobieżnie opisane szkolenie w jednostce czołgów ciężkich i powrót na front- tym razem pod Leningradem. Planowane użycie Tygrysa pod koniec 1942 roku było trzymane w ścisłej tajemnicy. Wozy podczas transportu koleją były odpowiednio zamaskowane- liczono na efekt zaskoczenia. Jak to wszystko się skończyło? Nie będę psuł wam niespodzianki- warto doszukać się informacji samemu.

Kolejnym przystankiem na naszej drodze jest Estonia- to właśnie tam rozgrywa się największy fragment opowieści. Walki w okolicach Narwy pozwoliły Cariusowi wykazać się jako dowódcy. Widzimy kolejne natarcia czerwonoarmistów, z największym trudem odpierane przez zdziesiątkowane oddziały niemieckie. W tym momencie wiele osób przestaje mieć jakiekolwiek złudzenia- wojna jest przegrana. Trzeba się wycofywać kiedy jeszcze jest ku temu okazja. Czołg głównego bohatera wykorzystywany jest zazwyczaj do zatykania wyłomów w linii frontu- mało chwalebne zajęcie, co autor wielokrotnie powtarza. Kilkukrotnie Tygrysy podejmują natarcie na przyfrontowe wzgórza lub małe wioski, w których zaczynają przegrupowywać się sowieckie komponenty zwiadu. Brak tu jednak jakiegokolwiek patosu- wszystkie natarcia mają znaczenie lokalne i trącą rutyną (jakkolwiek naiwnie by to nie brzmiało, gdy mówimy o walce na śmierć i życie). Epizod ten kończy się latem roku 1944- Otto zostaje poważnie ranny w sowieckiej zasadzce (co ciekawe, nie jest to żadna walka pancerna, a zwykła potyczka podczas rozpoznania).

Po rekonwalescencji główny bohater zasiada w fotelu dowódcy Jagdtigera. Dla nieobeznanych, jest to niszczyciel czołgów oparty o podwozie PzKpfw VI. Czytamy o rosnącym rozprzężeniu w Wehrmachcie, braku woli walki wśród narodu i kolejnych zwycięstwach US Army. Carius krytycznie wypowiada się o nowym wozie. Zarzuca mu przede wszystkim brak wieży- działo szturmowe musi obrócić kadłub aby w cokolwiek wycelować. Dla człowieka który służył przez całą wojnę w klasycznym czołgu jest to nie lada problem.

W niewoli, po kilku rozmowach z amerykańskimi oficerami autor nie ma wątpliwości- jedna wojna się kończy, druga zaczyna. Dotychczasowi wrogowie stają się sojusznikami.

Stoi na ziemi, pierwszy z lewej.

 Tak pokrótce prezentuje się historia Otto Cariusa. Oprócz wspomnień w książce zawarto całe mnóstwo szczegółów dotyczących życia czołgisty, obsługi wozu i specyfiki prowadzonej przezeń walki. Jako fan militariów byłem w siódmym niebie. Czego się dowiadujemy? Ano, na przykład tego, że przed jakimkolwiek natarciem trzeba sprawdzić ewentualne punkty przeprawowe- nie każda konstrukcja utrzyma 60-tonowy czołg. Dziwnie to zabrzmi, ale bardzo często dowódca opuszczał wóz i ruszał "z buta" do strefy przyfrontowej. Podczas transportu kolejowego PzKpfw VI umieszczano pojedynczo na specjalnych, wydłużonych platformach- w ten sposób ciężar wozu był równomiernie rozkładany a most chroniony przed niebezpiecznymi przeciążeniami.

Bardzo duże problemy sprawiało błoto. Nie bez kozery autor nadał swym wspomnieniom taki, a nie inny tytuł. Ciężkie czołgi zatrważająco często kończyły swe natarcie już po kilkuset metrach, grzęznąc w rozmokłej i rozjeżdżonej ziemi. W takim wypadku konieczna jest interwencja ciężkiego sprzętu- czołgu sojuszniczego (w nagłych sytuacjach) lub specjalnego ciągnika, przystosowywanego do wyciągania uwięzionych w bagnie wozów. Obsługa tego typu sprzętu była wielokrotnie wychwalana pod niebiosa za swą odwagę i obecność w ogóle. Wielokrotnie żołnierze ci musieli przekradać się w pobliże linii frontu, aby odzyskiwać to co czołgiści tam zostawili.

     Książka była bardzo miłą niespodzianką. Polecam każdemu zainteresowanemu tematyką Panzerwaffe i Frontu Wschodniego w ogóle. Carius wydał swoje wspomnienia po wojnie, a co za tym idzie, nie znajdziemy tu żadnych peanów na rzecz ówczesnego ustroju. Jest to troszkę zaskakujące, ponieważ Otto został okrzyknięty bohaterem wojennym i odbierał odznaczenia z rąk samego Himmlera. Było to nie lada wyróżnienie dla człowieka któremu otoczenie nigdy nie wróżyło kariery wojskowej z powodu wątłej budowy. 

Z zasadniczych (aczkolwiek nie rażących) wad należy wymienić stronniczość autora w pewnych kwestiach. O co mi chodzi? Przez całą książkę miałem wrażenie, że żołnierska brać to najwierniejsza na świecie grupa przyjaciół. Ba, najlepsza na świecie grupa ludzi w ogóle. Fakt, znaleźć się musiało kilka niechlubnych wyjątków- oficerowie niezgadzający się z opiniami Cariusa i żołnierze nierozważnie wystawiający się na ostrzał. Nie przeszkadza to jednak sądzić, że wszyscy Niemcy bijący się na wschodzie to herosi ówczesnej epoki. Wszyscy niemal absurdalnie odważni, zgrani i wytrwali. Aż dziw bierze, że posiadając takie kadry nie udało się Wehrmachtowi podbić świata.

Amerykanie i Sowieci to całkiem inna para kaloszy. US Army została ukazana jako żałosna banda, która nie potrafi obejść się bez wsparcia lotniczego i dziesięciokrotnej przewagi w sprzęcie i ludziach. Podczas obrony w głębi Rzeszy Carius wielokrotnie wyśmiewa nieostrożność i brawurę jankeskich czołgistów- "Podczas walk na wschodzie ich wozy już dawno zaczęłyby się palić". Jeśli chodzi o Sowietów, to mam wrażenie, że przez wszystkie miesiące wojny udało im się zapracować na pewną dozę szacunku. Atakują nieporadnie a ich natarcia udaje się bez większych problemów odpierać dość ograniczonymi siłami. To co ich wyróżnia to upór i zdolność do ponawiania coraz to kolejnych, okupionych zbyt wieloma ofiarami szturmów.

     Słowo na koniec. Zdecydowanie warto sięgnąć po wspomnienia Otta jeśli mamy ku temu okazję. Lekka stronniczość autora nie przeszkadzała mi w poznawaniu tajników służby w formacji pancernej. A niech sobie tam wychwala szwabów i denuncjuje amerykanów. Książka nie miała ambicji propagandowego paszkwila- miała być jedynie hołdem złożonym Tygrysowi.
 

KONIEC

Oceń bloga:
7

Komentarze (15)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper