Na ostrzu brzytwy - Ninja Gaiden 3: Razor's Edge (PC/X360/XONE/PS3/PS4/SWITCH)

BLOG RECENZJA GRY
1151V
user-77319 main blog image
Evo24 | 14.06.2022, 17:27
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

   Trzecia część przygód Ryu Hayabusy od Team Ninja jest postrzegana jako czarną owcę tej trylogii. Po rzekomo bardzo dobrej części pierwszej i całkiem solidnej dwójce gracze dostali grę, która wprowadziła szereg zmian, które nie przypadły im do gustu. Po jakimś czasie gra dostała wersję Razor's Edge, która była już obiektywnie lepsza od oryginału, ale nadal nie dorównywała poprzedniczkom. Do tej gry siadałem z niewielką ostrożnością i trochę nie wiedziałem, czego się spodziewać. Przy jedynce potwornie się wymęczyłem i nie chcę do tej gry wracać ani razu, a dwójka bardzo mi się podobała. Do trójki zachęcił mnie również użytkownik Kerrou twierdząc, że ta część jest bardzo pode mnie... i nie mylił się.

Ninja Gaiden 3: Razor's Edge [X360] - games4you

Małe sprostowanie: Nie będę tutaj porównywał (przynajmniej spróbuję) do oryginalnej trójki, gdyż nie grałem w nią. Przechodziłem wersję Razor's Edge, to i o niej będę mówił.

    Zacznę od fabuły i tym razem, w przeciwieństwie do dwójki, jest całkiem spoko i chce się ją śledzić. Nie pamiętam tej z jedynki, ale tutaj dobrze się ją poznaje. Nie wydaje się już zbitkiem losowych scen, tylko dobrze prowadzi opowieść, odskakując tylko dwa razy, lecz nie wylatują tak bardzo, jak segmenty kobiet z poprzedniczki. W tej grze Ryu musi powstrzymać jakieś bractwo alchemików przed powstaniem potwornych monstrum za pomocą technologii oraz krwi Hayabusy. Niestety, podczas pierwszego starcia z jednym z głównych antagonistów, zostaje on przeklęty, a miecz protagonisty zostaje zaobsorbowany w jego rękę, zmieniając jej wygląd i powodując ból u jego posiadacza. Ryu wraz z siłami obronnymi Japonii zamierza pokonać przeciwników oraz odnaleźć sposób na pozbycie się klątwy, która coraz bardziej mu przeszkadza. I tutaj muszę zaznaczyć to, jak uczłowieczono postać Hayabusy, gdzie nie mogłem się tym nadziwić do samego końca gry. Nasz Ninja w poprzednich grach nie miał charakteru bądź prawie nie gadał. Rzucał często oczywistymi stwierdzeniami i po prostu się marnował. Tego tutaj nie czuć, gdyż Ryu Hayabusa w Ninja Gaidenie 3 nareszcie jest charakterem, którego można polubić. Nadal to dość cichy typ, ale bywa nerwowy w czasie walk, troskliwy, posiada jakieś wyrzuty sumienia, jest zdeterminowany pomimo bólów w ręce do celu oraz częściej się odzywa. To ostatnie jest jeszcze bardziej na korzyść, ponieważ w angielskiej wersji językowej głos mu podkłada Troy Baker, chyba przedstawiać go nie muszę. W każdym razie te cechy może nie są jakieś wyjątkowe, lecz na tle poprzednich gier jest wreszcie normalną postacią i wielka szkoda, że dopiero na etapie trzeciej części coś z nim zrobiono.

   Nie oznacza to jednak, że wszystko w fabule idealne, są tutaj pewne malkamenty. Jedna z postaci dopuszcza się w połowie gry zdrady, która jest bardzo z czapy, a powodem jest po prostu atencja i zazdrość. Do tego sugeruje się nam, że jedna postać nie jest w pełni sprawna, ale pod koniec wydaje się w pełni normalna. Dodałbym jeszcze jedną postać, którą Ryu niby zabił, ale jakimś cudem przeżyła... ale nie chcę specjalnie spoilerować. Z rzeczy, które mi się negatywnie rzuciły w oczy to powrót klanu czarnego pająka, który pojawia się tak nagle, a kończy się jeszcze szybciej. I to w większości tyle złego, co mogę tu powiedzieć, bo reszta historii jest całkiem spoko. Jest też poboczny wątek Ayane związany z atakami terorystycznymi, gdzie jest on trochę takim zapychaczem, ale dziewczyna mniej więcej wynagradza katorgi. Ona jest postacią trochę zadziorną i chce szybko wykonać rozkazy, by wrócić na wypoczynek. 

   Ninja Gaiden 3: Razor's Edge Game Review | Fandomania

   Nim przejdę od razu do rozgrywki to standardowo opiszę grafikę oraz muzykę. Ta druga, jak to zwykle w tej serii, jest na solidnym poziomie. Tym razem jest tu trochę więcej utworów do zapamiętania, a walkom na dłuższą metę towarzyszy ciężki rock, co bardzo mi się podoba. To wciąż nie ten poziom, co Devil May Cry, ale to co dostaliśmy nie jest złe. Graficznie mamy do czynienia mocno podrasowany silnik dwójki i jak na czasy X360/PS3 nadal wszystko dobrze wygląda. Modele postaci, jak zawsze w tej serii, są zrobione bardzo dobrze i tutaj chwilkę się zatrzymam, bo muszę omówić dodatkowe stroje. Normalnie ich nie używam w grach, ale tutaj zrobiłem wyjątek, gdyż zwyczajnie są niesamowite. Dość powiedzieć, że jeden strój dla Ryu, ten z widoczną fryzurą, tak bardzo mnie zachwycił, że skończyłem grę używając tylko jego. Kobiece stroje są... gorące i trzeba wspomnieć o arcyważnej kwestii. Ponownie Ninja Gaiden 3 oferuje fizykę kobiecych piersi, ale w przeciwieństwie do dwójki, gdzie była widoczna głównie w cutscenkach, jest dostępna cały czas podczas rozgrywki. Możecie sobie połazić jakąkolwiek panią i podziwiać jej wdzięki, zwłaszcza ubazgrane w krwi. Na całe szczęście Razor's Edge nie posiada żadnej cenzury, zatem gra jest bardzo krwista i to jest po prostu przyjemne dla oka. 

   Rozpocznę omawianie rozgrywki od struktury poziomów, która stała się bardzo liniowa, prawie że korytarzowa. Najlbliżej temu to drugiej części, ale tam były jeszcze boczne ścieżki prowadzące do skrzyni czy jakiejś znajdźki. W trójce tego nie ma i idziemy tą samą trasą, a znajdźki są pochowane po kątach. Jedyne, co możemy też znajdować to złote skarabeusze, o których napiszę później oraz czaszki z wyzwaniami, głównie polegającymi na walkach z falami przeciwników, aż do bossa. Teraz tak, nie mam absolutnie żadnego problemu z takim podejściem do projektowania etapów. To nie jest RPG, tylko slasher jak każdy inny, w którym chodzenie korytarzami jest normą. Wolę już łażenie jednym i tym samym korytarzem aniżeli ciągle zawracać się do tego samego miejsca kilka razy pod rząd, jak to robiła jedynka. Skryptów trochę jest i nie mam im nic do zarzucenia. Mogą przeszkadzać fanom poprzedniczek, lecz mi było wszystko jedno. Większy zarzut mam do segmentów QTE, związanych z owymi skryptami. Zdarzą się momenty, gdzie musimy zrobić unik, zaatakować w locie, wspiąć się czy mashować przyciski jak powaleni. Nie miałbym nic do tego, gdyby nie to, że gracz musi czasem samemu domyśleć się co zrobić i wykonać dokładnie to, co twórcy zaplanowali. Jedzie samochód i zdecydujemy się zrobić skok, aniżeli unik? Dostaniemy obrażenia. Rzadko kiedy wyskakuje nam na ekranie odpowiednia kombinacja. Raczej się domyślimy ataku, gdzie nasza postać po prostu będzie sięgać powoli po swoją broń, ale cała reszta? Zgaduj graczu, zgaduj.

Recenzja Ninja Gaiden Master Collection - godny remaster trylogii Hayabusy?

 

   Przechodzimy do samego systemu walki, który przeszedł parę modyfikacji względem poprzedniczek. Od czego by tu zacząć... zacznę od tego, że walka nabrała większego tempa. Najlepiej to widać w wykończeniach przeciwników, które nadal tu występują i straciły mięsistość, ale są efektywniejsze i szybsze. Prawdopodobnie te dwa ostatnie słowa idealnie podsumowują rozgrywkę. Nie oznacza to jednak, że gra stała się bezmyślna. Trzeba jeszcze bardziej uważać na swoje zdrowie. I tutaj jest element, który również podzielił graczy, czyli nasze zdrowie regeneruje się po walce. Przez to tytuł wydawał się za łatwy, ALE Razor's Edge postanowiło ,,podrasować tą mechanikę", przez którą trzeba teraz uważać. Otrzymując obrażenia nie tylko tracimy życie posiadane obecnie, ale też za każdy zadany nam cios skraca nam się maksymalna ilość HP. I tak, po walkach odzyskujemy utracone zdrowie, ale nie calutkie. Możemy je przywrócić jedynie, gdy dotrzemy do punktu zapisu. Może wam się to wydawać takie sobie, ale tak naprawdę ta mechanika daje w kość, zwłaszcza przy walkach z bossami. Sami bossowie to już inna para kaloszy. Część z nich potrafi zatrzymać na bardzo długą chwilę. Najgorzej wspominam tą trójkę czarowników podczas grania Ayane... jeszcze z nierozwiniętą bronią. Najgorsza jest i tak 1 faza walki z ostatnim bossem. Jest tak potwornie wkurzająca, że zasługuje jako bycie osobnym minusem.

   Osobny akapit zostawiony na nasze narzędzia do krojenia. Niestety, jest ich znacznie mniej niż w dwójce (tylko 6 broni), a zwłaszcza Ninpo, których są tylko 4 rodzaje. Zdobywamy wszystko... właściwie to na różne sposoby, z czego jest nawet szansa pominięcia danej broni. Część z nich otrzymujemy przy konkretnym punkcie zapisu, będącym orłem z fioletową barwą (normalnie ma żółtą), a dwie za zdobycie konkretnej ilości skarabeuszy. Tak, znajdźki opłaca się zbierać, dzięki czemu otrzymujemy nowe Ninpo, bronie i ulepszenie zdrowia (o rozwoju postaci jeszcze wspomnę). Z oręży mamy do dyspozycji: Katanę, dwie katany, szpony, kosę, kusarigamę i kij. Ważna sprawa, nim po krótcę omówię bronie. Każda z nich ma mnóstwo kombinacji, a moveset jest trochę zmieniony w porównaniu do poprzedniczki. Zagracie najpierw w dwójkę i potem w trójkę to ogarniecie, że Katana ma trochę inne ruchy. Jest to na początku dezorientujące, ale po godzinie jest się w stanie przyzwyczaić. W każdym razie jednym mieczem oraz obydwoma walczy się nadal bardzo dobrze i chyba najlepiej ze wszystkich narzędzi. Przy kosie czuć ciężar, jest wolniejsza, ale jeszcze bardziej śmiercionośna. Powiedziałbym, że jest lepsza niż w poprzedniej grze. Szpony kompletnie mi nie podeszły, nadawały się bardziej to zabijania popierdółek. Kij stał się bardziej bronią obuchową i niestety gra się nią dużo gorzej. Dalej jest w porządku, ale nie urywa tak bardzo tyłka. Na koniec kusarigama, gdzie lepiej się nią stosuje na ziemi niż na powietrzu. Tu jeszcze dorzucę, że nie byłem jej wielkim fanem w dwójce, ale tutaj używałem jej często. Do walki dystansowej ponownie używaliśmy łuku, ale tym razem jego strzały po trafieniu wybuchały. Czułem się  dzięki temu, jak taki największy dupek sięjący zamęt u wrogów.

Ninja Gaiden 3: Razors Edge review | GamesRadar+

   No własnie, chaos. Spotkałem się z głosami, że Ninja Gaiden 3 zmienił się na gorsze, że już nie podchodzi się do każdego przeciwnika strategicznie oraz skupia się tylko na mashowaniu tych samych kombinacji oraz jest bałagan na polu walki... i ja tego nie kupuję. Przede wszystkim nigdy nie grałem w slashery, by podchodzić jakoś specjalnie do konkretnego typu wroga. Przechodziłem DMC, GoWy, Bayonettę, Metal Gear Rising dla siania postrachu na polu walki, dla czystej i ciągłej akcji. Zawsze mnie denerwowało w takim DMC3, gdzie niby przeciwników było sporo, ale z żadnym z nich nie walczyło się dobrze, póki nie korzystało się z konkretnego sposobu. Gaideny przez dłuższy czas tak operowały, zwłaszcza jedynka i dobrze, że w trójce zmniejszono ilość takich wrogów. Co do mashowania przycisków... no halo, co w innych slasherach robicie? W DMC dosłownie naciskacie przez 90% trójkąt czy Y. W Bayoneccie to twierdzenie najbardziej pasuj przy QTE, przez które ręka chce odpaść. Nie chcę wmawiać, że to jedyny i słuszny sposób grania w ten typ gier i że jesteście jacyś gorsi, bo tylko zwierzęta tak robią. Chcę tylko powiedzieć w ten sposób, że Razor's Edge jest dla mnie slasherem genialnym. 

   Pozostało mi już niewiele do powiedzenia w kwestii walki, zatem polecę z opisaniem Ninpo. One zawsze służyły jak pozbycie się zbyt dużej liczby przeciwników czy chwilowe klatki nieśmiertelności. Tutaj zmieniono ich działanie i tutaj byłoby spoko... ale nie jestem fanem tego, jak się je ładuje. Jako że pozbyto się w trójce przedmiotów, Ki do magii odnawiamy atakując przeciwników. To byłoby spoko, ale każde Ninpo ma inną wartość ki potrzebną do użycia, a same czary bardziej służą jako sposób do odzyskania zdrowia (nawet tego maksymalnego). Nie miałbym temu za złe, ale to ki leci jak krew z nosa. Rozwijamy naszą postać dzięki zbieranej z walk, znajdziek i wyzwań karmie, czy inaczej doświadczeniem. Możemy teraz to robić w menu, niestety nie ma już sklepu Murasamy. Dodatkowo z dalszą walką pojawia się boost do expa, zwiększany za zabijanie przeciwników... albo możemy wykorzystać go to wzmocnienia ostatecznego ataku. Jego chyba nie muszę tłumaczyć, ten odpalany za trzymanie silnego ataku. Za expa ulepszamy bronie, dokupujemy nowe ruchy (np. nieobecny w oryginalnej trójce rzut z powietrza) czy zbieramy nowe stroje. Prawie bym zapomniał, kobiety też mają własny rozwój postaci, co w sumie jest spoko.

Kasumi Has A Range Of Costumes In Ninja Gaiden 3: Razor's Edge - Siliconera

   Na sam koniec grywalne panie, sposób zapisu i tryby gry. Ayane jest szybka, zwinna, dzierży dwa noże i gra się nią przyjemnie. To tego... no co, śliczna jest. Jest też Momiji, ale nici grania nią w fabule. Nadal to taki mix Rachel z poprzednich części i Ryu oraz nadal to nie mój typ. I tutaj bym skończył... gdyby nie ostatnia postać, grywalna po skończeniu głównej historii, czyli Kasumi. Tą rudowłosą piękność prawdopodobnie znacie z serii Dead or Alive od tego samego dewelopera. Gra się nią, jak Ryu, ale tylko z jedną kataną i gwiazdkami. Fajnie jest nią wreszcie pograć... zwłaszcza, że miałem od zawsze na nią crusha, ale jestem zawiedziony, że nie ma jej w ogóle w historii. I nie żeby coś, ale Momiji też jest zawodem fabularnym, pojawia się ponownie tylko w jednym rozdziale i nawet nią nie gramy. Zapis działa dość dziwnie. Niby robimy save'a przy orle, ale checkpointy uruchamiają się gdzie indziej, a grę możemy wczytywać jedynie od momentu, gdzie spotykaliśmy ptaka. Do tego gra nie zapisuje się po kupieniu umiejętności, zatem jeśli zginiemy podczas wyzwania albo w czasie walki z bossem, gdzie odblokowaliśmy nowy ruch... trzeba go ponownie zdobyć. No to co? Gra omówiona, ale czy możemy po jej skończeniu coś robić dalej? Tak naprawdę mamy wszystkie poprzednie tryby z dwójki, oprócz Ninja Race i szkoda, bo był dość pomysłowy. Wciąż są Chapter Challenge, czyli przechodzenie na nowo etapu inną postacią z innym uzbrojeniem oraz Trailsy. Oczywiście mamy też wyższe poziomy trudności, ale jeszcze ich nie sprawdzałem.

Ninja Gaiden 3, Ryu Hayabusa

    I oto cały Ninja Gaiden 3: Razor's Edge. Szczerze mówiąc bardzo podobała mi się ta gra, momentami bardziej od dwójki. Nie wszystko tutaj mi podeszło, ale zrozumiała fabuła, szybsze tempo rozgrywki, duża ilość krwi, solidny system walki i kobiety bardzo mi odpowiadały. Prawdopodobnie będę często wracał do tej gry oraz spróbuję splatynować tą produkcję. W bardzo dobrym stylu sam kończę trylogię Ninja Gaidena od Team Ninja. Pierwsza gra mi delikatnie mówiąc nie podeszła, dwójka okazała się zarąbistym tytułem, a trójką pięknie się strzeliła w moje growe gusta. A jakie jest wasze zdanie? Nadal uznajecie trójkę za słabą? Może jest jednak spoko? Ja przygotuję sobie popcorn i poczekam na wasze opinie. I szczerze mówiąc nie zdziwi mnie to, że będę jedną z niewielu osób na świecie, której NG3:RE podobało się bardziej niż powinno.

Oceń bloga:
10

Ocena - recenzja gry Ninja Gaiden 3: Razor's Edge

Atuty

  • Fizyka piersi u kobiet
  • Ryu Hayabusa to wreszcie postać z krwi i kości
  • Krew, krew i jeszcze raz krew
  • Całkiem przyjemna i normalnie opowiedziana historia
  • Wysoki poziom trudności
  • Każda broń ma mnóstwo kombinacji
  • Liniowa struktura poziomów, zero backtrackingu
  • Szybszy i efektywny system walki
  • Ponownie fizyka piersi u kobiet

Wady

  • Czasem gracz musi się domyślić, co użyć w QTE
  • 1 faza ostatniego bossa to masakra
  • Niewielka ilość broni
  • Usunięcie trybu Ninja Race
  • Zmarnowany potencjał Momiji i Kasumi
  • Niektóre bolączki fabularne jak wątek klanu czarnego pająka czy motywacja głównego antagonisty
Avatar Evo24

Evo24

To nie jest aż tak zła gra, jak wszyscy o niej mówią. Ninja Gaiden 3: Razor's Edge to naprawdę dobry slasher, inny niż jedynka czy dwójka. Jeśli poprzednie części was nie przekonały, to myślę, że trójka wam podejdzie. W przeciwnym wypadku... nie skreślajcie tego tytułu.

Komentarze (34)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper