Wormsy w 3D – moje spojrzenie po latach

BLOG
2547V
Wormsy w 3D – moje spojrzenie po latach
Placek17 | 25.05.2017, 18:16
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Wormsy w 3D – jedna z serii mojego growego życia i moje obecne przemyślenia na jej temat.

Wormsy były jedną z najważniejszych serii dla mnie i stały obok takich klasyków jak Rayman czy Need For Speed. Kiedy zaczynałem przygodę z grami, prym zaczęły wieść produkcje 3D. Mimo to udało mi się zagrać w chociażby innego klasyka, tym razem znanego wyłącznie pecetowcom: Jazz Jackrabbit, i to na starym już Windowsie 95. Ale mimo wszystko, większość gier w tamtym okresie to już wejście w 3D. A w Wormsy zagrywałem się godzinami. Zarówno single, jak i w multiplayerze oraz online. Są to dla mnie klasyki i jedne z tych gier, które pomimo upływu tylu lat się nie zestarzały. Pewnie dlatego, że nie celują one w fotorealizm, tylko w bardziej kreskówkową oprawę. Jako, że dorastałem na tych tytułach, logicznym jest, że będę raczej pozytywnie oceniał te odsłony. Co nie znaczy oczywiście, że będę o nich mówił w samych superlatywach, bo oczywiście mają pewne problemy i jestem ich świadomy. W tym blogu postanowiłem napisać, jak obecnie postrzegam te tytuły. Opisuję je, jak ja je zapamiętałem. Worms Ultimate Mayhem nie będzie uwzględnione, bo nie ogrywałem tej odsłony. Ale z tego, co się orientuję, to taki remaster czwórki, więc chyba wiele nie straciłem.

Worms 3D

Początki mojej przygody z grami to prawdopodobnie moja tzw. „Święta Trójca”: Need For Speed: Porsche 2000, Rayman 2: The Great Escape i Worms 3D. W Worms 3D nawet wydaje mi się, że spędziłem najwięcej czasu z całej trójki tytułów.

Jak się w to gra? Tytuł ten to gra turowa. Mamy ustawione przeciwko siebie od dwóch do czterech drużyn, które walczą naprzeciw siebie w systemie turowym: najpierw wykonuje ruch robal z pierwszej drużyny, a potem pałeczkę przejmuje przedstawiciel kolejnej drużyny. I tak w kółko. Zwycięska drużyna to ta, która utrzyma się do końca. Te proste i nietrudne do zrozumienia zasady okazują się wciągać na długie minuty, a czasem nawet i godziny. W tytule jest co robić. W przerwach od walczenia z komputerowym przeciwnikiem możesz przejść próby przygotowane przez twórców, jak również i obszerną kampanię składającą się z 35 misji. Całą kampanię ukończyłem ostatecznie w zeszłym roku, co wpisałem do tamtejszego wyzwania „52 gier w rok”. Kiedy byłem młodszy, miałem z nią spore problemy. Pierwszym poważnym problemem była misja nr 5, czyli „Lodówka”. Ostatecznie dałem radę, a kolejnym przystankiem była misja nr 18, czyli „Złote jajo”. Później była misja nr 21: „Serwisant” i misja nr 26: „Lina i hak”. Tutaj już się wtedy zatrzymałem i pokonałem to dopiero w zeszłym roku. Kampania jest zróżnicowana i trudno tu o monotonię. Raz musimy wyeliminować wrogie robale, innym razem zebrać skrzynkę, a jeszcze innym dojść z punktu A do punktu B.

O oprawie wizualnej w sumie nie za bardzo mam, co napisać, ale powiem jedno. Jeśli chodzi o stylistykę, to ze wszystkich odsłon 3D najbardziej spodobała mi się właśnie ta w Worms 3D. No cóż, jakoś naprawdę potrafiła mi zaimponować. Zarówno robale, jak i plansze wyglądały po prostu bajecznie i następne odsłony aż tak wielkiego wrażenia na mnie nie zrobiły pod tym względem. Mógłbym co najwyżej przyczepić się jednej rzeczy. Jak patrzysz na robala z widoku pierwszej osoby, to wydaje się on nieco niższy od ciebie. Wygląda to trochę dziwnie, ale nie jest to coś na tyle znaczącego jak dla mnie (a może raczej powinienem powiedzieć: nie zwracałem na to zbyt dużej uwagi z początku).

Audio to małe dzieło sztuki. Szczególnie motyw przewodni.

Oprócz niego mam również dwóch innych dość silnych faworytów, jeden z utworów arktycznych i wojennych.

Gameplay to normalnie pierwsza klasa. Główny powód, dla którego uważam Wormsy za jedną z najlepszych serii, jakie poznałem. Oczywiście nie obyło się bez zgrzytów, ale po kolei. Po pierwsze: gra pozwala na uczestniczenie czterech drużyn, ale na mapie może być co najwyżej 16 zawodników. Nigdy nie potrafiłem tego zrozumieć, ponieważ każda drużyna może mieć po 6 członków i nie rozumiem zbytnio, dlaczego nie może być tych 24 robali na arenie. Po drugie: AI potrafi czasami zaskoczyć. Byłem parokrotnie świadkiem sytuacji, gdy komputerowy przeciwnik na najniższym poziomie trudności potrafił stać w miejscu i nie ruszać się przez całą turę (jeśli ustawiłeś długość tury na 90, to możesz spokojnie napić się herbaty). Do tego Wormsy są przez poziom ograniczone, jeśli chodzi o podstawowe umiejętności poruszania się. AI Poziom 1 nigdy nie skacze, najczęściej korzysta z plecaka odrzutowego bądź teleportacji (tak przy okazji, czasami zdarzało się, że komputer chciał zebrać skrzynkę, by później się rozmyślić, a to były nierzadko występujące sytuacje), AI Poziom 2 zaczyna już skakać, a AI Poziom 4 wykonuje już salta w tył. Aha. Poziom 1 robi skok WTEDY I TYLKO WTEDY, gdy używa spadochronu. Skacze wzwyż, otwiera spadochron i tyle… I wiem, że to czepianie się na siłę, ale brakuje mi możliwości dawania normalnych flag drużynom komputerowym. AI ma jeszcze jeden problem, ale o nim opowiem przy okazji Worms 4, bo tam też zauważyłem tą przypadłość.

Ostatnią rzeczą będzie generator map. Można wklepać dowolny kod i gra wygeneruje mapę, na której odbędzie się walka. Można używać cyfr bądź liter (w tym drugim przypadku gra automatycznie przekonwertuje to na kod cyfrowy). Według mnie jest to całkiem ciekawy dodatek i często z niego korzystałem. Ostatnią rzeczą jest… w sumie nie wiem do końca, jak to określić. Może nazwę to po prostu „randomowością broni”. O co mi chodzi? Większość broni zadaje losową ilość punktów obrażeń i w sumie nie wiadomo dlaczego. Tyczy się to głównie takich broni, jak bazooka czy granat. Żaden z nich nie zadaje tylu punktów, ile teoretycznie miał. Są oczywiście wyjątki od tej reguły (ognista pięść, topór, strzelba i uzi). Niemniej to dziwny błąd, ale nie zauważyłem go już w dalszych częściach.

Do czego jeszcze mógłbym się przyczepić? Kamera jest nawet w porządku do momentu odpalenia widoku z lotu ptaka. Zdaje się być przyklejona do robaka, co utrudnia chociażby korzystanie z broni typu nalot bądź pocisk samonaprowadzający. Niejeden raz będziesz również świadkiem tekstu znikającego ci sprzed nosa, zanim zdążysz go przeczytać (tyczy się tekstu w cutscenkach na silniku gry w kampanii i próbach).

Jeśli chodzi o stabilność, to tytuł sprawował się świetnie. Nie wykryłem żadnych problemów.

Podobały mi się również nawiązania do innych znanych produkcji. Moimi ulubionymi to chyba nawiązania do Scooby-Doo i Matrixa.

Tytuł ten wyjął mi z grafika wiele godzin, których nie żałuję. I to pomimo głosów krytyki. Zresztą, kiedy zacząłem się w to zagrywać, nawet nie miałem pojęcia, co sądzą inni na temat tego tytułu.

 

Worms Forts: Oblężenie

Jedna z pierwszych gier, w jakie grałem nie tylko w pełnej wersji, ale również w wersji demo. Jest to ponoć najgorsza odsłona Wormsów 3D. I tutaj mógłbym przyznać rację.

Zasadniczo zasady są takie same jak w Worms 3D. Różnica polega jednak na dodaniu tytułowych fortów. Od teraz mecz można wygrać na dwa sposoby. Pierwszy (klasyczny): unicestwienie wrogich robali. Drugi: zniszczenie twierdzy wroga. Jest to całkiem fajny powiew świeżości w serii i osobiście mi bardzo się on spodobał. Szkoda tylko, że z samym wykonaniem jest gorzej.

Oprawa wizualna (a może raczej stylistyczna) jest dla mnie na niższym poziomie niż Worms 3D i niemal tym samym, co Worms 4. Podoba mi się jednak widok robali w historycznych nakryciach głowy. Robak w nakryciu głowy faraona lub samuraja – to jest to.

Zasmuciły mnie dwie rzeczy. Pierwsza: ograniczono ilość robali w drużynie z sześciu do czterech. Druga: zlikwidowano sojusze. W grze po raz kolejny może uczestniczyć co najwyżej 16 robali. I o ile w Worms 3D mógłbym to zrozumieć, o tyle w Worms Forts już nie za bardzo, ponieważ mapy w tej odsłonie są bardzo obszerne i te 24 zawodników spokojnie by się tam zmieściło.

Jest jeszcze jedna rzecz, która mnie rozczarowała. Jest to coś, co mogłem robić w demie i Worms 3D, ale nie w tej grze. Jest to możliwość grania na planszach z kampanii. W demie mogliśmy grać na planszy z misji 4 i 6. Spodziewałem się, że będę mógł grać tam również we właściwej grze. Ale nie, nie mogę. Sam wybór plansz też jest mizerny. Marne kilka aren i jeszcze parę do odblokowania. W sumie brakuje mi generatora plansz z Worms 3D. Przynajmniej byłaby większa różnorodność...

Same mapy w tym tytule są za to ogromne. Tak na moje oko z jakieś 2-3 razy większe niż to, co oferuje Worms 3D.

AI wypada lepiej niż w Worms 3D. Wszystkie poziomy znają podstawy w przeciwieństwie do tych z poprzedniej części i nie widziałem takich przebłysków głupoty jak tam. Zauważyłem jednak, że tutaj też to występuje. Oto przykład:

To zupełnie, jakby Remus powiedział: „Walić to, życie jest do bani. Idę się zabić.”

Rozbraja mnie również, jak komputer steruje super-hipopotamem. Nigdy nie robi tego prostą drogą, tylko musi robi jakieś zawijasy. Bez sensu. Co przypomina mi, że gołąb samonaprowadzający też wypada tu głupio. Ten z 3D jest znacznie lepszy.

Zastanawia mnie jednak, dlaczego nie mogę podejrzeć, co zbierze mój sztuczny przeciwnik. Jak ja zbiorę skrzynkę, to widzę jej zawartość. Ale nie u AI.

No i sam gameplay. To chyba najgorsza część. A przynajmniej to najgorzej wypadająca rzecz na tle reszty odsłon 3D. Już na starcie mogę powiedzieć, że bazooki i granatów lepiej nie używać. To w jaki sposób działają te bronie w Worms Forts, to obraz bólu i rozpaczy. W Worms 3D, kiedy celujesz z bliskiej odległości (oczywiście bez przesady) w robala z bazooki i ustawiasz siłę wystrzału na max, to pocisk trafia prosto w niego. Ale w Worms Forts zrobienie tego samego skutkuje tym, że pocisk przelatuje tuż przed nosem przeciwnika i wybucha gdzieś dalej. Granaty wcale nie są lepsze. Nie wspominając już o tym, że nie mają zapalnika, więc nie wiesz, kiedy wybuchną i musisz zdać się na żywioł. Z ognistą pięścią również musisz być BARDZO precyzyjny. Więc trudno. Byłoby fajnie używać tych broni, ale nic z tego. Inną rzeczą, którą nie mogę zrozumieć, jest proporcjonalność obrażeń zadawanych robalowi przez daną broń do obrażeń zadawanych nią budowli. Dla przykładu: bazooka zadaje 55 punktów obrażeń przeciwnikowi, a budowli z jakieś 20. OK. Ale katapulta z kolei zadaje budowli z jakieś 200-300 punktów obrażeń, a robalowi marne 75. Wydaje mi się to trochę dziwne. I tak. Wiem, że zaraz ktoś mi powie, że to czepianie się na siłę. Ale dla mnie było to dziwne również, gdy byłem młodszy. Brakuje mi możliwości ustawienia pojedynku AI vs AI. Wiem, że to taka kosmetyka, ale fajnie było popatrzeć sobie na takie mecze w Worms 3D i Worms 4. Tutaj, żeby to zrobić, potrzebuję jednej drużyny sterowanej przez człowieka i skapitulować w pierwszej turze.

Zapomniałem wspomnieć o jednej rzeczy. Animacje używania broni wyglądają świetnie. Szczególnie używanie dla przykładu katapulty. Mój jedyny zgrzyt byłby taki, że dodatkowo wydłużają one już i tak długi czas rozgrywki. Tutaj zdarzało się, że mecze trwały ponad pół godziny. Zależy od ilości drużyn oraz ich doświadczenia.

Aczkolwiek dość ciekawie prezentuje się sama koncepcja budowania fortów. Na każdej mapie znajdują się tak zwane pozycje kluczowe. Od posiadanej ich ilości zależy, jak potężne budowle będziesz mógł tworzyć. Idzie za tym w parze możliwość używania coraz bardziej niebezpiecznych broni. Trzeba mieć jednak na uwadze również przeciwnika, bo on też będzie starał się zbierać pozycje kluczowe i zabierać ci twoje.

Gra oferuje ci wskazówkę: aby wykorzystywać Belki jako tarczę dla swoich budowli. Moim zdaniem można ją spokojnie olać. Bo po co w ogóle tego czegoś używać? Nie dość, że kończy nam turę, to jeszcze nie gwarantuje bezpieczeństwa naszych budynków. Tym bardziej, jeśli twój przeciwnik jest niesamowicie celny.

Ma również najkrótszą kampanię: 20 poziomów. Dzieli się na cztery okresy: starożytny Egipt, starożytną Grecję, Orient i Średniowiecze. Aczkolwiek te okresy mają własne historie. W Egipcie jesteś czeladnikiem Seta i musisz pokonać Faraona. Kampania grecka to swego rodzaju parodia wojny trojańskiej. Parys porwał Helenę i zabrał ją do Troi, a my musimy ją ocalić. Kampania orientalna obraca się wokół walki z Mongołami. No i jest jeszcze średniowiecze i król Artur. Tej kampanii nigdy nie ukończyłem. Pokonała mnie misja nr 16. I nie czuję motywacji, aby próbować kolejny raz.

No i mam takie jedno pytanie: o co chodzi z tym paskiem z prawej strony? Kiedy ja jeszcze grałem w Worms Forts (a było to z jakieś kilka lat temu), nie miałem czegoś takiego, ale na niektórych materiałach z tej gry na YT widać kawałek panelu uzbrojenia, kiedy jest on rzekomo schowany.

Muzyka jest jak dla mnie słabsza niż w Worms 3D, ale też niczego sobie. Szczególnie chociażby ten egipski utwór.

No i może też utwór orientalny.

To jedyny tytuł, w którym robale mogą wykonywać podwójne salto. Co pozwala mi przypuszczać, że miał służyć głównie wchodzeniu na najwyższe budowle (cytadele).

Gra raz mi się przynajmniej wywiesiła podczas rozgrywki online. Zrobiła to w trakcie powtórki, na której z sukcesem trafiłem we wrogi budynek. Z perspektywy czasu zastanawiam się jednak, czy na pewno była to wina gry czy może raczej mojego sprzętu.

Podsumowując, nie jest to dla mnie crap, ale do miana dobrej gry trochę mu brakuje. Najbardziej bolą chyba same ograniczenia, jakie stawiają twórcy, jak również i korzystanie z podstawowych broni typu bazooka oraz granat. Myślę, że dałbym tej grze w granicach 7-7.5/10.

 

Worms 4: Totalna Rozwałka

Tytuł jest powrotem do tego, czym było Worms 3D. Tak więc zasady są identyczne jak w tamtym tytule.

Stylistycznie stoi dla mnie nieco niżej od Worms 3D, ale podoba mi się bardziej rozbudowana możliwość ubierania swojej robaczej drużyny. Teraz już nie tylko nakrycie głowy, ale także i okulary, wąsy oraz rękawice. Skoro o tym wspominam, to Worms 4 jest chyba jedyną znaną mi grą, gdzie możesz ubrać swojego robaka za Adolfa Hitlera, wrzucić to na YouTube i nie ponieść żadnych konsekwencji.

Pod względem audio jest to według mnie najsłabsza część. Nie był zły, ale nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia. Po prostu sobie był. Tak naprawdę zapadła mi mocno w pamięć tylko jedna, może dwie, w porywach trzy utwory. Najlepszy był jak dla mnie motyw prehistoryczny.

Gameplay naprawia błędy poprzednika i prezentuje się jak odświeżona wersja tego, co było w Worms 3D. Całość wydaje mi się bardziej dynamiczna. Robale szybciej reagują również na komendę skoku, robiąc to niemal natychmiast. W poprzednich częściach robiły to z około 0,5-1 sekundowym opóźnieniem. Zwiększono moc broni typu bazooka i granat, dzięki czemu można nimi atakować na większe odległości niż w Worms 3D. Podejrzewam, że próbowano osiągnąć to również w Worms Forts, ale tam wyszło to słabo.

Lina jest bardzo ciekawym narzędziem. W Worms 4 oprócz bycia jednym ze środków transportu (tak nawiasem mówiąc, w Worms 3D pro-gracze korzystają do tego celu tylko jej, a jej używanie było tam fenomenalne) pełni też inną rolę. Można za jej pomocą przyciągać do siebie obiekty takie jak: miny, beczki i skrzynki. Ciekawy dodatek, ale według mnie nie ma jakiegoś wielkiego praktycznego znaczenia (ja rzadko z niego korzystałem).

Kampania dzieli się po raz kolejny na cztery części, ale tym razem mamy je uplecione w jedną historię. W zasadzie zaczyna się ona od ośrodka treningowego, gdzie poznajemy profesora, który będzie nam towarzyszył przez większą część podróży. Tutaj jednak różnorodność misji jest nieco słabsza i łatwiej o monotonię. W zasadzie w większości misji musimy wyeliminować wrogów.

Tytuł po raz kolejny przywraca możliwość tworzenia drużyny składającej się z 6 robali i zakładania sojuszy. Wciąż jednak może na jednej mapie w tym samym czasie być ich tylko 16. Nowością jest tworzenie własnego uzbrojenia. Jest jednak pewien haczyk. Broń nie może zostać uznana za zbyt potężną albo gra nie pozwoli nam na jej stworzenie. Według mnie jest to dość poważne ograniczenie. Fajnie byłoby stworzyć coś na wzór magicznego pocisku z Worms Armaggedon albo Worms World Party (nie pamiętam, gdzie dokładnie to było), bo takiej broni mi akurat brakuje w odsłonach 3D. Ale nawet, gdyby się udało, byłaby to naprawdę słabiutka broń. Więc nie wiem, czy byłby w ogóle sens. Team17 nie zezwala na kreatywność. Pfff…

Dodatkowo w pamięć mi zapadł bardzo fajny glitch. Potrzebna jest do jego wykonania mikstura Ikara. Ponieważ grałem na PC, będę używał tamtejszej klawiszologii. Najpierw wybierasz miksturę. Potem najeżdżasz kursorem na broń, której chcesz użyć i klikasz prawym przyciskiem myszy. Później natychmiast wypijasz miksturę i wybierasz daną broń. Efektem tego jest niesamowity armaggeddon. Musisz jednak uważać. Przy niektórych broniach powoduje to wysypanie się gry do pulpitu.

W grze widziałem po raz kolejny generator losowych plansz, ale był on beznadziejny (jeszcze bardziej prymitywny niż ten w Worms 3D). Może mi się tak wydaje, bo się nim zbytnio nie bawiłem, ale wydawało mi się, że zawsze generował mi jedną i tą samą mapę.

Wspominałem o jednym mankamencie komputerowego przeciwnika. Podczas walk lepiej nie ustawiać nieograniczonej ilości nalotów. Zauważyłem, że komputer namiętnie z tego korzysta.

A. W Worms 4 nie ma też polskiego banku słówek, w przeciwieństwie do dwóch poprzednich omawianych przeze mnie części.

Animacje wypadają bardzo fajnie. Podoba mi się chociażby jak wyraz robali jest zależny od tego, kto do nich strzela: sojusznik czy wróg.

Worms 4 ogólnie jest całkiem fajną grą z paroma fajnymi innowacjami i poprawioną mechaniką. Problemy też są, ale nie są one na tyle poważne, abym czuł z ich obecności jakiś szczególny dyskomfort.


Podsumowując, mój osobisty ranking trójwymiarowych odsłon robaków wypada następująco:

  1. Worms 3D
  2. Worms 4
  3. Worms Forts

W Worms 3D spędziłem mnóstwo czasu zarówno offline, jak i online. To było jedno z najważniejszych doświadczeń w moim growym życiu. Głównie z powodu tego, co można było tam robić oraz fajniejszej stylistyki (subiektywnie) ta odsłona jest u mnie wyżej. Ale Worms 4 praktycznie depcze mu po piętach. Dość nachalnie.

Do odsłon 2D nic nie mam. Sam miałem styczność z Worms Armaggeddon i Worms World Party. Były fajne, ale za krótko w nie grałem, żeby móc się z nimi w jakiś szczególnie duży sposób zżyć. Poza tym nie jestem pewien, czy wciągnęłyby mnie na tyle godzin, na ile zrobiły to te odsłony. Była jeszcze dość słaba komórkowa gra Worms: A Space Oddity i Worms: Open Warfare 2, która była lepsza, ale mimo wszystko mnie nie porwała. A Worms W.M.D? No nie wiem, chyba wolę stylistykę starszych odsłon...

Oceń bloga:
0

Komentarze (13)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper