Mam już dość słuchania o "indykach"

BLOG
1784V
Roger | 26.08.2013, 12:28

Branżę gier wideo czeka wkrótce kolejny historyczny moment. Gracze niecierpliwie wyczekują już platform kolejnej generacji zacierając rączki na myśl o nowych, zapierających dech w piersiach produkcjach. I dla mnie wejście na rynek każdej nowej konsoli wiąże się z ogromną ekscytacją. 

Czekam na nowego Wiedźmina, ślinię się na inFamous: Second Son, DriveClub, Watch Dogs i Dead Rising 3. Nie mogę doczekać się na to, co na next-genach pokaże nam Naughty Dog. Jest jednak jedna rzecz, która zaczęła mnie irytować. Rozumiem doskonale, że twórców niezależnych trzeba wspierać. Małe studia często kierowane przez geniuszy potrafią tworzyć niewielkimi środkami takie perełki jak Limbo, Braid czy Flower. Odnoszę jednak wrażenie, że twórcy indie zaczynają trochę przeceniać swoją rolę. Jakby tego było mało, zarówno Sony jak i Microsoft serwują nam festiwal lizania tyłków niezależnym studiom w momencie,m gdy na horyzoncie majaczą już next-geny. Czy to dla takich gier kupimy PS4 i Xboksa One? Niekoniecznie. Apogeum tego zjawiska była konferencja prasowa Sony na gamesomie, gdzie zamiast nowych , niesamowitych tytułów, zapowiedziano całą masę indyków skupiając na tym lwią część eventu.

 
Co rusz czytamy  zapewnienia gigantów rynku jak kochają twórców indie, ci z kolei poczuli wiatr w żaglach i gdzie tylko mogą wtrącają swoje trzy grosze. Stali się swoistymi celebrytami, mają swoje 5 minut. Oczywiście doceniam ich pracę, ale mam wrażenie, że w dość sztuczny sposób zostali wyniesieni na piedestał i wcale nie zamierzają z niego schodzić. To już nawet nie trend - to moda. Rozmawiając z ludźmi z branży nie wypada wręcz powiedzieć złego słowa na temat niezależnych twórców, bo jest to traktowane jak gafa. Producenci indyków urośli do miana ofiar systemu, traktuje się ich jak mentorów, jednostki, które postanowiły walczyć z korporacyjnymi zasadami. A prawda jest taka, że oni również chcą zarobić na swojej pracy i zazwyczaj nie robią tego charytatywnie. Co więcej - tylko niektórymi z nich należą się splendory, bowiem tak jak w przypadku dużych producentów, są studia, które tworzą gry ponadczasowe i są też takie, które odwalają pańszczyznę.  

 
Doskonałym przykładem tej całej megalomanii jest Phil Fish, twórca FEZ, który obraził się na cały świat ze względu na nieprzychylne komentarze dziennikarzy i stwierdził, że nie zrobi kontynuacji gry. Petycje graczy proszące, aby jaśnie wielmożny pan zmienił zdanie uważam za żałosne. Jakby nie było jest to jego praca, więc takie podejście jest po prostu dziecinne i nieprofesjonalne. Równie dobrze po krytyce na forum mógłbym obrazić się na czytelników i stwierdzić, że nie zrobię już żadnej recenzji. W moim mniemaniu wielu tych pseudoartystów próbuje na siłę kreować swój indywidualizm, co z kolei nasuwa mi skojarzenia z hipsterami. 
 
Nie zrozumcie mnie źle - kocham "indyki", zwłaszcza te tworzone z pasją i pozwalające zapomnieć na kilka godzin o bożym świecie. Od konsol kolejnej generacji nie oczekuje jednak zalewu gierek z PSN i Xbox Live. Oczekuje zapierającej dech w piersiach grafiki, jeżącej włos na głowie ścieżki audio, dopracowanej rozgrywki, stałych 60 klatek na sekundę i pomysłów, które zrewolucjonizują poszczególne gatunki stając się przykładem dla potomnych. A "indyki" niech zostaną tam, gdzie ich miejsce. 
Oceń bloga:
0

Komentarze (32)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper