GTA Chinatown Wars - Pamiętnik Huang Lee

BLOG
628V
Sephrio | 21.02.2014, 11:30
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Jeden z tytułów, które ostatnio ogrywam na psp..

Napisałem historię o losach w GTA Chinatown Wars wcielając się w Huang Lee. Dodam że w tej historii prawie nie ma spoilerów. Są tu wspomniane absurdy gry i jej elementy.

 

O poranku budzi mnie strzał za oknem, ktoś krzyczy, krzyczy i ponowny strzał go ucisza..  Nie wychylam głowy za okno, by przypadkiem nie wpaść w oko jakiemuś zbirowi. Kieruje się w dwa kroki w lewo, by zajrzeć do lodówki. Lecz po chwili przypomina mi się że zostałem tydzień temu okradziony. Więc o pustym żołądku kieruje się krok w prawo do laptopa, przejrzeć maile. Może jakaś oferta pracy się pojawi od znajomego z restauracji, który wszystko widzi i podsłuchuje każdą rozmowę. Każdego klienta, który u nich zamawia makaron, gdy specjalnością dnia jest ryż z keczupem zamiast sosu. Przyszła jakaś wiadomość, w której jakiś głupek napisał "to jest spam?", co za ludzie.. Żona i dzieci ich chyba w domu nie słuchają, że piszą po obcych ludziach takie coś. Ubrałem się, i zabrałem kij bejsbolowy, by udać się po gazetę. Dzielnica jest niebezpieczna, więc zamknąłem dom naciskając X na klamce. Ten przycisk, zabezpiecza cały mój dom, zamykając każde drzwi, okna i klapę od sedesu. Nikt się nie włamie, do domu, który nic mnie nie kosztował. Wystarczyło tylko przyjechać do nowego miasta, a dom dają za darmo.

 

Na dworze rozejrzałem się dookoła nie dostrzegłem, nigdzie żadnego kiosku. Z daleka zauważyłem jednak jakiś sklep. Więc pomyślałem a pójdę, mimo że staram się je unikać, bo te często mają kolejki. Stojąc dłużej w takiej kolejce ma się szansę stać świadkiem napadu, ma się szansę stracić całe pieniądze i dostać strzał w ryj. Lecz ten sklep przykuł moją uwagę, ze względu na to że na chodniku były światełka w kształcie strzałki, które prowadziły do budynku. Pomysłowe, lecz ciekawe na jakiej zasadzie działają skoro dość mocno świecą w dzień. W środku kasjer miał głowę za półką i nie było widać jego twarzy, lecz było słychać jego wysoki głos "Co podać panie?".  Wziąłem swojego ulubionego szmatławca i ze dwie zdrapki, myśląc że może tym razem wygram 3000 $, zdrapywałem jakimś kółeczkiem przy ladzie. Rozmyślając, ile to ja już wydałem, i czy to ma jakiś sens. Więcej chyba już przegrałem niż wygrałem. Ooo wypadło 200 dolarów, świetnie się dzień rozpoczął. Wychodząc jakoś tak dziwnie nikogo nie było na ulicy i po kilku korkach cała okolica zaczęła mrugać na niebiesko i czerwono, a mnie prawie rozjechał wóz policyjny. Nie wiedząc co się stało, zostałem zawieziony na posterunek. Po czym wypuszczony bez wyjaśnień, i gazetę mi zabrali...

 

Był już wieczór ja stałem przed komendą, myśląc w której części miasta jestem. Nie kojarzę tej okolicy, są tu lampiony, jakieś karteczki na sznurkach. Okolica wygląda jakby tu była jakaś impreza. Wyjąłem swoją konsolę, by sprawdzić na GPSie gdzie teraz jestem. Odnalazłem swój dom, okazało się że jestem dwadzieścia ulic od domu. Wziąłem oddech i udałem się w drogę powrotną do domu. Nagle usłyszałem wybitą szybę, pobiegłem zobaczyć z ciekawości co tam tam się dzieje. Okazało się że ktoś z czerwonym znaczkiem nad głową próbuje napaść na bank. Z początku próbowałem odejść, myśląc sobie że to mnie nie dotyczy. Lecz gdy zauważyłem nagrywającą mnie kamerę. Miałem obawy czy nie zostanę posądzoną o współudział, więc wziąłem leżącego przy budynku kija, bo mój własny zabrali panowie policjanci. Podszedłem do gościa, i machnąłem mu kilka razy po plecach i widziałem już policję, która jechała z oddali. Pewien detektyw od raz się na mnie rzucił, lecz ja powiedziałem że wszystko jest na kamerach. Z początku nie chciał mi uwierzyć, lecz po przejrzeniu taśm wypuścił mnie, mrucząc coś tam pod nosem.

 

Wróciłem już do domu i dostałem wiadomość od wuja że chciałby mnie zobaczyć. Ja spoglądając w kalendarz zastanawiam się na kiedy by się zapowiedzieć. Ale na każdej stronie kalendarza widniały tylko procenty. Więc powiedziałem że wpadnę jutro i poszedłem spać. Nazajutrz ponownie obudziły mnie strzały, lecz tym razem chyba komuś skończyły się naboje w magazynku i kieszeni, bo ktoś zdążył zbiec. Po kilku minutach koło domu pojawiły się gliny. Ja wychodząc ze swojego mieszkania ponownie natknąłem się na detektywa. Powiedział  "znów coś się dzieje i ty jesteś na miejscu". Zignorowałem kolesia i udałem się na wizytę do wuja. Ten bardzo się ucieszył gdy mnie zobaczył. Rozmawialiśmy chwilę przy sake, o starych czasach, wuj co chwilę się zawieszał z powodu starości. Biedaczek już nie wszystko pamiętał, dobrze że choć wiedział co ode mnie chce. Poprosił mnie o przekazanie paczki swojemu koledze, który mieszka na wyspie.  Powiedział też że to zlecenie trzeba dzisiaj wypełnić i w porcie czeka już na mnie łódź. Udałem się więc tam, po drodze patrząc na może nie dostrzegłem żadnej łodzi i żadnych rybaków, fanów wodnego transportu, nikogo. Nigdy nie prowadziłem łodzi, ale po odpaleniu silniku, poczułem ulgę że to takie proste. Nagle na morzu zaroiło się od łódek, skuterów i pontonów, jakby wypłynęli spod wody. Zrobiły się niezłe korki, a to nie była jeszcze pora zenitu, gdy wszyscy ludzie wracają po pracy. Jakoś się tam przecisnąłem, omijając slalomem każdego, na szczęście bez zarysowania.

 

Będąc na wyspie przywitał mnie pan, któremu miałem przekazać towar. Udaliśmy się w miejsce, w którym było mniej ludzi. Tam podając mu paczkę, ta wyśliznęła mi się z ręki, i na ziemi rozsypał jakiś biały proszek, chyba to była mąka. Gościu wyjął broń, więc chyba to jednak nie była mąką, sprzedałem mu dwa kopniaki i uciekłem. Dostałem maila od znajomego żeby przyjść w okolicy garażów w Liberity City. Powróciłem, lecz z portu brakowało mi już tylko podwózki, więc wybiłem szybę w pobliskim aucie zaparkowanym na parkingu. Wykręciłem cztery śruby, i połączyłem kabelki, dobrze ze zrobiłem to dość szybko, bo mógłby się włączyć alarm. Gdy się zjawiłem na miejscu, zauważyłem że do mojego przyjaciela przyczepił się pewien typ w okularach. Krzyknąłem "ty tam puść go" i wtedy on do niego strzelił, wyjmując zza kartonu miniguna, zaczął strzelać na oślep. Był tak nakręcony adrenaliną, że nawet nie próbował celować, i gdy strzelił 2 metry ode mnie w samochód, który wybuchł. Ja wyjąłem spluwę i strzeliłem mu prosto w te jego piękne okulary.

 

Gdy pojawiła się karetka, ukradłem ją, bo wiem jak ci potrafią jeździć, zanim ktoś dojedzie to zginie. Skróciłem drogę przez park,  przez jakieś alejki, rozjechałem jakieś kartony przy drodze. Przywaliłem w jakiś samochód, nagle tętno mojego zioma, zaczęło spadać, zacząłem go tracić. Jedną ręką kierowałem, drugą pompowałem w niego z powrotem życie za pomocą defibrylatora. Pojawiał się puls, lecz po chwili znów znikał. Traciłem nadzieję czy uda mi się go zawieźć na czas, umierał i wracał do życia kilka razy. Przed bramą dziwnie na mnie spoglądali, pytając gdzie lekarze. Wyjąłem broń, mówiąc zabierzcie go, albo was zastrzelę. Zabrali a ja udałem się do wuja, powiedzieć że paczka dotarła, ale odbiorca nie żyje. Wuj był wściekły, i mówił że lada dzień może zjawić się w jego domu koreańska mafia. Powiedział bym poszedł do domu i już mu się na oczy nie pokazywał. I tak zrobiłem, ze swoją pamięcią na pewno zapomni. Następnego dnia znów słychać strzały, nie ta historia się nigdy nie skończy, więc tu jej koniec.

 

 

Zabrania się kopiowania całości lub części tekstu bez mojej zgody.

 

Napisałem to wcześniej na ppe.pl

Oceń bloga:
0

Komentarze (1)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper