Fabuła w grach FPS - marzenia ściętej głowy?
Mam tę przyjemność, że ogrywam właśnie Battlefielda 4. Pomimo, że wiem, że kampania jest w tego typu strzelankach dorzucona na siłę, to zawsze, ale to zawsze kończę ją przed wbiciem w multi. Po skończeniu trybu dla pojedynczego gracza w najnowszej produkcji szwedzkiego studia DICE, poważnie zastanawiam się, jaki jest sens wrzucania takiego trybu w grze nastawionej stricte na rozgrywkę sieciową.
Pochłania to niepotrzebną ilość pieniędzy, czasu na developing, pracy przeznaczonej na dubbing, a ile ludzi skończy taką kampanię? Mam znajomych, którzy grają w Battlefielda 3 od dwóch lat i nawet nie włączyli kampanii, za to naginają w multi po 3-4 godziny dziennie. Zrobiłem research wśród znajomych, którzy zakupili Battlefield 4 – nikt z nich nie ukończył kampanii, ba, tylko jedna osoba włączyła ten tryb, ale nawet nie skończyła pierwszej misji.
Swego czasu na jednym z nagrań podcastu Input Lag dywagowaliśmy nad tym zjawiskiem i doszliśmy do wniosku, że jedyne rozwiązanie korzystne dla odbiorcy końcowego, to sprzedawanie gry w trzech pakietach – Sama kampania, sam tryb multi i pełen pakiet. Jeśli ktoś chce ograć singla, proszę bardzo, niech go sobie kupi za powiedzmy 50 zł. Wydaje mi się to odpowiednią kwotą za grę, która pochłonie maksymalnie 4-5h mojego życiorysu, a jednocześnie nie da deweloperowi uczucia, że jego praca poszła na marne.
Hardkorowcy, którzy od razu rzucają się w multi i nie wychodzą z niego do czasu wydania następnej odsłony ich kochanej gry, zapłacą mniej, a jednocześnie dostaną to, na czym im zależy i nie będą czuli się naciągani na tryb, z którego nie skorzystają ani razu. Utopijne rozwiązanie, bowiem wydawca nie zgodzi się na taki obrót sprawy, bo wiadomo – kasa kasa kasa kasa. Jeśli ludzie kupują strzelanki za pełną cenę, to po co to zmieniać?
I tak dalej będziemy dostawać robione na szybko kampanie, które są nudne jak flaki z olejem, a których fajerwerki widzieliśmy już na zwiastunach. Po co je kończę? Z szacunku dla tych, którzy musieli ją robić. A może to nie szacunek, a zwyczajnie jest mi ich żal? Gdybym pracował w DICE, a szef kazałby mi pracować nad kampanią dla pojedynczego gracza, podczas gdy reszta zespołu pracuje i bawi się w multi [bo przecież trzeba testować], to chyba bym się popłakał.
Czasami wydaje mi się, że do prac nad kampanią deleguje się emerytów, stażystów, praktykantów, woźnych i Panią Jadzię, bo przecież trzeba dbać o zapas kawy dla programistów i koderów. Zastanawiam się, czy jestem jedynym masochistą, który sprawdza kampanię, przed wbiciem do multi, nawet jeśli wiem, że będzie ssała po całości i to nie ona stanowi trzon rozgrywki za którą płacę pełną cenę.