Pamiętnik Początkującego Łowcy #3

BLOG O GRZE
280V
Pamiętnik Początkującego Łowcy #3
DawidThePlayer18 | 27.04.2018, 20:10
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Kolejne próby pokonania Anjanatha, polowanie na Starszego Smoka, Zoraha Magdarosa oraz nawiązywanie nowych przyjaźni w Asterze to wydarzenia, o których opowiem w trzecim już wpisie do mojego pamiętnika. Przygotujcie się na kolejny zestaw niezwykle emocjonujących opowieści z Nowego Świata.

Część III: Polowanie na Starszego Smoka

Nie było czasu do stracenia. Wstałem wypoczęty i gotowy do podjęcia kolejnej próby. Wiedziałem już, czego się spodziewać, więc tym razem powinienem dać radę. Uzupełniłem sakwę niezbędnymi przedmiotami, zajrzałem do kowala, który pomógł mi ulepszyć ekwipunek, zafundowałem Karen nową broń, przywitałem się ze świnką i odwiedziłem Przewodniczkę w Kantynie. Ponownie wybrałem zlecenie na Anjanatha i ruszyłem w teren z przekonaniem, że będzie to nasze ostatnie spotkanie. Musiałem w końcu wyeliminować zagrożenie, jakie ów potwór stanowił dla Astery.

Dotarłem do obozu w Starodrzewie i od razu pobiegłem przed siebie, nie chcąc tracić cennego czasu. Wtem zatrzymała mnie Przewodniczka proponując przygotowanie posiłku, który zwiększy moją skuteczność w walce. Uznałem, że na tym etapie warto skorzystać z każdej formy pomocy i zgodziłem się. Chwilę potem zajadałem się przepysznym daniem, czując przy tym nagły przypływ energii. Podziękowałem i ruszyłem za świetlikami zwiadowczymi do gęstej dżungli. Przedzierając się przez bujną roślinność zauważyłem dobrze znany mi ogon. Postanowiłem rozpocząć zabawę atakiem kinsekta, więc wypuściłem go w stronę napotkanego potwora i wybiłem się w powietrze lądując na grzbiecie Anjanatha. Zaskoczona bestia nie wiedziała, co się dzieje, gdy otrzymywała kolejne ciosy w gębę. Szybko padła na ziemię i przyjęła serię potężnych razów w brzuch. Kiedy zwierzę wstało zacząłem zachowywać się ostrożniej, unikać jego szarży i atakować tylko wtedy, kiedy miałem pewność, że nie ryzykuję straty życia. Taktyka ta pozwoliła mi bez większych problemów przebrnąć przez pierwszą fazę walki. Anjanath uciekł, a ja niezwykle zadowolony z siebie naostrzyłem broń i pobiegłem za nim. Nie ma to jak udany początek polowania.

Podczas śledzenia bestii starałem się nie tracić skupienia. Będąc zbyt pewny zwycięstwa często opuszczałem gardę w najmniej odpowiednim momencie, co skutkowało rychłą porażką. Dziś jednak nie mogłem sobie na to pozwolić. To już nie była wyłącznie kwestia ochrony bazy, lecz także sprawa osobista, konflikt pomiędzy mną, a bestią, która jako pierwsza powstrzymała mnie przed wykonaniem zadania. Wkrótce doszło do kolejnego spotkania. Potwór najwidoczniej zrozumiał, że tym razem to on jest ofiarą i zaczął ziać ogniem stosując jednocześnie wyraźnie agresywniejsze ataki. Oznaczało to, że sprawa robi się poważna. Znów znalazłem się w sytuacji, gdzie jeden mały błąd mógł zakończyć całą zabawę. Korzystając z okazji wypuściłem kinsekta prosto w pysk Anjanatha i zacząłem unikać jego niebezpiecznych szarży. Najsensowniejszym rozwiązaniem okazało się zwykłe omijanie kontaktu z częściowo opierzonym cielskiem i przeczekanie wyzwolonej w nim furii. Po jakimś czasie potwór zmęczył się, więc wkroczyłem do akcji. Szybka seria cięć glewią uspokoiła przeciwnika, który niezbyt pewnym krokiem zaczął oddalać się w kierunku legowiska. Byłem już bardzo blisko zwycięstwa. Teraz wystarczyło poczekać, aż zwierzyna zaśnie i nie pozwolić, by kiedykolwiek opuściła swój dom. Coś jednak skłoniło mnie do wybicia się w powietrze i wyprowadzenia jeszcze jednego ciosu. Tak oto, zmęczony walką Anjanath został pozbawiony ogona.

Okaleczony stwór dotarł wreszcie do legowiska, gdzie miał ostatecznie pożegnać się z Nowym Światem. Ułożył się wygodnie i natychmiast zasnął. Ja natomiast przygotowałem broń, wszelkie przydatne mikstury i rozpocząłem ostatnie starcie z problematyczną kreaturą. Kilka dobrze wymierzonych cięć dzieliło mnie od udowodnienia sobie własnych umiejętności oraz uratowania Astery. Anjanath niewiele miał już do powiedzenia. Przyjmował tylko kolejne ciosy czekając na koniec. To była moja chwila, moment zwycięstwa, którym zamierzałem cieszyć się jeszcze długo po powrocie do bazy. Nigdy wcześniej nie czułem podobnej determinacji. Wtem, potwór padł, a mnie opanowała niewyobrażalna satysfakcja. Przez dłuższą chwilę nie mogłem wyjść z podziwu jak sprawnie poradziłem sobie z tym, wydawać by się mogło trudem. Najwidoczniej ostatnio miałem gorszy dzień. Gdy już ochłonąłem zebrałem wszystkie możliwe do wycięcia materiały i wróciłem do Przewodniczki.

Nie dane mi było jednak zbyt długo świętować zwycięstwa. Anjanatha miałem już za sobą, ale stanowił on dopiero wstęp do znacznie bardziej skomplikowanego zadania. Skoro bazie nie groził już żaden stwór nadeszła pora, aby wyruszyć na długo przygotowywane polowanie. Polowanie na Zoraha Magdarosa. Ponownie więc przygotowałem się najlepiej jak mogłem i wszyscy razem udaliśmy się w miejsce, gdzie ów Starszy Smok miał wkrótce zawitać. Nie będę ukrywał, że poddawałem w wątpliwość powodzenie misji, ale nawet jeśli Zorah zdołałby uciec to emocje związane z samym podjęciem próby były warte całego zachodu. Rozstawienie odpowiedniego sprzętu zajęło nam bowiem całą noc, a potwór miał zjawić się już o świcie. Godziny dzieliły mnie od doświadczenia jednego z najwspanialszych przeżyć, jakich można doznać w karierze łowcy.

Zorah nie kazał na siebie zbyt długo czekać. Z samego rana objawił nam się w całej okazałości. Od razu przystąpiliśmy do ataku, używając licznych dział i balist. Musieliśmy najpierw osłabić bestię, co nie stanowiło większego problemu, bowiem potwór nie był na razie w stanie nas dosięgnąć. Kroczył jedynie powoli w naszą stronę przyjmując obrażenia ze wszystkich stron. Po jakimś czasie bestia zbliżyła się i została spętana. Kontynuowaliśmy atak do momentu, aż Zorah przebił się przez pierwszą rozstawioną przez nas barykadę. Wtedy przyszła pora na etap dosiadania. Za transport posłużyły nam wiwerny, co znacznie ułatwiło dostanie się na grzbiet Starszego Smoka. Na miejscu otrzymaliśmy rozkaz odnalezienia i zniszczenia magmowych rdzeni, będących słabymi punktami Magdarosa. Brzmi banalnie, zwłaszcza, że jedyną przeszkodę stanowiła magma wylewająca się z ów rdzeni. Szybko je zlokalizowaliśmy i przystąpiliśmy do "osłabiania" przeciwnika. Wtem, na niebie pojawiła się tajemnicza, ciemna sylwetka. Niewątpliwie był to jakiś potwór, ale jaki? Tego żaden z nas nie był w stanie ustalić. Okazało się, że wylądował on... na grzbiecie Zoraha Magdarosa. Wiedziałem, że dowództwo nie pozwoli nam po prostu tego zignorować i wkrótce otrzymaliśmy nowe zadanie.

Niespotykana wcześniej bestia wyglądała na bardzo niebezpieczną. Taka też była, bowiem gdy tylko zjawiliśmy się w jej polu widzenia ta ruszyła w naszą stronę z wyraźną chęcią mordu. Kilka ciosów wystarczyło, by powalić doświadczonego łowcę, a co dopiero świeżaka mojego pokroju. Co prawda, ubiłem niedawno grasującego w Starodrzewie Anjanatha, ale przy bestii, którą widziałem w akcji na grzbiecie Zoraha był on niczym więcej, jak niezbyt groźnym Wielkim Jagrasem. Mimo to, dzielnie próbowałem przegonić nieoczekiwanego gościa. Nie mieliśmy przecież całego dnia na złapanie Starszego Smoka.

Walka trwała, gdy nagle Zorah zaczął uwalniać się z trzymających go więzów. Czasu było coraz mniej, a przeszkadzający w odpowiednim przeprowadzeniu operacji potwór nie ustępował. Chciałem zasugerować odwrót, lecz wtedy pojawił się on - łowca z Pierwszej Floty. Właśnie kogoś takiego potrzebowaliśmy. Znacznie bardziej doświadczony wojownik bez większych przeszkód pozbył się problemu w widowiskowym, acz dość krótkim pojedynku. Jeden problem z głowy. Został Starszy Smok, który właśnie się wyswobodził i zaczął przebijać przez drugą, ostatnią barykadę. Nie było już szans go zatrzymać, więc wszystko, co nam zostało to ratować się przed upadkiem z jego grzbietu. Na szczęście nikt nie ucierpiał, choć znaczna część drużyny wydawała się bardzo zawiedziona porażką. Cóż, ja z góry zakładałem, że ów zadanie ma nikłe szanse powodzenia, jednak co przeżyłem to moje. Gdy Magdaros zniknął nam z pola widzenia zaczęliśmy zbierać się do powrotu.

W Asterze otrzymaliśmy zaproszenie na kolejne zebranie Rady. Ustalono, że ucieczka Zoraha spowodowała powstanie rozpadliny w Wielkim Wąwozie. Tam mieliśmy złapać trop Starszego Smoka, a następnie odnaleźć go i dokończyć dzieła. Jest to jednak dość odległa przyszłość, bowiem najpierw musimy zlokalizować bestię, a przede wszystkim uzupełnić zużyte podczas ostatniej próby zapasy. Kazano nam, więc udać się do Wielkiego Wąwozu i zacząć śledztwo. Nikomu jednak nie spieszyło się z organizacją kolejnej wyprawy na taką skalę, więc stwierdziłem, że zanim ponownie udamy się z Przewodniczką w nieznane poznam bliżej ludzi zamieszkujących bazę. Wkrótce miałem przekonać się, że nie był to najlepszy pomysł.

Stworzenie tego wpisu okazało się nie lada wyzwaniem, a wszystko to przez moją nagłą chęć niesienia pomocy innym. Każdy czegoś ode mnie chce. Od jakiegoś czasu to zbieranie surowców, łowienie ryb, czy łapanie określonych potworów jest moją codzienną rutyną. Uzbierało się tego tyle, że nawet nie mam czasu spokojnie usiąść, zjeść i kontynuować pamiętnika! Tak czy siak, wkrótce wyruszamy za Zorahem Magdarosem do Wielkiego Wąwozu, więc wrócę nareszcie do mojego ulubionego zajęcia - do polowania. Kolejna podróż w nieznane oznacza kolejne potwory do zbadania i ubicia, nowe surowce do zdobycia, a także następny teren do odkrycia. Tymczasem jednak pozostaje mi zająć się ostatnio przyjętymi zleceniami dla Miauskularnego Kucharza i przygotować nową broń oraz pancerz, bo te z pewnością przydadzą się podczas nadchodzącej wyprawy, zwłaszcza jeśli na drodze miałby stanąć nam spotkany podczas polowania na Zoraha potwór.          A może po drugiej stronie Wielkiego Wąwozu czeka nas coś jeszcze gorszego?

Oceń bloga:
5

Komentarze (2)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper