Wyznanie tłustego gracza

BLOG
1882V
Wyznanie tłustego gracza
Tomasso_34 | 13.08.2018, 08:06
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Do 19 roku życia ważyłem ponad 120 kg przy wzroście 182 cm. Tak wysoka waga nie przyczyniała się do prowadzenia przeze mnie aktywnego życia towarzyskiego. Miałem swoje grono znajomych, a nowych osób nie chciałem poznawać.

Raz, że się wstydziłem, a dwa, że się bałem. Osoba z taką dużą nadwagą w nowym środowisku staje się obiektem drwin i wyzwisk. Człowiek się oszukuje, że kolejny raz usłyszenie o sobie "gruby" nie wyrządzi mu krzywdy, bo zdążył się do niego przyzwyczaić, ale prawda jest taka, że to zawsze boli. Cholernie mocno boli. Nie idzie do tego przywyknąć. 

Nie wspominam tego etapu życia, aby użalać się nad sobą, lecz aby pokazać Wam, jak w momentach największego smutku i przygnębienia gry umiliły mi życie. Chciałbym pokazać Wam, jaką mają moc. Nie tylko zapewniają rozrywkę, ale stanowią swoisty lek na zło tego świata. Mam ochotę podzielić się z Wami moją historią. Opowiem Wam o losach pulchnego nastolatka, który w momentach wielkiej rozpaczy uciekał w wirtualny świat, bo tylko tam nie był oceniany przez pryzmat swojej fizyczności. Tylko tam mógł być kimś innym. Kimś z ciałem, które nie jest obiektem szyderstw zupełnie obcych i nieznanych  mu ludzi.

Pamiętam, jak wielokrotnie zdarzało mi się wracać ze szkoły do domu ze łzami w oczach, które były wynikiem przyjęcia do wiadomości kolejnych wyzwisk związanych z moją wagą. "Tłusty", "gruby", "świnia", "prosiak" i tego typu inwektywy potrafią ranić bardziej niż uderzenia pięścią. Rany fizyczne goją się szybko. Zraniona psychika potrzebuje na rekonwalescencję znacznie więcej czasu. A i tak mimo jego upływu pozostają na niej blizny, które ciężko usunąć nawet do końca życia. Eldo w swoim utworze "Plaża" śpiewał, że "aby nie zwariować trzeba uciec w samotność." Posłuchałem go, ale nie do końca, jak to mam w swoim zwyczaju. W chwilach smutku zamykałem się sam w pokoju, ale nigdy nie byłem samotny. Miałem gry, które zabierały mnie do innych światów, gdzie mogłem przeżywać piękne przygody i gdzie nikt nie obrażał mnie jedynie z powodu nadmiaru kilogramów.

Grając w Final Fantasy VIII mogłem wcielić się w postać Squall'a Leonarth'a, aby pomóc Galbadii przejąć władzę absolutną nad światem. Byłem wysokim, przystojnym młodzieńcem. Fizycznie dzieliły nas lata świetle, ale duchowo łączyła nas jedna cecha - oboje byliśmy introwertykami, którzy nie mieli zaufania do innych ludzi. Może dlatego po dziś dzień tak dobrze wspominam długie godziny spędzone z FFVIII. Rozumiałem każde zachowanie głównego bohatera oraz motywy, jakie kierowały jego poczynaniami. Gdy analizuję tę sytuację po latach, gdy jestem już o wiele mądrzejszy, a moja sfera emocjonalna jest zdecydowanie lepiej poukłada niż gdy byłem nastolatkiem, dostrzegam jak świat gier pozytywnie wpłynął na moje życie. Dał mi wytchnienie od smutków dnia codziennego. Pozwolił też zrozumieć, że z każdej sytuacji, nawet tej najgorszej, jest jakieś wyjście. Skoro Squall dał sobie radę, to czemu ja miałbym nie dać?

Gdy ogrywałem pierwszego Tekkena skupiałem się głównie na opanowaniu w pełni postaci Paula Phoenixa. Reprezentował on wszystkie cechy, których ze świecą było szukać u mnie. Sprawny fizycznie, pewny siebie i diabelnie silny. Może był arogancki, ale zawsze chciałem być jak Paul, bo był moim przeciwieństwem. Gdy tłukłem po mordach kolejnych przeciwników wyobrażałem sobie twarze tych wszystkich osób, które kierując obelgi w moją stronę sprawiały mi tyle przykrości. Chociaż w ten sposób mogłem się zrewanżować. Dzięki temu w jakimś stopniu mogłem wyładować drzemiącą we mnie frustrację. Nie byłem najgorszy w Tekkena. W osiedlowych turniejach organizowanych w gronie znajomych szło mi całkiem dobrze. Była to pewnie kwestia tego, że poświęcałem dużo czasu na szlifowanie swoich wirtualnych umiejętności bitewnych. Powiem szczerze, że takie zachowanie bardzo pomogło mi nie zwariować. Wychodzi na to, że gry to nie tylko rozrywka i zapychacz czasu, ale także dobry środek terapeutyczny. 

Odwagę do walki z okrutnymi momentami dnia codziennego czerpałem z przygód Leona i Claire z Resident Evil 2. Można powiedzieć, że katowałem tę grę, gdyż przechodziłem ją przynajmniej raz w tygodniu za każdym razem walcząc o ukończenie danego scenariusza w jak najlepszym czasie. Takie konsekwentne granie w celu poprawy swoich umiejętności i wyników pokazało mi, że ciężką pracą można wiele osiągnąć. Jestem pewien, że nauka, którą wyniosłem z tej lekcji, zaprocentowała wiele lat później podczas mojej udanej próby odchudzania, w wyniku której zrzuciłem ok. 40 kg zbędnej masy. Miałem przy okazji tej walki z samym sobą wiele chwil słabości, ale nie poddałem się, bo wiedziałem, że małymi lecz konsekwentnymi krokami można dojść do założonego celu. Gry pozwoliły mi dostrzec tę prawdę. Dzięki nim przejrzałem na oczy. Pamiętam, jak godzinami grałem daną trasą w Gran Turismo 2, aby osiągnąć idealny czas przejazdu. Wielokrotnie człowiek ma chwilę załamania. Zaczyna wątpić czy jego zachowanie ma sens. Zadaje sobie pytanie: "po co poświęcać na grę tyle czasu?". Myśli, czy aby nie rzucić wszystkiego w kąt? Podczas odchudzania przechodzi się przez ten sam mechanizm. Zaczyna się wątpić w sukces i pragnie się uciec do starego trybu życia, bo ten zna się najlepiej, a przyszłość jest mglista i niepewna. Konsekwencja w działaniu, jakiej uczą gry, procentuje w życiu realnym. U mnie zaprocentowała poprawą sylwetki i całkowitą zmianą stylu życia.

Chwilę beztroski i zapomnienia dawały mi godziny spędzone w Ridge Racer Type 4. Była to szybka i efektowna gra, gdzie gaz dociskało się do dechy na zakrętach, a wszystkie ostre łuki pokonywało bokiem. Muzyka, piękna i kolorowa grafika działały na moje nerwy jak tabletki uspokajające z grupy inhibitorów zwrotnych serotoniny. Zdobywanie kolejnych aut poprzez wygrywanie następnych wyścigów pozwalało mi zatracić się całkowicie w świecie gry. Przypominało to stan, w który wprowadza się medytujący mnich. Z tą różnicą, że on szuka odpowiedzi na jakieś nurtujące go pytania, a ja chciałem jedynie trochę spokoju. Pragnąłem odciąć się od świata, który mimo tego, że dawał mi wiele dobrego na co dzień, to obdarowywał mnie również okazjonalnie ogromną ilością bólu. A, jak wiadomo, zło zapada nam w pamięć bardzo łatwo i jedna jego miarka potrafi zepsuć całe tony pozytywnych emocji, których doświadczamy.

Pamiętam, jak za czasów przyjaciółki Amigi spędzałem wiele godzina na zabawie w Street Fighter 2 za każdym razem konsekwentnie i świadomie wybierając postać zawodnika sumo zwanego E. Honda. Chciałem udowodnić światu, ale jednak najbardziej sobie, że otyła osoba może odnosić sukcesy i nie być pośmiewiskiem otoczenia. Czerpałem ogromną satysfakcję z pokonywania sumitą kolejnych chudych jak wygłodniałe szkapy wojowników. Tłustemu nastolatkowi takie drobne zwycięstwa naprawdę potrafią poprawić humor i dać siły do dalszej walki z przeciwnościami losu.

Podczas mojej krótkiej przygody z grami pecetowymi kilka gier również miało zbawienny wpływ na mój stan emocjonalny.  Takie produkcje, jak Football Manager 2005 czy Diablo 2 pozwoliły mi na całkowite oderwanie się od świata rzeczywistego i zagłębienie się w świecie wirtualnym, gdzie nikt nie wiedział, że jestem całkiem sympatycznym i miłym, lecz tłuściutkim osobnikiem. W symulatorze trenera piłkarskiego nie liczyło się to, że miałem grube uda, fałdy na brzuchu i ciągle się pociłem jak na zawołanie. Liczyły się moje zdolności umysłowe, a więc cechy i atrybuty, które nie są widoczne gołym okiem. Aby je dostrzec trzeba daną osobę trochę poznać, a nie oceniać ją po wyglądzie, bo tak jest łatwiej. Nie trzeba się wtedy wysilać. Ludzie nigdy nie lubili się męczyć. 

Wspomniane wyżej Diablo 2, jak i strzelanina Postal 2 spełniały w moim życiu funkcję "wyładowacza" złych emocji, które całymi dniami tłumiłem w sobie, a które opuszczały me tłuste ciało podczas mordowania kolejnych przeciwników. Dzięki Bogu, że istnieją takie gry, jak Postal, gdzie można bez konsekwencji zabijać i tym sposobem się odstresować. Kiedyś miałem w sobie tyle skrywanej agresji, że mógłbym w pewnym krytycznym momencie wybuchnąć i zrobić komuś krzywdę, a tego bym sobie nie wybaczył. Choć w grach zabijanie sprawia mi frajdę, to w realnym życiu nie wyobrażam sobie, aby skrzywdzić drugiego człowieka. Nawet tego, który jest mi nieprzychylny. Agresja rodzi agresję, a tej w dzisiejszym świecie mamy nadmiar w przeciwieństwie do spokoju i szacunku dla drugiego człowieka. Kiedyś będzie lepiej tylko uzbrójmy się w cierpliwość.

Kiedy nastał już ten czas, gdy grubiutki studencik zrzucił z siebie tłustą otoczkę, aby przeistoczyć się w smukłego i przystojnego kawalera, podobnie jak robi to larwa przeistaczając się w motyla, stała się ze mną dziwna rzecz, którą dostrzegłem podczas grania w Tekken Tag Tournament 2. Jest tam postać Roberta Richardsa (Boba). Otyły, lecz bardzo sprawny i szybki zawodnik, który świadomie podejmuje decyzję o zwiększeniu masy, aby być silniejszym zawodnikiem. Jego historia oraz wygląd zewnętrzny na tyle przykuły moją uwagę, że zapragnąłem zainteresować się tą postacią na dłużej, aby poznać jej styl walki. Dla chłopaka, który przez większą część życia był otyły, wybór do gry spasłego wojownika wydawał się oczywisty. W większości grałem takimi postaciami i czerpałem z tego przyjemność. W przypadku Boba było jednak inaczej. Będąc już chudy zupełnie nie miałem ochoty grać grubym bohaterem. Było to coś dziwnego, bo oczywisty do tej pory wybór stał się dla mnie zupełnie nie do zaakceptowania. Znając historię Boba zupełnie nie mogłem go zrozumieć. Nie mogłem pojąć, jak można chcieć przytyć?! Znam życie grubaska i powiem delikatnie, że nie jest ono usłane różami. Czułem małe obrzydzenie grając Bobem, które następnie przeistoczyło się u mnie w poczucie winy, gdyż zacząłem postępować podobnie jak moi "oprawcy" - oceniłem go po wyglądzie i zaszufladkowałem do kategorii "gruby". Szybko i mocno puknąłem się otwartą dłonią w twarz w ramach kary za myślenie jak dupek.

Wychodzi na to, że zmiana fizyczna ma także wpływ na naszą psychikę. Widać to na moim przypadku. Zrzucenie wagi odbiło się na moim sposobie grania. Nie mam już ochoty grać pulchnymi postaciami, ale w żadnym razie ich nie krytykuję. Nie potrafię się już z nimi identyfikować. Darzę je jednak szacunkiem i sympatią. Dały mi one mnóstwo sił w walce z przeciwnościami losu. Nie krytykuję osób z nadwagą mimo tego, że wiem, jak ciężko ma grubasek, to wiem też, jak ciężko jest wytrwać w postanowieniu zmiany trybu życia. Odchudzanie nie jest łatwe. To ciężka walka, która trwa do końca życia. Raz rozpoczęta nie kończy się nigdy. Przechodzi jedynie w różne fazy.

Dziękuję, że byliście ze mną podczas tej emocjonalnej wędrówki w "tłuste lata" mego życia. Tym wpisem chciałem pokazać, że gry to nie tylko głupia rozrywka i zapychacz czasu. Mogą one mieć walor terapeutyczny. W moim przypadku dały mi siłę do przetrwania, siłę do zmian na lepsze. Człowiek nie powinien bać się zmian na lepsze, bo niosą one wiele korzyści, ale takie zmiany są, niestety, najtrudniejsze do wdrożenia. Wymagają trudu i poświęcenia, na które nie każdy jest na danym etapie swojego życia gotowy. 

Oceń bloga:
88

Komentarze (148)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper