2023

BLOG
766V
user-49414 main blog image
drunkparis | 28.12.2023, 10:09
Zbliżający się koniec roku, jak zawsze, stanowi doskonały moment na podsumowanie kilku tytułów, które zagościły na moich platformach. Chociaż nie wszystkie z nich pochodzą głównie z tego okresu, to znaczna część z nich właśnie jest związana z kończącym się rokiem.

 

Rok 2023 był dziwnym okresem dla przemysłu gier komputerowych, zaskakując graczy małą ilością innowacji, ale jednocześnie dostarczając ciekawe premiery i pewne rozczarowanie. W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy branża ta dostarczyła mieszankę różnorodnych produkcji. Od fascynujących debiutów po kontynuacje kultowych serii, rok ten prezentował dość zróżnicowany wachlarz doświadczeń, które na pewno pozostaną w pamięci graczy. Otrzymaliśmy sporo remasterów i remaków, zarówno udanych, jak i tych, które nie zawsze spełniały oczekiwania. Poniżej prezentuję gry, które najbardziej zapadły mi w pamięć, oraz te, które w pewien sposób wpisują się w kategorię rozczarowań.

 

BEZDYSKUSYJNY SPALONY

Chyba nie ma drugiej gry, która w tak dużym stopniu zasłynęła jako przereklamowana produkcja, oferując praktycznie to samo, co rok wcześniej, a nawet w wielu aspektach robiąc krok wstecz.

Miałem już nie dać się nabrać na te piękne obietnice ze strony EA, ale bieżący rok był wyjątkowy, pozwalając elektronikom na wprowadzenie rzeczywistych zmian w swojej FIFIE, tfu, EA FC 24. Mogli, ale nie chcieli i wręcz tradycyjnie poszli po najmniejszej linii oporu, oferując głównie panny do całego zestawy. Czy to dobrze? Osobiście rzadko korzystam z trybu Ultimate, więc dla mnie to niewiele zmienia, ale liczyłem na istotne udoskonalenia w rozgrywce, zwłaszcza w trybach dla pojedynczego gracza. Tak się nie stało i poza naprawdę fajną i ładnie przygotowaną otoczką dostajemy to samo gówno w ładnym, ale już nieco nadużytym papierku. Taka właśnie jest najnowsza odsłona gry od Kanadyjczyków. Nie przynosi istotnych zmian i staje się zwyczajnie nudna już po jednym sezonie. Przykro mi, ale za rok już nie dam się ponownie złapać na ten fajnie poprowadzony marketing!

Grać gram, ale tylko w momentach, gdy naprawdę mam ochotę uruchomić jakąś grę piłkarską na swoim sprzęcie. Zazwyczaj zdarza się to po obejrzeniu ciekawego i dobrego meczu. Jednak gdy zasiadam przed ekranem, szybko zdaję sobie sprawę, że to tylko oszukiwanie samego siebie, i nie wiem, dlaczego wciąż trzymam tę grę jeszcze na dysku. Plusem, ale jednocześnie ogromnym minusem, jest jej cena. Sam dostałem tę produkcję w prezencie, więc nie mam powodów do żalu, ale gdybym wydał ponad trzysta złotych na coś, co mnie całkowicie rozczarowało, z pewnością byłoby to przygnębiające uczucie. Nigdy więcej. Czekam na UFL!

 

PRZERAŻAJĄCE ZASKOCZENIE

Czwarta część nie jest moją ulubioną grą z tej serii, w zasadzie chyba najmniej za czwórką przepadam, głównie z powodu odejścia od przeciwników w formie zombie. Kiedy już się człowiek do czegoś przyzwyczai, trudno zaakceptować zmiany. Niemniej jednak, jest to także remake, w którym grało mi się najlepiej.

Nie będę opisywał całej gry, gdyż zrobiłem to w swojej recenzji, jednak ładna grafika, zachowany system rozgrywki, a czasem nawet widoczne archaiczne sterowanie, które ma swój urok, nie pozwalają oderwać się od ekranu. Idealnie nie jest, ale która gra taka jest lub też była? Nowa, odświeżona odsłona rezydencji zła w ramach kolejnej części serii prezentuje się tak dobrze, że byłoby grzechem przeoczyć to IP. Capcom ostatnio wydaje się doskonale radzić sobie z remakami, co sprawia, że kolejna ich twór zapewne będzie jeszcze lepszy. Oby! Wracając do samej gry.

Leon prezentuje się świetnie na tle zmodyfikowanej fabuły, która nie gubi istotnych momentów z oryginału. To, co zostało usunięte, zastąpiono innymi sekwencjami, aby pasowało do całości. Studio wyciągneło wnioski po kiepskim remake'u trzeciej części i tutaj zaprezentowało wzór do naśladowania. Co więcej, pojawił się także dodatek z przygodą Ady Wong, który może nie jest zbyt długi, ale wiele innych DLC wołało więcej względem ceny i nie gwarantowało takiej jakości, jak to od Japończyków. Zagrać zdecydowanie warto, nawet jeśli nie jest się fanem horrorów, chociaż umówmy się, że czwarta część bardziej przypomina grę akcji niż survival horror.

 

WCIĄGA JAK BAGNO

Pierwsze spotkanie z tą produkcją było wyjątkowo trudne. Gdyby nie moja determinacja i niechęć do porzucania rozpoczętego już projektu, pewnie szybko zrezygnowałbym z tego tytułu. Na szczęście pochłonęło mnie na długie godziny.

Nie jest to gra dla każdego, a początkowa rozgrywka nie ułatwia sprawy — interfejs jest skromny i mało intuicyjny, ale... Właśnie, wystarczy jedno: ale może dam mu szansę i już cię nie ma w rzeczywistym świecie. Jazda jest świetna, ale również frustrująca. Tutaj trzeba dokładnie planować każdy centymetr drogi, uwzględniać kałuże, wyboje, wzniesienia czy warunki atmosferyczne. Wiele czynników może pokrzyżować plan dostarczenia ładunku, co sprawia, że właśnie ten aspekt gry jest naprawdę rewelacyjny.

Oczywiście zmagania, potrafią być irytujące i wręcz prowadzić do momentów rzucania kontrolerem o ścianę. Jednak sposób, w jaki gra dostarcza satysfakcję po pomyślnym dostarczeniu ładunku dwiema ciężarówkami pełnymi towaru, to już prawdziwe złoto. Snowrunner jest tak wciągający, że można grać godzinami, a co najlepsze, dostępna jest również opcja rozgrywki w trybie kooperacyjnym, co dodatkowo zwiększa atrakcyjność zabawy. Znajdziemy tu tak wiele do odkrycia, że ukończenie tego tytułu na przysłowiowe sto procent i zaliczenie wszystkich sezonów wręcz graniczy z cudem. Krótko mówiąc, zawsze jest co robić, jeśli tylko pozwolimy, aby właśnie ten tytuł zajął nam więcej czasu niż tylko początkowe dwie godziny.

PANIE, ALE TO JUŻ BYŁO

Uznawana przez wielu za narodziny mesjasza i prawdziwą grę nowej generacji, faktycznie jest to jednak klon poprzednich części, choć z lepszą oprawą i nową historią. Oczywiście, nadal stanowi doskonałą rozrywkę, a czas spędzony przed ekranem dostarcza wielu przyjemności, jednak brakuje jej świeżości w dużym stopniu. Chociaż fabuła jest w porządku, to w wielu momentach jest widoczne jej skierowanie głównie do masowego odbiorcy, co objawia się obfitością mało interesujących dialogów, skierowanych raczej do młodszej widowni. W ogólnej ocenie nie jest to jednak wielki minus, ponieważ, jak można się spodziewać, pewien stopień pająkowego klimatu jest obecny, i to postać nietoperza zazwyczaj wiązała się z bardziej mrocznymi wątkami fabularnymi.

Jeśli chodzi o rozgrywkę, sytuacja jest podobna — dodanie kilku nowych ciosów i umiejętności sprawia, że gra utrzymuje zainteresowanie, ale po trzecim razie z rzędu może wywołać uczucie monotoniczności. Graficznie prezentuje się bardzo imponująco, zwłaszcza w trybie rozdzielczości, gdzie można dostrzec pewne elementy charakterystyczne dla „next gena”. Jednakże, nie ma tu efektu wow, który powoduje opad szczęki. Po prostu, wykonano to bardzo dobrze, podobnie jak w przypadku Moralesa, z dodatkiem nowoczesnych efektów i większym natężeniem ruchu ulicznego.

Czekam z niecierpliwością na dodatek, choć nie zanoszę się wielkimi oczekiwaniami, mimo że Insomniac słynie z tworzenia świetnych gier, tak aktywności poboczne to z reguły nuda w ich wykonaniu. Mam pewne obawy, że może być podobnie jak w przypadku spin-offa (obym się mylił), ale z pewnością dam mu szansę. W końcu może właśnie to DLC może przynieść długo oczekiwaną świeżość tej marce.

 

NIEOSZLIFOWANY DIAMENT

Tak, z pewnością wielu z was może być zaskoczonych wyborem tego tytułu w tej kategorii, ale naprawdę mogłaby to być świetnie poprowadzona produkcja. Niestety, początkowa sekwencja historii jest koszmarnie nudna i zamiast zachęcić gracza do rozgrywki, zwyczajnie może ją obrzydzić. Animacje w trakcie zadań we współczesnym mieście są tak fatalne, że ciężko to znieść. Problem z tym tytułem polega na tym, że im dalej w las, tym naprawdę staje się ciekawiej.

Fabuła może nie rzuca na kolana, ale jest całkiem sensowna i osadzona w fajnym, choć nieco pustym świecie. To, co bez wątpienia broni ten tytuł, to efekty czarów, które w ruchu są fenomenalne i idealnie pasowałyby do serii takiej jak Final Fantasy. Walka na wyższych poziomach trudności stanowi interesujące wyzwanie, a takie właśnie konfrontacje podobały mi się chyba najbardziej. Freya, mimo że trudna do polubienia, dysponuje interesującym wachlarzem zdolności, które w trakcie rozgrywki, jak wspomniałem, robią robotę. W tym projekcie znajduje się kilka obiecujących patentów, które przy większym nakładzie czasu na doskonalenie z pewnością mogłyby stworzyć nie tyle, co hit, a bardzo dobrą produkcję. Niestety, obecnie projekt ten prezentuje się co najwyżej przeciętnie, co jest przykre, biorąc pod uwagę, że pomysł był całkiem atrakcyjny. Do całości dołożyli się jeszcze youtuberzy, jak i wiele innych recenzji, które moim zdaniem są niesprawiedliwe, ponieważ gra nie jest tak koszmarna jak wielu ją maluje. Niemniej jednak niektórzy zdają się bardziej przywiązywać wagę do obecnego trendu niż do rzeczywistej jakości rozgrywki, a negatywne opinie były wtedy na topie.

W TO MI GRAJ

Niespodzianka roku, bez dwóch zdań. Lubię gry muzyczne, chociaż niekoniecznie w takim wydaniu. Nigdy wcześniej nie próbowałem swoich sił w produkcjach, które wymagają większej precyzji i zręczności, co owocowało ciekawym wyzwaniem. Do gry podchodziłem bez żadnych oczekiwań, a szczerze pisząc, chyba żadna inna gra w tym roku nie porwała mnie tak bardzo, jak produkt Tango Gameworks (tak na marginesie, świetna nazwa 🤠).

Gra się w nią rewelacyjnie! Dosłownie wszystko tutaj zagrało. Tytuł jest na tyle przystępny, że nie trzeba martwić się taktem, choć umiejętne wyczucie zdecydowanie ułatwia rozgrywkę. Główna postać została tak dobrze nakreślona, że szybko da się ją polubić, podobnie jak cały wykreowany świat. Owszem, jest tu sporo przerysowanej treści, ale w tym konkretnym przypadku można uznać to za atut. Mniej zachwyciły mnie postacie drugoplanowe, ale to już czepianie się na siłę.

Grafika to typowy cel-shading, który nie rzuca na kolana, ale nie o to chodzi w tym projekcie. Muzyka! Muzyka to właśnie element gry, który jest perfekcyjnie dopasowany i wpleciony w rozgrywkę. Podczas mojego doświadczenia trudno było zakończyć zabawę, bo właśnie w trakcie rozgrywki zawsze przygrywał jakiś świetny kawałek, co skłaniało mnie do kontynuowania. A kontynuacja była dokładnie taka sama. I tak aż do samego końca.

Spokojnie mogę napisać, że Microsoft ma w tym roku w końcu swój hit, bo bez wątpienia zasługuje na takie określenie. Zresztą, opinie na platformie Steam mówią same za siebie. Pomijam te tutaj na PPE, bo do rzetelnej oceny im daleko, a sam nie będę sugerował się niedowartościowanymi osobnikami, którzy nie mają życia poza wybraną puszką plastiku. Polecam gorąco każdemu, kto podczas rozgrywki lubi słuchać dobrej muzyki i jednocześnie świetnie się bawić. Drugiego takiego produktu póki co jeszcze nie ma, a być może nawet nie będzie. Naprawdę warto!

 

GAZ DO DECHY, ALE FURA NIE JEDŹIE

Dzwiny jest ten nowy NFS. Teoretycznie nie jest najgorszy, ale do ideału też bardzo daleko. Zupełnie pomijam historię, gdyż jest to tak nieważna kwestia przy grach wyścigowych, że zwyczajnie szkoda psuć to tym tekstem. Ogólnie — jest i jest słaba. Tak samo jak pełna polonizacja, które nie da się słuchać. Sorry EA, ale już od jakiegoś czasu wam to w tych ścigałkach nie wychodzi.

Więc jak się jeździ? Bardzo podobnie jak w Heat i tutaj wielkiej Ameryki nie odkryję. Model jazdy jest w miarę prosty, bo i taki pewnie miał być. Odnajdzie się w tej edycji każdy laik i opanuje ten mechanizm już w pierwszych wyścigach. Czyste arcade, gdzie przycisk hamulca jest dodany tylko dlatego, że istnieje w realnym życiu — tutaj go nie potrzebujesz. Duży nacisk położono na opanowanie driftu i nitro, które też wyjątkowych kłopotów nie powinno stwarzać. Dla niedzielnych graczy jest w porządku, dla tych, co szukają większej symulacji, będzie katastrofą.

Na pewno boli mała różnorodność pojazdów. Ponownie otrzymuje standardowy zestaw samochodów, jak i w poprzednich Need for Speed-ach. Ba, jest jeszcze gorzej, bo na przykład takie Lambo ma kilka różnych modelów, które różnią się tylko wersją czterech kółek (podobnie jest [chyba, już niepamiętam] z Ferrari). Słabe to!

Każdy kolejny tydzień jest taki sam i oferuje to samo. Również brakuje pomysłów na rozgrywkę. Ja wiem, że chodzi głównie o ściganie, ale jeśli ono nie daje takiej frajdy jak np. Forza, to przydałoby się chociaż zachęcić grającego czymś unikatowym. W tym konkretnym przypadku unikatowa jest tylko nazwa, a właściwie jej drugi człon. Produkcja nudzi już po pierwszym tygodniu i kolejne są po prostu nijakie. Grać się da i można, ale nie ma tego poczucia jakie towarzyszło w kapitalnym już Porsche Unleashed (2000) — ależ to była gra!

Z braku laku jest jeszcze gra po sieci, ale meh... wybrałbym chyba Motorfest jako ciekawszą produkcję. Choć jest to w wielu aspektach klon wspomnianej Forzy, to jednak w moim mniemaniu daje więcej.

POLECIEĆ W KOSMOS I SIĘ ZGLITCHOWAĆ

Oj, jaka to była premiera 😂 Ile jadu się wylało, ilu zapłakało, a ile faktycznie zagrało? Pewnie tylko ci, którzy po prostu chcieli i mogli. Reszta ponarzekała i powieliła opinie mniej ogarniętych z platformy z czerwonym logo.

Tytuł nie będzie grą roku. Ha, nie jest to też produkcja na pełną dychę, ale ma w sobie dużo dobrego. Naprawdę dużo. Okej, musisz tylko polubić się z Bethesdą i jej stylem tworzenia gier — w przeciwnym razie nie znajdziesz w Starfield tego, czego szukasz. Pominę już aspekt marketingowy, który można porównać do naszego Cyberpunka, gdzie wiele rzeczy było chwalonych, ale podczas rozgrywki okazały się one średnie lub powielane po stokroć.

Nie mniej jednak, eksploracja zawsze była mocną stroną amerykańskiego studia, i w przypadku tego tytułu nie jest inaczej. Oczywiście, są także wszelkiego rodzaju konfrontacje z przeciwnikami, ale to właśnie odkrywanie planet dostarcza największej przyjemności. Można mieć pewne zastrzeżenia co do tego, jak niektóre z nich wyglądają lub jakie obszary oferują, ale samotne wędrowanie po kosmosie ma swój specyficzny, dobrze wyważony urok. Osobiście nie spodziewałem się, że Starfield będzie gigantycznym kolosem oferującym nieograniczoną różnorodność. Osoba, która grała w poprzednie gry tego studia, pewnie wie, czego można się spodziewać. To typowy produkt od Bethesdy, który dziwnym trafem jest wyjątkowo najmniej zbugowany. Serio, sam jestem zaskoczony.

Gry jeszcze nie ukończyłem i pewnie nie zakończę jej szybko, ale wracam tutaj codziennie, co samo w sobie świadczy. Można narzekać, szukać dziury w całym i krytykować, ale to naprawdę dobra gra, która dostarcza bardzo przyjemnych doświadczeń, zwłaszcza dla osób, takich jak ja, które cenią sobie kosmiczne klimaty.

GRA ROKU

Prosto z mostu — ten tytuł zmiótł wszystko i wszystkich w tym roku. W zasadzie nic więcej nie muszę dodawać, bo żadna inna produkcja nie oferuje tyle co daje trzecia część Baldura.

KASZTAN ROKU

Miałem dwa tytuły do rozważenia, ale ostatecznie zdecydowałem się na grę stworzoną przez Soleil. „Droga przez mękę” to zdecydowanie zbyt łagodne określenie. Ta produkcja jest tak kiepska, że jej granie staje się prawdziwą karą dla każdego gracza. No ok, może nie było aż tak tragicznie 😵, jednak kolorowo i różowo też nie i trochę to smutne.

Miał to być powrót do ery PlayStation 2 i doświadczenie tamtego okresu oraz gier sprzed lat. Pomysł był intrygujący, ale niestety, na tym wszystko się kończy. Wykonanie bardziej przypomina erę pierwszego PSX-a. W sumie nie można mieć pretensji o warstwę wizualną, a o samą formę rozgrywki, która jest zbyt mocno poplątana i źle ze sobą połączona. Znajduje się tu kilka mini-gier, które nie mają żadnego sensu, i można się tylko zastanawiać, po co w ogóle zostały dodane. Fabuła jest dziurawa do tego stopnia, że aby zrozumieć, o co w niej chodzi, trzeba wpić przynajmniej trzy piwa lub kilka szklanek dobrej whisky.

Udało mi się ukończyć grę, co samo w sobie jest pewnym wyczynem, aby dotrzeć do jej końca. Niestety, ostatnie etapy to prawdziwa farsa, do tego stopnia, że bardziej zniecierpliwieni gracze mogą po prostu odsunąć ten tytuł w zapomniany kąt. Trudność gry jest w porządku, ale sposób, w jaki działa, już nie do końca. Przeciwnicy pojawiają się za plecami bohaterki w najmniej oczywistych momentach, a same animacje wołają o usunięcie gry z dysku konsoli. Po prostu nie da się w to grać z uśmiechem i przyjemnością, a przecież nie taki był zamiar twórców (chyba że...).

Za symboliczną sumkę można sprawdzić ten pasztet, ale uprzedzam, że jest mocno niedoprawiony i już dawno po terminie przydatności. Grasz na własną odpowiedzialność 🤬

 

SŁOWO KOŃCOWE

Tym zacnym gronem kończę ten 2023 rok. Na tapecie jest jeszcze Final Fantasy XVI, którego niestety nie zdążę ukończyć przed nadejściem nowego roku, dlatego też nie znalazł się on na mojej liście (choć zasługuje na to miano). Na zakończenie pragnę złożyć wszystkim najlepsze życzenia na nadchodzący rok, aby był on zupełnie inny niż ten, który właśnie dobiega końca. Niech będzie lepszy, bardziej intrygujący i obrodzony sukcesami. Najlepszego!

Oceń bloga:
31

Komentarze (17)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper