KARCZMA - Recenzja na wesoło od mizogina :-)

BLOG
889V
Astarell | 12.07.2014, 21:31
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Poniższy tekst to recenzja gry The Magician Academy (PS2) napiasna w nieco w nietypowy sposób. Jako że tytuł został wydany tylko w  obcym dla mnie języku japońskim,  nie mogę ręczyć jej poprawności ze stanem faktycznym. Prawdopodobnie w kilku miejscach rozmijam się z prawdą, ale myślę, iż dobrze oddałem ducha tej produkcji.
Nazywam się Eitarou Sakuma i witam wszystkich moe-maniaków. Podczas dzisiejszego wykładu pomówimy o tytule, który powinien przypaść do gustu wszystkim miłośnikom fetyszy rodem z Japonii tj. różnorakich zwierzęcych uszek i ogonów, dużych biustów, lolitek, nastolatek w szkolnych mundurkach, robotów, magicznych przedmiotów, demonów, obcisłych wdzianek itp. Zacznijmy może garścią historii. Najpierw była powieść z gatunku tych lżejszych czytadeł. Wystarczająco popularna by przez kilka lat dorobić się prawie 10-ciu woluminów. Z mangą natomiast nie poszło najlepiej, powstał tylko jeden tom, mimo to jej wydawca, Enterbrain, w 2007 roku postanowił na podstawie wspomnianego cyklu stworzyć grę dla konsoli PS2. Jednak na tym się nie skończyło, bowiem później powstał 12-sto odcinkowy serial anime produkcji tej samej firmy, znany już jednak jako Macademi Wasshoi! Na tapetę wzięto tam oczywiście różne rodzaje moe, więc oceniany jest różnie, aczkolwiek zdobył liczne grono zwolenników. Cóż, przecież każdy fan mangi i anime kocha panienki ze zwierzęcymi uszami ubrane w strój pokojówki, lecz z jakiegoś powodu boi się do tego przyznać. No dobrze wróćmy już do naszej gry, przy czym uprzedzam, że jeśli ktoś brzydzi się tym, o czym wspomniałem do tej pory, niech lepiej daruje sobie dalszą część wykładu.
 
 
Na ekranie tytułowym wszyscy główni bohaterowie.
 
Ejże, wracać tu, nie było przerwy na papierosa. Rozumiem, że wielu tu, łącznie ze mną nie zna języka japońskiego, więc przy opisie fabuły będę posiłkował się serialem anime, którego obejrzenie to wasze zadanie domowe. Wprawdzie poszczególne odcinki nie stanowią całości, ale dobrze poznać przynajmniej obsadę, którą napotkamy również w grze. Główna postać, to wciąż nasz znajomy z ławki Takuto Hasegawa, mag-summoner, który nieopatrznie przywołał Tanarotte, śliczną rudowłosą dziewczynkę o mocy mogącej cały kraj zamienić w dymiące ruiny, po uszy w nim zakochaną. Wprawdzie bezpieczniej jest spacerować po polu minowym niż mieszkać pod jednym dachem z tym żywym dynamitem, ale poświęcenie naszego kochasia jest konieczne do utrzymania równowagi pomiędzy światami bogów i demonów. Inna ważna postać to "gapa w okularach", milcząca Suzuha, kuzynka bohatera, a przynajmniej jest taka dopóki nie zdejmie wstążki z włosów, a wtedy do głosu dochodzi jej tsundere alter ego (i zmienia swój kolor włosów przy okazji). Cała wymieniona trójka to jądro przyszłej drużyny, do której z czasem dołączą inne postacie znane z powieści czy anime jak choćby Falche czy moje dwie niewolnice tj. ptasia demonica Sinclair oraz biała kocia pannica - boginka Miyabi. Nawiasem mówiąc to już wiem gdzie się obijałyście, a tomiki mangi do pokolorowania czekają. Jakieś pytania? O czym tak naprawdę traktuje fabuła? Cóż z powodu bariery językowej nie bardzo wiem, ale nie wygląda by była kalką jakiegoś epizodu czy odcinka. Po prostu nowa przygoda naszych przyjaciół, którzy muszą po raz n-ty zaprowadzić porządek na terenie Akademii, gdzie znów zaczyna szaleć kolejny wróg. Po obrazkach wygląda na to, że coś opętało uczniów i pracowników zmuszając ich do walki przeciwko sobie, przy okazji przyprowadzając ze sobą hordę różnorakich diabełków. Rozkazy są proste - znaleźć źródło i zlikwidować. Wobec prowodyrów konsekwencje wyciągnę po zajęciach. Cóż, scenariusz do ambitnych nie należy i ogólnie można samemu się wielu rzeczy domyślić, lecz niestety umyka nam wiele gagów i żartów, którymi tytuł jest przesycony, co w pewnym stopniu obniża przyjemność z zabawy, szczęśliwe nie aż tak, by z niej rezygnować. No dobrze, ci co śpią niech chociaż przestaną chrapać, przechodzimy do dalszej części wykładu.
 
 
Modele postaci powiedzmy że specyficzne.
 
Po uruchomieniu gry pojawia się nieodparte wrażenie podobieństwa oprawy wizualnej do jednego, bardzo popularnego tytułu. Tak proszę państwa, mam na myśli pierwszą Disgaea'ę, a przynajmniej pewnie tak wyglądałyby przygody Laharla gdyby zostały wydane kilka lat później. W każdym razie grafika wygląda przyzwoicie, wszystko przedstawiono w zadziwiająco wysokiej rozdzielczości, że nawet przy maksymalnym zbliżeniu prawie nie widać zębów pikseli. Naprawdę ładnie wyglądają figurki naszych postaci oraz przeciwników obdarzone bogatą ilością szczegółów oraz rozbudowaną animacją. Wprawdzie nie jest ona na miarę tej z Dragon Shadow Spell, ale również tutaj takie drobne gesty jak poprawianie włosów czy ubrania, płynne wymachy bronią, bądź rozwichrzona fryzura podczas rzucania zaklęć naprawdę cieszą oko. 
 
 
Na polu walki jak najbardziej srpg-owato.
 
Raduje mnie fakt, że silnie wyeksponowano elementy moe, o ile dana postać je posiada, więc zwierzęcych uszek, długich włosów, falujących biustów, czy kusych ubranek itd. pooglądamy sobie do woli tak, że krew nosem pocieknie, a niektórym pewnie szybciej zaczną rosnąć włosy na dłoniach. Niestety z trójwymiarowym otoczeniem już tak dobrze nie jest, bowiem każda odwiedzona lokacja wydaje się być kalką poprzedniej tylko inaczej umeblowana, a przecież Akademia oferuje tyle różnorodnych zakamarków. To odczucie potęguje dość uboga paleta barw. Wszystko w jakby chłodnej tonacji. Gatunków przeciwników też niespecjalnie wiele: jakieś diabełki, duszki, chochliki, roboty, zmutowane warzywa, czasem jakiś wyróżniający się boss. Potężniejsze ich wersje odróżniają się tylko kolorem. Ach, ponarzekałem sobie trochę, lecz mimo mojego marudzenia i tak otrzymaliśmy jedną z ładniejszych gier strategicznych dla konsoli PS2. Podobizny postaci podczas dialogów również prezentują się świetnie ze wszystkimi swoimi walorami oraz gestykulacją, aczkolwiek widziane tła są już takie sobie, chociaż posiadają swój unikalny i przyciągający oko styl. Od czasu do czasu rozmówki przetykane są bardzo ładnymi artworkami albo scenkami sytuacyjnymi. Wracając do dialogów, jest ich zatrzęsienie, ale co z tego skoro człowiek w ząb nic nie rozumie. Uff, dobrze chociaż, że można je przewijać. Wprawdzie wszystkie są dubbingowane, ale głosy podkładają seyuu, więc nie liczcie na grę aktorską wysokich lotów. Szczęśliwie uszy mi nie spuchły, co oznacza że tragedii nie ma, zwłaszcza iż każdy z moich podwładnych posiada charakterystyczny dla siebie głos. Muzyki za to naprawdę przyjemnie się słucha, bo znakomicie zachęca do działania. Tylko poszczególnych utworów trochę za mało. Podsumowując, wykonanie techniczne stoi na dobrym poziomie, ale pewne elementy mogły zostać bardziej dopracowane. Ach zapomniałbym o kamerze. Otoczenie jest w 3D, więc obracamy nią dowolnie (za wyjątkiem naszej bazy), istnieją nawet 3 stopnie przybliżania widoku.
 
 
Ten sam styl walk który znamy od czasów NESa.
 
Co ja teraz miałem? A tak, przebieg rozgrywki i walka. Jeśli któryś ze słuchaczy napalił się, że otrzyma kolejnego taktycznego RPG to niech ochłonie. Ciężar gatunkowy gry to strategia z lekkimi elementami fabularnymi. Nie ma tu czego takiego jak zdobywanie doświadczenia i kolejnych poziomów postaci. Nie otrzymujemy też żadnych punktów na wykup zdolności, to tak dla rozwiania ostatnich nadziei. Zabawa polega na oczyszczaniu z wroga kolejnych pomieszczeń Akademii. Każde to jedno zadanie składające się z czterech misji (z możliwością zapisu pomiędzy nimi). Co ciekawe do raz odwiedzonych lokacji da radę wracać wielokrotnie, aczkolwiek oprócz szukania przedmiotów jest to pozbawione sensu. Niestety misje wykonujemy w ściśle określonej kolejności, a co dwie napotykamy fabularnego bossa. Swobodnego trybu eksploracji właściwie nie ma, oprócz naszej "bazy" w postaci szkolnego dziedzińca. Tutaj to właśnie w przerwie pomiędzy zadaniami pozałatwiamy drobne sprawy m.in. pobawimy się alchemią czy pozarządzamy naszą gromadką. System walki zaimplementowano najprostszy z możliwych, znany z wielu taktyków. Wojaków do boju wystawiamy dość dużo, bo ośmiu, ale podstawowa trójka tj. Takuto, Suzuha i Tanarotte zawsze musi być obecna. Dodatkowo dochodzi jeszcze moja psio-ucha pokojówka Eineus, lecz przywołujemy ją w bitwie tylko raz i jedynie na 3 tury, ale to zwykle wystarcza. Tylko nie przypominam sobie jakoś bym wyrażał zgodę na jej udział w tym przedsięwzięciu. Ukarzę ją później w zaciszu mej piwnicy.
 
 
A może nawet i wcześniej - dajmy na to PC-88.
 
Wszystko dzieje się na typowej planszy podzielonej na pola. Postacie mają własne zasięgi ruchu i nawet ataku w zależności od dzierżonej broni. Niektóre, jak na przykład Takuto korzystają z magii. Im częściej używają danego zaklęcia tym mocniejsze się z czasem staje (tak macie mnie, poziomy jednak są, cieszcie się). Z grubsza wojaków można podzielić na dwie grupy: atakujących (przeważnie zadających poważne obrażenia fizyczne przeciwnikom i odporne ciosy, ale magia jest dla nich groźna) oraz magów (groźni dla nie-magicznych przeciwników, ale padają już od jednego ciosu, chociaż odporni na magię). Istnieją też krzyżówki wymienionych typów. Pewien wyjątek stanowi Suzuha. Jej pojemny plecak czyni z niej znakomitego zaopatrzeniowca. W trybie fabularnym by zaliczyć lokację należy wybić tam wszystko, co żyje. Nie należy to do trudnych zadań, zwłaszcza przy zastosowaniu taktyki defensywnej. Działając ostrożnie właściwie nic nie może nam zagrozić. W razie problemów z bossem zawsze można wezwać śliczną Eineus, która sprawę załatwi jednym ciosem. Podczas kolejki gracza poruszamy wszystkimi bohaterami w dowolnej kolejności, wydane polecenia zawsze można cofnąć. Bitwy są bardzo szybkie i rzadko trwają więcej niż 5 tur. Trzeba uważać na Takuto, bo jego śmierć oznacza koniec zabawy, o pozostałych nie trzeba się specjalnie martwić. Jednak nie samą fabułą człowiek żyje. Dodatkowo otrzymaliśmy 300 piętrowy loch. Podzielony został na sekcje po 10 pięter. Po kiego komuś dodatkowe lokacje nie związane ze scenariuszem? Po pierwsze zdobywamy kupę rzadkich przedmiotów, po drugie łapiemy i kolekcjonujemy uczennice. Złapane panienki da radę wcielić do drużyny, ale prawdziwą wartość bojową posiada tylko kilka z nich (zwłaszcza te latające z bronią o długim zasięgu). Reszta to tylko cieszące zmysły przyjemne urozmaicenie. Jeśli jakaś nam nie pasuje możemy się jej bez problemu pozbyć. W każdej sekcji dziewuszek jest minimum dwie, podczas etapu przekonywania często musimy użyć siły i obniżyć nieco ich paski życia, najczęściej jednak o skuteczności umiejętności oswajania decyduje szczęście. Tak jak w życiu, gdy miłe słówka nie skutkują trzeba dać czymś ciężkim po głowie.  Jak już wspomniałem zwycięskie boje oprócz masy przedmiotów nie dają innych profitów.
 
 
Współczynniki i "ekwipunek " Takuto. Niestety systemu rozwoju postaci jako takiego nie ma w grze.
 
Kilka słów o przedmiotach. Zwykle po bitwach dostajemy ich na tony. Spośród gór lecząco-wzmacniającego śmiecia najważniejszy jest ten, dzięki którym podniesiemy nasze statystyki. Są to różnego rodzaju broszki albo moe-kostiumy. Niestety, nie cieszcie się na zapas, bowiem ich założenie nie zmienia wyglądu postaci. W każdym razie to jedyna możliwość wzmocnienia bohaterów. Wspomniane przedmioty mają przypisane modyfikatory, które po założeniu sumują się z podstawowymi parametrami postaci. Ich liczbę ogranicza pojemność plecaka i niestety w trakcie zabawy nie ulega ona w żaden sposób zwiększeniu. Z czasem po prostu trzeba wymienić ekwipaż na mocniejszy. Trzeba mieć też na uwadze, iż powinno się zostawić także trochę miejsca na środki leczące, albo wyspecjalizować wybranego bohatera, którego zadaniem będzie jedynie noszenie zaopatrzenia. Gdy kupa niepotrzebnego badziewia zapełnia magazyn udajemy się do Haruki - uczennicy parającej się alchemią, gdzie dokonamy odpowiednich syntez w celu otrzymania czegoś nowego, być może nawet jakiś potężny artefakt znacznie podnoszący współczynniki. Szkoda tylko, że prawie wszystko, co otrzymamy można też zdobyć po prostu w bitwach. Szczęśliwie nie ma problemu z odpowiednią identyfikacją dzięki odpowiednim miniaturkom. Statystyki w większości zostały podane w języku angielskim, więc gracz widzi, co zyskuje umieszczając w plecaku taki czy inny ekwipunek.
 
 
Żeby nie było że tylko Daaku ma monopol na rozkładówki. ;)
 
Koniec zajęć, więc proszę się rozejść do nakazanych czynności. Zostają tylko osoby, które wymieniłem potrzebujące moich osobistych korepetycji. Co do gry. Mimo, iż nie jest to czysty RPG, zabawa choć krótka była naprawdę przyjemna. Te 15 godzin wyjęte z życiorysu zasługują na ocenę 7/10. Jeśli interesuje was wszystko związane z moe śmiało inwestujcie w tę pozycję, język japoński nie będzie przeszkodą. Wbrew pierwszemu wrażeniu nie jest to gra dla młodszego odbiorcy. Solidnie wykonana produkcja, lecz niestety nie dla wszystkich. Widzimy się na następnym wykładzie.
 
 
 
Oceń bloga:
14

Komentarze (10)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper