Wirtualny park

BLOG
1573V
Wirtualny park
Sendo1910 | 22.06.2015, 21:15
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Po premierze Jurassic World, kolejnego, zapierającego dech w piersiach filmu o dinozaurach, warto przypomnieć historię gier tworzonych na licencji „Parku jurajskiego”. Czy mariaż gier video z kasowym przebojem Stevena Spileberga i jego sequelami, był dla graczy powodem do radości?

Jurassic Park jest jednym z najważniejszych dzieł światowej kinematografii. Opiera się na powieści Michaela Crichtona o tym samym tytule. Jest to świetnie zrealizowany blockbuster, który jednak oferuje coś więcej, niż wartkie kino akcji. Film dobitnie pokazuje, czym kończy się ludzka pycha i próba zabawy w boga. Choć powstał w 1993 roku, nawet obecnie robi ogromne wrażenie pod względem technicznym. Dzięki ciężkiej pracy grafików i dekoratorów, dinozaury wyglądają i zachowują się niezwykle realistycznie. Kolejno sceneria fikcyjnej wyspy Isla Nublar działa na wyobraźnię i idealnie komponuje się z wymarłymi przed dziesiątkami milionów lat gadami. Ścieżka dźwiękowa, przygotowana przez Johna Williamsa, to również klasa sama w sobie. Można tym samym powiedzieć, że Jurassic Park był dla ówczesnych producentów gier idealny konceptem na ciekawą grę video. Jak to wyszło w praniu?

Pierwsze gry powstały na sprzęty Segi i Nintendo. Obie firmy zaciekle rywalizowały o portfele graczy, nawet jeśli chodzi o stworzenie exclusiva na licencji Jurassic Parku. Ocean Software przygotowało na NES’a i SNES’a gry z widokiem z rzutu izometrycznego, w których mieliśmy do przeczesania spore połacie terenu. Gra z pewnością nie ułatwiała graczowi drogi do celu. Można było się zgubić i błąkać bez celu, co z pewnością irytowało. Do tego dochodziły dinozaury, których zazwyczaj należało unikać. Tytuł wyróżniał się trybem FPS (!) w pomieszczeniach, który jednak był toporny i dodany jakby na siłę, aby w jakiś sposób wyróżnić tą produkcję na tle konkurencji. Kolejny tytuł, Jurassic Park Part 2: The Chaos Continues (1994) na SNES’a, był mroczną platformówką 2d,  trzymającą klimat filmu.

A jak wypadła Sega? W moim odczuciu zdecydowanie lepiej. Za wydanie JP na Master System i Mega Drive odpowiedzialne było BlueSky Software. Szczególnie udaną wersją była ta na 16-bitowy sprzęt. Z developerami współpracował dobrze znany fanom Earthworm Jimm’a Doug TenNapel. Dwuwymiarowa platformówka została przygotowana w oparciu o konsultacje z ekspertami, pracującymi przy filmie. Wyróżniała się świetnymi modelami dinozaurów, bogatą paletą nasyconych kolorów i, ku uciesze hardcorowców, dość wysokim poziomem trudności. Mechanika gry przypominała tą z Prince of Perisa. Co ciekawe, do wyboru były dwie grywalne postacie – Alan Grant i… Velociraptor. Jurassic Park ukazał się również w wersji CD do specjalnej przystawki Mega Drive’a. Zmianie uległ koncept rozgrywki, ponieważ otrzymaliśmy grę przygodową typu point’n click…

 

                 Mega Drive dostał jedną z lepszych gier na licencji Jurassic Parku.

 

Kontynuacja o podtytule Rampage Edition (1994), wydana normalnie na kartridżu, odcinała kupony od „jedynki”, lecz ciągle trzymała pewien poziom. Co warte podkreślenia, kolejna część gry, tym razem odnosząca się do sequelu Jurassic Parku (Lost World), została stworzona na modłę produkcji z konsol Nintendo. Rzut izometryczny i trochę lepsza grafika nie były atutami, przez które gracze wyczekiwaliby z niecierpliwością na ten tytuł.

Gry na licencji Jurassic Parku zostały również wydane przez Ocean Software na Pecety i komputery Amigi. W porównaniu do wydań konsolowych, miały wyższą rozdzielczość i trochę lepszą grafikę. Swój kawałek tortu chciało również ukroić 3DO Company, tworząc na konsolę 3DO Interactive Multiplayer - Jurassic Park Interactive (1993). W grze mieliśmy wyświetlony ekran komputera, a naszym celem było znalezienie na wyspie różnych osób. Rozgrywkę urozmaicały mini-gry. Prawdziwy oldschool mający swój niepowtarzalny urok.

W 1997 roku konsole Playstation i Sega Saturn dostały swoje wersje Lost World: Jurassic Park. Były to kiepskie platformówki 2,5 D, z topornym sterowaniem, wysokim poziomem trudności i ograniczeniami w zapisywaniu. Mogliśmy wcielić się w jedną z pięciu grywalnych postaci (dinozaury oraz ludzie) i przemierzyć znane filmowe lokacje. Gra nie została ciepło przyjęta przez krytyków, zbierając średnią ocen na poziomie 60%. Potencjał został zmarnowany.

Sprzęt Sony mógł pochwalić się kolejną grą opartą na kinowym hicie. W 1999 roku popularny szarak otrzymał Warpath: Jurassic Park. Gra wydana przez Electronic Arts była… bijatyką. Na kilku interaktywnych arenach, mogliśmy zmierzyć się jednym z czternastu dostępnych gadów. Gra była urozmaicona o specjalne bonusy życiowe – np. ludzi, których mogliśmy zjeść w trakcie walk. Jak przystało na bijatykę, gra była efektowna i dinozaury wykazywały się niezwykłą zwinnością oraz skocznością, co w większości przypadków było sprzeczne z ich naturą.

W 1998 roku użytkownicy pecetów otrzymali świetnego Trespasser’a, czyli FPS’a w klimatach Jurassic Parku, który w porównaniu do swoich poprzedników sygnowanych czerwono – czarnym logiem ze szkieletem T-rex’a, kładł duży nacisk na realizm. Wcielaliśmy się w młodą kobietę, której celem było wydostanie się z wyspy pełnej prehistorycznych gadów. Czekało na nas osiem poziomów, które wymagały od gracza dużej czujności i sprytu. Dzięki silnikowi graficznemu Havoka (lub bardziej jego protoplaście), mogliśmy przesuwać niektóre obiekty i tym samym ułatwiać sobie drogę do celu. Gra, w porównaniu do dzisiejszych standardów, nie prowadziła za rączkę, co jest wielkim plusem. Dzięki wysokiej sztucznej inteligencji dinozaurów, tytuł ten pod pewnym względem przypominał grę survivalową, w której zazwyczaj to my byliśmy zwierzyną. Do dyspozycji mieliśmy kilka popularnych broni, taki jak 357 Magnum, Desert Eagle 44 czy Beretta 93.

 

                              Trespasser to ciekawa alternatywa dla Turoka.

 

Kolejna fala gier, tym razem na podstawie Jurassic Park III, nadeszła w styczniu 2001 roku. Konwledge Adventure, znana (choć bardzo w to wątpię) z gier i programów edukacyjnych na PC, takich jak Barbie Brain, Curious George czy American Idol, przygotowała aż dwie (!) gry na podstawie ostatniej części JP. Pierwsza z nich, o podtytule Danger Zone, była komputerową grą planszową, z quizami i mini-gierkami, takimi jak np. walki Velociraptorów. Kolejna – Dino Defender, była dwuwymiarową platformówką, w której wcielaliśmy się w postać jednego z członków zespołu Dino Defenders, którego celem była neutralizacja dinozaurów. Nasz bohater, co warte podkreślenia,  przypominał kosmonautę w biało- niebieskim skafandrze... Mógłbym w tym momencie wylać wiadro hejtu na te dwie produkcje, które przypominają gry dołączane do płatków kukurydzianych, ale biorę pod uwagę fakt, że były tworzone dla dzieci, więc przejdźmy dalej.

Na szczęście poważniejsi deweloperzy zainteresowali się tą dochodowa marką. W 2002 roku Vivendi Universal stworzyło pecetowego Warpath’a  o nazwie Jurassic Park: Dinosaurs Battles. Gra umożliwiała dostosowanie ruchów dinozaurów do własnej taktyki, stąd można było przyjąć np. neutralny, defensywny lub ofensywny styl walki. Mogliśmy również wybrać opcję ataku z flanki, co było niezwykle pożyteczne w walce z niektórymi opancerzonymi i uzbrojonymi w rogi przeciwnikami. Mimo wyraźniejszych tekstur, to produkcja z PS1 dawała więcej frajdy i przykuwała do telewizora na dłuższy czas.

Konami w tym samym roku wydało trzy produkcje na Game Boy’a Advance’a, bazujące na trzeciej części trylogii. Jurassic Park: Dino Attack, przedstawiony z rzutu izometrycznego, oferował mnóstwo emocji, poprzedzonych frustracją z wysokiego poziomu trudności. Tak, gra była piekielnie trudna, ale jednocześnie dawała wiele satysfakcji z przejścia misji. Coś kosztem czegoś, co jednak dla wielu nie byłoby problemem. Japończycy spróbowali przedstawić wirtualną dżunglę z dinozaurami w drugim wymiarze, dzięki kolejnej grze o podtytule DNA Factor. Po wyborze kobiety, lub mężczyzny, naszym zadaniem było zbieranie różnych „znajdziek” i eksterminacja wszelakiej prehistorycznej fauny. Najciekawsze były starcia ze Spinozaurem, który, patrząc na skalę naszego bohatera, był specjalnie powiększony. Z pewnością był to zabieg celowy, który miał podkreślić potęgę tego zwierzęcia. Podobnie z resztą było w pierwszej części Jurassic Parku, gdzie Velociraptory zostały celowo powiększone o ok. 1,5-2 metrów. Wracając jednak do meritum, gra okazała się średniakiem, choć z pewnością dla fanów była czymś więcej. Ostatnim pomysłem Konami był Park Builder, gdzie wreszcie dostaliśmy możliwość budowy własnego parku z dinozaurami. Choć graficznie, jak na możliwości GBA, gra nie powalała, tak w pewien sposób wciągała. Musieliśmy zadbać o wybiegi, ekipę paleontologów, którzy szukali na wybranych kontynentach nowych DNA, czy food zone dla odwiedzających. Solidny tytuł, który potrafi zająć na długie godziny.

Prawdziwa perełka. Jurassic Park Operation Genesis, czyli kopia Park Builder’a, stworzona na PC, PS2 i Xboxa. Gra, która chyba najlepiej oddaje klimat słynnej filmowej trylogii. W swoich założeniach oferowała nam szereg możliwości. Podobnie jak w przenośnym odpowiedniku, musieliśmy zadbać o wybiegi, odpowiednie podłoże, ogrodzenie, ochronę i całą ekipę dbającą o porządek i bezpieczeństwo naszego parku. Dla urozmaicenia, autorzy gry (Blue Tonge Software – przyp.) dali nam możliwość obserwacji parku ze specjalnych miejsc lub podczas podróżowania (kierowania samochodem, lub latania helikopterem/balonem). Musieliśmy też sprzątać bałagan. Co jakiś czas nawiedzały nas tajfuny, które uszkadzał zabezpieczenia, przez co dinozaury wychodziły na wolność. O ile roślinożerne były z reguły niegroźne, tak mięsożerne teropody potrafiły dokonać ogromnych zniszczeń… Operation Genesis nie jest grą bez wad, dla niektórych mogła się dość szybko znudzić, lecz jest spełnieniem marzeń wielu fanów, którzy, podobnie jak John Hammond, chcieli stworzyć swój unikalny park rozrywki.

 

                Operation Genesis - spełnienie marzeń wielu fanów filmowej trylogii.

 

Po długiej posusze, w 2011 roku spece od Telltale Games, we współpracy ze słynnym Universalem, przygotowali Jurassic Park: The Game. W grze wcielaliśmy się w postać Gerrego Hardinga, głównego weterynarza parku (w filmie to ten facet z wąsami i w okularach, którego możemy dostrzec w scenie z chorym Triceratopsem). Swoją mechaniką nie odbiegała od reszty tytułów przygotowanych przez tego dewelopera. Czy to dobrze? Z jednej strony tak, w końcu to Telltale, które dba o graczy preferujących interaktywne historie, gdzie wybór ma znaczenie. Z innej, wiele osób liczyło na coś więcej. O grze było głośno głównie z powodu samego tytułu, potem gdzieś przepadła.

Rok później dostaliśmy jeszcze Jurassic Park: Park Builder na urządzenia mobilne, gdzie, jak sama nazwa wskazuje, mogliśmy ponownie stworzyć swój wymarzony park. Oprócz budowy ogrodu zoologicznego, oferował walki dinozaurów z ciekawy systemem turowym. Na premierę Jurassic World otrzymaliśmy grę o analogicznym koncepcie. No i zapomniałbym o Lego…

Jak widać, gry bazujące na Parku Jurajskim są niezwykle różnorodne. Nie każda z nich okazała się strzałem w dziesiątkę, ale z tej sporej grupy można wybrać kilka perełek, które nawet dzisiaj mogą się podobać. Trzeba podkreślić, że Park Jurajski ma ponad 22 lata… Kiedy to zleciało? Najlepszym znakiem czasu są nośniki i formy dystrybucji. Pierwsze tytuły powstawały na kartridżach, a obecne można ściągnąć z Internetu.

Liczę, że Jurassic World będzie otwarciem kolejnej trylogii, która na nowo zaszczepi w młodzieży fascynację dinozaurami, a nam, wychowanym na kasetach VHS i innych reliktach minionych lat, pozwoli po raz kolejny delektować się tym specyficznym rodzajem chaosu na dużym ekranie.

 

 

Oceń bloga:
38

Komentarze (23)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper