Retro strachy

BLOG
1077V
Retro strachy
Sendo1910 | 30.10.2019, 20:29
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Jeśli szukacie duchów, wampirów, szkieletorów i innych maszkar nadgryzionych przez piksele, to dobrze trafiliście!

Lubię horror w popkulturze, bez względu na rodzaj medium. Zarówno mając do czynienia z książkami Mastertona, Lovecrafta jak i filmami Hoopera, Carpentera czy Romero bawię się równie dobrze. Podobnie mam z grami wideo, gdzie na przestrzeni lat powstało wiele ciekawych produkcji jeżących włos na głowie, lub pokazujących zombie, wampiry i duchy w sposób groteskowy, prześmiewczy, ironizując z dramaturgii głównych bohaterów. Postanowiłem tym samym wybrać dziesięć gier z tego gatunku, które najbardziej zapadły mi w pamięci, co w cale nie oznacza że są to najlepsze produkcje poruszonej tematyki. Niektóre w ogóle nie są typowymi "straszakami". To moja czysto subiektywna lista bez bawienia się w ranking i oklepany, a na dodatek krzywdzący, liczbowy system oceniania. Nie liczcie również, że będę sypał głośnymi horrorami z ostatnich lat, bowiem skupiłem się na szeroko rozumianym retro, z którego najwięcej gier zapadło mi w pamięci. Zapraszam.

MediEvil (1998)

Jeden z przebojów kultowego PlayStation przenosi nas do królestwa Gallowmare, które w 1286 roku zostaje zaatakowane przez siły ciemności dowodzone przez czarnoksiężnika Zaroka. Naprzeciw armii nieumarłych staje królewskie wojsko, na czele z Danielem Fortesque. Rycerz w szarży na armię zła zostaje śmiertelnie trafiony strzałą, jednak król Gallowmere – Peregrin, nadaje mu tytuł szlachecki i czyni z niego bohatera. Po stu latach pokoju powraca Zarok, chcący powtórnie podbić królestwo. Aby stworzyć armię, wskrzesza umarłych, w tym sir Daniela Fortesque! Bohater korzystając z tej niebywałej okazji postanawia po raz kolejny udowodnić swoje męstwo i zmazać plamę na honorze, krzyżując szyki Zarokowi!

MediEvil nieco wyłamuje się z konwencji walki żywych z umarłymi, łącząc elementy czarnego humoru i burtonowskiego stylu. A to wszystko w wyjątkowo żywej, jak na tematykę gry, oprawie audio-wizualnej, trzecioosobowym widoku i dużej dawce przygód.



Na czym zagrać? Obecny okres to dobra chwila do sprawdzenia remake’u słynnych przygód sir Daniela Fortesuqe, wydanego ekskluzywnie na PlayStation 4! Poza tym zostaje oczywiście możliwość odpalenia oryginału na PlayStation lub kupna wersji cyfrowej na PlayStation 3 i PS Vita.

Super Castlevania IV (1991)

Niektóre gry od Konami starzeją się jak wino – im są starsze, tym lepiej smakują (przynajmniej niektórym zgredom). Tym bardziej, jeśli cofniemy się prawie trzy dekady do czasów, kiedy to Konami było gwarantem roz(g)rywki na najwyższym poziomie. Dobrym przykładem na potwierdzenie tej tezy jest prawdopodobnie jeden z najlepszych przedstawiciel side-scroller’ów – Super Castlevania IV. Wcielająca się w Simona Belomnta ruszamy do zamku samego Księcia Ciemności – hrabiego Draculi, rąbiąc po drodze watahy plugawych istot. Czwarta część serii czerpie garściami z poprzednich odsłon, dodając jednak od siebie kilka urozmaiceń. Belomnt potrafi uderzać w ośmiu kierunkach swoim batem, rozrywając ciała swoich oponentów na strzępy. Broń ta służy mu również do odbijania pocisków czy łapania za otoczenie, co pomaga w przedostawaniu się w ciężko dostępne miejsca zamku. Castlevania IV to absolutny top gier z ery 16 bitów, wzbogacona Mode 7 do mapowania tekstur 2D w celu tworzenia quasi-grafiki 3D. Gotowi na wyzwanie?



Na czym zagrać? Gry z tej serii do najtańszych nie należą. Jeśli jesteście szczęśliwcami i posiadacie oryginalny kartridż wraz ze SNES-em, to sprawa jest rozwiązana. Większość z Was jednak nie ma takiego komfortu, więc zostaje Nintendo Classic Mini: SNES, Castlevania Anniversary Collection (PlayStation 4, Nintendo Switch, Xbox One, Microsoft Windows), Virtual Console (New Nintendo 3DS).

Maniac Mansion (1987)

Przedstawiciel niszowego obecnie gatunku point-and-click, Maniac Mansion, to prawdziwy klasyk który wniósł wiele do rozwoju gier wideo. Produkcja Lucasfilm Games przenosi nas do posiadłości tytułowego maniaka, dr Freda, żyjącego ze swoim synem Edisonem i dwoma… mackami! Doktor pod wpływem złego oddziaływania meteorytu, który spadł nieopodal domu, zaczyna eksperymenty o których lepiej nie mówić sąsiadom. W swoim laboratorium pracuje nad przemienieniem niejakiej Sandy w… zombie! My, wcielając się w jej chłopaka Dave’a i dobierając sobie dwójkę z szóstki dostępnych przyjaciół ruszamy do podejrzanego domu z odsieczą.

Gra posiada szereg uniwersalnych komend do wyboru i umożliwia tym samym interakcję z otoczeniem. Nieliniowa rozgrywka pozwala na uratowanie Sandy na kilka różnych sposobów, stąd warto wypróbować różne warianty i resztę znajomych głównego bohatera. Klimat B-klasowych filmów potrafi urzec, podobnie jak humor zawarty w tej historii.



Na czym zagrać? Jeśli nie posiadacie w swoim kąciku gracza NES-a czy retro komputera pokroju Commodore 64, Atari ST czy Apple II, z pomocą przychodzą serwisy cyfrowej dystrybucji gier – Steam i GOG.com.

Luigi’s Mansion (2001)

Jedna z niewielu gier, gdzie to Luigi gra główną rolę i wywiązuje się z niej równie dobrze, co jego brat! W Luigi’s Mansion wcielamy się w tytułowego bohatera, która trafia do wygranej przez siebie w konkursie posiadłości. Jak się okazuje, budynek jest nawiedzony, jednak w walce z nadnaturalnymi mocami Luigiemu pomaga profesor E. Gadd, wręczając mu Poltergusta 3000 oraz Game Boy Horror! Pierwsza z zabawek rodem z Pogromców Duchów potrafi wciągać duchy, zaś druga pomaga nam w odnajdywaniu się w otoczeniu oraz komunikacji z profesorem. W grze korzystamy również z latarki, która rozświetla mroczne pokoje posiadłości oraz osłabia duchy, które dzięki temu możemy szybciej wsysać do Poltergusta 3000. Oczywiście przeciwników jest kilka rodzajów i każdy wymaga innego podejścia. Tytuł oferuje satysfakcjonującą rozgrywkę jak zdecydowana większość gier od Nintendo.



Na czym zagrać? Tutaj pole jest zawężone, bo to gra ze stajni Nintendo. Obowiązkowo warto zaliczyć wersję na Nintendo Game Cube. Jeśli macie 3DS-a, czeka na Was port tej produkcji, całkiem udany.

Zombies Ate My Neighbors (1993)

Jeśli chodzi o chwytliwe tytuły, to Zombies Ate My Neighbors zdecydowanie się do nich zalicza. Gra od LucasArts to przedstawiciel gatunku run and gun, gdzie wcielając się Zeke lub Julie przemierzamy podwórka, ulice, centra handlowe, piramidy czy nawet nawiedzone zamki, ratując ludzi przed krwiożerczymi bestiami. Oprócz tytułowych zombie na naszej drodze staną klasyczne potwory takie jak wilkołaki, wampiry, demony, mumie, opętane dzieci z siekierami czy kosmici! Różnorodność w tej grze to standard, bo oprócz licznej maści maszkar do wybicia mamy równie obfity arsenał do wykorzystania. I to nie bronie których nie powstydziłby się Van Helsing, a pistolet na wodę, lody na patyku, pomidory, naczynia, wybuchające puszki z napojem gazowanym czy srebrne sztućce! Na każdym z poziomów rozsiane są też power-up’y oraz klucze, które pomagają przejść dany etap. Zombies Ate My Neighbors jest dość rozbudowaną produkcją jak na erę 16-bitów, ma ciekawy design opakowany w sporą dawkę humoru a do tego nastrojową muzykę przygrywającą w tle. Klasyk.



Na czym zagrać? Wytrwali pasjonaci 16-bitowych konsol dostaną tę grę na SNES-a i Mega Drive’a.

Ghosts’n Goblins (1985)

Stare gry słyną z wysokiego poziomu trudności. Kilka żyć na całą grę czy brak zapisów często dają w kość. A gdy do tego rozgrywka nie wybacza błędów przez naszą słabą zręczność palców, to już po zabawie. Dobitny przedstawicielem ciężkiej retro gry w omawianym klimacie jest Ghosts’n Goblins. To produkcja, gdzie potworów jest pod dostatkiem a trup ściele się gęsto. Szkoda jednak, że najczęściej trafia się to naszemu protagoniście, sir Arthurowi, któremu niejaki Satan porywa księżniczkę Prin Prin, i to podczas zalotów na cmentarzu! Co za drań! Pomijając już tę początkową nieco chorą akcję z naszym bohaterem bez koszulki (dopiszcie sobie zwyrole, co się mogło dziać dalej!), gra szybko wciąga nas w wir walki. Arthur dzielnie walczy swoją lancą jednak wystarczy jedno trafienie, aby skruszyć jego zbroję, a drugie zaś aby wysłać go w zaświaty. Ghosts’n Goblins to jedna z najważniejszych gier na NES-a, która jest idealnym tytułem dla lubiących wyzwanie. I growych masochistów też!



Na czym zagrać? Z dostępnością nie powinno być większego problemu. Ghosts’n Goblins wyszło na wiele platform, wliczając w nie: automat do gier, NES, Amiga, Commodore 64, ZX Spectrum, Amstrad CPC, Atari ST, PlayStation (Capcom Generations 2: Chronicles of Arthur), PlayStation 2, Game Boy Advance, Xbox, PSP (Capcom Classics Collection, Volume 1), Game Boy Color, iOS, Virtual Console, Xbox 360 oraz PlayStation 3 (w zestawie Capcom Arcade Cabinet).

Jersey Devil (1997)

Straszył sobie przez ponad dwa stulecia pewien potwór, zabijając zwierzęta hodowlane na południu stanu New Jersey. Zwano go diabłem, ponieważ miał podobno iście diabelskie korzenie i równie paskudny wygląd. Maszkara ta musiała nieźle zajść za skórę tamtejszym mieszkańcom, że do dzisiaj utrzymuje się jej legenda. W 1997 roku na szaraku pojawiła się platformówka nawiązująca luźno do tej historii z Jersey. W niej wcielamy się w tytułowego rogacza, który staje naprzeciwko doktora Knarfa i jego ferajnie zmutowanych…warzyw! Diabeł może atakować z powietrza, używać własnych skrzydeł do zlatywania niczym Mroczny Rycerz czy atakować pięściami. Oprócz tłuczenia zmutowanych warzyw na kwaśne jabłko, możemy zbierać dynie dające kolejne życia, czy literki tworzące wyraz KNARF. Teatrem działań jest Jersey City podzielone na kilka stref, jak muzeum, cmentarz, fabryka czy las. Widać, że produkcja była wzorowana na grach o Crashu czy Crocu, jednak jest jakościowo niżej od wspomnianych serii. Niemniej każdy fan starych platformówek z wczesnej ery 3D powinien zapoznać się z tym tytułem.



Na czym zagrać? Gra wyszła na PC, ale łatwiej dorwać wydanie na PSX’a kosztujące kilkadziesiąt złotych.

The Haunting Starring PolterGuy (1993)

Nieco zapomniany tytuł na poczciwą Segę Mega Drive pozwala nam wcielić się w tytułowego Polterguy’a – punka, który zginął podczas jazdy na wadliwej deskorolce, wyprodukowanej przez biznesmena Vito Sardiniego. Duch młodego buntownika postanawia zemścić się na włoskim przedsiębiorcy i jego rodzinie, wykurzając ich z własnego domu. Rozgrywka ukazana jest w rzucie izometrycznym, gdzie nasz pechowiec przemieszcza się pomiędzy pokojami i straszy całą rodzinkę. Jak można zauważyć po nazwie, duch jest niewidoczny dla ludzi, stąd obecność może pokazywać poprzez wcielanie się w przeróżne przedmioty tak, aby „ożywały”. Ale i nie tylko. Widząc tarcze do rzutek możemy tak na nią wpłynąć, żeby zamieniła się w wielkie krwawiące oko. Dla podkręcenia doznań da się przykładowo zrobić dziurę w podłodze, z której wyłoni się potwór! Przy takich akcjach możemy naprawdę kogoś wystraszyć, aż dosłownie wyskoczy z gaci! W takim wypadku miernik strachu, jaki posiada każdy z famigli Sardini, wypełni się a wtedy ta osoba opuszcza dom. Jak widzicie fabuła gry nie jest przesadnie skomplikowana, jednak wespół z innowacyjną, jak na grę z ery 16-btiów, rozgrywką umiejętnie łączy elementy komedii i horroru. Każdy fan Segi Mega Drive powinien zapoznać się z tym tytułem.



Na czym zagrać? Kartridż na Segę Mega Drive do tanich nie należy, stąd warto poszukać składanki EA Replay na PSP, gdzie ukazała się tak gra wraz z innymi retro produkcjami giganta z Redwood City.

7th Guest (1993)

W pierwszej połowie lat 90., kiedy grafika trójwymiarowa dopiero raczkowała i nie do końca spełniała wizje artystyczne deweloperów, ochoczo tworzono gry FMV (Full Motion Video). Bohaterów składających się ze zlepków niewyraźnych pikseli zastępowali aktorzy, którzy miesiącami nagrywali sceny wykorzystywane do gier. Tak też było z kultowym w niektórych kręgach 7th Guest. Produkcja z gatunku point-and-click, łącząca elementy przygodowo – logiczne, skupia się wokół postaci Henry’ego Staufa – bandziora, który natchniony wizją we śnie, postanawia stworzyć bardzo pożądane przez dzieci lalki. Zabawki te mają jednak na nie zły wpływ, ponieważ latorośla zapadają na tajemniczą chorobę. Po tym wydarzeniu Stauf zaszywa się w swojej posiadłości, kryjąc się przed światem zewnętrznym. W grze wcielamy się w postać Ego, który trafia do wspomnianego domu i nie pamięta właściwie jak się tam dostał. Podczas eksploracji okazałej posiadłości zagłębiamy się w iście spirytystyczny seans, urozmaicony licznymi grami logicznymi i nastrojową muzyką. To jedna z najważniejszych gier w swoim gatunku.



Na czym zagrać? Na pomoc w poszukiwaniach przychodzi nam Steam oraz GOG.com. Fani smyrania po ekranie smartfona znajdą tę produkcję w sklepie Google. Poza tym zostają premierowe wydania na PC, Mac OS oraz wersja na Linuxa.

Clive Barker’s Undying (2001)

Podobnie jak wielu z Was, nie jest mi po drodze z Electronic Arts. Cholernie jednak cenię tę firmę za stworzenie Clive Barker’s Undying – jednego z najlepszych FPS-ów w klimacie horroru w swoim czasie. Gra sygnowana imieniem i nazwiskiem angielskiego pisarza i scenarzysty, znanego z „Wielkie Sekretne Widowisko”, „Everville”, zbiorów opowiadań z serii „Księga Krwii”, filmowego Nightbreed czy w końcu Hellraisera, przenosi nas do Irlandii z roku 1920. Tam wcielamy się w Patricka Gallowaya, który przybywa na prośbę swojego krewniaka do posiadłości aby rozwikłać zagadkę przekleństwa rodziny Covenantów. Patrick nie jest jednak zwykłym jegomościem, bowiem zna się na okultyzmie i nieźle strzela z broni. Poznając wiele charakterystycznych miejsc, takich jak okazałe domostwo, ruiny miasta, neolityczne groty czy lokacje totalnie wyrwane z naszego wymiaru, walczymy z szeregiem różnych potworów, docierając w końcu do źródła tajemnicy. Clive Barker’s Undying nawet dzisiaj potrafi nieźle podnieść puls, gdy założycie dobre słuchawki i wczujecie się w niezapomniany klimat.



Na czym zagrać? Gra została wydana na PC oraz Mac OS. Zarówno wersja cyfrowa na GOG.com, jak i wydanie pudełkowe to groszowe sprawy. Łatwy dostęp.

Na tym też kończy się lista moich ulubionych gier związanych z horrorem. Jak widzicie nie ma tu wiele ostrych produkcji, gdzie krew leje się hektolitrami a przemoc wyeksponowana jest do granic absurdu. Osobiście raczej nie pociągają mnie popularne obecnie survival horrory, choć dozgonne pokłony składać będę po wsze czasy Shinji Mikamiemu za Resident Evil. Podstawowym kryterium dla mnie jest zawsze klimat, złożony z wielu elementów których nie sposób wymienić. Omówione pokrótce gry jak najbardziej go mają i trafiły w moje gusta idealnie, choć często, nawiasem mówiąc, nie „straszą”. No chyba że leciwą oprawą graficzną. Mam jednak nadzieję, że zachęcę kogoś do małej sesji retro w którąś z powyższych gier, bo stare niepozorne produkcje wciąż mogą dawać wiele rozrywki. Z chęcią poznam Wasze ulubione produkcje związane z horrorem. Być może trafię na nieznane tytuły, które dołączą do tego grona?

PS 1 – za braki platform/błędy w dostępności gier na serwisach dystrybucji cyfrowej w „Na czym zagrać?” z góry przepraszam.

PS 2 – dawno nie „blogowałem”, więc wybaczcie za brak płynność czy inne błędy.

Oceń bloga:
31

Komentarze (25)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper