Magia, która nigdy nie przemija czyli Curse of The Monkey Island

W tym roku minie już 18 lat odkąd pierwszy raz w czytniku mojego mocarngo kompa z procesorem Pentium 200 MMX i potężną kartą graficzną z 4MB pamięci na pokładzie, zakręciła się płyta z trzecią częścią przygód o przygodach pirata Guybrasha Threepwooda. W tą piękną rocznicę postanowiłem ponownie odbyć nostalgiczną podróż do tamtych czasów i podzielić się z wami recenzją tytułu, który dla mnie jest jedną z tych gier, które zapamiętam na całe życie.
Jest rok 1997. Powoli zbliża się kres życia staroszkolnych przygodówek. Na rynek wchodzą akceleratory 3D ze słynnym Voodoo na czele, a gracze zachwycają się nowym trendem w świecie gier. Na rynku rządzą takie tytuły jak Quake i Tomb Raider. W zalewie tego typu produkcji Curse of The Monkey Island wyraźnie się wybijała i nie mogła umknąć mojej uwadze. Z resztą jak zobaczyłem zapowiedź w Secret Service wiedziałem, że muszę w ten tytuł koniecznie zagrać.
W roku 1997 nie było Allegro, ani sklepów online z grami. Mieszkając w małym podlaskim mieście trudno by mi było zdobyć ten tytuł. Na szczęście sporo starszy sąsiad studiował w Warszawie i kupił dla mnie mój egzemplarz W środku były dwie płyty. Jedna służyła do przeprowadzenia instalacji, a druga do odpalania gry. Przy okazji zainstalował się najnowszy DirectX oznaczony numerkiem 5 :) Tak się zaczęła moja przygoda z tym magicznym tytułem.
Po uruchomieniu ukazało się moim oczom przepięknie intro, które wprowadziło mnie w ten cudowny klimat,
Po obejrzeniu wstępu ukazała się plansza z wyborem poziomu trudności. Do wyboru były dwa poziomy. Trudniejszy oznaczał większą ilość zagadek do rozwiązania. Bez wahania wybrałem opcję numer dwa.
Gra rozpoczyna się na statku pirackim naszego największego wroga pirata LeChucka. Tytułowy bohater Guybrash Threepwood ucieka z jego pokładu i na plaży jednej z wysp na Morzu Karaibskim spotyka swoją ukochaną, córkę gubernatora Elaine Marlow. Postanawia skorzystać z okazji i się jej oświadczyć. Niestety pierścień, który znalazł na statku okazał sie być przeklęty. Klątwa voodoo sprawiła, że niedoszła narzeczona zmieniła się w szczerozłoty posąg. Tak się zaczyna właściwa przygoda. Musimy odczarować ukochaną i rozprawić się raz na zawsze z naszym największym wrogiem piratem LeChuckiem.
To co w pierwszej kolejności powala na kolana to przepiękna, ręcznie rysowana, pełna szczegółów grafika. Lokalizacje są zróżnicowane, a każda plansza dopieszczona do granic możliwości. Widać tutaj jak na dłoni jak wspaniałych artystów w swoim zespole miał Lucas Arts. Szkoda tylko, że era 3DFX zabiła kompletnie gatunek tego typu gier. Co prawda wyszedł jeszcze kultowy Grim Fandango, ale to już właściwie był koniec ery tak pięknie rysowanych gier. Pomimo upływu 18 lat bez najmniejszego problemu możecie w tą grę zagrać i nie poczujecie odrzucenia związanego z kiepską grafiką. Pamiętam jak twórcy zażartowali sobie nawet w menu ustawień gry, gdzie dodali opcję włączenia 3D.
Pozostając w temacie grafiki rzucćie okiem na kilka plansz z gry i zwróccie jak piękny świat udało się wykreować dzięki recznie rysowanej grafice. Każda lokacja to dzieło sztuki. Curse of The Monkey Island pozostaje jednym ze szczytowych osiągnięc ręcznie rysowanej myśli przygodowej.
Nie tylko oprawa graficzna robi w tym tytule ogromne wrażenie. Ścieżka dźwiękowa to też jest istny majstersztyk. Wypełniona jest po brzegi karaibskimi rytmami, które stanowią wyśmienite tło do obrazów wyświetlanych na ekranie. Naprawdę można się w tym zatracić.
Sama rozgrywka to typowe point&click. Jest ono bardzo dobrze rozwiązane. Po przytrzymaniu klawisza myszy wyświetla nam się złota moneta i wybieramy z niej konkretną opcję czy to papuga do rozmowy czy też dłoń do wzięcia czegoś w ręce. Jest miło i przyjemnie i samo sterowanie nie jest wcale uciążliwe. Ciężko opisywać samą grę bez zdradzania szczegółów więc zachęcam, aby każdy sprawdził sobie jak to działa. Miło jest oglądać piękne plansze z gry i śmigać po nich kursorem szukając podświetlającego się na czerwono krzyżyka. Ciężko jest cokolwiek więcej napisać o tej grze. Trzeba koniecznie w nią zagrać, żeby poczuć magię jaka płynie z tej produkcji. Must have dla każdego fana przygodówek.