Weekendowe granie #70 - Meet the Meatface

BLOG
726V
Weekendowe granie #70 - Meet the Meatface
kalwa | 22.05.2015, 13:19
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Tak sobie myślę, że mogliście się przestraszyć iż WG nie będzie kontynuowane w związku z ostatnimi wydarzeniami na PS Site. Mogliście też poczuć żal, że coś się w tym cyklu zmieni. Na szczęście mogę Was uspokoić i zapewnić, że podobne rzeczy nie będą miały miejsca. To tak jakbym musiał zrezygnować z obchodzenia weekendu! Nie do pomyślenia! Zapraszam zatem do kolejnego odcinka ZACNEGO WG.

Dramat, płacz i cenzurę mamy za sobą – choć nie do końca, bo mrok wewnątrz niektórych jest zbyt gęsty, by jakieś marne świeczki albo żarówki mogły go rozświetlić. Pewnie dla wielu lepszą opcją od ciągłych prób byłoby utopienie się w studni, ale cóż – ja nie z tych. I choćby bułę mi dali, zła się nie ulęknę. Wracajmy jednak do tematu, bo znów będzie że rozmieniam się na drobne. Ostatnimi czasy mało co robię. Przynajmniej jeśli chodzi o rzeczy, które opisuję w tym cyklu. Dlatego znów będę się powtarzał i pisał o tym co już było.

Fred: Ej, chłopie. Leci ci piana z mordy. Ogarnij, nie wpieniaj się tak… Chryste.

Ekhm, przepraszam, to tylko mój koń zarżał. No więc jak pewnie dobrze pamiętacie, grałem ostatnio w Zone of the Enders: The 2nd Runner HD i nawet udało mi się skończyć (choć i tak oceniłem już po 15 minutach). Pierwsze wrażenie nie było najlepsze, ale po ukończeniu tej gry mogę powiedzieć, że jest to niemal twór idealny. Wciąż największą bolączką jest za mało usprawniony względem pierwszej części system gry, ale nie przeszkadzało mi to jakoś szczególnie. Reszta elementów jest tak wyśmienita, że zapomniałem o tym po kilku godzinach. Nie grałem wprawdzie w wersję oryginalną na PlayStation 2 i trudno mi porównać, ale wydaje mi się, że te efekty cząsteczkowe wyglądały zbyt cudnie, by poczciwa „czarnulka” mogła je udźwignąć. Skoro jesteśmy już przy grafice to jako całość robi wrażenie jak na swoje lata (i nie przypisywałbym tutaj zasług wersji HD) – jednocześnie wszystko śmiga szybciutko, mimo iż na ekranie dzieje się naprawdę SPORO. Mamy też świetną fabułę, która przedstawiona jest poprzez przerywniki w stylu anime, rozmowy rodem z [gra]Metal Gear Solid (PS One)[/gra] (codec) i jakieś filmy na silniku gry. Spodobało mi się szczególnie kilka momentów, wraz z walkami w których uczestniczyłem. I choć nieraz miałem ochotę rozwalić pada (bo gra jest momentami bardzo trudna – albo po prostu znubiałem przez to granie na PS3), to ma u mnie (początkowo po 15 minutach 4.5/10, potem 10/10) 9/10, gdzie główną wadą określiłbym właśnie brak większego progresu i denerwujące sprawy typu: źle pracująca kamera. Tak czy siak, grę polecam ale zdecydowanie nie jest to twór dla każdego. Ja cenię kojimowską reżyserię (bo jednak w przypadku „dwójki” jest zauważalna), tematykę (nie będę za bardzo zdradzał, ale pojawiają się wątki kolonizacji na choćby Marsie, przewija się temat wartości ludzkiego życia itp. – wszystko fajnie przedstawione), oprawę audiowizualną (muzyka również miażdży) i oczywiście gameplay.



Ogólnie zdecydowałem, że powrócę do gier z PlayStation 2 (obecnie mojej ulubionej konsoli) i jeszcze trochę temu powróciłbym do [gra]Drakengard (PS2)[/gra]. W mojej kolekcji pojawił się jednak bardziej intrygujący i też dla mnie przystępny tytuł jakim jest Killer 7 (ech, nawet w naszej bazie tego nie ma – to już VNy na martwą Vitę są bardziej popularne!!!!!). Nie jest to dobry przykład jeśli mówić o tworach przystępnych, ale mimo wszystko mimo wielu dziwactw gra mi się o niebo lepiej niż w produkcję, z której zrodziło się dzieło wszechświata jakim jest [gra]NieR (PS3)[/gra]. Jakbym pokrótce opisał ten osobliwy twór Sudy? No jest… dziwny. Tyczy się to każdego elementu, zaczynając już od prezentacji studiów deweloperskich, idąc przez menu główne a na reszcie kończąc. Najczęściej słychać naprawdę paskudny śmiech. Potem mamy wszechobecną schizę, psychodelę i nie wiem co jeszcze. Już nawet gra się w to dziwnie. Jakbym miał określić gatunek, to najłatwiej byłoby mi to przypisać do jakiejś szynowej strzelaniny z elementami przygodowymi. Bohater porusza się po nakreślonych przez twórców ścieżkach, które się nieraz rozwidlają (my jesteśmy odpowiedzialni za wybranie kierunku i trzymanie przycisku odpowiedzialnego za bieg). Jeśli usłyszymy śmiech, to znaczy że gdzieś pojawił się przeciwnik. Wtedy przełączamy się w tryb celowania, skanujemy (bo „podśmiechujki” są przedtem niewidzialni) i strzelamy w wybrane miejsce – trochę to przypomina pierwsze [gra]Medal of Honor (PS One)[/gra] w którym podczas celowania musieliśmy się zatrzymać. Możemy strzelić w kończyny (i tym samym je odstrzelić) lub np. w klatę, czy słaby punkt który uśmierci francę jednym strzałem. Ja z podobnym systemem spotykam się po raz pierwszy, ale nie jest to nic tak specyficznego że nie da się grać. Ot, może przeszkadzać przeciwnikom gier liniowych. Najbardziej jednak dobija klimat i fabuła gry.



Jak widać na powyższym obrazku styl graficzny również jest mocno specyficzny. Widać, że to cel shading, ale oprócz tego mamy nietypowe zastosowanie barw, jakiś minimalizm i dziwną grę świateł i cieni. Trochę to wygląda jak szkice w których scena jest narysowana jak tło (raczej mało dokładnie, ogólnikowo), a rysownik bardziej skupia się na dokładnym ukazaniu postaci. Dodać do tego jeszcze neonową i często jaskrawą kolorystykę i można sobie wyobrazić z czym mamy do czynienia – taki „biedniejszy” [gra]Killer is Dead™ (PS3)[/gra] (przepraszam za to porównanie). W połączeniu z naprawdę dobrym, mrocznym i nieraz ciężkim ambientem dostajemy unikatowy i nieco trudny do przełknięcia klimat. Obecnie trafiłem do wesołego miasteczka, potem w nim do jakiegoś labiryntu, gdzie udźwiękowienie wzbudza we mnie niepokój. Dużo zgrzytów, niskich tonów, jakieś szepty – na dźwięk diabelskiego śmiechu przeciwnika zdarzało mi się lekko zlęknąć. Zaprezentowałbym Wam jakiś utwór, ale od tego jest GrajNuta. Macie za to jeden z początkowych fragmentów. Zobaczycie to o czym piszę.



Może i nie wygląda zachęcająco, ale już nawet nie staram się nikogo zachęcać. Jeśli ktoś poszukuje nietuzinkowych tworów z fabułą dającą do myślenia i klimatem, który nieco destruktywnie wpływa na psychikę, to może sięgnąć po Killer 7. Mam za sobą kilka godzin, ale z fabuły tak naprawdę niewiele rozumiem. Z Drakengard 3 było podobnie, gdzie dopiero pod koniec zaczynało mi się to wszystko układać w całość – zobaczymy czy tu będzie podobnie. W dużym skrócie: fabuła opowiada o starciu dwóch organizacji, roli Japonii w polityce USA i wielu innych rzeczach. Poznajemy ją poprzez ogladanie przerywników w stylu anime, tych na silniku gry oraz dzięki rozmowom z napotkanymi duchami (lub głową np w szafce). Póki co ja widzę głównie to starcie Heaven Smile z Killer 7. Pozwolę się wypowiedzieć o Killer 7, bo Heaven Smile to rzecz nie wiadoma tak od razu (no chyba że jest to w instrukcji, a tej jeszcze nie sprawdzałem). Killer 7 to 7 manifestacji niejakiego Smitha. Siedem osobowości, z których każda ma inne umiejętności i charakter. Jeden jest zapaśnikiem w masce (swoim granatnikiem rozwala np. pęknięte ściany albo opancerzonych „śmieszków”), kolejny to Coyote który otwiera kłódki i wskakuje na dachy, jeszcze inny to niski chłopaczek z dwoma spluwami (jego zaletą jest szybkość i niski wzrost), czy zachlapana krwią Kaede, która podcina sobie żyły jeśli tego wymaga sytuacja. Ich umiejętności trzeba rozwijać poprzez zdobywanie krwi z zabitych przeciwników i odpowiednio wykorzystywać, by przejść dalej. Podoba mi się to rozwiązanie, jednocześnie trochę szkoda że (przynajmniej na Normal) można sobie sprawdzić na mapie czyje umiejętności są w danym miejscu potrzebne – w sumie i tak to wszystko banalne, bo jak dowiemy się jakie kto ma zdolności, to po zobaczeniu danego miejsca wiemy kim przyjść. Tak czy siak, pewnie już śpicie albo zaczynacie ziewać, dlatego kończę mój przydługi wywód o tym tworze. Polecam! (ale nie Tobie, bo głowa Ci wybuchnie).



Kolejną grą w którą będę grał przez weekend będzie American McGee’s Alice HD, która została dołączona w cyfrowej wersji do [gra]Alice: Madness Returns™ (PS3)[/gra]. Podczas gdy starsza wersja się pobierała, ja sprawdziłem sobie nowszą. Niewiele napiszę, bo też mało grałem, ale klimat naprawdę mi się spodobał. Wpierw lądujemy w londyńskim sierocińcu, gdzie obserwujemy jak Alicja walczy z traumatycznymi wspomnieniami podczas sesji terapeutycznej. Później mamy okazję zwiedzić sam sierociniec i brudny Londyn, po którym porusza się pełno dziwolągów. W tle przygrywa muzyka, którą moglibyśmy uświadczyć w tworach Tima Burtona. Po pewnych wydarzeniach wylądowałem w Krainie Czarów, która swoją kolorystyką i ogólnie designem znów trochę skojarzyła mi się z Alicją od Burtona – tutaj jest jednak krwawo, choćby dlatego że sama Alicja dzierży spory nóż. Pierwsza część jest jeszcze bardziej ponura i pogięta. Dominuje szarość, mrok i znów krew. Karcianych żołnierzy których pokonujemy możemy przepołowić lub odciąć im głowę. Walki są jednak o wiele trudniejsze niż w drugiej części, dlatego nie za bardzo radzę sobie z przejściem drugiej lokacji (Fortress of Doors). Mam jednak zamiar zmierzyć się z tym przez weekend.



I to tyle ode mnie. Nic nie oglądam, ciągle czegoś słucham, ale nie mam obecnie czego za bardzo polecić. Ostatnio spodobał mi się jeden utwór, nieco smutnawy i długi, ale przepiękny. Dlatego dam go tutaj abyście mogli usłyszeć. Choć z drugiej strony ponoć przewinął się gdzieś w zwiastunach do serii Assassin’s Creed. Bleeeee. Podobno tytułowa złota era to skończone dzieciństwo i żal z tego wynikający. Ludzie piszą też coś, że wszystkie utwory Woodkida nawiązują do II wojny światowej.



Ja znikam, pojawia się Laughter ze swoim kontrowersyjnym tekstem, od którego może Was rozboleć głowa. Wy natomiast spamujcie, dzielcie się, polecajcie, opowiadajcie i przede wszystkim bawcie się dobrze, bo nadchodzący weekend ma być ponoć najlepszym jaki przeżyła ludzkość. Tak mówili w moim TELEWIZORZE!!!!!!!!!!!!!!!

__________________________________________________________________________
 

Więc stało się! Kolejny numer opowiadania, które wkurwiło ostatnio całą Polskę i doprowadziło połowę serwisu do histerii oraz wścieklizny macicy! Przyczyniło się również do powstania innego opowiadania, które wkurwiło cały wszechświat i wywołało zawał na tle nerwowym wśród niektórych odwiedzających witrynę pssite. LECIMY!

" target="_blank">Biała pustka

Przed Shitface’em stał młody, długowłosy mężczyzna z zawieszonym na plecach futerałem na gitarę. Pomimo bezkresnej nicości, która zawsze składała się w całości na to miejsce, dało się wyczuć inną niż zwykle atmosferę panującą w tym enigmatycznym niebycie. W przyjacielskim geście Shitface położył swoją dłoń na ramieniu chłopaka.

Shitface - Więc w końcu, po 569 dniach jesteś gotowy... a ja dumny, że osiągnąłeś niemalże granicę swojego potencjału. Wyruszysz za tydzień, ale już dzisiaj mianuję cię tytułem Lorda i przyznaję stopień pierwszego Dana z korespodencyjnego kursu sztuki walki Shitarate. Oto twój czarny pas z jednym złotym pierogiem.
Lord Dan – Dziękuję ci mistrzu, będę go nosił z nieukrywaną dumą. Jeśli mogę spytać, czy mój poprzednik także był szkolony w ten sposób?
Shitface – Mówisz o błękicie? Nie, on był szkolony tradycyjnie. Ty z kolei, modną ostatnio metodą bezstresowego wychowania. Kalwa był rzucony na głęboką wodę, nie wytrzymał tego... pchnąłem go w otchłań gniewu i nienawiści.
Lord Dan – I dlatego mam go zastąpić, ale nie rozumiem po co aranżować spotkanie z nim?
Shitface – Żebyś zobaczył na własne oczy i zrozumiał, to kim nie możesz się stać. Dostrzec jego błędy i ujrzeć skutki nieposłużeństwa wobec mnie.
Lord Dan – Więc za tydzień...

" target="_blank">Points-Tower hala z kamieniem ATOMusa

Tanderiusz odpierał potężnie ciosy wściekle atakującego kamienia. Raz z prawej, raz z lewej, zwinnie odparowywał uderzenia za pomocą kocypała. Bronienie się przed szaleńczą szarżą było nadwyraz męczące. Zimny pot kapał z jego twarzy, napięte od wysiłku mięsnie zaczęły drętwieć. W powietrzu rozbrzmiewał odgłos uderzanej stali i stawianych co rusz kroków. Każde obronione uderzenie zmuszało go do cofnięcia się aby mógł zachować swobodę ruchów. Szukał dogodnego momentu do wyprowadzenia kontry, lecz głaz był zbyt szybki, ani na moment nie eksponował wad. Bestia niespodziewanie zaatakowała frontalnie. Zaskoczony Tanderiusz zasłonił się bronią i zaparł mocno nogami, jednak i to nie wystarczyło – uderzenie przesunęło go po ziemi, jakby stał na lodowej tafli, o mało co nie upadł. Dyszał ciężko, nadchodził moment, gdzie limit jego możliwości kurczył się przez wąskie gardło wydolności żabiego ciała. W tym samym momencie do walki wkroczył Robson. Jego dwie twarze zawyły agresywnie po czym wyprowadził cios trzymając w ręku sporych rozmiarów złoty fragment uszkodzonej maszyny. Kamień odleciał i przeturlał się po ziemi, a gotowy do akcji Trupsztofold obsmarował go swoim ślimaczym śluzem. Zyskali tym samym paręnaście cennych sekund...
Tanderiusz – Dziękuję... lecz dla mnie walka dobiegła już kresu, nie mam nawet siły trzymać gardy.
Robson – My tu jesteśmy od marudzenia! Dawaj Kocypał!

Robson nie czekał na reakcję, wyrwał broń z rąk żaby. Zmienił tryb ostrzału i wycelował w rycerza, po czym nacisnął spust. Z lufy wyleciał plus, który po chwili został wchłonięty przez ciało Tanderiusza. Jego mięsnie momentalnie się zregenerowały, oddech uspokoił, a słony pot  wrócił do gruczołów potowych. Zmęczenie znikło, a żaba poczuła się jak nowo narodzona i była gotowa do dalszej walki
Widząc determinację i podejmowany wysiłek swoich towarzyszy, którzy nawet w obliczu śmierci nie zamierzali się poddać, Grzywa poczuł inspirację, wpadł na pomysł, jak zranić kamień. Wyciągnął z kieszeni różowej sukienki urządzenie z 5’ wyświetlaczem. Włączył je i uruchomił jakąś aplikację. Następnie rzucił tym przed stwora licząc, że ten zainteresuje się nieznanym mu przedmiotem. Udało się... stwór zaprzestał walki na rzecz czytania tego co pojawiło się na ekranie. Był naprawdę zafascynowany tym doświadczeniem. Cała złość i żądza krwi momentalnie się ulotniły.
Grzywa -  3...2..." target="_blank">1...
Gdy skończył odliczać z sufitu zleciały gołębie! Cała chmara, niezwykle liczne stado! Ich pióra powoli opadały gdy te zaczęły pikować prosto na zaczytany kamień. Otoczyły go przystępując natychmiast do zaciętego i okrutnego dziobania! Machały wściekle skrzydałami przy każdym wyprowadzanym pchnięciu dziobem, które powoli acz skutecznie  kruszyły powierzchnie głazu.
Grzywa – ...ptaki żywiące się krwią oraz ciałem winnych, innych i niewinnych. Gołębie Himnesia, posłańcy śmierci...

Dziobały nieprzerwanie aż po kamieniu zostały tylko niewielkie okruszki. Po zakończeniu swej makabrycznej uczty wszystkie ptaki skierowały swe spojrzenia ku górze. Zerwały się w powietrze i znikły w nieprzeniknionych ciemnościach Points-Tower. Urządzenie, które je przywołało, wydało z siebie cichę skrzypnięcie. Ekran pękł i z powstałej szpary wyleciał kłebek szarego dymu.

Grzywa – Załatwione, idziemy po ATOMusa, dalej.
Tanderiusz – Grzywo, co to było?
Grzywa - Coś, co planowałem wykorzystać podczas spotkania z Shitface’em, teraz nie ma sensu się nad tym rozwodzić. Mówiłem już, zbierać się i idziemy dalej.

Drużyna skierowała się do drzwi, którymi uciekł szalony naukowiec. Po chwili zatrzymał ich odgłos szurania. Odwrócili się by dostrzec, że ku ich nieszczęściu kamień nie zamierzał dawać za " target="_blank">wygraną! Okruchy zaczęły się nawzajem przyciągać, tworząc z powrotem jednolity głaz, co gorsza był on znacznie większy niż uprzednio! Walka rozpoczęła się na nowo. Wielki Głaz zatakował pierwszy. Wyskoczył w powietrze rzucając się swoim cielskiem w kierunku zwartej grupy. Ci postanowili rozproszyć się po całej hali. Każdy korzystał z swoich umiejętności: Ślimak spowalniał głaz śluzem. Grzywa atakował uparcie stosując antyczną, końską magię ofensywną. Tanderiusz robił użytek z kocypała, strzelając zarówno minusami, jak i wyprowadzając celne uderzenia. Z kolei Robson... Robson narzekał, że nie ma broni i nie może nic zrobić – rozerwał więc swój płaszcz i spodnie, ujawniając nie tylko modne i przewiewne bokserki, ale i dodatkową parę nóg oraz rąk, które do tej pory skutcznie ukrywał. Głaz, jak to głaz – nic do niego nie docierało, nic nie mogło go zranić. Cała jego egzystencja polegała na miażdżeniu napotkanych ofiar, nie było w nim miejsca na słabości. Pięści Robsona, ataki rycerza, sztuczki ślimaka i Grzywy – wszystko to na NIC, jak bardzo by się nie starali, to i tak nie przynosiło to żadnych skutków i porządanych efektów. Przyparci do muru, pokonani, świadomi zbliżającej się śmierci... Grzywa rozkazał zatkać wszystkim uszy. Zdesperowany, zdecydował się na złamanie przysięgi złożonej na początku cykli. Postanowił, że powtórzy grzech, którego niegdyś się dopuścił. Grzech, który przyczynił się do powstania Shitface’a i wprawienia w ruch przepowiedni o Nubosie.

Zielona Grzywa wykorzystał przeklęte zdolności powiernika pieśni i zaśpiewał drugi raz zakazaną " target="_blank">balladę. Głaz zaczął się trząść, rozpadać i łączyć na nowo, targały nim nieprzerwane konwulsje. Wydawał z siebie przedziwne odgłosy przypominające harczenie przeplatane rykiem i wyciem. Drużyna bała się otworzyć oczy. Mimo zakrytych uszu czuli przedziwną aurę naginającą rzeczywistość wokół nich. Z głazu wyrósł wykręcony tułów z wyrytą na klatce liczbą „XIV”, następnie pojawiły się pokraczne ręce, nienaturalnie długie nogi... Kamień zyskał nie tylko ciało, ale samoświadomość i osobowość. Stał się Stoneface’em. Przerażony pod wpływem fali bodźców, jakie zaczęły docierać do jego świeżego i dopiero co powstałego układu nerwowego, wstał spanikowany i uciekł, przerwacając się o własne nogi... Wypłakując kamienną rzekę, wybiegł z hali nie odwracając się ani razu.

Grzywa – Bubaronie, co ja uczyniłem?

Pomimo ateistycznych poglądów, wypowiedział nazwę końskiego bóstwa, niedowierzając temu co widziały jego oczy, chwycił za szerokie nozdrza i zaczął nerwowo drapać się po nosie. Robson, Trupsztofold i Tanderiusz otworzyli oczy, unieśli wysoko ręce i zaczęli wydawać z siebie okrzyki radości. Jedynie oczy Grzywy wyrażały pierwotny strach. Wielkie niczym ślepia sowy grasującej o północy, wyglądały niczym materializacja najstraszniejszych koszmarów, jakie mogą nawiedzić istotę rozumną. Hala przemieniła się w białą pustkę... identyczną, co wymiar Shitface’a. Tanderiusz pytał Grzywę, o to co się dzieję, ale ten nie dawał żadnych odpowiedzi. Stał nieruchomo niczym posąg, wpatrzony w biały bezkres. Aż w końcu na horyzoncie pojawiły się " target="_blank">dwie istoty. Stawiając niewielkie kroki, zmierzały powoli w kierunku drużyny. Im bliżej byli tym więcej szczegółów przykuwało wzrok zaciekawionego i jednocześnie przerażonego Tanderiusza. Tajemniczy osobnicy nosili długie czarne szaty, a ich twarze skryte były głęboko w mroku ciężkich kapturów. Jeden z nich miał naszyte drzewo życia i sefiroty oraz liczbę „XII”. Szata drugiego ozdobiona była drzewem mądrości i liczbą „XI”

XI – A więc jednak, pomimo zapewnień uruchomiłes kolejne tryby machiny uprzednio spisanych wydarzeń, Grzywo.
XII – Odegrałeś swoją rolę, a mimo to...
XI – ... Zamiast zejść ze sceny zaczynasz odgrywać rolę przygotowane dla innych.
XII – To samolubne
XI -  Egoistyczne
XII – Nacrystyczne
XI – Tak się nie robi
 

Tanderiusz – Kim wy jesteście?
Wtrącił się żabołak.
XI – Ciiii, naprawdę nie teraz
Mężczyna machnął od niechcenia ręką, jakby odganiał natrętną muchę. Sprawił, że usta żaby znikły. Robson i jego dwie twarze nieskalane myśleniem, postanowiły przejść do czynów, zacisnął wszystkie cztery dłonie i pobiegł w kierunku „XII”-stki. Ten ledwie skierował palec w górę i ciało Robsona natychmiast poszybowało wysoko w powietrze, następnie wskazał na ziemię i Robson opadł uderzając z impetem o białe podłoże. Pomimo usilnych starań nie mógł się poruszyć. Trupsztofold nie chciał się narażać, czekał na rozwój sytuacji.

Grzywa – Nie miałem wyboru, odejdźcie... błagam.
XI – Zawsze...
XII – ...Jest wybór
XI –  Nigdy zły
XII – I nigdy dobry
XI –  Sama decyzja zależy od ciebie
XII - I tylko od ciebie

XII zdjął kaptur odsłaniając kupę gnijącego mięsa, pokrytego mlaszczącymi białymi larwami. Tłuste robactwo łapczywie pożerało wszystko co znajdowało się na tym odrażającym żerowisku, które pełniło rolę twarzy istoty nazywanej Meatface. XI również odsłonił twarz... a raczej coś, co po prostu znajdowało się w miejscu, gdzie powinna być twarz, bo zamiast niej widniała tylko wielka szpara otoczona pomarszczonymi i zwisającymi fałdami... taka to aparycja Fuckface’a.

Meatface & Fuckface – Zostaliśmy wezwani, by ogłosić wyrok. Apostołowie przejmą, co miało zostać zniszczone. Przerwią cykl, a na gruzach czasu, odbudują to, co dawno zapomniane. Przyszłość ludzkość... jest przeszłością.

Meatface i Fuckface złączyli dłonie. Biała Pustka rozwiała się, a istoty znikły tak nagle, jak się pojawiły. Tanderiusz odzyskał usta, razem ze ślimakiem pomógł wstać Robsonowi. Nie byli jednak w hali ATOMusa... pod ich stopami znajdowały się stare czaski. Istna góra z ludzkich kości i powbijanych gdzie nie gdzie krzyży.

" target="_blank">Twarz Olsona – To, cmentarzysko plusowców... pierwotnej cywilizacji, z której wywodzą się Points-Mani.

Z ciemności wyłonił się ogromny pomnik w kształcie „+”
Twarz Olsona – To odpowiednik rankingu. Ich ustrój polegał na wyręczaniu społeczności i obdarowywaniu ich dobrami, oszczędzając tym samym wysiłku w kupowaniu rzeczy na własną rękę. Niestety, założyciele nie przewidzieli jednego – jeśli robisz coś za ludzi, to wdzięczność powoli zostaje wyparta przez oczekiwania. Gdy oferta się pogorszyła, plusowcy zaczęli rzucać się sobie do gardeł. Pluli jadem, gdzie popadnie. Bliźni bliźniego oblewał kwasem z paszczy. Sąsiad rozpuszczał twarz sąsiadowi, strasznie dzieje. Legenda głosi, że ich wściekłe duchy nadal żyją w tym miejscu, materializują się co miesiąc i rzucają do siebie ciche pytanie, zawsze pozostawione bez odpowiedzi „Co dali w plusie?”
Twarz Robuerta – A co ty taki rozgadany się zrobiłeś?!
Twarz Olson – Po prostu mam dosyć, że zajmujesz większość naszego czasu antenowego w tym...
Grzywa – Głupcy, nie zdajecie sobie sprawy czego przed chwilą uświadczyliśmy
Ślimak oparł się na ramieniu dziewczynki z końską głową
Trupsztofold – Rozumiemy... rozumiemy aż za dobrze i dlatego o tym nie mówimy.
Tanderiusz – Nie możemy rozdrabniać się na drobne. Grzywo, odnajdźmy Krzysztofa, opuścmy to przeklęte miejsce. A potem, porozmawiamy o tym, co właśnie przeżyliśmy.

Grzywa przytaknął ze łzami w oczach. Cała czwórka ruszyła przed siebie, krocząc powoli po rozpadających się kościach...z których zaczęła wypływać zielonkawa mgiełka.

Za tydzień! WIELKI FINAŁ sagi Points-Manów. Kim byli Meatface i Fuckface?! Co łaczy ich z Shitface’em?! Co dalej z Stoneface’em?! GDZIE JEST KRZYCHU?!

Oceń bloga:
0

Wypuść tych ludzi z telewizora!!!!!

Nie śpię bo trzymam telewizor!!!!!
43%
Telezor nie jest miejscem dla ludzi!!!!!!!!
43%
STOP niewolnictwu!!!!!!!!!!
43%
Haha, patrzcie jaki plik: twoja_stara_w_telewizorze.exe
43%
Ech, i to ma być sonda? <chowa się do telewizora>
43%
Pokaż wyniki Głosów: 43

Komentarze (31)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper