Weekendowe granie #62

BLOG O GRZE
920V
Weekendowe granie #62
kalwa | 27.03.2015, 20:04
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Piątek! Idealny dzień na przedwczesne przywitanie weekendu! A co się robi w te dwa jakże wspaniałe dni?! Gra! BO cóż by innego?! Ech… Dobra, ja już naprawdę nie wiem co pisać w tych wstępach. Ale coś jednak napisałem, więc możemy jechać dalej.

Kurde bela! Chciałbym powiedzieć, że przez ostatni tydzień grałem na pełnej k**ie ale nie mogę, bo to nieprawda! Zmieniło się co nieco i teraz już nie mam tyle czasu, dlatego moja walka z wyzwaniem polegającym na ukończeniu 52 gier w ciągu roku, musi nieco przystopować! No ale nie to, żebym przestał grać, o czymś podobnym mowy być nie może. Gram dalej i bynajmniej nie są to gry dla paskudnych casuali. Oczywiście gram tylko w to, co poleci mi Laughter, którego zresztą jestem klonem! Tak właśnie. Wasz zacny predaktor okazuje się nikim więcej jak klonem, albo skorupą wypełnioną jestestwem wyżej wspomnianego użytkownika! Wybierzcie sobie. Po co więc była ta cała szopka, która trwać będzie jeszcze jakiś czas? Po nic, tak o. Wszak każdy chce być kimś, coś mieć. Nawet klony, glony i Kurczak Pierdolony. Ale o tym więcej opowie wam nasz dzisiejszy gość, który już do nas jedzie.
[Klonautor ma problem z odróżnieniem tekstu od rzeczywistości, dlatego wydaje mu się że przebywa w studiu WG, gdzie są kamery i publika]
Fred to powiedziałbym, nieprzyjemny osobnik, często bezpośredni. Jest za to specjalistą do spraw społeczności na PS Site, filozofem gejmingu i wyznawcą Kultu Śliniących Się Dziadów Na Myśl O Grach Sprzed Siódmej Generacji. Naszą społeczność śledzi, ale w niej nie uczestniczy. Zanim jednak będziemy mogli go wysłuchać, zacznijmy od tego co zawsze, czyli podzielenia się postępami w grach i planów na weekend. U mnie niestety postępy małe, ale ważne że wszystko idzie do przodu. Staram się skupić na trybie wieloosobowym gry [gra]Max Payne 3 (PS3)[/gra] łącznie ze wszystkimi trofeami z DLC. Głównie to zajmowało mój czas w kończącym się tygodniu. Rzygam już tym trybem dla wielu graczy, ale cóż, chęć na platynę zobowiązuje. Trzeba się spieszyć, bo i ludzi coraz mniej gra. Sama gra jest naprawdę cudna, ale tryb gry wieloosobowej to na dobrą sprawę padaka. Przede wszystkim dlatego, że zwycięstwo zależy nie od umiejętności, a głównie od tego jaki mamy poziom i ekwipunek. Jest to szczególnie frustrujące podczas zaczynania zabawy. W wielu starciach nie ma po prostu szans z kimś kto ma obrzyna i 50 poziom doświadczenia. Do tego dochodzi nieco niesprawiedliwe rozdzielanie graczy w drużynach. Niejednokrotnie w mojej przeważali gracze o poziomie maksymalnie 20, a w przeciwnej drużynie od 35 w górę. W takim meczu biję rekordy w umieraniu. Respawnuję się po to, aby za chwilę umrzeć. Frustracja nieraz sięga zenitu, ale mimo wszystko jakoś to wciąga. Choć gdyby nie trofea, olałbym sprawę i delektował się trybem fabularnym (który jest mistrzostwem świata). Mam nadzieję jednak że wraz z ekipą uda mi się szybko je pozdobywać i będę mógł przejść do następnej gry wieloosobowej. Ech… Sytuację pogarsza jeszcze fakt, że do trybu wieloosobowego trafiły dwa oddzielne lobby. Jedno dla tych co wolą celować samodzielnie i drugie dla tych co wolę być wspomagani. Oczywiście w "samodzielnym" mało kto gra, więc żeby wbić poziom czy w ogóle pograć trzeba iść do celowania automatycznego i męczyć się z tymi nubami, którzy grać nie potrafią. Celowanie automatyczne wcale takie fajne nie jest, bo celuje w środek ciała co nieco uniemożliwia zadanie strzału w głowę. Takie to oto czasy dzisiaj, era nubstwa.



Kolejną grą którą przechodzę jest [gra]Blood Omen: Legacy of Kain (PS One)[/gra]. Ogólnie rzecz biorąc chyba znubiałem do reszty przez te nowe gry. Trudno mi powiedzieć, czy w swoich czasach ta gra była trudniejsza na tle innych, czy taki poziom trudności był normą, ale po przesiadce z tych przystępnych gierek z PS3 mam nieraz spory problem z przebrnięciem dalej. Kain to wampir i żeby przeżyć potrzebuje krwi. Tę możemy wypić z ofiar przykutych do ścian w lochach lub z ogłuszonych przeciwników. Druga sytuacja jest nieco bardziej kłopotliwa, bo łatwo po prostu zabić przeciwnika, co uniemożliwia wydojenie go. Tym bardziej podczas walki z kilkoma naraz. Krew natomiast odchodzi od naszego wampira przez cały czas, nawet jeśli nie obrywamy. Trzeba więc poić się na bieżąco. Niektóre lokacje są jednak skonstruowane tak, że krwi nie ma skąd wziąć. Na naszej drodze stają przeciwnicy z których pić się nie da, a ofiar przykutych do ścian nigdzie nie ma. Z pomocą może przyjść jakaś buteleczka z krwią, albo ku naszemu szczęściu fontanna krwi – co i tak dzieje się dość rzadko. Jednak problem z krwią to zdecydowanie nic kłopotliwego w porównaniu do tego, co dzieje się w poszczególnych miejscach. Wiele z nich to coś w rodzaju labiryntów gdzie naprawdę można zbłądzić. Do tego dochodzą przeciwnicy, kolce na podłożu, czy strzały wystrzeliwane ze ścian. Czasem ilość tego wszystkiego jest wręcz przytłaczająca i trudno jest przejść przez to bez szwanku. W zasadzie jest to niemożliwe bez odpowiednich mocy. Możemy użyć tymczasowej bariery magicznej albo innych czarów, które pomogą nam to przetrwać. Jako rasowy nub nie używałem tych czarów tak często jak powinienem, stąd wiele problemów. Teraz trafiłem do katedry, gdzie mam kolejny labirynt z przyciskami, które trzeba odpowiednio ponaciskać by móc przejść dalej. Szkoda że dzisiaj czegoś podobnego w grach uraczyć nie można. Zagadki trudne nie są, ale w połączeniu z innymi „utrudniaczami” mogą co niektórych zniechęcić. Ja lubię wyzwania i mimo iż kilka razy prawie się zniechęciłem przez tę grę, zaraz do niej wracam. Sytuacja trochę podobna do tego, co odczuwałem podczas przechodzenia [gra]Demon's Souls (PS3)[/gra], ale wiadomo że to całkowicie inne gry. Chodzi mi tylko o jednoczesne uczucie frustracji i chęci by grać dalej. Podsumowując, tak wyglądają moje plany na ten weekend, przynajmniej jeśli chodzi o gry.




FILMY
Zamierzam obejrzeć coś w trakcie tego weekendu. Będzie to zapewne ostatnie 7 odcinków zacnego anime Cowboy Bebop, który zacząłem oglądać trochę temu. Podoba mi się, ale całość wygląda póki co jak zwykły serial o łowcach nagród i ich perypetiach, historiach, przeszłości. Z tą różnicą, że animacja przesiąknięta jest bardzo fajnym klimatem, ma świetnie napisaną fabułę, no i nie brakuje zabawnych scen i gagów, które trafiają w moje poczucie humoru. Nie brakuje również nawiązań do filozofii oraz klasyków muzyki, czy kina. W zasadzie trudno mi się wypowiedzieć. Podejrzewam, że dopiero po obejrzeniu całości będę mógł wydać jakąś opinię – zresztą, tak powinno być ze wszystkim i wszystkimi.



Wspomnę jeszcze o genialnym filmie, który miałem przyjemność obejrzeć. Mowa o „Dzikich historiach”, który mocno porusza temat szaleństwa i granic, które należy przekroczyć by człowiek znalazł się w takim stanie. Podczas oglądania utożsamiałem się chyba z każdym przedstawicielem danego problemu. Mamy sfrustrowanego biznesmena, który nierozsądnie zadziera z człowiekiem prostym, acz silnym i barbarzyńskim. Pojawia się wiecznie wkurzony na wszystko inżynier bomb, któremu obrywa się za złe parkowanie. Mamy zdradzoną pannę młodą i niewyobrażalny przypał na weselu. Film ogólnie składa się z sześciu wątków postaci niezwiązanych ze sobą. Każda jest kimś innym i ma innego rodzaju problemy, ale kończy jako wariat, w nietypowy sposób rozwiązując swój problem. Napisanie czegokolwiek więcej może zepsuć seans komuś kto chce obejrzeć ten film, dlatego skończę na poleceniu. Naprawdę warto obejrzeć. Świetnie wyreżyserowany, zabawny (film należy do gatunku czarnej komedii), zaskakujący i bardzo ciekawy – od samego początku do końca.



Pewnie obejrzę jeszcze kilka odcinków Sons of Anarchy, którego mam coraz bardziej dość. Głównie dlatego, że całość jest mocno przesadzona. Trudno mi powiedzieć na ile to wszystko prawdopodobne, ale jakoś wątpię by mały klub motocyklowy miał w kieszeni szeryfa miasteczka, FBI, ATF, burmistrza, najgroźniejszego barona narkotykowego (o nazwisku Pope – Papież z ang. – z jednej strony sprzedaje lody dzieciom i działa charytatywnie, z drugiej zajmuje się handlem narkotykami), organizację IRA, kartel i chuj wie kogo jeszcze. Do tego wiele denerwujących postaci i wątków, które zdaje się zostały poruszone i poprowadzone w taki sposób, aby widz był maksymalnie zawiedziony i zdenerwowany. Wiele tych wątków wygląda jak coś w rodzaju „dawajcie, robimy żeby była totalna masakra, tak będzie ciekawiej”. I wszystko się postaciom wali na głowy, ale ostatecznie i tak z tego wychodzą. Dla mnie to tani chwyt na budowanie napięcia, bo dosłownie w jednej chwili pojawiają się wszystkie możliwe problemy. Nie dla mnie coś takiego, ale ogólnie szkoda, że poziom serialu tak drastycznie spadł. Kończę szósty sezon i czekam na siódmy, ostatni. Pojawi się w nim sam Marilyn Manson i jestem niezmiernie ciekawy jak wypadł w swojej roli.



O proszę! Pojawił się nasz wyjątkowy gość! Specjalista do spraw społeczności PS Site, filozof gejmingu i wyznawca Kultu Dziadów Śliniących Się Na Myśl O Grach Sprzed Siódmej Generacji! Oto Fred, który nigdy się nie udziela, ale bacznie obserwuje to co się tutaj wyprawia. Posłuchajmy zatem, co ma ciekawego do powiedzenia. Siadaj, Fred.

Fred: Ta... Sam nie wiem po co tutaj przylazłem. Ostatnio ostro wieje tutaj wunglem i jakimiś osranymi bunkrami. Źle się u was dzieje, Predaktorze.

Predaktor Kalwa: A no wiem. Wyszło na jaw, że jestem klonem i WG nie ma się za dobrze. Teraz czuję się lekko zagubiony, bo nie mam pojęcia z czego się to wzięło. Nie zostało sprecyzowane. Może oskarżyciele mieli rację? A może jednak nie i wciąż jestem sobą, a WG naprawdę jest najlepszym blogiem na PS Site?

Fred: Trudno nie być najlepszym skoro konkurencji nie ma żadnej. Dział blogów śmierdzi trupem, mało kto się tu zapuszcza. I nawet w takiej sytuacji masz problem, bo ludzie narzekają. Albo ty faktycznie masz problem, albo to ludziom się w dupach poprzewracało, heh. Ale chyba wiem o kim mówisz. To ten fan DLC, patchów i Destiny? Niech on lepiej kupuje to DLC, a brednie zostawi tobie. Choć chwasty zwalcza dobrze. Szkoda tylko, że dziadostwa wyplewić nie idzie. Jak grzyby. Drugi to podobno multikonto. Najbardziej zagadkowe w tym wszystkim jest to, że tak naprawdę nikt nie powiedział co i jak. To wygląda jak bezpodstawne pierdolenie.

Predaktor Kalwa: Nie wiem czy mówimy o tych samych osobnikach, mam tylko nadzieję że nie narażam się na jakiś gniew.

Fred: Gniew? Chłopie... Kto i co niby miałby zrobić? Kilof leży w rękach "specjalisty od recek" i króla punktów, a ci o których mowa lubią sobie prowokować i pewnie o to chodzi. Dopóki nie powiedzą wprost, nie ma o czym gadać. Takie zagadki i to jeszcze od tego typu osób to słaba sprawa, tym bardziej w Internetach. A gorsza jakość WG? Sam bym powiedział że bywało różnie, raz lepiej, raz gorzej. Nie powiedziałbym że jest to coś stałego. Może ludziom się po prostu znudziło i zaczynają marudzić? A może potrzebują czegoś normalniejszego? Może sami chcieliby napisać jakiś odcinek? No cóż, nowe osoby pojawiły się kilkukrotnie. Może chodzi o to DLC wgrywające streszczenie? Przecież było darmowe! Poza tym nikt nie musiał tego czytać. Widocznie co niektórzy zawiedli się brakiem kolejnej części opowiadania. Ach, niecierpliwcy! A DLC? Na tym dzisiaj cały świat się opiera, o czym sam doskonale wiesz. Kupiłeś sobie przecież DLC do Max Payne’a 3. A taki niby przeciwnik…

Kalwa: No tak, kupiłem żeby móc wbić 100% trofeów. Wkurza mnie, że zmuszają mnie w ten sposób, ale jako perfekcjonista chcący mieć perfekcyjną listę trofeów, nie umiem się oprzeć, tym bardziej że była promocja. Za 20 złotych taki zestaw, to prawie jak za darmo.

Fred: Za darmo to ty możesz w mordę dostać! Za takie coś powinieneś dostać nakaz porzucenia PlayStation 3.

Kalwa: Dobra, spokojnie. Sam się ostatnio coraz częściej nad tym zastanawiam. Coś czuję że niebawem zaprzestanę tak częstego grania na PS3 i powrócę do PS2 i PS One. Stęskniłem się, a poza tym, trochę już męczy mnie to granie z trofeami. Robię jakieś rzeczy o których bym nie myślał, po to aby zdobyć jakiś wirtualny pucharek.

Fred: No i jak widzę, masz jakieś problemy ze starszymi grami. A przecież to one są tymi jedynymi. Teraz tylko zasrane DLC, trofea, traktowanie gracza jak debila i prowadzenie go za kutasa, jakby sam nie wiedział gdzie iść. I pewnie w przypadku niektórych to prawda. Skądś musiał się wziąć ten trend ułatwiania wszystkiego. Nawet fabuły. Ale co się dziwić. Jeśli większość graczy jest tak samo "inteligentna" jak tutejsze randomy, to ja się twórcom nie dziwię. Dobrze, że starsze gry wciąż są dostępne i jeśli „nowości” cofną się maksymalnie, zawsze będzie możliwość zagrania w prawdziwe gry. W mordę… Masz chusteczkę? Ośliniłem się.

Kalwa: Proszę. Mi też pociekło jak pomyślałem o starszych grach. Kiedyś było lepiej. Teraz to tylko dekadencja. Wszystko chyli się ku upadkowi. Rozpusta i suche usta.

Fred: Haha. Najlepsze to tłumaczenie, że to wszystko dlatego że czasy i wymagania się zmieniły. A to zwykły bullshit. Gry były dla pewnej grupy ludzi, dzisiaj są dla każdego. Kiedyś gracze konsolowi byli prawie subkulturą, nieco odcięci od reszty społeczeństwa. O grach mówiło się tylko w odpowiednim towarzystwie. Teraz w zasadzie nie ma różnicy, bo każdy jest „graczem”. Problem w tym, że pasjonatów jest znacznie mniej i to nie dla nich robi się dzisiejsze gry. Bardziej dla tatuśka w kapciach, który gra 6 godzin w tygodniu. Do tego w jednej ręce browar, a w drugiej pad. Nie dziwne że przegrywa w ten sposób, ale twórcy z całych sił starają się sprawić, aby jednak mógł grać jedną ręką, tak jak trzepie się kapucyna. Bo jak będzie za trudno to się obrazi i już nic podobnego nie kupi. A moje zdanie jest takie: nie umiesz grać, to spierdalaj oglądać filmy. Nie wszystko jest dla każdego i tego nie powinno się zmieniać.  O ile z muzyką i filmami takiego problemu nie ma, bo każdy znajdzie coś dla siebie, tak z grami sytuacja wygląda tragicznie. Tak jakby w muzyce był tylko pop od Britney Spears i Katy Perry, a kino jedynie hollywoodzkie. Artystyczne gry wymierają albo zamieniają się w indyki. Chciałbyś zamienić się w indyka?

Kalwa: Raczej nie. Dziwne pytanie.

Fred: No to dobrze i tak już dziwnie wyglądasz. Zjadłbyś coś!! Dobra, pizda w szafie, nie ma co ciągnąć tego tematu. Oby twój powrót do klasyków okazał się mniej bolesny niż dla większości. Jak przebrniesz przez tego Blood Omena, powinno być już z górki. No ale o nowszych grach nie ma co zapominać, dla każdego coś się znajdzie. A żeby dramy jednak nie zabrakło… Co powiesz na Powrut Krula? Na SB napisał, że powraca, bo bez niego jest pusto i wieje kapciem. Wpadnie ze swoim ziomkiem o imieniu podobnym do tego psychopatycznego mordercy z amerykańskiego serialu. Ziomka wyjebali z innego portalu, więc przeniósł się do miejsca, w którym udzielał się sporadycznie. Dziwi mnie to ogólnie. Nikt ich nie lubi, a oni są święcie przekonani że bez nich zabawy nie ma i że tacy są świetni. A to takie buraki trochę. Jakby mnie ktoś pytał.

Kalwa: No, dziwna sprawa. Swego czasu myślałem że oni dwaj to jedna osoba. Niby to nieprawda, ale wciąż uważam że zachowują się bardzo podobnie. Tak samo kiepskie teksty w tak samo krótkich odstępach czasu. No i zawyżone przekonanie o własnej wartości. Niby jest to wszystko takie nieszkodliwe, ale niejedna drama tutaj przez jednego z nich wybuchła. Trzeba jednak wprowadzić w ruch założenia naszej sekty.

Fred: Sekty? Macie jakąś sektę? Ło, grubo…

Kalwa: Tak. Chcemy uświadamiać niektórych ludzi, że Internet nie jest takim samym miejscem jak rzeczywista kawiarnia czy poczekalnia w szpitalu. Widać po prostu że niektórych Internet przerasta i trzeba im pomóc. Mieliśmy taki pomysł, ale w sumie stanął w miejscu. Może kiedyś coś z tego wyjdzie.

Fred: No no, to może być ciekawe. Ja w sumie muszę spadać, fajnie się gadało. Zobaczymy jak rozwinie się ta cała sprawa WG i z twoją tożsamością. Szkoda, że ludzie czytając widzą jeden styl pisania. No ale czego się spodziewać?

Kalwa: Problem w tym, że innym stylem jaki mogę przyjąć jest ten oficjalny, a tego w WG bym nie chciał. Piszę po swojemu i ciężko będzie mi to zmienić. A skoro jestem klonem, to chyba mój pierwowzór musi najpierw zmienić swój styl pisania. Tak to działa?

Fred: Nie wiem. Nie jestem klonem, haha.

Kalwa: W porządku. Tym oto wesołym akcentem kończymy tę rozmowę oraz sześćdziesiąty drugi odcinek Weekendowego Grania. Was zapraszam do spamowania, oceniania i hejtowania jeśli czujecie taką potrzebę.

Fred: Krew musi być!!!!!

Kalwa: Ekhm, spoko. Tobie już dziękujemy. Może społeczność byłaby zainteresowana wyrażeniem swojej opinii i oczekiwań względem tego cyklu. Wszak to od Was moi drodzy zależy to, jak się WG powodzi. Byłbym zaszczycony gdybyście zechcieli się podzielić. A teraz, do spamowania.

Ach i mały bonusik. Skoro to ostatnio takie u nas modne, publikuję i swoje opowiadanie które napisałem na rzecz konkursu dotyczącego [gra]Bloodborne (PS4)[/gra]. Nigdy nie sądziłem że wygram, tym bardziej że praca ma mały związek z tematyką (dopiero po wynikach to sobie uświadomiłem), ale chciałem/musiałem spróbować. Opowiadanie w klimatach, które dobrze są Wam znane, aczkolwiek z uwagi na to gdzie miał ów tekst wylądować, odchody zostały zastąpione mięskiem. O ile czytacie WG od powiedzmy, 20 odcinka, powinniście zauważyć skąd to wszystko pochodzi. Utwór jest niezwiązany z tekstem. Ot, takie tam umc umc, które uwielbiam.


Wie ktoś w której grze pojawił się ten utwór? Junkie XL - Today. Zgadywać!

Ulubionym zajęciem Franka było wędrowanie poza ciałem i wcielanie się w inne istoty. Niejednokrotnie wprawiał w ruch ich skorupy, nadając sens ich istnieniu. Wcielał się w wojowników, współczesnych żołnierzy, czy stworzenia, których wśród ludzi na próżno szukać. Było to dla niego na tyle atrakcyjne, że był bliski zapomnienia o swoim własnym ciele. Powoli się uzależniał, twierdząc, że wciąż ma wszystko pod kontrolą. Jednak podczas jednej z takich wędrówek, zatracił się na tyle mocno, że o mało nie wymazał swojego jestestwa. Najpewniej do tego by właśnie doszło, gdyby nie fakt, że owa wędrówka została w brutalny sposób przerwana przez nieznaną mu siłę. Stracił świadomość i runął w nieskończoną ciemność. Gdyby mógł w tej chwili myśleć, przewidywałby swój koniec. Niebawem miało się jednak okazać, że czekał go o wiele okrutniejszy los.

Frank otworzył oczy, ale natychmiast je zamknął porażony niesamowitą jasnością miejsca, w którym się znajdował. Gdy przyzwyczaił się do przytłaczającej bieli, rozejrzał się. Dojrzał sylwetki innych ludzi, którzy się tu znajdowali. Najpewniej zatracili się w czyichś opowieściach tak mocno, że teraz, jeśli coś przeżywali, to wyłącznie w swoich umysłach. Frank nie wiedział jednak, że to co ich doprowadziło do takiego stanu, było o wiele gorsze. W następnej kolejności dostrzegł tajemniczego osobnika o tak paskudnej i przerażającej twarzy, że zebrało mu się na wymioty. Jego lico było mieszanką gnijącego mięsa, wijących się larw i zębów wyrastających w przypadkowych miejscach. Stał w towarzystwie koni i psów, niczym król otoczony swoimi sługami. Psy zawyły, konie stanęły dęba, a przerażający jegomość ruszył w stronę Franka. Białe larwy spadały na podłoże wraz z każdym jego krokiem. Spanikowany Frank zaczął oddalać się od niego czym prędzej. Nie pomogło mu to jednak w żaden sposób, gdyż plugawa istota błyskawicznie do niego doskoczyła i złapała go za gardło. Ofiara starała się wyzwolić z tego morderczego uścisku, był on jednak na tyle silny, że nie miał najmniejszych szans. Człowiek o plugawej twarzy pozwolił jednak odetchnąć swojej zdobyczy.
     - Zostaw mnie! – zaczął wrzeszczeć Frank. Jego głos niestety brzmiał żałośnie, co tylko bardziej rozjuszyło napastnika.
     - Zamilcz, albo będziesz miał twarz równie paskudną, co ja – powiedział uderzając Franka. Zdezorientowany Frank nieco się uspokoił, ale wciąż był bliski szaleństwa. Czuł obrzydzenie i bezradność. Wzbierała w nim nienawiść.
     - Jesteś słaby. Tak jak oni – powiedział władca tego miejsca wskazując ruchem głowy na ludzi z pustymi spojrzeniami i ślinotokiem. - Ale przecież tacy właśnie jesteście. Zobaczycie tylko coś, co wychodzi poza obszar waszego rozumowania i tracicie rozum, jak durne psy.
     Z każdym wypowiadanym słowem z otworu, który przypuszczalnie miał służyć za usta stwora, wydobywała się obrzydliwa maź. Frank odwrócił głowę nie mogąc na to patrzeć. Zaczął jęczeć i wrzeszczeć.
     - Jesteś obrzydliwy! Wypuść mnie stąd!
     - Patrz na mnie szmato! – wrzasnął Meatface odwracając twarz Franka w swoją stronę. Niewielka ilość obrzydliwej mazi i białych larw opryskała twarz Franka. – Pójdziesz stąd wtedy kiedy ja zdecyduję! Wstawaj!
      Frank został postawiony na nogi gwałtownym szarpnięciem.
      - Teraz uspokój się i spójrz na mnie. W innym wypadku pozostaniesz tu na zawsze i będziesz zabawiał moje urocze zwierzaczki.
     Frank uspokoił się nieco i zmusił się do spojrzenia w najbardziej plugawe lico jak dane mu było ujrzeć.
     - Jeśli nie chcesz być jak ten, który wciąż myśli, że jest poszukiwaczem przygód walczącym z bandą czarnoskórych – powiedział wskazując na osobnika kulącego się jakby pod ostrzałem – musisz wcielić się po raz kolejny. Tym razem to ja wskażę w kogo. Jasne?
     - Chyba. Chcę stąd po prostu wyjść – powiedział o wiele spokojniejszy Frank.
     - No dobrze. Zaczynajmy więc. – odrzekł Meatface.

Wszystko znikło i Frank znów dryfował w pustce po to, aby znaleźć się w obskurnym pomieszczeniu, na środku którego znajdowała się płacząca kobieta przywiązana do krzesła. Frank nie musiał długo się zastanawiać, by zrozumieć, że wcielił się w morderczego psychopatę. Spodobało mu się to. Upokorzenie, jakiego doświadczył sprawiło, że miał ochotę coś zniszczyć. Stać się katem. Ta drobna, zapłakana i śliczna osóbka nadawała się do tego idealnie.
     Kobieta najwyraźniej coś mówiła, ale Frank w ciele mordercy nie chciał tego słuchać. Nie zdjął więc knebla. Zamiast tego zbliżył się do stołu z przeróżnymi narzędziami. Wybrał odpowiednie i przystąpił do działania. Zadawanie cierpienia młodej kobiecie w tak przeróżne sposoby jak wyrywanie paznokci, wypalanie twarzy, czy miażdżenie młotkiem najmniejszych palców sprawiało mu ogromną przyjemność. Gdyby jednak wiedział, co tak naprawdę czyni, bez wątpienia by oszalał. Jak tylko dojdzie do siebie i powróci do własnego „ja”, dowie się że jego ofiarą stała się ukochana, z którą dzielił swoje dotychczasowe życie. Wszystko co z nią zbudował legło w gruzach.

Oceń bloga:
0

Komentarze (34)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper