Weekendowe granie #60

BLOG O GRZE
896V
Weekendowe granie #60
kalwa | 13.03.2015, 18:34
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Kolejny odcinek najlepszego bloga na PS Site pojawia się jak co tydzień, tym samym możecie się uspokoić. Po raz kolejny jego zacni prowadzący wprowadzą Was w fenomen przechodzenia i kończenia gier. Mimo iż wszystko może wydawać się nieco monotonne, powtarzalne, to nie jest to nic bardziej mylnego. WG przepełnione jest ciekawymi zjawiskami, ciągle coś się dzieje, nawet jeśli wygląda to zgoła inaczej. Nie inaczej jest i w tym odcinku!

Sześćdziesiąt to dużo. Tym bardziej tygodni. Ciekawe ile gier ukończyłem odkąd zacząłem pisać ten cykl. Doprawdy, jestem ciekaw. Chyba sobie nawet policzę, podczas gdy Wy będziecie zasypywać ten odcinek niezliczonymi plusami i komentarzami. Możecie też milczeć i minusować jak jacyś hejterzy, ale wszyscy wiemy jak jest. NIEWAŻNE! Na rzecz dzisiejszego odcinka poruszymy temat, o którym dyskutowali już pierwotni mędrcy, podczas gdy ich pobratymcy ganiali za mamutami i końmi. Laughter-XIII zapytał mnie o jedną rzecz. Ogólnie chodzi o to, że doświadczałem ostatnimi czasy KLASYKI. I to w najwyższej formie. Kiedyś byłem młody i w dużej mierze nie mogłem decydować o tym w co będę grał na zacnym sprzęcie jakim był Szarak. Bardziej decydował o tym ojciec, który sprowadzał gry do domu. Były to takie tytuły jak [gra]Gran Turismo (PS One)[/gra], [gra]Crash Bandicoot 3: Warped (PS One)[/gra], [gra]Resident Evil 2 (PS One)[/gra] (ja miałem na niego bana, przez wiek), [gra]Syphon Filter 2 (PS One)[/gra], [gra]MediEvil (PS One)[/gra], czy [gra]Terracon (PS One)[/gra] (no i wiele innych). Grałem więc w to co było w domu i siłą rzeczy wiele klasyków mnie ominęło. Tym bardziej, że później konsola została zastąpiona PC i wraz z nim przyszły inne gry. Tak czy siak, jednym z takich nieznanych (tzn, znanych ale z legend i opowieści internetowych) mi klasyków był [gra]Legacy of Kain: Soul Reaver (PS One)[/gra]. Co zabawne, mimo iż można mnie uznać za człowieka dorosłego (tia…), wciąż nie do końca mam wpływ na to w co gram (śmiech). Dostałem NAKAZ zagrania w Soul Reaver, zapoznania się z zacną serią Legacy of Kain i nie miałem za bardzo wyboru, gdyż spam którym atakował mnie wspomniany wyżej Przeciwnik Zdobywania Punktów, był nie do zniesienia. Uległem. Głównie jednak przez to, że na ile mogę, na tyle chcę nadrabiać tytuły, które w jakiś sposób mi uciekły, bez względu na ich wiekowość. Tym samym zdecydowałem się osobiście zwiedzić Nosgoth.

Laughter-XIII: Można więc powiedzieć, że zastąpiłem Ci ojca. Tak, to prawda. Krzyczałem, groziłem, wyzywałem, plułem i spamowałem, aż w końcu dopiąłem swego. Kalwa w końcu zabrał się za nadrabianie mojej ulubionej serii i zapewne tak jak i mnie, tak i Was zżera ciekawość, jak toczyła się jego batalia z dziełem sprzed grubo ponad dekady. Wszak 16 lat w świecie gier to szmat czasu. Niedawno mogliśmy oglądać materiały ze skasowanej gry osadzonej w tym uniwersum. Odczucia były mieszane, jedni się zachwycali, inni narzekali. Pojawiły się oczywiście głosy odnośnie remake’u i reboota pierwszego Soul Reavera, bo rzekome archaizmy i grafika są już nie do przetrawienia. Przez to wiele osób nie nadrobi ów gry. Mówimy tu o awersji tak silnej, że choćby im pistolet do skroni przykładano, współcześni gracze nie wkroczą w zamglone Nosgoth z odległych czasów PS One. Jak więc to u Ciebie wyglądało, Krzychu? Co Ci przeszkadzało, co zaskoczyło?

Kalwa: No dobrze, ojcze. Ciekawi Cię jak wyglądały moje zmagania z tak starą grą? Nic nadzwyczajnego. Staram się jak najwięcej obcować z grami nie ograniczając się do platform, czy danego okresu. Może teraz przeważnie gram na PS3, ale to wiadomo – szał poznawania wciąż trwa, w końcu przeminie. Jednak przed (niedawnym) zakupem wciąż grałem na PS One i PS2 i spotkanie z takim Soul Reaverem nie było mi straszne, choć przyznam, że obawiałem się że jakieś elementy mnie odrzucą i nie starczy mi cierpliwości. Ogólnie mam wrażenie, że nowe gry (poza kilkoma wyjątkami jak [gra]Demon's Souls (PS3)[/gra]) wystarczy po prostu „przechodzić”. Mam na myśli to, że nie trzeba się specjalnie wysilać, wystarczy odrobina… czasu, chęci? Podczas grania w Soul Reaver doświadczyłem wielu trudności, o których w nowych grach mogę zapomnieć. Gra wprowadza tylko przez chwilę. Na samym początku mówią nam o sterowaniu i później już tego nie powtarzają, chyba że pojawia się coś nowego. A na przykładzie takich współczesnych FPSów: info o przycisku odpowiedzialnego za przeładowywanie pojawia się z każdym opróżnieniem magazynku. Tak jakby gracz po kilku tysiącach wystrzelonych pocisków, wciąż mógł nie pamiętać że przeładowuje się „kwadratem”. Niby mały szczegół, ale swoje mówi. Komu to potrzebne w ogóle? Co innego jeszcze zagadki, czy pojedynki z potężniejszymi adwersarzami. Podczas poznawania przygód Raziela, musiałem przede wszystkim znaleźć sposób, by ruszyć dalej lub pokonać przeciwnika (bo w przypadku bossów nigdy nie było to zwykłym zabijaniem z użyciem broni). Sposób musiałem znaleźć sam lub pomocy szukać wśród znajomych, czy powiedzmy internetowych znawców. Od gry nie dostaję ŻADNYCH wskazówek poza tymi, które pojawiają się wraz z zagadką. Sukces w walce z bossem osiągniemy jedynie dzięki badaniu opcji, rozglądaniu się i tym podobnych. Żadnego NPC wykrzykującego rozwiązanie nie uświadczymy. Podoba mi się to. Dobrze by było, gdyby dzisiaj gry działały podobnie. Wyłączenie/zmienienie wszystkich opcji związanych z podpowiedziami nie byłoby możliwe z jednoczesnym zachowaniem struktury dzisiejszych gier. Dlatego nie ma co liczyć, a szkoda. Każda samodzielnie rozwiązana zagadka, czy pokonanie bossa dawało mi sporo satysfakcji. Ostatnio czułem to chyba tylko przy [gra]Demon's Souls (PS3)[/gra]. Spodobał mi się również klimat i cała fabuła – naprawdę coś wspaniałego, przede wszystkim dialogi i design świata, postaci, to jak wszystko jest skonstruowane. A co mnie zdenerwowało? Taki Soul Reaver bardzo ładnie się prezentuje w moim odczuciu – mimo iż grałem w wersję z PS Store na telewizorze HD, więc nie była to grafika. Raczej małe niedoróbki powodujące, że Raziel zacinał się na obiektach. Koszmarnie działała kamera (że też ludzie dopiero na PS2 wpadli na podobne użycie drugiego drążka analogowego). Nie przeszkadzało mi to jednak jakoś szczególnie. Wielokrotnie spadałem z jakichś krawędzi, ale próbowałem dalej, zaciekawiony tym co dalej. Nie zniechęcało mnie to. Wad wymieniłbym więc niewiele, to dopracowana gra. Ciekawi mnie jednak jak Ty na to patrzysz. Wszak ostatnio też zasięgnąłeś klasyki.

Laughter-XIII: Jak ja mogę patrzeć na coś, co sygnowane jest nazwą Legacy of Kain – dobra, odłożę na bok wszystkie psychofanowskie nawyki. O Soul Reaverze już pisałem i uważam, że gra zdała próbę czasu na złoty medal. Trochę inaczej wygląda sytuacja z Blood Omenem. Razi sterowanie i interfejs, który chyba lepiej sprawdzał się na PC. Powolność Kaina potrafi zdenerwować, a sama gra jest po prostu brzydka. Wszystko to jednak przestaje mieć znaczenie, gdy słucham wypowiadanych kwestii. Toporność rozgrywki znikła bez śladu po paru godzinach i bawię się jak za dawnych lat, kolejny raz zwiedzając mroczne odmęty Nosgoth trawionego zepsuciem. Podobnie było w przypadku [gra]Silent Hill (PS One)[/gra], gdzie dokuczało mi jedynie sterowanie (dokładnie obracanie się postaci). Szybko się jednak przyzwyczaiłem, bo ogólnie nie mam problemu z powrotem do starszych gier. Jak widać jestem w odwrocie, bo wiele osób rezygnuje z tego typu doświadczeń zasłaniając się archaizmami i brzydką grafiką. Zadam pytanie, na które znam odpowiedź: czy mają rację?

Kalwa: Oczywiście racji nie mają. Kiedyś ludzie byli w stanie świetnie się bawić przy tych grach i tak samo mogą bawić się dzisiaj. Wpływ na podobną niechęć poza samą grafiką, na pewno ma fakt, że kiedyś te gry były mniej wygodne i przystępne niż dzisiaj. Można więc chyba zaryzykować stwierdzenie, że ludzie stali się bardziej leniwi, wrażliwi na brzydką grafikę, toporne sterowanie, czy momenty w których trzeba wysilić szare komórki. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że podobną niechęć często widziałem u ludzi, którzy rzekomo grali w te starsze tytuły. Wracają do nich po latach i odbijają się jak kauczukowa piłeczka, bo „grać się w to nie da i takie brzydkie”. Wolą więc pozostawić swoje ulubione gry we wspomnieniach i mówić, że się zestarzały. Bardzo nie lubię tego stwierdzenia, ale faktycznie, są rzeczy i poszczególne elementy które się starzeją. Najczęściej poza samą grafiką jest to sterowanie, niewygodna obsługa kamery, czy może to jak często i w jaki sposób zapisuje się stan gry. Są jednak serie, jak Legacy of Kain chociażby, Metal Gear Solid, czy Silent Hill które warto poznawać od samego początku, bo były to twory w jakiś sposób rewolucyjne. Czasem też chodzi o to, że dzięki temu możemy poznać całą fabułę i z większą wiedzą zasiąść do najnowszej części. Poza tym, możemy też na własne oczy zobaczyć jak seria się rozwijała, jak ewoluowały poszczególne elementy i jeśli nie pamiętamy/nie wiemy, przypomnieć sobie/zobaczyć jakie gry były kiedyś, czym różniły się od dzisiejszych. Jestem więc zdania, że lepiej nadrobić jakiegoś klasyka sprzed kilkunastu lat, niż poznać nowego przeciętniaka. Z kolei wszelkim rebootom, czy remake’om jestem raczej przeciwny, ale jeden na pewno mi się podobał. Ogólnie nie lubię resetowania serii, po to aby pasowały do dzisiejszych czasów. Mocno ucierpiał na tym Devil May Cry chociażby. Strach pomyśleć co by się przytrafiło Razielowi gdyby jego kultowa rola miała zostać zresetowana lub odświeżona. Potrafisz to sobie wyobrazić?

Laughter-XIII: Nie muszę sobie tego wyobrażać, bo próbkę niedawno nam przedstawiono. O ile parę elementów faktycznie mi się podobało, jak chociażby użycie tych samych  linii dialogowych (zachowano nawet podobną intonację poszczególnych sylab), czy umiejętność swobodnego latania za pomocą skrzydeł. Nie mogłem jednak odeprzeć wrażenia, że wszystko zostało maksymalnie spłycone. Dialogi, podobnie jak w DmC zastąpiono finezyjnym "Fuck you, Vampire", a sama postać głównego bohatera jawiła się jako usilna próba zrobienia z niego Raziela 2.0. Stąd niebieski odcień skóry, wymiar spektralny, dusze, które ograniczono do roli orbów z [gra]God of War (PS2)[/gra]. Najbardziej jednak dziwiło mnie określenie "Soul Reaver" w odniesieniu do tej postaci. W przypadku Raziela było to uargumentowane fabularnie i była to pewna zabawa słowna. Nie mam nic przeciwko temu aby pokierować innym bohaterem, ale tutaj odnosiłem wrażenie, że twórcy nie mieli na niego pomysłu... Oczywiście nie znamy fabuły tej gry więc trudno wydawać werdykt. Mi się nie spodobała i jestem zdania, że niektórych serii nie powinno się ruszać. Streszczając nasze wypociny można dojść do konkluzji - kto nie gra w starocie ten nub. Argumentem stosowanym często przez "przeciwników retro-grania" jest sentyment i nostalgia, której siła przyćmiewa zdrowy rozsądek i tylko pod jej wpływem można czerpać radość ze staroci. Więc jak to jest u Ciebie?

Kalwa: No cóż, jeśli faktycznie w jakieś gry kiedyś grałem i gram w nie dzisiaj, to z pewnością nostalgia, czy sentyment coś do powiedzenia mają. Ale przecież w [gra]Legacy of Kain: Soul Reaver (PS One)[/gra] czy [gra]Blood Omen: Legacy of Kain (PS One)[/gra] gram po raz pierwszy, nie ma więc mowy o sentymencie czy nostalgii. Taki Blood Omen powstał w 1996 roku. Ma grafikę, którą bez większego problemu można określić brzydką, przestarzałą. Sama postać Kaina zamiast biegać, chodzi. Mimo tych archaizmów naprawdę się wciągnąłem. Podoba mi się mroczny nastrój gry, dobrze brzmiąca muzyka, świetnie napisana narracja Kaina oraz dialogi. Chce mi się w to brnąć, bo ciekawią mnie dalsze wydarzenia, jak i cały świat Nosgoth. Wprawdzie mógłbym to sobie obejrzeć na YouTube, ale w gry się gra, a nie ogląda. Grając w Blood Omena doświadczamy go w pełni. Ogólnie uważam, że w przypadku obcowania ze starociami, trzeba się niejako przenieść w czasie, spróbować określić jak to wyglądało wtedy, jak pierwsi odbiorcy na to patrzyli. Wiem że nie jest to do końca możliwe, ale wystarczy podstawowa znajomość nieco starszych gier, trochę wyobraźni i cierpliwości. Tak samo jest ze starymi filmami. Przecież taki Łowca Androidów obejrzany przeze mnie niedawno, ma sporo przestarzałych elementów (nawet w scenografii) i nie mogę go przez to odrzucać, czy poniżać, ale faktycznie kilka rzeczy kłuło mnie w oczy (jak choćby te stare telewizory i rozmowy wideo za ich pośrednictwem – choć tutaj warto docenić fakt, że wyobrażano sobie coś, co dzisiaj jest możliwe). Podsumowując, warto dać szansę starszym tworom, przenieść się w czasie i przede wszystkim nie oceniać przez pryzmat dzisiejszych czasów. Lepsze to, niż zaczynanie serii od trzeciej albo czwartej części.

Laughter-XIII: No dobra, miło się rozmawiało, ale mój czas dobiegł końca. Żegnaj synu, graj w stare gry, hejtuj nowe, a zobaczymy się w lepszym świecie.







Kalwa: Ekhm. Jak widać zacny rozmówca sobie poszedł. Pewnie myślicie że zostało to spowodowane moimi bredniami, które osiągnęły poziom absurdu porównywalnego do tańczących koni. Sprawa jest jednak taka, że obecnie Laughter jest odcięty od świata. Jest niczym pustelnik, który został wygnany ze świata cywilizowanego jak jakiś człowiek pierwotny. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że był to ostatni raz kiedy czytaliście jego słowa. Dlatego na pożegnanie macie jeszcze ostatni odcinek jego opowiadania, które wręczył mi przed naszą rozmową. Wtedy jeszcze nie wiedziałem co się szykuje…

Wszystkich których interesuje jedynie "danie główne" tego bloga mogą już zacząć spamować, pisać o swoich planach na weekend związanych z grami, filmami, czy muzyką. Resztę zapraszam na czytanie.

_____________________________________________________




Tak jak poprzednio zalecane jest klikanie w podkreślone słowa, co odtworzy utwór dopasowany do danego fragmentu.



„Witaj " target="_blank">pierożku” – Słowa Shitface’a tańczyły w czaszce Krzysztofa obijając mu boleśnie i tak już poturbowany umysł. " target="_blank">Drużyna patrzyła ze zgrozą w nikczemną postać, ale nikt nie potrafił wydusić z siebie choćby najprostszego słowa.
Shitface: W końcu! Główny aktor postanowił wyjść na scenę teatru. Nasza gwiazda wieczoru wraz ze swoją trupą! Widzę, że czas w studni spożytkowałeś nad wyraz sukcesywnie i oto jesteśmy gotów odegrać nasze przedstawienie. Lecz niech no się wam przyjrzę zanim wcielicie się w swe role... Kogo my tu mamy... Żaba, ach, to ty Tanderiuszu i jeśli me brązowe oczy nie kłamią to domniemam, że kroczysz ścieżką obraną swego czasu przez twojego brata. Nie wiem czy to mądra decyzja zważywszy na to jaki los go spotkał...
Rycerz stawił krok naprzód, gotów dopiąć miecza i ruszyć wściekłą szarżą na przeciwnika.
Tanderiusz: Tyś go zabił abominacjo nie z tego świata, czekaj no tylko...!
Grzywa położył kopyto na barku przyjaciela, powstrzymując go przed pochopną decyzją.
Shitface: O, jest i Zielona Grzywa.
Shitface zaczął klaskać, a następnie rozłożył ręcę.
Shitface: Popatrz, rozejrzyj się i chłoń ten wspaniały widok zepsucia, do którego pośrednio się przyczyniłeś! Złap głęboki oddech i doświadcz tej niezapomnianej i wszechobecnej woni rozkładu. Obejmij wzrokiem zgliszcza niegdysiejszych domostw niewinnych rodzin, których krwią ubazgrane są twoje kopyta.

Zielona Grzywa spuścił smutno głowę. Ów słowa głęboko go zraniły. Nie one same w sobie były bolesne, co niesiona przez nie prawda... gdyby tylko nie zaśpiewał tej pieśni... jakby podjął inną decyzję lub chociaż nie działał w pośpiechu... ale to już przeszłość. Teraz istniała tylko rzeczywistość będąca następstwem popełnionych niegdyś czynów i nie pozostało już nic innego, a się z nią brutalnie zmierzyć.
Shitface: I Ślimak, Trupsztofold Dickson Stevenson trzeci... prawdę mówiąc nie mam pojęcia kim jesteś i co reprezentujesz. Wiem jedno maluczki złodzieju. Kradzież różowej kulki, której się dopuściłeś i wszystkie twoje starania spełzły na niczym, bo oto przed wami stoi świat w jakim przyjdzie wam od dnia dzisiejszego żyć! Świat, którego nie potrafiliście uratować, ani o niego zadbać. Świat, który się na was...nie, nie na was, a  na TOBIE się zawiódł!
Shitface skierował palec w Krzysztofa, oczerniając go i zarzucając zniszczenie świata.
Shitface: Tak Krzysztofie, to twoja wina! Tyś jest bezpośrednim powodem obecnego stanu rzeczy..
Krzysztof " target="_blank">machnął ręką i przecząco przekręcił głową.
Gniewny Krzybsztef: Bzdura! Ty... poczwaro z kompleksem Boga! Ty mnie zamknąłeś w tej cholernej studni, ty dążyłeś do zagłady! Jeśli ktokolwiek jest odpowiedzialny za to co się stało, jesteś to bez wątpienia tylko TY!
Shitface: Wiecznie zrzucasz winę na innych... nigdy się nie nauczysz. Utknąłeś w kole, gdzie jesteś skazany na bezkresne popełnianie bliźniaczych błędów! Właśnie dlatego stało się to, co stać się musiało...
Krzysztof nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Złapał się nerwowo za głowę, sytuacja była po prostu zbyt absurdalna by rzeczywiście miała miejsce.
Krzysztof: Przecież to ty na nas zrzucasz winę za swoje grzechy, obleśny hipokryto! Postradałeś już wszelkie zmysły! Jesteś niczym więcej jak głupcem, któremu gówno strawiło rozum!!
Shitface: Słuchaj. Może i mam nasrane we łbie, ale nie jestem głupi! Faktem jest natomiast jedno – Ty miałeś uchronić ten świat. Potwierdziłeś swoje jestestwo wybrańca pokonując odmęty studni i wywalczając sobie drogę na powierzchnie i to ty zawiodłeś! Ty nie wywiązałeś się ze swoich obowiązków czego skutkiem jest-
Krzysztof: Zamknij się! Nie mogę już cię sluchać, zamknij się! Ty na dobrą sprawę nie istniejesz!! JA cię stworzyłem!!
Shitface: TY, co zrobiłes?! Nie rozśmieszaj mnie!
Shitface zmienił ton wypowiedzi, tak jak do tej pory wypowiadał zdania w arogancki i pewny siebie sposób, tak teraz dało się wyczuć nutę gniewu w jego słowach.
Krzysztof: Stworzyłem cię! Tak jak białą pustkę, studnie i wszystko inne! Shitface… otworzyłem oczy i wszystko zrozumiałem. Nigdy więcej nie skalam się twymi kłamstwami.
Shitface: Nie Krzysztofie... nic nie rozumiesz! To JA stworzyłem CIEBIE!

Krzysztof: " target="_blank">Absurd, o czym ty...
Shitface zeskoczył ze zgliszczy. Zrobił kilka kroków w przód, prosto w kierunku Krzysztofa.
Shitface: TY stworzyłeś MNIE, tak ci się wydaje?!
Shitface wściekłym ruchem zdjął maskę i rzucił ją za siebie. Chwycił nastepnie Krzysztofa za habety i zaczał nim szarpać.
Shitface: Więc przekonajmy się jak to jest!
Krzysztof: Odejdź ode mnie! Nie dotykaj mnie!
Shitface: Patrz na mnie szmato! Skoro TY stworzyłeś MNIE, to patrz na swoje dzieło! Spójrz mi w oczy. Bierz odpowiedzialność i spójrz w to coś uczynił!!
Krzysztof nie był w stanie zmusić się, aby spojrzeć w kierunku parujących odchodów pełniących rolę twarzy Shitface’a. Kał wymieszany z surowym mięsem i jeszcze większą ilością gówna. Gdzieniegdzie wyrastały tylko zęby i kły ulokowane w najróżniejszych miejscach tej śmierdzącej papki, która z każdym wypowiadanym słowem lądowała na aparycji Kalwy.
Krzysztof: Zostaw mnie! Przestań się nade mną znęcać!
Tanderiusz: Dosyć tego!
Żabi" target="_blank"> rycerz ruszył! Wyskoczył w powietrze i zadał potężny cios mieczem. Ten bez problemu wbił się w ciało Shitface’a i... utkwił jakby ugrząsł w błocie.
Shitface: Znaj swe miejsce żałosna kreaturo!
Shitface wykonał szeroki wymach prawą ręką, potężna fala odrzuciła żabę w kierunku zniszczonej budowli. Miecz samoczynnie opuścił ciało Shitface’a i opadł na ziemię.
Zielona Grzywa również przestał stać w miejscu i ruszył do działania. Wykonując szybki doskok stanął po chwili między Shitface’em, a Tanderiuszem. Gotowy do wyprowadzenia zaklęcia...
Zielona Grzywa: NIE MANTO JAK!
Lecz skutkiem antycznej magii był tylko bulgoczący śmiech, który wydobył się z gównianych odmętów Shitface’a.
Shitface: Akurat ty, enigmatyczny koniu, powinieneś najlepiej z nich rozumieć, że opór jest całkowicie bezcelowy...nie potrzeba do tego analizy.
Grzywa stanął dęba na dwóch tylnych łapach.
Zielona Grzywa: Być może i masz rację, lecz tak jak moi towarzysze również i ja nie zamierzam ci ulec! A nuż wystarczy cię głębiej niż zwykle przeanalizować by odnieść zwycięstwo...
Grzywa wykonał potężne końskie uderzenie kopytem, które w normalnej sytuacji roztrzaskałoby czaszkę i połamało kości jak dziecko zapałki. Jednakże sytuacja nie była normalna, a kopyto, podobnie co miecz, również ugrzęzło w wydawać by się mogło, bezdennej mazi gówna.
Shitface: Czekaj no, już ja cię przeanalizuję!
Shitface złapał konia za ucho, potężnie szarpnął i zakręcił w powietrzu tak, że Zielona Grzywa upadł na plecy. Gówniane macki wyrosły momentalnie z ziemi i go unieruchomiły.
Shitface: Widzisz? Twe apatyczne starania są co najwyżej banalne.
Gdy macki zajmowały się grzywą...
Trupsztofold nie mógł pozostać obojętny, widząc to co się dzieje z jego przyjaciółmi wykorzystał trawiony go gniew i przeobraził go w nieskrępowaną żadnymi granicami siłę. Kolejny raz przybrał formę super ślimaczanina pierwszego poziomu! Rubinowa aura rozświetliła okolicę z taką siłą, że nawet sam Shitface postanowił nie zwlekać i od razu zareagował. Gównotwarz złapał głęboki oddech. Gały otworzyły mu się szeroko, jakby miały zaraz wypaść z oczodołów, a klatka piersiowa nabrzmiała niczym balon! Ślimaczanin był już gotowy do ataku gdy nagle Shitface wypuścił ze swoich wnętrzności potężnych podmuch powietrza i falę gówna, w której ukryte zostały pasożytnicze „gównojady” wysysające energię z żywiciela. Ślimaczanin nie dał rady uniknąć trafienia. Oblepiony w gównojady, które pozbawiły go sił stracił całą rubinową moc i padł wyczerpany na ziemię taplając się w Shitface’owym kale.
Krzysztof: Przestań! Zostaw ich, to na mnie ci zależy!
Shitface: Więc spójrz na mnie! Spójrz skoro wykrzykujesz, że twoje oczy są otwarte!
Krzysztof spuścił głowę, nie dał rady... nie był w stanie spojrzeć w aparycję Shitface’a bez odruchów wymiotnych.
Shitface: Tak jak myślałem... Więc milcz i słuchaj, bo oto ostatni raz obdaruję cię radą, ale najpierw pozwól, że coś wytłumaczę. To ja stworzyłem ciebie! Tak jak i wszystkich tutaj zebranych. Wasze obecne jestestwa to nic innego jak efekt wydarzeń, które zrzuciłem na wasze barki. Wasza osobowość, motywacja pchająca do przodu... wszystko podyktowane zostało przeze mnie i z góry ustalone wobec mojego planu, który co prawda został lekko naginany w trakcie, ale pierwotny cel osiągnął...a raczej osiągnie!

Krzysztof zaczął rozumieć słowa Shitface’a i choć na samą myśl wypełniał swoje wnętrze goryczą, to nie mógł zaprzeczyć, że w tej jego pokrętnej logice kryje się iskierka sensu. Krzysztof oszukiwał sam siebie, wiedział przecież, że po tym wszystkim nie będzie już sobą. " target="_blank">Skoro już nie był Krzysztofem z przeszłości to i nie mógł oczekiwać tego, że wróci do dnia „wczorajszego” i niezobowiązujących czasów, kiedy to Shitface był niczym innym jak ułudą wykreowaną przez znudzony umysł.
Krzysztof: Osiągnie? Jeszcze ci mało? Co jeszcze zamierzasz dotknąć swoją zepsutą ręką?!
Shitface: Na pewno nie ciebie...
Shitface puścił Krzysztofa, ten wstał i się otrzepał. Macki puściły Grzywę, który razem z Tanderiuszem zaczął pomagać czyścić Trupsztofolda by i ten mógł stanąć o własnych siłach.
Krzysztof: Rozejrzyj się! Nie zostało już nic co mógłbyś pogrążyć w rozpaczy...
Shitface: W rozpaczy? Nie rozśmieszaj mnie! Od samego początku moim planem było pokonanie Nubosa i uratowanie świata...
Krzysztof: Że co?! Ty chory pojebie!
Shitface: Milcz i słuchaj! Bo znowu rozpoczniesz coś czego pożałujesz! Szukałem wybrańca, by pokonać Nubosa. Dostrzegłem go w twym ciele, lecz wykrzesanie twojego potencjału było zbyt mozolnym procesem, dlatego podjąłem trudną acz nieuniknioną decyzję... Aby uratować świat, trzeba go najpierw zniszczyć! Nadal jednak jest szansa by wszystko odwrócić...
Zielona Grzywa: Łgarzu! Sam przed chwilą mówiłeś, że przyjdzie nam żyć w tym pozbawionym nadziei świecie, przestań udawać!
Shitface: Żaden łgarz, to co mówiłem jest również prawdą! Prawd jest tyle ilu ludzi... Przyjdzie wam żyć w tym świecie jeśli dokonacie takiego wyboru, jeśli jednak chcecie dalej walczyć... to was nie powstrzymam, a wskażę drogę.
Tanderiusz: Nagle zgrywasz bohatera, po tym wszystkim?!
Shitface: Dosyć! Wracamy do pierwotnej hierarchii! JA mówię, WY robicie!
Tanderiusz: Po moim trupie!
Shitface: Więc niech tak będzie!
Krzysztof: DOŚC! Tanderiuszu, hamuj emocje! A ty Shitface... gadaj w końcu o co w tym wszystkim chodzi i jaka jest twoja rola.

Shitface: Więc, zrzuciłem cię do studni by wykrzesać twój potencjał i upewnić się w swoim wyborze. Ryzykowne zagranie przez które świat legł w gruzach, lecz teraz wiem, że faktycznie jesteś tym za kogo cię uważałem. Wywołanie apokalipsy aby wzbudzić w was rozpacz, która z kolei zrodzi nadzieję zdolną do pokonania najpotworniejszej tragedii w dziejach ludzkości! Oto była pierwsza połowa planu!
Krzysztof: Co za... ech, jaka jest druga część?
Shitface: Pełni doświadczeń jakich nabyliście cofniecie się w czasie i stawicie czoło prawdziwemu zagrożeniu. Silniejsi niż kiedykolwiek staniecie na przeciw złu, które zrodziło obecny świat! Powstrzymacie je by historia się nie powtórzyła!
Zielona Grzywa: Krzysztofie! To pułapka, nie wierz w słowa tego obłąkanego bytu.
Tanderiusz: Podzielam ten sceptycyzm wydobywający się końskich trzewi. To się nie trzyma kupy.
Trupsztofold: Ale jeśli... jakimś cudem Shitface mówi prawdę to możemy jeszcze wszystko powstrzymać! Panowie, wszakże nie mamy żadnego wyboru.
Tanderiusz: Oczywiście, że mamy! Możemy pozbawić go tego gównianego uśmiechu i dokonać zemsty za nasze nieszczęścia!
Shitface: I to jest to o czym mówiłem. Macie wybór, żyć w tych zgliszczach lub robić co każę i wrócić do " target="_blank">dawnych żyć.

Krzysztof: Nie jestem Krzysztofem, którym byłem wczoraj, więc i nie mogę się cofnąć do tamtego życia. Sam mi to dzisiaj uświadomiłeś.
Shitface: Ale możesz ocalić wczorajszego Kalwę.
Czy Shitface mówi prawdę, czy jest jeszcze nadzieja? Drużyna nie podchodziła do jego słów z zaufaniem, wszak do tej pory był niczym więcej jak śmierdzącym antagonistą dążącym do cierpienia.
Krzysztof: Nigdy nie zapomnę cierpienia jakie wyrządziłeś nie tylko mi, ale i światu... powiedz więc co mamy zrobić by cofnąć się w czasie.
Zielona Grzywa: Więc przystaniesz na jego warunki? Niespodziewany obrót wydarzeń...
Tanderiusz: Krzysztofie, powiadam ci, że jeśli chodzi o „czas” to tylko go zmarnujemy! Nie ma żadnego powrotu, jest tylko to co tu i teraz...
Shitface uśmiechnął się szeroko, po czym z powrotem nałożył białą maskę. Sięgnął do kieszeni karmazynowego płaszcza i wyciągnął kluczyki.
Shitface: Łap, to klucze do Shitmobilu, pojedziecie nim w samo centrum Wrocławia, do epicentrum, w którym przebudził się Nubos... więcej wam nie powiem.
Twarz Krzysztofa przyozdobiła silna determinacja.
Trupsztofold: Więc jesteśmy wolni?
Shitface: Nigdy nie będziecie...a teraz paszoł won mi stąd i robić co rozkazałem!
Tanderiusz: Ty..!
Zielona Grzywa: Nie teraz Tandek, jeszcze nie teraz... ale spokojnie, z Krzysztofem czy bez dokonamy na nim słodkiej analizy...
Tanderiusz: Trzymam cię za słowo Grzywo chociaż nie jestem pewien, czy to co chodzi ci po głowie odzwierciedla moje popędy.

Krzysztof" target="_blank"> wziął klucze i skierował się w miejsce wskazane przez Shitface’a, prosto do Shitmobilu. O dziwo auto było... piękne! Wypolerowane, umyte i zadbane. Zarówno na zewnątrz jak i w środku, gdzie zadbana skóra przykuwała od razu spojrzenie. Krzysztof zasiadł za kierownicą i od razu włączył silnik. Grzywa usiadł na miejscu pasażera, ledwo się mieszcząc. Nie wiedzieć czemu pierwsze co zrobił wystawił głowę przez okno i zaczął głośno rżyć. Tanderiusz z Trupsztofoldem zajęli miejsca z tyłu.
Żaba odezwał się do ślimaka.
Tanderiusz: Wybacz mój brak manier mocium Panie, lecz do tej pory nie było okazji się należycie przedstawić. Imię me Tanderiusz Niebieski, miło mi cię poznać szlachetny ślimaku. Zdradź mi swą godność jeśli to nie problem.
Trupsztofold odwzajemnił gest.
Trupsztofold: Jestem Trupsztofold Stevenson Dickson Trzeci, awanturnik i poszukiwacz przygód. Również miło mi poznać!
Tanderiusz: Trupsztofold Stevenson Dickson Trzeci... dostojne imię, ale czy jest sposób by krócej cię wołać?
Trupsztofold: Możesz mówić mi Saizek.

Krzysztof: Hej, czy wam też jest tak gorąco?
Spytał ocierając czoło z potu. Faktycznie, odczuwalna wysoka temperatura była więcej niż dokuczliwa, nie pomagały nawet otwarte okna.
Zielona Grzywa: Najwidoczniej apokalipsa namieszała w klimacie.

Krzysztof: No nic, włączę klimatyzację, zamknijcie okna.
Zielona " target="_blank">Grzywa: Na Bubarona, nie! NIE RÓB TEGO!
Było jednak za późno, bo Krzychu zdążył pstryknąć przełącznik. Momentalnie środek auta został wypełnionym paskudny, gównianym gazem, który sprawił, że wszyscy w środku zaczęli płakać, wymiotować i załatwiać pod siebie wszelkie potrzeby fizjologiczne.
Krzysztof: BOŻE, UMRZEMY TU!!
Tanderiusz: MOJE WNĘTRZOŚCI, NA POMOC! SKOŃCZ TE MĘKI!
Cała drużyna zaczęła panicznie wrzeszceć i wierzgać się w szaleńczych ruchach, w końcu jednak Krzychu otworzył drzwi i upadł na ziemię. Zarzygany i obliśniony, upaprany we wszelkich nieczystościach jakie można wydobyć z ludzkiego ciała. Jego oczy odmówiły posłuszeństwa i stracił przytomność. 

" target="_blank">Jakiś czas później...

Krzychu czuł że coś ciągnie go po ziemi, slyszał też nieznane głosy. Otworzył oczy lecz wizja była zamazana. Zobaczył jednak, że obok niego ktoś wlecze Zieloną Grzywę
???: Jak myślisz, ile za nich dostaniemy?
???: Z jakieś 10 puntków od sztuki! To będzie udany dzień.
???: Ej Ty! Głupi czy turysta?! Konia za ogon ciągnij, za ogon! Masz wtedy dodatkowe punkty!
???: Na punktowy zakon! Ci nowicjusze są dołujący. Przynajmniej za ich poprawianie dostajesz ten 1 punkt.
???: Śpieszmy się! Jeśli wrócimy przed zmrokiem dostanę 20 punktów, a jak uda mi się jeszcze zagadać z kumplem to i 5 punktów ekstra wpadnie.
???: Dojdziemy w swoim czasie! Za nieuzasadniony pośpiech jest -5 punktów, nikt nie będzie ryzykował miejsca w rankingu dla ciebie!
???: Chcesz się kłócić ze mną?! To ja ich znalazłem, dzięki mnie macie te punkty!
???: Hah, tylko dlatego, że za podzielenie się czymś takim dostajesz 50 punktów! Ty podła lebiego!
???: Ech, brakuje mi czasów normalnej społeczności... można było wyrwać ekstra 100 punktów dziennie i nikt nie robił problemów. Teraz jest ta cała „jakość”... a punktów nabijać nie ma komu!
Krzysztof: Kim... wy...
???: O! O! O! Odezwał się, ja mu odpowiem, ja!
???: Jesteśmy Points-menami, ludźmi punktów. Wy z kolei dokonacie swojego żywota byśmy my mogli zyskać punkty i piąć się w rankingu.
???: Co do?! To ja miałem mu odpowiedzieć, był zaklepany!
???: Zasrany, nie zaklepany. Miałem pozwolić by 3 punkty przeleciały mi koło nosa?! Pfff, chyba głupiś.
Krzychu: Points-menami...?
Oczy Krzysztofa znowu się zamknęły i ponownie stracił przytomność

Points-meni dopadli drużynę i wleką ich bóg wie gdzie. Co teraz?! Czy Shitface mówił prawdę? Czy drużyna wróci do Shitmobila i wykona zleconą przez niego misję?! Skąd Grzywa wiedział o klimatyzacji?! Co czeka w centrum Wrocławia?! CZY TO SIĘ KIEDYŚ SKOŃCZY?! –odpowiedzi mogą nie nadejść!

Oceń bloga:
0

W jakiś sposób zostałeś zmuszony do zagrania w grę z 1996 roku. Co robisz?

Analizuję swoje dotychczasowe wybory życiowe.
43%
Zakładam Leginsy Kejna i wchodzę pod cieplutką kołderkę.
43%
Stwierdzam że to crap i oceniam pod kątem dzisiejszych gier.
43%
Panie, toż to KLASYKA! Cóż bym innego miał robić?! GRAM, GRAM jak nigdy!!!
43%
Pokaż wyniki Głosów: 43

Komentarze (18)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper