Weekendowe granie #13
Niby jakieś święta się dzieją, ale to gdzieś daleko. Nie za bardzo się nimi przejmuję i raczej nie będę ich w żaden sposób obchodził. Ot, cieszę się że mam trochę więcej wolnego niż zwykle. Z drugiej jednak strony, szkoda że mnie z dziewczyną nie ma, bo Ona do rodziny pojechała, ja zostałem ze względu na jednak zbyt małą ilość wolnego czasu i trochę niechęci do jakichkolwiek wyjazdów. Koniec z prywatą, kolejny odcinek Weekendowego grania czas zacząć.
Osoby, które czytają każdy odcinek mojego blogu, wiedzą (lub domyślają się) że kończący się tydzień upływał pod znakiem platynowania Metal Gear Solid 4: Guns of the Patriots. Obecnie mam 70% trofeów, na moim koncie PS Site widnieje jednak 85% - to dlatego, że system naszego portalu nie liczy tak jak ten z PSN, czyli nie bierze pod uwagę rangi trofeów. Będzie jeszcze sporo grania przede mną i na obecny weekend przymierzam się do zdobycia najtrudniejszej rzeczy ze wszystkich czyli Codename Big Boss. Zacząłem dopiero wczoraj, dlatego też jestem jeszcze w pierwszym akcie podczas ucieczki przed Żabami. Z tego co już zauważyłem, Big Boss w MGS4 jest najłatwiejszy. Zapisywać można do woli i zamierzam z tego korzystać (KAŻUAL!! GROWE BEZTALENCIE!!) i robić zapis co jakiś trudniejszy moment. Nie znam jeszcze zachowań strażników i taktyk na bossów na wylot, stąd takie postanowienie. Ogólnie w grze jest sporo ułatwień. Jeśli nie przebierzemy się za „milicjanta” to na głowie będziemy mieć obie strony konfliktu, jednak gdy już przyodziejemy ich strój to zmartwienia możemy odstawić na bok i spokojnie zająć się żołnierzami z Prywatnych Firm/Spółek Militarnych (PMC). A tu już problemu nie ma. Wystarczy Solid Eye i infra red plus Mosin Nagant i Mk. 22 w głowę. Ostatnio jak grałem na poziomie The Boss Extreme, zauważyłem że można oczyścić daną lokację z żołnierzy i gdy to zrobimy, rebelianci wiwatują. Do tej pory myślałem że PMC będą respawnować się w nieskończoność, ale jednak nie. Fajna sprawa, ale trochę trzeba powojować, a że teraz nie mam na to czasu, nie będę się w to bawił. Idziemy jak najszybciej do celu, bowiem czas na przejście to 5 godzin na całą grę. Zobaczymy ile zajmie mi pierwszy akt i na podstawie tego ocenię czy muszę go powtórzyć. Kolejne ułatwienie, bo wcześniej żeby dowiedzieć się jaki mamy czas i ile alarmów itp. musieliśmy ukończyć grę i dopiero wtedy sprawdzić statystyki. Tutaj możemy co rozdział. Poprzednie MGSy to ogólnie hardkor i jeszcze w żadnym nie zdobyłem najwyższej rangi. Jedynie w MGS3 udało mi się zdobyć tą najwyższą jaką można na poziomie Extreme, czyli prawie najtrudniejszym. Co do omawianego tytułu, ze staruchem w roli głównej to ze społeczności Zanzibar (polskie forum fanów serii) jest wielu ludzi, którym „czwórka” nie bardzo się podoba. Ogólnie głównie chodzi o nagięcia kanonu i kroczenie najprostszą ścieżką jeśli chodzi o wyjaśnianie wątków pojawiających się na przestrzeni całego uniwersum. Że całość toczy się wokół tych kilku ludzi, których losy obserwujemy oraz nanomaszyn. Z tym drugim zarzutem się zgodzę, szczególnie jeśli mówimy o przypadku Vampa, który przecież w „dwójce” był rasowym wampirem. Pił krew (czyżby po to, by uzupełnić braki w nanomaszynach?) i ogólnie sobie skakał i robił nieludzkie rzeczy. Gdzie tu nanomaszyny? A no, nie ma ich i w tym problem. Nie wiedzieć czemu Kojima postawił na takie rozwiązanie. Wolałbym jednak pozostawić rzeczy tak jak miały się w Sons of Liberty. Sprawa Naomi to też po części raczej słaba rzecz. No i ogólnie czy ona nie wygląda młodziej niż w „jedynce”? Wydaje mi się że tak, ale tam widzieliśmy ją tylko w Codecu i odprawie. Jeden z użytkowników wspomnianego forum napisał, że MGS4 wydaje mu się niekompletny. Głównie za sprawą ciągłych zmian klimatu i podziału na akty. Tak jakby każdy rozdział był trochę osobną grą nie bardzo łączącą się w spójną całość z innymi. Nie zgodzę się z tym. Rozrzut po świecie, jak wiadomo wynika z charakteru tej opowieści i misji bohaterów, oraz zachowania Liquida. Takie rozwiązanie mi się podoba, ale trudno powiedzieć czy inne nie byłoby lepsze. Swoją drogą czytałem kiedyś, że Kojima chciał inaczej zakończyć tą grę. Otacon i Snake mieli zostać skazani na śmierć jako przestępcy polityczni i dostać po kulce w głowę czy coś takiego, ale reszta zespołu się na to nie zgodziła. Jak myślicie? Czy takie zakończenie byłoby lepsze? Swoją drogą, odniosę się do zakończenia i osoby nie znające jego treści proszone są o przewinięcie oznaczonej części tekstu jeśli nie chcą się narazić na spoilery.
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Odkąd pierwszy raz zobaczyłem scenę, w której Snake wkłada sobie lufę pistoletu do ust, kamera odjeżdża w górę pokazując niebo rodem z Helikoptera w ogniu, a my słyszymy strzał, byłem przekonany, że jednak popełnił to samobójstwo. Pocisk przedarł się przez jego czaszkę i na zawsze zakończył jego życie, a rozmowa z Big Bossem była jakby wytworem umierającego umysłu. Takie zakończenie bardziej do mnie przemawia. To co widzimy później tak naprawdę się nie wydarzyło. Snake poległ na cmentarzu i nikt więcej go nie widział. Nie było żadnego rzucenia nałogu, dokańczania spraw… tylko ciemność. Musiałbym jednak jeszcze raz mocno skupić się na całej fabule serii i zobaczyć jak to było z tym Big Bossem no i może Ground Zeroes rzuca na to trochę więcej światła, ale tego się jeszcze nie dowiem bo raczej nie kupię tego kawałka kodu.
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Tak czy siak, o „czwórce” dowiem się więcej gdy będę pisał o niej w formie podobnej do Retrogrania. Ciekawe kiedy na PS Site wejdzie Retrogranie PS3. Chcielibyście, czy to jeszcze za wcześnie? Takie gry jak Guns of the Patriots czy Devil May Cry 4 by się nadawały moim skromnym zdaniem.
Genialny utwór. Najmocniejszy ze wszystkich w serii. Bardzo poruszający. Ile ja przy nim łez wylałem, Panowie!!
W ten weekend zamierzam również powrócić do zdobywania 100% w Final Fantasy X na PS2. Coś już tam pozdobywałem, ale odpuściłem gdy dowiedziałem się że najlepszą broń dla Wakki zdobywa się poprzez grę w blitzball, której totalnie nie ogarniam tym bardziej po takiej przerwie. Do tej pory udało mi się zebrać wszystkie potwory do Areny i z kilkoma nawet wygrałem. Próbowałem również pokonać Mrocznego Valefora, ale poległem jak pies, bo nie wszystkie postacie mają u mnie ponad 9999HP. Tak więc sporo jeszcze przede mną i zamierzam do tego wrócić w ten weekend. Jeśli zaś chodzi o Final Fantasy XII to powoli odpuszczam z zamiarem powrócenia za jakiś czas. Została mi jedna mała rzecz, a wydaje się najtrudniejsza. Tak czy siak, jeszcze spróbuję, może będą jakieś postępy.
Nie tylko graniem człowiek żyje, jako powiedział kiedyś mądry człowiek którego imienia nie znam. Dlatego w ten weekend zamierzam obejrzeć sobie trochę odcinków serialu Dexter. Skończyłem piąty sezon z tą całą Lumen i pierwszy odcinek szóstego czeka już na mnie, ale jakoś średnio chce mi się to kontynuować. Podobno teraz to tylko spadek jakości. Dlatego też, w związku z ostatnią dyskusją o anime jakiej byłem nieśmiałym uczestnikiem, zostałem brutalnie zmuszony do obejrzenia Neon Genesis Evangelion. Nie miałem wyboru, to tak jakby ktoś przystawił mi broń do ucha i powiedział „strzelaj!”… Nieważne. Tak czy siak, ten ktoś się wiecznie śmieje, a jego liczba często określana jest pechową (i nawet numer dzisiejszego odcinka pasuje, pozdrawiam serdecznie). Tak czy siak, obejrzałem sobie trzy odcinki jak na razie i jestem pod wielkim wrażeniem. Podoba mi się opening, oraz cały nastrój tego dzieła. O tematyce nie mogę się za bardzo jeszcze wypowiedzieć, ale już widzę, że sceny walk są jedynie dopełnieniem i za to ogromny plus. Co mi jeszcze przyszło do głowy podczas pierwszego odcinka? Zone of Enders. Tam również zdezorientowany chłopiec (o podobnym wyglądzie przy okazji) został zmuszony do przejęcia sterów maszyny, o której nie ma pojęcia. Tak mi się skojarzyło. Swoją drogą, bardzo dobra gra, szkoda że jeszcze nie miałem okazji zagrać w The 2nd Runner czy jakoś tak. Kolejne skojarzenie to fakt, iż cały ten mech jest nie tyle maszyną co żyjącym stworzeniem (?). Coś jak Ray z Metal Gear Solid 2/4, któremu leci krew, gdy mu zrobimy bubę. Oj, dobra, może przesadzam, ale tak sobie skojarzyłem. Kojima lubi się inspirować/zgapiać od innych i tak mi przyszło do głowy.
Tutaj link do bloga ze wspomnianą dyskusją. http://www.pssite.com/blog-9985-469-top_mafia__2___ost_w_anime.html
Tyle na dzisiaj. Wracam do oglądania, a potem na wieczorek spróbuję ułożyć do snu jak najwięcej Żab i ocalić umięśnioną piękność o czerwonych włosach. A jakie Wy macie plany na ten weekend? Obchodzicie święta? Pozdrawiam serdecznie i Wesołego Jajka!! (?). Gdybym jednak wrócił do domu, to pomalowałbym jajka moim najlepszym kumplom ;). Taki głupy żarcik.