Meksykański Luchador

BLOG RECENZJA GRY
749V
mastahluc | 30.05.2013, 12:49
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Pamiętacie Super Metroid? Deweloper gier Indie – Drinkbox – z pewnością pamięta. Jednak razem z kolejnym tytułem PSN zdecydowali, że klasyk od Nintendo nie potrzebuje już tylu łowców głów i kosmicznych piratów, ale całego stada sombrero.

Guacamelee opowiada przygodę farmera agaw z niezwykle szeroką klatą – Juana – podążającego z ratunkiem córce "El Presidente" uprowadzonej przez złego szkieleta-bandytę - Carlosa Calaca. Misja Juana niestety nie zaczyna się najlepiej albowiem ginie przy pierwszym starciu.

 

Jednak nie wszystko stracone gdyż gra zalicza nagły zwrot akcji i po chwili bohater przywdziewa magiczną maskę, która w mgnieniu oka wskrzesza Juana jako napakowanego super mocami Luchadora. Tak wyposażony rusza przez pięknie wystylizowany wiejski Meksyk by uratować damę w opałach tłukąc przy tym łotrów i ogólnie być heroicznym i te sprawy.

 

Mechanicznie w Guacamelee gra się bardzo podobnie jak w Metroid czy Castlevanię. Juan biega i skacze przez nie liniowe, dwuwymiarowe poziomy, pokonując masę kościanych sługusów Calaci oraz odnajdując wymagane ulepszenia swoich mocy umożliwiających mu dostanie się do kolejnych poziomów (moce te zazwyczaj nabywa poprzez rozwalenie posągów „Chozo”).

 

Ulepszenia rozkładają się od szczególnie śmiesznych - jak na przykład niezwykła umiejętność zmieszczenia się w bardzo małe korytarze poprzez zmianę w kurczaka - do bardziej imponujących – przejście ze świata żywych do świata zmarłych za pomocą siły woli. Dzięki temu gra nie zawodzi – poziom trudności zmienia się bardzo szybko i wkrótce bohater będzie musiał wykorzystać swoje nowe umiejętności w złożonych sekwencjach żeby dostać się w bardziej skomplikowane miejsca.

 

 

Puzzlowo-platrofmowy style może (i w niektórych momentach z pewnością) wywołać lekką frustrację, ale wymyślenie sposobu przejścia na drugą stronę ekranu wykorzystując umiejętności Juana przynosi odrobinę satysfakcji. Nawet porażka wywołuje syndrom jeszcze-jeden-raz – szczególnie gdy Juan za każdym razem wraca na początkową krawędź kiedy ponownie spada w nicość.

 

Guacamelee to nie tylko skakanie po ścianach i unikanie kolców. Mamy tutaj również mnóstwo walki. Jak na wrestlera przystało Juan poznaje swoich wrogów z bliska dzięki trzy uderzeniowemu combo, kopniaku z powietrza oraz haka torującymi drogę na przód. Kilka szybkich uderzeń umożliwia wykonanie wrestlingowego ruchu lub kierunkowego rzutu, który w późniejszych etapach okazuje się niezwykle przydatny – rzucenie jednego przeciwnika w całą grupę powala wszystkich na ziemię dając cenne sekundy, a te się przydadzą.

 

Walka jest naprawdę szybka i zabawna lecz gra lubi uwięzić Juana w zamkniętym pomieszczeniu wyrzucając na niego kolejne fale przeciwników co jest nieco szalone, zwłaszcza gdy niektórzy przeciwnicy otoczeni są kolorowymi tarczami, które można zniszczyć używając jedynie odpowiednich umiejętności lub przeciwnicy egzystują w innym wymiarze (niezależnie od tego czy są w naszym wymiarze czy nie i tak mogą dać nam w kość). Po kilku kulnięciach walka może wydawać się trochę przytłaczająca – no chyba, że dysponujemy refleksem godnym chińczyka.

 

Im dalej tym bardziej oldschoolowo jednak Guacamelee posiada parę tricków pod swoim poncho byśmy czuli się zainteresowani: pierwszy z nich to obfity kierunek artystyczny – dziwaczny Meksyk jeszcze nigdy nie wyglądał tak pięknie. Wszystko jest skąpane w charakterystycznym kanciastym stylu, spowite w jasnych kolorach i odważnych wzorach – nawet przechodząc do mrocznego świata zmarłych wszystko wygląda świetnie z groźnym, purpurowym niebem i ponurym zielonym szlamem okrywającym wszystko dookoła.

 

Design przeciwników jest oparty na meksykańskim folklorze i festiwalach – począwszy od dnia martwych szkieletów aż  po latające Chupacabry. Animacje są przyzwoite albowiem Juan daje im niezły wycisk i rzuca nimi gdzie popadnie.

 

 

Kolejnym miłym dotykiem jest fakt, że gra nie bierze wszystkiego na poważnie będąc obficie posypaną zabawnymi odniesieniami do innych gier, kultur czy internetowych memów. Można zauważyć drugoplanowe odniesienia oraz wszędobylskie parodie jak na przykład plakaty z wyglądającą znajomo drużyną zapaśniczą "Los Super Hermanos". Te małe, wizualne gagi nie dodają zupełnie niczego do gameplay’u, ale sprawiają, że gra jest zabawniejsza.

 

Minusy? Krzywa trudności jest dość stroma w pewnych punktach rozgrywki gdyż zarówno elementy platformowe jak i walka wydają się być zbyt frustrujące niż powinny być. Gra jest też dość krótka – nie spiesząc się jej przejście zajmuje jakieś 6 godzin (około 8,5 godziny jeśli celujemy w zdobycie Platyny). Na szczęście jest to cross-buy z wersją na PSV.

 

Guacamelee to produkt z wysokiej półki. Jest czarująca, zabawna i nieźle wygląda. Oferuje solidny szablon Metroidvanii – to wystarczy żeby wysłać ją by wykonywała suplesy wśród topowych tytułów z PSN.

Oceń bloga:
0

Atuty

  • - humor
  • - malowniczy Meksyk
  • - cross-buy
  • - szablonowy Metroid/Castlevania
  • - muzyka

Wady

  • - czasem niewyważony poziom trudności
  • - krótka

mastahluc

Lubisz platformówki? Bierz śmiało!

9,0

Komentarze (2)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper