MEDAL OF HONOR:EUROPEAN ASSAULT
Najnowsza część wojennej sagi zawitała w czytnikach naszych konsol.
Jak sam tytuł mówi, teatrem naszych działań będzie głównie Europa, choć w jednym epizodzie zawitamy w Północnej Afryce. A poza tym przyjdzie nam walczyć we Francji, Belgii i ZSRR. Autorzy przygotowali cztery kampanie podzielone na kilka misji. W każdej misji jest do wykonania sporo zadań, polegających głównie na wysadzeniu czegoś albo kogoś, wezwanie lotnictwa czy przebicie się przez silny ostrzał artyleryjski i tak dalej. W grze wcielimy się w trzech wojaków: Anglika, Rosjanina i Amerykanina z tymże tym ostatnim przemierzymy największe przestrzenie i to Jankesem wyślemy do krainy wiecznych łowów najwięcej Szkopów. A czym to zrobimy? Do dyspozycji oddano nam całkiem pokaźny zestaw śmiercionośnych instrumentów: pistolety maszynowe, karabiny, snajperki, pancerfausty, granaty/ładunki wybuchowe. Wspomnieć trzeba, że „na pokładzie” czy „na plecach” można mieć tylko dwie bronie i granaty. Dodatkowo, jeżeli uda nam przebić się przez huraganowy ogień przeciwnika, możemy dosiąść się do cekaemu i nim dziesiątkować szeregi nazistów. Pod koniec każdego poziomu przyjdzie Ci się ponadto zmierzyć z wyższym oficerem – takim bossem, którego zastrzelenie sprawi z pewnością więcej problemów, niż ukatrupienie typowego szeregowca. Jednym z najważniejszych elementów, który odgrywa kluczową rolę jest kompas pokazujący, w którym kierunku trzeba iść (żółta strzałka), pod – zadania (niebieskie) i gwiazdki, czyli naszych towarzyszy broni, o których trzeba się troszczyć, gdyż bez ich pomocy przejście danego poziomu staje się o wiele trudniejsze. Zresztą, poziom trudności i tak jest wysoki, przeciwnicy strzelają celnie, rzucają granatami. Wymusza to zmianę taktyki działania: zapomnijcie więc o przechodzeniu misji w stylu Rambo. Ważna jest współpraca i o czym wspomniałem – troska o kompanów. I tutaj kolejna sprawa: jeżeli nasi żołnierze dostaną mocno (czerwony wskaźnik), należy ich uzdrowić podchodząc do nich i wciskając krzyżyk. No, chyba że poskąpisz jednej apteczki i będziesz wolał sam się męczyć. Warto dodać, że niski poziom zdrowia obniża sprawność naszych wojaków, a przez to skuteczność i celność ich strzelania jest o wiele gorsza. A poza tym pamiętać trzeba o tym, że każdy ocalały żołnierz w danej misji to jedna dodatkowa apteczka w kolejnym etapie naszych zmagań. Pamiętajcie o tym. Wracając do apteczek: napotkasz na drodze na dwa typy: czerwony krzyżyk oznacza, że uzupełnienie zdrowia następuje natychmiastowo, krzyżyk zielonkawy – bierzesz apteczkę na pokład i możesz ją użyć w czasie, gdy mocno oberwiesz, albo podarować rannemu koledze.
Jak na połowę 2005 roku otrzymujemy produkt z dosyć solidną oprawą wizualną, choć graficy mogli się bardziej popisać. Odważę się stwierdzić, że tego typu pozycje wydane rok wcześniej wyprzedzają MOH:EA pod tym względem. Wprawdzie na ekranie w jednej chwili może pojawić się nawet kilkudziesięciu żołnierzy, a eksplozje cieszą oczy, to jednak nie zmienia to faktu, że zarówno nasi wrogowie, jak i towarzysze broni to klony, tak jak szturmowcy ze STAR WARS. Jakość tekstur jest niedzisiejsza, do tego animacja, która szczególnie w czasie zaciekłej jatki, a więc w momencie, gdy na ekranie znajduje się tych kilkudziesięciu wojaków, potrafi solidnie chrupnąć. Fakt, z jednej strony mamy ostrą akcję, ale każdy chyba liczył na efektowne pożegnanie serii z odchodzącą generacją konsol. Jednym słowem, oprawa graficzna na stosunkowo dobrym poziomie, choć – bez rewelacji i polotu. Lepiej jest już z muzyką i efektami dźwiękowymi, a o ich jakości niech świadczy certyfikat THX.
Podsumowując, EA dostarczyło bardzo dobrą pozycję, jednak z oprawą odbiegającą od konkurencyjnych pozycji, jak chociażby Snowblind, Killzone czy Area 51. Jednak nie tylko szata zdobi produkt, tak więc pod tą powłoką nie pierwszej klasy kryje się produkt solidny, oferujący możliwość pokierowania swoim zespołem do pełnego zwycięstwa. MOH:EA oferuje naprawdę wiele i jako że jest to gra niełatwa, acz wciągająca, spędzicie przy niej wiele, wiele godzin.