LOADED
Jedna z najlepszych i chyba najkrwawsza strzelanina, jaka kiedykolwiek powstała?
Pokochaliście kultowego Alien Breeda na nieśmiertelną Amigę i ubolewacie nad brakiem takich gier w dzisiejszych czasach? Jeśli tak, to co powiecie na strzelaninę z sześcioma psychopatami w roli głównej niesłusznie oskarżonymi o zbrodnie, których nie popełnili, próbującymi wydostać się z najgorszego galaktycznego więzienia strzeżonego przez nieprzebrane zastępy strażników i zamieszkiwanego przez współwięźniów i inne kanalie, dla których paka stała się drugim domem. A wszystko to w towarzystwie eksplozji, świszczących kul i hektolitrów bryzgającej na ekranie juchy. Oto recenzja chyba najkrwawszej strzelanki w kilku słowach. Najkrwawszej, bo w Loaded krew leje się strumieniami. I to w ilości większej, niż wody w wodospadzie Niagara. Nie żartuję. Pod względem krwistości nie ma chyba równie ostrej gry. Loaded rozwala. W każdym aspekcie.
Po pierwsze, bohaterowie tej chorej opowieści. Do wyboru mamy sześciu wyjątkowych skrzywieńców, wśród których jest jedna kobitka, typ w masce klowna czy popapraniec przebrany za bobasa z potężną giwerą w ręku. Każda z postaci różni się także takimi parametrami jak szybkość, wytrzymałość. Każdy z psycholi ma także swoją specjalną broń dziesiątkującą szeregi wroga.
Po drugie – misje, których jest kilka rozgrywających się w różnych miejscach: raz w więziennych korytarzach strzeżonych nie tylko przez strażników, ale także i przez potężne działa, innym razem w kanałach, w których szwędają się szczury i zombie, jeszcze innym razem zażarte boje przyjdzie Ci toczyć na świeżym powietrzu, gdzie będziesz miał niepowtarzalną okazję odstrzelenia wyjątkowo natarczywych Azorków… Z reguły każda misja ogranicza się tylko do znalezienia klucza potrzebnego do otwarcia zamkniętych wcześniej drzwi i wybicia wszystkiego, co się rusza i co do Ciebie strzela. I oto właśnie chodzi. W niektórych miejscach, oprócz kart otwierających zamknięte drzwi napotkasz na różne przydatne znajdźki, na przykład apteczki, amunicję, upgrade broni, a także chwilową niewidzialność czy „zamrożenie wroga”. Po zabitych przeciwnikach pozostają złote monety, które można zbierać.
Po trzecie, ogromne pokłady miodu, które sprawiają, że ciągłe trzymanie palca na spuście i bezlitosne mordowanie wszelakiego ścierwa ani na chwilę nie odciąga od konsoli.
Po czwarte, świetna, jak na swoje czasy grafika z widokiem a’la Alien Breed, świetnymi efektami świetlnymi oraz wybuchami, które nieraz zajmują pół ekranu. Fakt, chrupnięcia animacji się zdarzają, ale tylko wtedy, gdy na ekranie pojawi się więcej przeciwników. Niedociągnięcie to wcale nie psuje krwawej zabawy, której non stop towarzyszy fenomenalna muzyka z elementami ostrych gitarowych riffów, odpowiednio wpasowana w klimat więziennego zaszczucia i próby ucieczki z tego piekła. I to jest kolejny powód, dla którego powinieneś zakupić tę świetną grę. Nieważne, czy jesteś posiadaczem PSXa, czy niedawno nabyłeś Saturna. A może na Twoim biurku stoi blaszak? Don’t worry, na nim Loaded też hula!
Loaded jest wart swoich pieniędzy. Każdy, kto tylko ma ochotę na niezobowiązujące wyżynanie niezliczonych zastępów wrogów i nie lubi rozwiązywać zagadek, a przy okazji ubolewa nad faktem, że gier pokroju Alien Breed jest jak na lekarstwo, powinien niezwłocznie zaopatrzyć się właśnie w Loaded. Produkt zdolniachów z Gremlin na pewno zaspokoi wszystkie potrzeby niewyżytego gracza, któremu nawet na myśl nie przyszło spuszczenie palca ze spustu. Mnie też nie przechodzi. Wam też nie przejdzie, bo Loaded po prostu rządzi!