W co gracie w weekend? #104

BLOG
840V
W co gracie w weekend? #104
squaresofter | 25.06.2015, 09:14
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

  Witajcie. Dziś mam dla Was kolejną porcję spoilerów oraz niespodziewanego gościa. Na tapecie: GTAV, F1 Race Stars, Diablo II, Shenmue, Morrowind i jakaś chińska bajka.

  Zanim jednak przystąpię do opisu gier, to postanowiłem podzielić się z Wami jednym z hiphopowych kawałków przeznaczonych podobno dla gimbazy. To swoistego rodzaju podziękowanie dla szwagra. Gdyby nie on, to nie zagrałbym pewnie nigdy na komputerze.

Tede i "Jesteśmy Ludźmi".

Lubię piosenki z przesłaniem a szwagier ma duży talent do wynajdywania utworów, które szybko mi wpadają w ucho.

 


 

Dzisiejszym gościem we "W co gracie" jest dexx.

 

Grand Theft Auto V (PS3, Rockstar North, 2013r.).

  Na wstępie chciałbym podziękować square'owi, że pozwolił mi coś napisać. Pisząc te słowa myślę o premierze MGS V. Tak ta gra chodzi mi po głowie już od dłuższego czasu. Przeszła mi już mania, że kupuję gry na premierę, nie wiem czy człowiek się starzeje, czy bardziej liczy z pieniędzmi, które ciężko zarobi, ale nie uśmiecha mi się wydawać kolejnych 250 zł za grę która spokojnie może kosztować jeżeli nie o połowę mniej, to przynajmniej w granicach 200 zł. Przykład CDPR pokazał że da się i trzeci Wiesiek tak kosztuje a razem z nim 16 DLC czy pakiet naklejek i innych rzeczy w pudełku z grą.

  Ale do rzeczy, piszę o MGSV bo kusi mnie właśnie strasznie, żeby kupić ją na premierę. Ostatnio na premierę kupiłem GTAV w 2013 roku i to były wydane pieniądze idealnie. Gram do dnia dzisiejszego w produkcję Rockstara.

  Wiem że przy MGSV również będę się bawił niesamowicie i tu pojawia się pytanie, kupować czy czekać? Odpowiedz poznam na pewno w dniu premiery jak pójdę całkiem przypadkiem do sklepu nie dla idiotów, żeby zobaczyć „na żywo” grę. Zawsze tak robię, bo może akurat jakaś przecena będzie i okazyjnie się jakiś szpil kupi. Ostatnią grę, za którą dałem 200 zł było właśnie GTAV.

  Singla przeszedłem stosunkowo szybko. Chłonąłem grę jak gąbka. Gra była mega i nadal nią jest. Pamiętam pierwsze wrażenie i moje myśli „ jak oni takie coś wycisnęli z 7 generacji”? Pobawiłem się jeszcze z miesiąc i gra poszła w odstawkę. Minął cały rok 2014 i nagle zapragnąłem powrotu. Trochę może przez te wszystkie newsy o premierze na PS4 czy PC, jednak ja lubię wracać do moich ulubionych tytułów, a GTA właśnie takim tytułem jest. Teraz mam plan zrobienia gry na 100 %.  

  Nigdy wcześniej również nie grałem nawet minuty w GTA Online. Teraz spróbowałem i tak mnie zafascynowała, że za pierwszym podejściem nawet nie wiedziałem kiedy cztery godziny minęły. Ogólnie za rozmach i ilość możliwości GTA Online przebija wszystko co widziałem do tej pory. Mimo małego levelu, bo dopiero mam 10 poziom, to brałem udział w pościgach i napadałem na sklepy. Wyścigi są na porządku dziennym, szok normalnie.

  Nie gram dla trofeów, nigdy nie grałem, ale te z GTA Online mnie fascynują i jak mam chwilkę zawsze chce popchać fabułę? Może raczej swoją postać do przodu, rozwinąć ją, iść na strzelnicę, pojeździć motorem czy popływać, a może wpadnie jakiś trofik. Nie nudzi się nic ta gra.

  Druga sprawa to singiel. Niby przeszedłem grę, jednak jak wróciłem po roku okazuje się, że mam jeszcze mnóstwo do zrobienia. Okazuje się, że pełno jest mini misji, które aktywują się gdy gdzieś przejeżdżam, pełno znajdziek, za które są kolejne misje. Wiedziałem o tym oczywiście wcześniej, ale nie chciało mi się ich robić. Teraz nawet triatlon jest ciekawy. Coś w tej grze jest, bo w żadnej poprzedniej grze z serii GTA nie chciało mi się nic zbierać, jeździłem beztrosko tylko, robiłem misje i kończyłem przygodę, a w piątej części oprócz beztroskiej jazdy przez pustynne stepy chce mi się też właśnie wszystkie rzeczy zbierać. Pozbierałem już radioaktywne odpady i jaką miałem satysfakcję jak zbierałem ostatni trzydziesty radioaktywny odpad.

  Wiem że gra prędzej czy później zagości również w czytniku PS4. Jednak czekam, aż w końcu ceny polecą w dół.

 


 

F1 Race Stars (PS3, Codemasters, 2012r.).

  Drugą grę, którą katuje co weekend to F1 Race Stars. Wielu z Was pamięta czasy szaraka i CTR. Gra, która była niesamowita i jest ponadczasowa, bo nawet dziś daje mnóstwo frajdy i radochy. Brakuje trochę takich produkcji dziś. Dobrze, że wychodzi jeszcze Mario Kart, bo by była posucha w temacie a Little Big Planet Karting jakoś do mnie nie przemawia. Grę kupiłem w promocji z wyprzedaży. Słyszałem wiele opinii, że jest słaba, dlatego wstrzymywałem się z zakupem. Jednak jako fan F1 w końcu nie wytrzymałem i kupiłem. Nie żałuję. Gra ma swój klimat, na ekranie się wiele dzieje. Rządzi również przypadek. Ileż to razy na luzie prowadząc, dostałem z bańki i spadłem nie na drugie miejsce, ale nawet za podium!

  Ogólnie urozmaicenie tzw. dopalaczy do bolidu jest całkiem spore. Można wylosować bańkę, którą trafiamy w przeciwnika (bańka samonaprowadzająca), bańka, którą tylko strzelamy, zestaw trzech baniek, czy bańki, które zostawiamy za sobą, żeby przeciwnik się w nie wpakował.

  Ciekawym patentem jest wylosowanie samochodu bezpieczeństwa czy zmiana pogody na ulewny deszcz. Ważny atut tej gry to licencja. Osoby, które F1 się mało co interesują na pewno na to nie patrzą, ale ludzie znający kierowców będą zachwyceni. Mamy tutaj wszystkich zawodników z sezonu 2012 oraz wszystkie teamy.

  Każdy jest przedstawiony karykaturalnie, jednak są zachowane szczegółowe znaki szczególne i każdy pozna swojego ulubionego zawodnika, czy rozróżni kanciaste rysy twarzy Vettela od okrągłej buzi Rosberga, czy blondyna Kimiego od czarnowłosego z dużą głową Fernando.

  Oglądając trofea w tej grze widziałem, że można dokupić trasy w formie DLC. Kuszą mnie. Jednak do tej pory nie kupiłem żadnego DLC. Myślę sobie, nie mogli oni tych parę tras na krzyż dołączyć do podstawowej wersji. Powiem Wam, że nastały straszne czasy, żeby tylko doić nas graczy. Mam tylko nadzieję, że na tym się skończy i kolejna generacja nie wprowadzi absurdu, żeby np. w takim MGS6 przejść bossa, to trzeba kupić odpowiednią giwerę za prawdziwe pieniądze w PSN. To tyle od dexxa. Dziękuję oddaję głos innym piszącym. Miłego weekendu.

 

Dziękuję za występ mojemu gościowi.

 


 

Diablo II (PC, Blizzard Entertainment, 2000r.).

  Lut Gholein jest zupełnie inne niż Obozowisko Łotrzyc z pierwszego aktu gry. To pustynna mieścina, z karczmą, pałacem i z podziemnymi kanałami. Przyznam się, że rzuciłem swoją czarodziejkę na rzecz amazonki, którą stworzyłem, żeby sprawdzić tryb dla wielu graczy,

  Tryb ten uważam za największą zaletę Diablo II. Nawet, gdy dostaniemy w kość od jakichś przeciwników, to druga osoba może nas chronić w drodze powrotnej po zostawione rzeczy. Im więcej graczy gra jednocześnie, tym więcej przeciwników będzie na ekranie, ci co już są, staną się silniejsi a przedmioty, które zostawią będą lepsze. Twórcy Borderlands na pewno grali kiedyś w ten tytuł.

  DII to jednak nie tylko kooperacja. Raz mnie nawet napadł jakiś inny gracz i zabił. Nie da się zaprzeczyć, że Diablo II ma wiele mechanizmów rozgrywki, z których korzysta dziś seria Demon's /Dark Souls oraz Bloodborne. To chyba najlepszy dowód wizjonerstwa Blizzarda oraz tego, że ich produkcje miały wpływ na kształt dzisiejszej branży elektronicznej rozrywki.

  Samą amazonką walczy się zupełnie inaczej niż czarodziejką, bo poza łukiem używa ona włóczni do walki w zwarciu. Dodatkowo jej włócznia zdolna jest do przewodzenia elektryczności albo do zatruwania potworów. Nie rozwijam jej żadnych zdolności przyporządkowanych do łuku. Postanowiłem też nie pakować wszystkich punktów umiejętności w jedną umiejętność, tylko przeznaczyć ich część na rozwój uników lub zwiększenia odrobinę szans na wykonanie podwójnego ataku. Muszę się przyznać, że bez wynajęcia pomocnika czasem jest naprawdę ciężko, szczególnie, gdy wchodzisz do jakiegoś pomieszczenia w grobowcu i nagle wyskakuje na ciebie dwudziestu wrogów naraz.

 


 

Shenmue (DC, Sega AM2, 1999-2000r.).

Czas się odprężyć przy moim ulubionym automacie.

 

  Wielu graczy zastanawia dlaczego Ci, którzy mieli kiedyś przyjemność poznać produkcję Yu Suzukiego uważa ją za tytuł wybitny i w wielu aspektach przełomowy?

  Nie zrozumie tego ktoś, kto zagra w Shenmue dzisiaj. Żeby to zrozumieć, to albo musi cofnąć się w czasie, albo mieć rozeznanie w tym, co oferowały najlepsze gry w tamtym czasie.

  Nie można powiedzieć przykładowo, że Shenmue jest wyjątkowe przez dubbing, bo opisywane tu Diablo II też go ma i w moim odczuciu polska wersja językowa tej gry jest nawet lepsza od produkcji Segi w tym aspekcie, ale jeśli powiem Wam przykładowo, że Diablo II nie posiada w ogóle animacji ruchu ust przy wypowiadanych kwestiach, że główny bohater to niemowa, że gra nie posiada animacji przeszukiwania trupów, wyciągania, czy wkładania przedmiotów do ekwipunku/skrytki a poza animacjami ataków bohatera i przeciwników wszystko co niesamowite w tej produkcji zobaczycie jedynie na renderach, natomiast w Shenmue Ryo przed wejściem lub wyjściem z dowolnego pomieszczenia sięga za klamkę, gdy kupuje jakąś figurkę lub inną pamiątkę, to może jej się przyjrzeć z bliska, trzymając ją w ręku, że, podczas rozmowy z innymi widać ruchy ust, mruganie oczami a nawet ruch włosów na głowie u jego rozmówców itd. to może niektórzy zrozumieją w jakimś stopniu zagadnienie wyjątkowości klasyka Segi.

  Wszystko to odbywa się na silniku gry i jest liczone w czasie rzeczywistym. Skupić się na czymś, na co inni nie mogli sobie pozwolić ze względu na ograniczenia technologicznie i finansowe, to pierwszy krok do postępu a Yu Suzuki doskonale to rozumiał 15 lat temu. Przypomnijcie sobie, że nawet w takim Soul Reaverze, czy w klasycznych Residentach rzeczy, o których piszę były wtedy możliwe tylko na filmikach a nie na silniku gry. Dziś to, co było kiedyś nie do pomyślenia jest normą w wielu grach.

  Dziś gracze są pod wrażeniem, bo w Falloucie 4 będą mogli zagrać w jakieś gry na Pipboyu. To doprawdy urocze. Robiłem to w Shenmue...kilkanaście lat temu. Wystarczy pójść na automaty w Dobuicie, załączyć jakiegoś klasyka od Segi i zapomnieć o całym świecie.

 

 

Dla fana ośmiu bitów jak znalazł. Zobaczyć swoje rekordy na ulubionych maszynach w tym raju dla graczy to wspaniałe uczucie.

 


 

The Elder Scrolls III: Morrowind (Xbox, Bethesda Softworks, 2002r.).

Ald'ruhn

 

  Ostatnie dni pokazały mi, że nawet grając ponad trzy lata w jakąś grę można o niej nie wiedzieć jeszcze wielu rzeczy. Pisałem wcześniej, że każda frakcja, w której postęp uzależniony jest od wysokiej osobowości zamknęła przede mną drzwi w Morrowindzie. Nie wiedziałem jednak wtedy, jak duża jest skala uproszczeń systemowych w stosunku do trójki w kolejnych częściach The Elder Scrolls.

  Mocno mnie zdziwiło, że 50 poziom nie jest tu poziomem maksymalnym. Wywróciło to do góry nogami całe moje wyobrażenie o debiucie konsolowym tej serii. 

  Mój bohater ma już 53 poziom, jego osobowość stale rośnie, a co za tym idzie, może brać czynny udział we wszystkich dostępnych frakcjach, jakie udało mi się znaleźć w krainie mrocznych elfów. Próbowałem wrócić nawet do Gildii Złodziei, ale w jednym zadaniu wystąpił mi błąd związany z duplikacją przedmiotów i nie mogę go jeszcze wykonać. Pomimo posiadania czterech hebanów wymaganych do jego ukończenia, trzy z nich znajdują się obok czwartego w ekwipunku. Próbowałem różnych sztuczek przy ich podnoszeniu, ale nic to nie dawało, więc dałem sobie spokój i udałem się do Gildii Wojowników w Ald'rhun, gdyż w Sadrith Morze nie chcieli mi już dawać nowych zadań.

  Oprócz tego, mam jeszcze spore problemy z porysowaną płytą. Na Xboxy  zawsze można liczyć w tych sprawach, więc dałem ją do regeneracji a Morrowinda ogrywam na płycie od kumpla. Nie wiem, czy to wina padającego lasera, czy kolejnej porysowanej płyty, ale od czasu do czasu podczas gry pojawia mi się komunikat o tym, że płyta jest uszkodzona lub brudna i wywala mnie do menu konsoli. Teraz gra przypomina mi dodatki do Fallouta 3 na PS3, gdzie rpg Bethesdy potrafił łapać mi zwiechy co kilka-kilkanaście sekund. Lubię życie na krawędzi.

  Najważniejsze są sejwy z gry, których i tak nie stracę, bo mogę je skopiować na memorkę i przenieść na kolejnego Xboxa, jak ten pierwszy całkowicie mi się zepsuje.

 


 

Weekendowe Dziewczyny

 

Yuno Gasai (Mirai Nikki)

 

  Jedna z dwunastu posiadaczy Pamiętników Przyszłości, pozwalających widzieć przyszłość. Każdy z takich pamiętników ma inną funkcję a jej pamiętnik to pamiętnik miłości, dzięki któremu wie wszystko o swoim ukochanym. Dziewczyna-ideał, przynajmniej jeśli idzie o laski w 2d. Nigdy nie zawiedzie i zrobi wszystko dla swojego wybranka. Przy niej nie trzeba sprzątać mieszkania ani gotować, bo zrobi to za Was. Zadba o Waszą każdą potrzebę. Nawet jeśli będziecie niedysponowani, to w trosce o Wasze dobre samopoczucie zajmie się Waszym karmieniem.

  Romantyczne wypady na miasto, doskonałe stosunki z Waszymi rodzicami i przyjaciółmi lub niespodziewane odwiedziny w domu, to tylko niewielka część jej zalet. Nic się przed nią nie ukryje i jak każda dziewczyna ma swoje tajemnice. Jesteście gotowi na ich poznanie? Hahaha.

 

Minene Uryuu (Mirai Nikki)

 

  Takie terrorystki to ja rozumiem. Jaka wielka szkoda, że w tym uczesaniu występuje tylko raz w całym anime. Podkładanie ładunków wybuchowych, branie zakładników, szantaże i brawurowe ucieczki to jej specjalność. O ile o Yuno możemy powiedzieć, że jest boginią Mirai Nikki, to Minene jest co najmniej półboginią. Jedna z najlepiej rozpisanych postaci w całej serii. Bardzo zyskuje przy bliższym poznaniu.

 

  Mam jeszcze dla Was drugie zakończenie z jedynego animca, jakiego udało mi się obejrzeć w tym roku. Chyba się starzeje?

  Gitara elektryczna i skrzypce to wystarczające powody, żeby nadużywać przycisku powtórzenia przy tym klipie. Sam utwór nie jest może tak popularny jak pierwsze rozpoczęcie, ale podoba mi się jego melancholijny charakter i niepokojący tekst, który widziałem bodajże w jakimś komentarzu na YT (Nie radzę ich czytać, bo spoilery są gigantyczne). Yousei Teikoku i "Filament".

 

 

Nozomi Harasaki (Shenmue)

 

  W moim sercu jest miejsce tylko dla dwóch kwiaciarek. Jedną z nich jest Aerith z Final Fantasy VII/ Kingdom Hearts a drugą jest oczywiście przyjaciółka Ryo Hazukiego, pracująca w kwiaciarni w Dobuicie, która zawsze chce dla niego jak najlepiej. Myślałem, że odegra zupełnie inna rolę w dziele Yu Suzukiego, ale jest to i tak postać niezwykle istotna w pierwszej części niedokończonej sagi o dwóch lustrach.

 


 

  Miałem jeszcze napisać o tym, jak przyjemnie mi się gra w Tales of Symphonię HD (PS3), o kolejnych fantastycznych przygodach Olivera z Ni no Kuni (PS3), o tym, że wróciłem po trzech miesiącach do Jeanne d'Arc (PSP) i znów walczę o wolną Francję, o tym, że Trine 2: The Complete Story (PS4) potrafi wciąż zadziwić dodatkowymi planszami, których nie widziałem w wersji na PS3, ale to nieważne.

  Moje urodziny tuż za rogiem, dlatego z tej okazji napiszemy  za tydzień bloga urodzinowego z Daaku i Affkiem. Dobrze, że prezent przyszedł na czas. Nigdy więcej pre-orderów!

 

Pozdrawiam Wszystkich i życzę udanego weekendu.

Oceń bloga:
38

Komentarze (45)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper