Bachor

BLOG
370V
mr_pepeush | 28.03.2014, 22:37
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

O zepsuciu słów kilka.

Pół roku temu...
Siedzę w pracy, w przerwie zaglądam na znajome portale o konsolowym hobby, odwiedzam forum to czy tamto, sprawdzam zagraniczny portal traktujący o czymś więcej niż tylko o samych zapowiedziach i recenzjach, czytam testy i przewidywania co do wydajności konsol nowej generacji. Wracam do domu. Szybkie ogarnięcie tematów codziennych: obiad, wynieść śmieci, coś posprzątać, wyprowadzić psa. Na konsolę nawet nie patrzę: wiem, że ona bacznie mnie obserwuje, a jedno spojrzenie w jej stronę sprawi, że będę zgubiony. Skoczy do gardła, chwyci, puści najwcześniej o północy.

Dziś...
Siedzę w pracy, przeglądam forum związane z ulubioną karcianką, sprawdzam co tam w świecie słychać, odpisuję kumplowi ws. kolejnego turnieju Warhammera. Wracam do domu. Szybkie ogarnięcie tematów codziennych: obiad, wynieść śmieci, coś posprzątać, wyprowadzić psa. Na konsolę nawet nie patrzę: wiem, że nie ma mi nic do zaoferowania.

******************************

"Masakra jakaś" - Fistach
Całkowicie umarła we mnie potrzeba szarpania w nowe szpile. Na wieść o powstawaniu takich tuzów jak Castlevania: LOS2 czy Dark Souls 2 omal nie osmarkałem się ze szczęścia. Kiedy kolejno przychodziły dni ich premiery, nawet nie chciało mi się sprawdzić czy i za ile są dostępne w pobliskim sklepie. Gwarancję utopienia w nich dziesiątek i setek godzin mogłem niemalże wystawiać sobie na piśmie, a cyrograf ten podpisać własną krwią. Teraz smażyłbym się w ostatnim kręgu piekła za ekstremalną ignorancję dla tematu.
Kiedyś gracz we mnie przeżył już śmierć kliniczną. Na kilka lat zupełnie przestałem grać, bo nudziło mnie to - bardzo. Zdarzało się wracać i trwać w tym nałogu tylko na krótką chwilę. Niczym cudowne lekarstwo na śpiączkę, z letargu wyrwał mnie pierwszy Wiedźmin, czy Dragon Age. Lekarstwo miało jednak krótkotrwały efekt, a po osłabieniu jego działania, gracz znów zasypiał.

Gdzieś w 2009 roku nastąpiło przebudzenie. Efekt był taki, że mojej miłości do grania nie można było określić innym słowem niż "nałóg". Wpadłem w szpony PS3 i w tym słodkim uścisku przebywałem do przełomu roku 2013 i 2014. Aż zdechło.
Uścisk stopniowo malał, stałem się rozpieszczonym bachorem, przyzwyczajonym do zabawek z najwyższej półki. Jeśli dostawałem coś, co było produktem średnim, nie miało szans wytrwać w paszczy mojej konsoli do napisów końcowych. W ten sposób wiele gier, skądinąd znanych mi jako świetne, trafiały na tzw. kupkę wstydu, czyli do grona tytułów niedokończonych (czy wręcz nie napoczętych!). Dziś właściwie nie wiem na jaką przypadłość cierpię: dzieciak wyrósł ze swoich zabawek, czy potrzebuję zabawek zupełnie innego kalibru, niczym chłopiec jednego dnia ganiający z plastikowym karabinem, a drugiego bawiący się samochodami.
Przypadłość paskudna, typowa dla rzeczonych rozwydrzonych bachorów.

To co zaserwowała nam ostatnia generacja sprzętu gamingowego, to doznania niedostępne nigdzie indziej. Pamiętam prezentację Uncharted 2, na której byłem. Mogę pochwalić się tym, że widziałem próbkę gameplayu z dogrywanymi polskimi głosami, zanim trafiło to w szeroki nurt krajowych mediów growych. Oglądałem to na świetnej jakości rzutniku, w dużej sali konferencyjnej, ze świetnym nagłośnieniem 7.1, które sprawiało, że wręcz czułem wybuchającą ciężarówkę za swoimi plecami, a chwilę później mijały mnie już kule najemników w zniszczonym mieście.
Jak gdyby tego było mało, zaraz moje gałki oczne zostały brutalnie zmiażdżone rozmachem sceny, gdzie Kratos wspina się stromą skałą, za tło i asystę mając tytanów. "Jak?" - zadawałem sobie nieme pytanie. Nie ogarniałem jaka moc musi drzemać w małym czarnym pudle, skoro serwuje mi takie obrazy. Niedługo potem zaopatrzyłem się we własną czarnulę i hdtv. Zakończenie pokazu z myślą "mam tylko kompa, nie mogę w to nie zagrać" nie dawało mi spokoju ducha. Nawet zaprezentowane i ograne po pokazie tych gier PSP Go odepchnąłem na bok, niczym automacik z kolejną wariacją Tetrisa.

Dalej już tylko lepiej. Początkowo łykałem niemal wszystko, wyczuwając jednak granicę pomiędzy średniakiem, a perłą branży. Granica stawała się coraz bardziej widoczna, a ja - bardziej wymagający. Miernością gardziłem, średniactwo mnie nudziło i odpychało, bawiła tylko liga światowa. W roku 2013, w zmierzchu generacji, dostałem w swe spaczone łapska parę dzieł i arcydzieł. Tomb Raider, The Last of Us, Dragons Crown, GTA5.
Rozwydrzony bachor dostał najlepsze gadżety, ściągnięte z całego świata. Pobawił się nimi, znudził, poprosił ojca o jeszcze i... nie, nie synku - tu już nic nie ma.

******************************

Myślę o tym, wszystko mi się klei. Wszystko wydaje się logiczne. Zastrzyk fantastycznych doznań, doza niepewności tego, co jeszcze mogę zobaczyć, kompletne zaskoczenie w obranej drodze developerów. To karmiło nałóg. Co więc się stało, że używka przestała działać? No na brak ciekawostek chyba narzekać nie powinienem - w końcu PS4 pukało już do mych drzwi. Ale czy to to samo?
Wszystko znów powoli staje się odtwórcze, przewidywalne, zrozumiałe i oczywiste. Można więcej, można lepiej, można ładniej. Ale czy można sprawić, że poczuję chłód na podbródku, by po chwili zrozumieć, że to zimno podłogi, na którą opadła moja szczęka? Niekoniecznie.

Zaczyna brakować słów i pomysłów na prawidłową diagnozę choroby. Czy śmierć pasji jest efektem nadmiernego rozpieszczania samego siebie produktami z najwyższej półki? Może. Czy wpływ na to ma schematyczność, powtarzalność i przewidywalność kolejnych produkcji? Może. Czy to zwykłe znudzenie i potrzeba zaznania czegoś nowego, ukierunkowania myśli na inne sposoby spędzenia wolnego czasu? Może. A może to wszystko składa się na moją jednostkę chorobową, która uniemożliwia mi cieszyć się grami tak samo jak jeszcze kilka miesięcy temu?
Może.

Oceń bloga:
6

Komentarze (7)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper