Strażnicy Galaktyki vol. 2 - recenzja filmu

BLOG
481V
Strażnicy Galaktyki vol. 2 - recenzja filmu
Darek | 09.05.2017, 12:18
Od reżysera Super, producenta PG Porn i scenarzysty Tromeo i Julia. Jak to się mogło nie udać? James Gunn właśnie dołączył do tych kilku reżyserów, którzy udowadniają, że da się zrobić dobrą kontynuację.

Follow up do świetnych Strażników Galaktyki to kolejna pieśń pochwalna dla estetyki lat minionych. Fantastyczna, choć już nie tak dobra jak w oryginale, muzyka, mniej i bardziej subtelne nawiązania do popkultury lat 80ych, absurdalnie jaskrawa, neonowa kolorystyka. Aż dziw bierze, że reżyser, którym ponownie jest James Gunn nie postanowił nakręcić tego cuda na film. Zamiast tego postawił na zupełne nowum i tak oto Strażnicy część druga są pierwszym filmem nakręcony kamerą RED Weapon w oszałamiającym 8k. Normalnie nie pisałbym o takich technicznych szczegółach, ale w tym wypadku warto, bo dzięki zastosowaniu nowego formatu, obraz wygląda po prostu obłędnie! Niesamowicie żywa kolorystyka, pięknie kontrastujący obraz natychmiast skojarzyły mi się z ostatnim Mad Maxem, tyle, że po ekstazy. 

 

Czytając niektóre recenzje i opinie widzów, nie mogę wyjść ze zdumienia. Narzekania, że fabuła cienka, a czarny charakter bez wyrazu, nie mają końca. Zastanawiam się czy napewno widzieliśmy ten sam film. 

Pierwsi Strażnicy Galaktyki to opowieść o tym jak grupa bardzo zranionych i mających problemy z zaufaniem ludzi (i szopów i drzew i zielonych ludzi i szaro-czerwonych ludzi) zapoznaje się i z biegiem czasu zaczyna formować zgrany zespół. Jest tam niby jakaś kula, a w niej kamień nieskończoności, ale to w ogóle nie ważne, ot Macguffin jakich w filmach setki, pretekst do popchnięcia historii w odpowiednim kierunku. Druga część ma już zdecydowanie mniejszy, bardziej prywatny ton, co pozwoliło reżyserowi lepiej skupić się na postaciach. Jasne, Star Lord i spółka i tym razem ratują wszechświat, a jedna eksplozja goni drugą, ale dzieje się to niejako przy okazji, nie jest głównym punktem skupienia. Doskonale obrazuje to pierwsza scena, w której Strażnicy walczą z wielkim, mackowatym potworem, a kamera zamiast tego śledzi tańczącego Groota. guardiansofthegalaxy2-babygroot-detonator1.jpgNiemalże każda z głównych postaci, a nawet niektóre drugoplanowe, dostają swoje pięć minut. W pierwszej części zawiązało się trudne przymierze, w drugiej musi się dotrzeć, dograć, nauczyć się sobie ufać i poradzić sobie z demonami przeszłości. Gunn w mistrzowski sposób łączy poważne, smutne tony z przekomicznymi sytuacjami. Prym na tym polu wiodą Drax i nowo poznana Mantis. On zupełnie nie rozumiejąc jak działa świat, uczy ją jak działa świat. Złoto. Motywem przewodnim są tutaj wszędobylskie problemy rodzinne i co to właściwe znaczy być członkiem rodziny. 

Historia jest prosta i do pewnego stopnia raczej przewidywalna, ale kolejne wątki bardzo ładnie się ze sobą zazębiają, aby finalnie ułożyć się w jeden, spójny obraz i nikt mi nie wmówi, że nijaki Ronan the Accuser z poprzedniej części był ciekawszy. 

 

Obsada po raz kolejny prezentuje najwyższy poziom, sprawiając, że nawet z pozoru suche i nie śmieszne żarty stają się zabawne. Pom Klementieff jako Mantis jest bardzo miłym dodatkiem i mam nadzieję, że zostanie z ekipą na dłużej, a rozszerzona rola Nebuli w którą ponownie wciela się Karen Gillan pozwoliła i jej delikatnie rozwinąć skrzydła, choć nadal nie ulega wątpliwości, że to niezbyt ciekawa postać. Możemy jedynie mieć nadzieję, że vol. 3 zrobi z nią coś ciekawego. Królem debiutantów jest jednak Kurt Russell jako tata Star Lorda, Ego. Cego-living-planet.jpgi z was, którzy znają komiksowy świat Marvela mogą się dziwić jak to możliwe, że postać, która w komiksach jest żywą planetą nagle wygląda jak Snake Plisken i jest tatą Petera Quilla. Spieszę donieść, że postać została przerobiona na potrzeby filmu bardzo zmyślnie i nawet fani oryginału nie powinni narzekać. Russell posiada odpowiedni urok i prezencję, aby grać kogoś kogo spokojnie można nazwać bogiem (przez małe b). Obsada jest na tyle liczna i ciekawa, zwłaszcza dla wytrenowanego, fanowskiego oka, że nie sposób wymienić tu każdego nie zamieniając przy okazji krótkiej recenzji w rozdział encyklopedii, ale jest jeszcze jeden as, o którym nie wypada nie wspomnieć - Yondu. Michael Rooker w jedynce był zabawnym pobocznym antagonistą o dziwnej, niebieskiej gębie i krzywych zębach. W części drugiej można powiedzieć, że to z początku w sumie ta sama postać, ale droga, którą Yondu przechodzi od pierwszych, do ostatnich minut sprawia, że chętnie obejrzałbym spinoff z nim w roli głównej. Brawo. 

 

Obawiam się, że żaden utwór z soundtracku drugiej częścigotg2 ctat.png nie zagości w moich głośnikach na tak długo jak choćby Come And Get Your Love z jedynki, który to utwór katowałem swego czasu do granic przyzwoitości. Nie znaczy to oczywiście, że utwory są kiepskie. Wręcz przeciwnie, spora ich część doskonale współgra z wydarzeniami na ekranie, ale brakuje im tej elektryzującej dawki energii, którą cechowały się utwory znane z oryginału. 

 

Mimo, że z początku bałem się, że reżyser będzie na siłę próbował jeszcze raz "złapać błyskawicę do butelki", na co mogły wskazywać pierwsze minuty filmu, z radością przekonałem się, że wcale tak nie jest, a James Gunn ma łeb na karku i przede wszystkim pomysł co zrobić z tym uniwersum. Strażnicy Galaktyki niefortunnie porównywani są do samych siebie i zazwyczaj dwójka wychodzi na tym gorzej, bo "to drugi raz to samo", "odtwórcze" i co tam jeszcze, a w ogóle to "jedynka była świetna!!!11!!1111!!". Owszem, była i dwójka również jest świetna, a pod wieloma względami przewyższa wręcz oryginał. Myślę, że gdyby nie patrzeć na to który film był pierwszy, a który kalkuje, okazałoby się, że vol. 2 jest lepszym obrazem. Wiem jedno, muszę znaleźć kilka wolnych minut, żeby obejrzeć go jeszcze raz w kinie. Bo warto. 

 

Zapraszam do polubienia fanpage'a www.facebook.pl/coztym/ oraz na stronę bloga www.co-z-tym.bloog.pl gdzie znajdziesz wszystkie teksty w jednym miejscu. Dzięki :)

Oceń bloga:
9

Komentarze (12)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper