Doktor Strange

BLOG
1081V
Doktor Strange
Darek | 03.11.2016, 14:02
Czternasty z kolei film Marvela wywraca cały zbudowany przez nich świat do góry nogami - dosłownie i w przenośni. Oficjalnie weszliśmy do świata magii. I cóż to było za wejście!

"Ale byłby czad, gdyby za kręcenie tego filmu wziął się któryś z lubujących się w praktycznych efektach specjalnych reżyserów!" pomyślałem wychodząc z kina. Co prawda gdyby chcieć nakręcić to co się dało w sposób praktyczny, to zdjęcia trwały by pewnie z rok, ale gdyby efekt miał być jak w Incepcji, albo ostatnich Gwiezdnych Wojnach to mógłbym poczekać. Nie chcę przy tym umniejszać pracy grafików komputerowych, bo jestem pewien, że na efekty specjalne poszły dosłownie tysiące roboczogodzin. Efekt? Kolejny świetny dodatek do uniwersum Marvela. Choć nie pozbawiony błędów.

004.jpg

Doctor Stephen Strange jest genialnym, zakochanym w sobie lekarzem. Taki dr House świata Marvela. Zabawne, że House'a wzorowali na Sherlocku Holmesie, a Strange'a, wzorowanego na Housie, gra Benedict Cumberbatch, czyli serialowy Holmes właśnie. Pewnego dnia Strange ma wypadek, ktory zostawia go z dłońmi w strzępach. Konwencjonalna medycyna nie jest w stanie mu pomóc, więc ratunku szuka w mistycyzmie. Pod okiem The Ancient One nauczy się pokory i odkryje w sobie niezwykłą moc, która pomoże uratować świat. Czytaj: Fabuła ta DoctorStrange_HP-200x100-e1475087619402.jpgsama co zawsze. Czy to źle? I tak i nie. Z jednej strony dobrze by było zobaczyć jakieś odejście od tego skostniałego już troszkę schematu, z drugiej, jest to schemat, który wciąż działa, więc po co. Największym minusem takiego stanu rzeczy jest to, że po pierwszych 20-30 minutach pozostałe 90 możesz już sobie dopowiedzieć samodzielnie.

Największym atutem filmu są wspomniane już efekty specjalne i muzyka. Ta ostatnia najbardziej podoba mi się w spokojniejszych scenach, kiedy dźwięki klawesynu wprowadzają widzą w aurę mistycyzmu. Z drugiej strony mamy wypełnione wizualiami jak z narkotycznego widu sceny akcji. Nigdy nie próbowdoctor-strange-trailer.jpgałem LSD, ale zakładam, że efekt zażycia jest mniej więcej taki. Kamera biega jak szalona, kolory zmieniają się jak w kalejdoskopie, a sam Strange miotany jest na lewo i prawo tak mocno, że co chwilę leży na ziemi. Oczywiście z biegiem czasu kochany doktor uczy się kontrolować swoją moc i użycie magii staje się dużo łatwiejsze do śledzenia, ale to co w trakcie dzieje się na ekranie sprawia, że my jako widzowie wcale nie czujemy się przez to pewniej. Ściany obracają się wokół własnej osi, ulice falują, orientacja zmienia się z pionowej na poziomą i z powrotem. No mówię Ci wariactwo. Dla samych efektów specjalnych warto już ten film zobaczyć.

Bohaterowie tej bajki też należą do sympatycznych. Jak to w filmach Marvela, dużo tu humoru i tak jak zazwyczaj żarty są celne, tak czasami zwyczajnie siedzisz i myślisz sobie "no tak". Strange jako obca osoba w nowym świecie przoduje w rzucaniu dowcipami na lewo i prawo, ale i Wongowi zdarzy się powiedzieć coś zabawnego, dziwne zachowanie Tildy Swinton nie raz sprawi,Benedict-Cumberbatch-Chiwetel-Ejiofor-Mad-Mikkelsen-Movie-Set-Doctor-Strange-Tom-Lorenzo-Site-3.jpg że uśmiechniesz się pod nosem, a i nawet główny czarny charakter, grany przez Madsa Mikaelsena Kaeciliius (tak to się chyba pisze) ma jeden prawdziwie zabawny tekst. Jednakże to wszystko nic, ponieważ, ze względu na taki a nie inny wygląd polskiego języka, jedna z postaci jest dosłownie chłodzącą beczką śmiechu. Mowa oczywiście o nauczycielu i przyjacielu Strange'a - Mordo. Wyobraź sobie, że siedzisz, oglądasz film w pełnym skupieniu i widzisz nagle tekst "Chodź za mną, Mordo" albo "To nie tak jak myślisz, Mordo". Coś wspaniałego. Cała sala wyła ze śmiechu, przysięgam.

Tradycją już jest, że filmy Marvela, skądinąd świetne, nie rozpieszczają nas w temacie antagonistów. Loki był sympatyczny, ale generalnie dosyć płasko napisany, Justin Hammer był po prostu pazernym fiutkiem i w ogóle większość z nich jest zła, bo chce zniszczyć / opanować świat i tyle. Są nudni. Mi osobiście podobała się motywacja Zemo w Wojnie Bohaterów, więc uważam, że sytuacja zaczyna ulegać poprawie, bo i tutaj antagonista nie jest zły. Już sam fakt, że gra go Mads sprawia, że zaliczam to do top 3 najlepszych Szwarccharakterów Marvela, ale prócz tego Kaecilius jest zwyczajnie ciekawą postacią... której kamera poświęca zdecydowanie za mało czasu. Nawet w takiej formie w jakiej został przedstawiony, Kaecilius może być uznawany za coś w rodzaju antybohatera. Ma swoje racje i można te racje zrozumieć. Tak właśnie pisze się ciekawe, wielowymiarowe postacie. Niech on będzie antagonistą, niech próbuje zniszczyć świat, czy co tam sobie chce, ale niech ja wiem dlaczego on chce to wszystko zrobić i niech ma to sens. Niestety, w tym przypadku dużą część tej historii musimy dopowiedzieć sobie sami,nintchdbpict000277235349.jpg bo, jak mówiłem, Kaeciliusa na ekranie jest zwyczajnie za mało. A jak już jest to nie gada tylko biegnie/idzie wraz ze swymi akolitami i kojarzy mi się z Zodem z drugiej części Supermana.

Generalnie "Doktor Dziwu" jak nazywali go w polskiej wersji przygód Spidermana emitowanej na którymś z TVP, jest bardzo przyjemnym, choć bardzo prostym, dodatkiem do kinowego uniwersum Marvela. Benedict Cumberbatch jest wręcz stworzony do grania postaci takiej jak Strange. Efekty specjalne są nieziemskie, a jedyną prawdziwą bolączką filmu jest jego przewidywalność. Zasada jest prosta - jeśli lubisz ten świat to i Doctor Strange ci się spodoba. Tylko tyle i aż tyle.

 

Oceń bloga:
10

Komentarze (34)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper