Oathbreaker

BLOG
340V
Oathbreaker
Darek | 13.05.2016, 12:01
Oathbreaker to ciekawy odcinek. Niewiele daje, ale dużo obiecuje. Oby tylko się z tych obietnic wywiązał. 

And now, his watch has ended... 


Znowu zaczynam od dupy strony, przepraszam, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Jon Snow wstał, żyje, a jego oczy nie robią się niebieskie. Grobową atmosferę bardzo ładnie rozwiała wymiana zdań między Jonem, a Eddem i Tormundem ("nie jestem bogiem", "wiem, widziałem twojego ptaka"). Oglądając pierwsze minuty tego odcinka chodziło mi po głowie, że gdybym ja był na miejscu Lorda Dowódcy to pierwsze co bym zrobił, to zasztyletował zdrajców, którzy zasztyletowali mnie. I oto 40 minut później okazało się, że Jon myśli podobnie. Dobrze. Spotkałem się z głosami oburzenia, że Jon niesłusznie zabił Olly'ego, że to dzieciak miał słuszność. W końcu dzikusy zamordowały jego rodziców, a teraz Snow, niejako w nagrodę, pozwala im przejść za mur. Olly poczuł się oszukany i zdradzony i słusznie sprzeciwił się panowaniu Jona. Zupełnie się z tym nie zgadzam. Wszyscy ci kretyni nie potrafią dostrzec szerszego kontekstu. Idzie na nas niemała armia cholernie trudnych do ubicia lodowych zombie. Albo się zjednoczymy i razem będziemy próbowali jakoś to przeżyć, albo zostaniemy podzieleni i bezsilni, tylko wzmacniając szeregi wroga. W czasach wielkiego zagrożenia dawni wrogowie stają się sprzymierzeńcami, to zupełnie normalne. Nie wiem co idioci pokroju sir Alessera próbowali osiągnąć, ale daleko by ich to nie zaprowadziło. Olly był głupi. Poza tym, nie lubiłem jego gęby. 

Kiedy wyczytałem, że trzeci odcinek będzie nosił tytuł "oathbreaker" myślałem, że chodzi o mieszkanie, który Brienne dostała od Jaime'ego ('oathkeeper') i, że albo ona, albo on zrobi coś co sprawi, że nazwa ulegnie zmianie. Myliłem się, przyznaję. Chodziło o Jona Snowa, który w ostatniej minucie ustępuje ze stołka dowódcy i opuszcza Nocną Straż. Ale czy napewno możemy powiedzieć, że Jon złamał przysięgę? Stoi tam jak byk takie zdanie: (my watch) "shall not end until my death." Zasadniczo służba Jona zakończyła się kiedy został zamordowany przez swoich podwładnych. Może iść, walczyć, założyć rodzinę, zdobyć tron... co chce. Pewnie żałuje teraz, że spalił Ygritte zamiast ją gdzieś zamrozić! ;) 


Zabawnie było posłuchać jak Tyrion desperacko próbuje zacząć rozmowę z Missandei i Grey Wormem. Najwyraźniej niewolnicy nie za często mają okazję do swobodnej rozmowy. Zastanawia mnie też ta gra o której wspominała służka królowej... No nic, Gra o Tron trochę się ostatnio ugrzeczniła, więc raczej nie będzie nam dane zobaczyć o co chodziło. Prócz odrobiny zawsze mile widzianego humoru, sceny w Meereen raczej mnie nudzą. Niby walczą z Synami Harpii, niby coś się dzieje, ale tak naprawdę nie dzieje się nic. Mam nadzieję, że zmierza to do czegoś prawdziwie ciekawego, bo oglądanie kolejnej potyczki z masą pozbawionych twarzy asasynów mi się nie uśmiecha. Ninja w takim chociażby Daredevilu są ciekawsi bo stoi za nimi konkretny antagonista mający na pieńku z głównym bohaterem, jakaś twarz której możemy nie lubić. W Meereen chwilowo głównym bohaterem jest Tyrion, którego to wszystko niemal nie dotyczy. Nie interesuje mnie w ogóle ten konflikt. Żeby chociaż Danka była na miejscu. 


Ale nie, ona musi siedzieć z innymi wdowami w małym, ciemnym budyneczku i martwić się (znowu) o swoje życie. I to niby nie jest klasztor? Siedzą na kupie, ubrane na jedno kopyto. Nie wolno im wychodzić, nie wolno im w sumie niczego. Poznaliśmy już nawet siostrę przełożoną. No jak dla mnie to to jest dosłownie klasztor. Jedyne ciekawe pytanie jakie stawia ten wątek to czy Danny poradzi sobie sama, czy musi zostać uratowana. Ja skłaniam się do ratunku, bo przecież jakoś musi się wykazać Jorah przed śmiercią. No ale pożyjemy, zobaczymy,bo na razie jest nudno. 


Lannisterowie w ogóle nie uczą się na błędach. Bycie kolejno zimną, wyniosłą suką i zarozumiałym arogantem dały do tej pory Cersei i Jaime'emu taki efekt, że stracili wszystko poza sobą nawzajem. Myślał by kto, że oboje nauczyli się przez ostatnie lata trochę pokory, ale nie! Już muszą cwaniakować, puszyć się i zgrywać ważnych. Jeśli ich plan odzyskania kontroli ma wypalić to napewno nie w ten sposób. W obecnej chwili nikt, może prócz Tommena, nie traktuje ich poważnie, co dobitnie pokazała im Mała Rada. Najbardziej szkoda mi w tym wszystkim Jaime'ego, bo mam wrażenie, że to on zaszedł najdalej jeśli chodzi o odkupienie. Wydaje się, że wielkie pytanie na ten sezon to czy uda im się pochylić głowy i grać w drużynie, czy czeka nas jakiś krwawy przewrót. Znając Cersei nie zdziwił bym się, gdyby doszło do rozlewu krwi, choć osobiście wolałbym żeby mnie zaskoczyli.


W innym miejscu miłościwie nam panujący Król Tommen, pierwszy swego imienia, twardo sprzeciwia się woli Wysokiego Wróbla. W każdym razie sprzeciwiał się jakieś pięć minut. Ale co by nie mówić podobała mi się ta scena. Raz jeszcze przekonaliśmy się jak słabym i niezdecydowanym władcą wciąż jest Tommen i jak wielka jest potęga wiary. Biedny ten Tommen. Z jednej strony próbuje go kontrolować matka, z drugiej żona, z trzeciej klecha. Nie ma chłopak lekko. 


Arya na przestrzeni trzech odcinków stała się Daredevilem. Nagle moje wcześniejsze porównanie Synów Harpii do ninja (ninjów?) z Ręki przestaje być nie na miejscu. Ale wynika też z tego ciekawy konflikt. Arya, przepraszam, dziewczyna odzyskała wzrok, ponieważ stała się nikim, tym razem naprawdę. Czy to oznacza, że postać jaką była Arya Stark przestała istnieć i już nie wróci? Bo nie jestem pewien, czy oglądanie bezimiennego asasyna bez twarzy będzie czymś ciekawym (patrz akapit o Meereen). 


W Winterfell Starkowie kontynuują mieć przesrane. Tym razem padło na dawno nie widzianego Rickona, który wpadł w łapy Ramseya. Nasz ulubiony psychopata desperacko potrzebuje Starka, więc może czeka nas pierwszy gay wedding w serialu? A może bardziej drugie wcielenie Fetora? Po poprzednim odcinku strach o tym nawet pomyśleć.


I zataczamy koło wracając do Jona. Tyle, że nie tak dosłownie jak zrobił to serial. Pomówmy chwilę o ostatniej wizji Brana. Po pierwsze, to niesamowite jak podobnego aktora wzięli do roli młodego Neda. Marszczy się chłopak identycznie jak Sean Bean. Po drugie, i jest to bardzo ważne, zobaczyliśmy na własne oczy, że Eddardowi zdarzało się czasami nie mówić całej prawdy, czy też zwyczajnie kłamać. Bran wspomina, że słyszał historię o tym jak jego ojciec pokonał sir... Deyna? setki razy, lecz w wizji przekonuje się, że prawda jest nieco inna. Dlaczego jest to takie ważne? Ponieważ zbliża nas o kolejny krok do poznania prawdy, na temat której internet spekuluje już od lat. W tamtym roku wspominałem o teorii w myśl której Jon Snow nie jest tak naprawdę bękartem Neda, a synem jego siostry oraz Szalonego Króla, Rhaegara Targaryana. Jeśli ta teoria jest prawdziwa, a wierzę, że jest, to w wieży do której wszedł młody Ned znajduje się Lyanna oraz jej syn, Jon. Do tej pory jedynym źródłem informacji na temat tego co stało się z młodą Lyanną był jej brat Ned, ale ten odcinek dokładnie pokazuje nam, że nawet jego słowu nie powinniśmy wierzyć ot tak. Biorąc od uwagę, że zwykle czwarty odcinek danego sezonu kończy się w szokujący sposób, mam nadzieję, że już za tydzień przekonamy się co zobaczył Ned. 


Oathbreaker to ciekawy odcinek. Niewiele daje, ale dużo obiecuje. Oby tylko się z tych obietnic wywiązał. Do przeczytania za tydzień! 

Oceń bloga:
4

Komentarze (4)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper