Ratchet and Clank - gra kontra film... ale bardziej gra

BLOG
570V
Ratchet and Clank - gra kontra film... ale bardziej gra
Darek | 08.05.2016, 11:06
W końcu udało mi się dopaść jakąś nowość. To jeszcze nie ten moment, żeby dobrzy ludzie z Sony wysyłali mi swoje gry do recenzji, ale kto wie, może kiedyś? W każdym razie! Jak wypada remake pierwszego Ratcheta z 2002? Jak gra ma się do filmu? Zapraszam!

Filmowy Ratchet i Clank podejmuje bardzo odważnie temat problemu z przeniesieniem języka gry na język filmu. Niestety, zamiast w jakiś sposób z nim zawalczyć, spróbować pokazać, że jednak się da, tylko pokazuje, że problem wciąż istnieje. Nie żeby film był zły. To prosta historyjka o szarej osóbce, która bardzo chce być bohaterem i dziwnym zbiegiem okoliczności staje się nim. Po drodze pragnący zniszczyć świat szalony doktor, zdrada, chwila załamania i wielki powrót. Historia jest tak do bólu sztampowa, że aż... Boli. Byłoby dużo lepiej, gdyby humor stał na odpowiednim poziomie, ale to co działa w grze rozciągniętej na 8 godzin nie koniecznie będzie pasowało do filmu, więc, niestety, spora część dowcipów zwyczajnie nie śmieszy. No i podstawowe pytanie: dla kogo ten film właściwie jest? Dla dzieci? Jest dużo lepszych i bardziej przystosowanych dla młodego widza animacji. Dla dorosłych? Zdecydowanie nie. Dla fanów? My mamy grę. 

 
Wydany na podstawie filmu, który z kolei stworzono na podstawie gry, Ratchet i Clank to niemalże kropka w kropkę ta sama historia co w filmie, z jednym dodatkowym plusem - to my biegamy, strzelamy i latamy. Nie od dziś wiadomo, że w gry gra się znacznie lepiej niż je ogląda. Nie inaczej jest w tym przypadku. Znacznie mocniej chłoniemy tę prostą historyjkę z padem w ręku ponieważ jesteśmy jej częścią, a nie tylko biernym obserwatorem... Można nawet kłócić się, że fabuła filmu została przedstawiona lepiej niż gry, ponieważ ze względu na pewien zabieg narracyjny (dający skądinąd dużo radości w trakcie samej gry) wszyscy gracze którzy nie mieli do tej pory styczności z serią od początku wiedzą, że kapitan Qwark da ciała tak mocno, że koniec końców wyląduje w więzieniu. Żeby było ciekawiej jest to motyw występujący ekskluzywnie w grze, bo najwyraźniej w grze można wyjawić w pierwszych minutach jeden z najważniejszych plot pointów, ale w filmie już nie. 
 
Remake, reboot, remaster - ostatnio bardzo popularne i budzące negatywne emocje hasła. Spokojnie, nowy Ratchet nie jest remasterem. Mamy tu do czynienia z rebootem serii i jednocześnie genialnym remake'iem pierwszej części, wydanej jeszcze na PS2. Jak ta gra wygląda! W osłupieniu patrzyłem na każdą planetę, kiedy odwiedzałem ją po raz pierwszy.ratchet veldin.jpg Latające w powietrzu statki, fauna, flora, śmigające nam nad głowami pociski. Wszystko to wygląda i rusza się fenomenalnie. Dosłownie kilka razy zdążyła mi się sytuacja w której gra gubiła kilka klatek, a i tak musiałem się o to solidnie postarać - dopiero miks groovitrona, zurkona, doom glove'a i co najmniej sześciu wrogów na ekranie sprawia, że silnik zaczyna się krztusić. Już przy okazji Tools of Destruction na PS3 zarzekałem się, że "wygląda to to jak film normalnie". Dzisiaj, oczywiście, mogę jedynie śmiać się ze swojej młodzieńczej naiwności, uderzyć się w pierś, i krzyknąć na całe gardło, że to nowy Ratchet wygląda jak film normalnie! Ciekawe za ile lat i na tą wypowiedź będę mógł zareagować delikatnym uśmiechem politowania. Czas pokaże, ale na dzień dzisiejszy bez cienia żenady w głosie mogę powiedzieć, że zachwyca mnie oprawa peesczwórkowego Ratcheta.ratchet quartu.jpg
 
Oddzielny akapit należy się polskiej wersji. Nie jest żadną tajemnicą, że sam nie jestem zwolennikiem polskich głosów w grach (a już np. w animacjach mi nie przeszkadzają), ale zawsze włączę polski dubbing chociaż na chwilę, żeby zobaczyć jak wyszło. No i w sumie wyszło całkiem nie najgorzej. Zupełnie nie wiem dlaczego, ale nie mam w sobie za grosz miłości do Maćka Musiała. Nic mi chłopak nie zrobił, żadna jego rola nie zabrała mi na nerwach w jakiś szczególny sposób, a mimo to jakoś ciężko mi go przełknąć. Może za dużo pudelka, nie wiem. Tak czy siak, oddaję pokłon, bo jako Ratchet wypadł bardzo fajnie. Zdecydowanie lepiej niż Wojtek Malajkat, dla którego z kolei mam wiele miłości, ale jego Ratchet wypadał zbyt staro, zbyt dojrzale względem oryginalnego Jamesa Arnolda Taylora. Reszta obsady daje radę. Smerf Ważniak jako Dr Nefarious to przekomiczne połączenie, ale już sama myśl o zastąpieniu Jima Warda (kapitan Qwark) kimkolwiek innym woła o pomstę do nieba. Zrobiłem może ze dwie planety po Polsku i zmieniłem na oryginał. A przynajmniej chciałem, bo, jak to ostatnio często bywa, nie znalazłem nigdzie takiej opcji. Na szczęście działa sztuczka ze zmianą języka konsoli i już po chwili mogłem cieszyć się grą w stu procentach. 
 
Sama rozgrywka też potrafi być bardzo interesująca. Twórcy oddali do naszej dyspozycji kilka starych planet do zwiedzenia (choć mam wrażenie, że jest ich mniej niż w oryginale) i jedną zupełnie nową lokację, a arsenał broni stanowią niemal wyłącznie spluwy znane z wcześniejszych części (tylko pikselizera nie kojarzę), ale, co ciekawe, niektóre z nich nie były dostępne w oryginalnej jedynce. Mamy więc klasyczny plasma launcher, nieśmiertelnego pana Zurkona rzucającego na lewo i prawo swoje one linery ("mr zurkon doesn't require payment. His currency is pain"), rakiety samonaprowadzające i o dużej sile rażenia, bomby, każący wszystkim tańczyć groovitron (dosłownie wszystkim, nawet pudełku przy którym robimy zakupy), zmieniający przeciwników w owce sheepinator, no i oczywiście nieśmiertelne RYNO - broń tak potężna, że używanie jej pozbawia grę jakiegokolwiek wyzwania. Jest ciekawie, nawet jeśli niezbyt odkrywczo. Standardowo już w serii każdą broń można ulepszać i to aż na dwa sposoby! Pierwszy, klasyczny, to automatyczny przyrost mocy danego sprzętu uzależniony od tego jak często go używamy. Można w ten sposób dobić do 10 poziomu przy czym na 5 broń zmienia nazwę i lekko zmienia się efekt jej używania. Przykładowo sheepinator zmienia się w goatinator i zamiast w nieszkodliwe owieczki, zmieniamy wrogów we wrogo nastawione barany, atakujące wszystkich pobliskich wrogów. ratchet upgrade.jpgDruga metoda wiąże się ze zbieraniem raritanium  - rzadko występujących (jak sama nazwa wyraźnie wskazuje) kryształów, które stanowią coś w rodzaju punktów umiejętności, które możemy wykorzystać w celu ulepszenia danej broni. Wygląda to trochę jak drzewko umiejętności Batmana w Arkham Knight'cie - skaczemy po heksagonalnej planszy kupując kolejne umiejętności, ale aby móc kupić danego skilla (np więcej amunicji, szybsze przeładowanie, takie tam) musimy mieć już wykupiony stykający się z nim hex. Nie łudź się, że dasz radę rozbudować wszystko już przy pierwszym przejściu. Mi wbicie platyny zajęło dwa i pół przejścia całej gry. 
 
Można powiedzieć, że filmowy Ratchet sprawdza się jako uzupełnienie gry. Jako, że mamy w nim do czynienia z 90 minutami przerywników, niektóre wątki są w nim znacznie lepiej wyeksponowane. Gra nie robi żadnego sensownego użytku z Rangersów (towarzyszy broni Qwarka), nie miałem pojęcia kim jest Ion, a i uwielbienie którym Ratchet darzy Qwarka jest w grze słabo nakreślone. Końcówka filmu daje nam też ciekawy wgląd w motywacje Nefariousa, czego w grze jakoś nie wychwyciłem. Co by jednak nie mówić, Ratchet i Clank na PS4 to fantastyczna gra tak dla ratchet platyna.jpgstarszego jak i młodszego odbiorcy. Przy tej cenie aż wstyd jej nie mieć. Jeśli wciąż nie jesteś przekonany, to podzielę się z Tobą drobną ciekawostką. Platynę wbiłem o godzinie trzeciej rano, drugiego maja 2016. Trzeci maja był ciężki. Nie żałuję. 
Oceń bloga:
7

Co powiedziałbyś na zwiększenie zażyłości między grami i ich filmowymi odpowiednikami (jedno uzupełnia drugie)?

Super pomysł
37%
Musiałbym zobaczyć jak to działa najpierw
37%
Raczej wolałbym nie łączyć tych mediów
37%
Zupełnie kretyński pomysł
37%
Pokaż wyniki Głosów: 37

Komentarze (6)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper