Mother's Mercy

BLOG
381V
Mother's Mercy
Darek | 15.06.2015, 22:55

   

No i piąty sezon za nami. Przy pierwszych odcinkach narzekałem, że nie wiadomo do czego to wszystko zmierza, bo ciężko było wszystkie te ponadgryzane wątki poskładać w jakąś jedną, spójną całość. Koniec końców okazało się, że po prostu za bardzo chciałem, żeby wszystkie te wątki zbiegły się w jedną większą intrygę, a na to jeszcze nie pora. Zamiast tego mieliśmy kilka oddzielnych finałów rozłożonych na ten oraz poprzedni odcinek. Nadal kilka nitek wisi w powietrzu i czeka na zebranie w kolejnym sezonie, ale to co dostaliśmy, również bardzo ładnie podsumowało sezon, o który martwiłem się, że będzie jedynie wstępem do ciekawych wydarzeń, które zobaczymy najwcześniej w szóstym sezonie. Dobrze jest się czasami mylić.

 

Zacznijmy od wątku który zakończony został najwcześniej. Porozmawiajmy o dziewczynie imieniem Arya. Kiedy akcja nagle przeskoczyła na Tranta, musiała minąć chwila, żebym uzmysłowił sobie na kogo właściwie patrzę, ale trzy wybitnie młode dziewczynki stojące przed nim szybko pomogły mi umiejscowić akcję w Bravos. Chyba wszyscy od początku zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że to Arya kryje się pod tą burzą włosów. Ta obca twarz na chwilę zbiła mnie z tropu, ale równie szybko jak dałem się zaskoczyć, przypomniałem sobie w jakiej sztuce szkoli się obecnie młoda Starkówna. Sama zemsta była niesamowicie klimatyczna, ale tylko uwydatniła błąd w sztuce, jakiego nie potrafi (lub może po prostu nie chce) dostrzec młoda. "Nazywam się Arya Stark, a ty jesteś nikim". Błąd, to ona jest nikim, jedną z rąk Boga O Wielu Twarzach, która zabrała życie Meryna Tranta. Tak przynajmniej powinno być w założeniu. Nie dziwi więc, że błędy w rozumowaniu prędko wróciły, aby ugryźć ją w dupę i to ta właśnie scena niesie ze sobą wiele ciekawych pytań. Pierwsze i zarazem najbardziej oczywiste - jak to się stało, że samobójstwo tego "nikogo" pozbawiło ją wzroku?  Rozumiem, że to forma kary, ale jak to działa? Coś wisi w powietrzu czy jak? Ktoś powiedział jej, że dla kogoś kto nie jest gotowy twarze są jedynie trucizną. Odebrałem to jako metaforę: Arya przywiązywała zbyt wielką wagę do tożsamości, tak swojej, jak i innych, więc zabrano jej wzrok - to co ją rozpraszało. Czyżby można było traktować te słowa również dosłownie?  Kolejne pytanie. Kim jest Jaqen H'ghar? Czy ktoś taki w ogóle istnieje, czy może jest to tylko jedna z twarzy, którą przybrać może każdy?  Czy człowiek, który dawno temu uratował Aryę popełnił w tym odcinku samobójstwo?  A może to ten który zapytał dlaczego płacze?  A może żadne z powyższych i była to jedynie "niczyja" twarz, która została wybrana, tylko dlatego, że Arya już kiedyś ją widziała? Jaqen w piątym sezonie był dużo zimniejszą postacią niż dawniej. Może to jakaś wskazówka? Kolejne pytanie. Czy bezimienni ludzie mogą przybrać dowolną osobę/twarz, czy tylko tych, których ciała pozyskali? Do tej pory tak właśnie myślałem, ale skąd w takim razie twarz Aryi i starego człowieka z targu? A może człowiek na targu zawsze był tylko "nikim" w przebraniu? Kimś w stylu nadzorcy treningu? Mam nadzieję, że jeszcze usłyszymy definitywne odpowiedzi na te pytania, a tymczasem mamy chociaż nad czym się zastanawiać.

 

Przejdźmy do Stannisa. Przez chwilę, kiedy Melisandre oznajmiła, że śnieg stopniał, myślałem, że naprawdę czeka nas masakra Winterfell. Kilka tygodni temu zakładałem, że podczas tej właśnie inwazji Sansa zabije Roosa, a Fetor Ramseya. Cóż, założyłem zbyt optymistyczną wersję (rookie mistake, wiem), ale coś się sprawdziło. Theon w końcu się przełamał i pomógł Sansie w ucieczce (na co oni właściwie skoczyli?!). Niestety obok nie stał Ramsey tylko Myranda, no ale nie można mieć wszystkiego. Kilka chwil wcześniej okazało się, że spalenie żywcem swojego dziecka było najgorszym, a nie najlepszym co mógł w tamtym momencie zrobić Stannis. Och słodka ironio, jakże miło Cię znów widzieć. Jedno mnie tylko zaintrygowało. Przez noc mniej więcej połowa armii zdezerterowała. Rozumiem też, że morale są raczej niskie, ale to co stało się z tymi, którzy zostali to nawet nie bitwa, a po prostu masakra. I oni chcieli z dwa razy większą armią robić oblężenie?  Na oko i tak byłoby ich mniej, a w czasie oblężenia to ci którzy się bronią mają przewagę taktyczną więc nie wiem co on niby chciał ugrać. Desperacka próba, to i desperacki finał. Dobrze, że Brienne udało się wreszcie dotrzymać choć jednej złożonej obietnicy. Podobało mi się jak Stannis próbował znaleźć słowa, które mógłby powiedzieć przed śmiercią. Przez chwilę myślałem, że okaże odrobinę skruchy za to wszystko czego się w życiu dopuścił, ale nie!  Uparty do końca. O ile faktycznie był to jego koniec, bo przecież cięcie nastąpiło jeszcze przed, hmm... cięciem (albo po cięciu, zależy jak rozumiesz to zdanie :))

 

Wątek Daenerys zakończył się w zasadzie już tydzień temu, więc w tym temacie serial nie miał nic ciekawego do powiedzenia.  Niby Tyrion ma chwilowo rządzić z Missandei i Grey Wormem, Danka wpadła w dawne towarzystwo i szykuje nam się kolejny interesujący duet, ale to są wszystko motywy nastawiające nas na przyszły sezon, a nie część tego. No i Varys się w końcu znalazł i nie wiem czy maczał w końcu palce w tym wszystkim czy nie. To jest dopiero śliski typ!

 

W Dorne z pozoru wszystko skończyło się dobrze (co za nudny wątek), ale kiedy tylko ta podła suka tak czule pocałowała Myrcellę od razu było wiadomo, że będzie kiepsko. Że też Doran nie wyczuł, że coś jest nie tak.  Chyba, że wcale nie jest tak niewinnym, dobrym i litościwym władcą jak mogłoby się wydawać. Mam nadzieję, że jednak nie, bo zdążyłem go polubić, ale w tym serialu to wręcz gwarant tego, że coś z nim nie tak, albo, że zaraz będzie martwy. Lubię pisać te blogi, bo takie myśli jak ta same wskakują do głowy i można sobie pokombinować odrobinkę. Wracając do tematu, to co wydarzyło się na łodzi autentycznie mną poruszyło. Łza spłynęła po twarzy, co zrobić. Ale znowu zostaliśmy potraktowani cliffhangerem, bo sama krew nie oznacza jeszcze natychmiastowej śmierci. Może w krwi Bronna płynie jeszcze antidotum, albo zostało mu trochę w tej mini buteleczki? Mówiłem to jakiś czas temu w innym kontekście - jeśli pojawia się broń, to musi zostać wykorzystana. Scena w więzieniu mogła wydawać się trochę bezcelowa (choć nie wiem czy ktoś na nią narzekał szczerze mówiąc, łink, łink), ale przynajmniej powiedziała nam o istnieniu takiej trucizny. No i oto efekty jej użycia. Mówiłem to już wielokrotnie i powtórzę raz jeszcze. Cliffhangery to zazwyczaj fałszywe tropy. Ja jestem dobrej myśli...

 

...Tak jak Cersei przez pierwszych kilka minut swojego spaceru. Uderzyło mnie, jak prawdziwe jest to opluwanie, obrzucanie i wyzwanie jej przez wszystkich "dobrych i pobożnych" ludzi King's Landing. Jakie to nasze. Jak bardzo lubimy opluwać innych tylko dlatego, że nie są tacy jak my, czy to w kwestii wyznania, czy jakiejkolwiek innej. Jak bardzo niezgodne jest to z religią, której, niby, bronimy. Zasmuciło mnie trochę, że Lena Heady użyła dublerki, na którą tylko naklejono w postprodukcji jej głowę, bo to przecież nie tak, że nigdy wcześniej nie kręciła podobnych scen. Była przecież choćby królową Margo w 300. No ale nie każdy aktor w tym serialu musi latać z dupą na wierzchu. Sam marsz, skądinąd mocna scena, trochę mnie irytował (głównie za sprawą "shame!" powtarzanego co trzy sekundy). No i finał, kiedy Zombie Góra (jehe!) wynosi ją z pomieszczenia, mówił wszystko - zemszczę się. I nie będę się spieszyła - tylko tyle widziałem w tych zimnych oczach.

 

No i w końcu dochodzimy na mur. Dobrze, że Jon odesłał Sama do cytadeli. Zamek zdecydowanie nie był miejscem dla niego, a tak to nie dość, że będzie w swoim żywiole, to jeszcze będą mieli odrobinę większe szanse na przeżycie. No ale przejdźmy do najważniejszego. Krakałem, krakałem no i wykrakałem. Może i to nie ten młody dokonał czynu, ale był ostatnim, który zadał cios. I znowu zostaliśmy z postacią, która prawdopodobnie nie żyje. Nie chcę, żeby Jon umierał, no i nadal myślę, że ma jeszcze rolę do odegrania, więc już teraz mówię, że moim zdaniem przeżyje. Nikt nie potwierdził śmierci, zostawili go tak tylko, żeby się wykrwawił. Pewnie, sześć razy dostać kosę to nie mało, ale dopóki nie zobaczę pogrzebu, nie uwierzę, że Snow nie żyje. Strasznie irytuje mnie krótkowzroczność Nocnej Straży. Zupełnie nie biorą pod uwagę zagrożenia jakim są lodowe zombie. Myślałby kto, że chociaż ci z braci, którzy byli z Jonem za murem zastanowią się dwa razy zanim zrobią coś głupiego. A może czeka nas schizma wśród Straży? W końcu w tym kręgu stało ich tylko kilku, raczej nie każdemu spodoba się taka samowolka. Czas pokaże, ale nie wierzę w śmierć Jona. A co z tajemnicą jego narodzin? A co z jego mieczem, jednym z niewielu, które mogą skrzywdzić Białych Wędrowców? Co z jego wilkorem?  Za dużo znaków zapytania pozostało. Choć w sumie nie byłby to pierwszy raz w tym serialu. Przekonamy się za jakieś 9 miesięcy. Winter is comin'.

 

Oceń bloga:
9

Komentarze (22)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper