The Sons of the Harpy

BLOG
406V
The Sons of the Harpy
Darek | 07.05.2015, 12:07
Piąty sezon zaczyna nabierać tempa. Oby udało się utrzymać je do samego finału.

No i koniec wycieków. W tym tygodniu wyemitowany został ostatni z czterech odcinków, którym udało się wyciec do sieci jakiś miesiąc temu. Od tej pory wszyscy wiemy mniej więcej tyle samo, zwłaszcza, że jak część z was zauważyła, serial pod pewnymi względami mocno różni się od wydarzeń przedstawionych w książce. Może najwyższa pora nadrobić zaległości i przeczytać papierowy oryginał? No, zobaczymy. Wracając jednak do serialu...


Zacznę niestandardowo, bo od końca. Oglądając odcinek zastanawiałem się skąd wziął się tytuł. "Sons of the Harpy". Nie zrozumcie mnie źle, wiem co to za jedni, ale przez lwią część odcinka nawet o nich nie mówili, co dopiero pokazywali. Aż tu nagle w ostatnich minutach BOOM! Zasadzka. Nieskalani pokazali klasę, nie ma co. Najlepsza armia świata dała się zaskoczyć i wyrżnąć w pień. Dobrze, że chociaż Grey Worm okazał się lepszym wojownikiem niż jego bracia. Choć w porównaniu z Barristanem i tak dupy nie urywał. No ale właśnie, co dalej z tymi dwoma? Myślałby kto, że to już koniec ich historii. W końcu Gra o Tron przyzwyczaiła nas, że dosłownie każdy może umrzeć dosłownie w każdym momencie. Ale jeśli jest jeszcze coś, czemu nie można w tym i w żadyn innym serialu ufać to cliffhangery. Fakt, zarówno Grey Worm jak i Barristan dostali mocne lanie, ale nie widzieliśmy de facto śmierci żadnego z nich, więc ja stawiam, że się wyliżą, choć gdybym musiał wybrać jednego, który pójdzie gryźć w piach to... Selmy miał w tych ostatnich odcinkach strasznie dużo do powiedzenia. To nigdy dobrze nie wróży.


A skoro jesteśmy przy tematach związanych z Khaleesi. Może i Jorah nie pracuje obecnie dla Varysa, ale też nie płynie oddać Tyriona jego siostrze. Dlatego właśnie cliffhangerom nie wolno ufać - częściej niż rzadziej są to fałszywe tropy, co tylko potwierdził ten odcinek. A kto wie, może jeszcze się okaże, że dobrze kombinowałem i Varys już będzie czekał na Tyriona i Jorah'e po drugiej stronie morza? Przekonamy się w kolejnych tygodniach.


Przenosząc się do innego miejsca, Bronn i Jaime dotarli do Dorne. Ich dynamika podobała mi się już w poprzednim sezonie. Z jednej strony Bronn podśmiewa się lekko z jednorękiego Lannistera, ale czuć, że mimo to darzy go pewnym respektem. A i Jaime nie jest już pewnym siebie penisem z pierwszego sezonu. Ewolucja tej postaci jest jedną z najciekawszych w tym serialu. Szczególnie podobała mi się ich rozmowa na statku. Jaime mówi, że płynie ratować swoją siostrzenicę, na co Bronn odpowiada niedowierzająco: "Siostrzenicę"? Wszyscy znają prawdę, ale nikt nie mówi o niej na głos. Ciekawe, czy przyjaźń Bronna i Jaime'iego rozwinie się na tyle, żeby można było odłożyć kłamstwa na bok. Mam nadzieję, że tak.


Pozostając jeszcze chwilę w Dorne, muszę przyznać, że dosłownie nienawidzę Ellari! Ok, ja też bardzo lubiłem Oberyna i jego śmierć była dla mnie szokiem, ale żeby w ramach zemsty za to, że jej ukochany zginął w pojedynku na śmierć i życie do którego sam się zgłosił, wszczynać wojnę i zasadzać się na życie niewinnego dziecka? Wielka szkoda, że Doran nie kazał ściąć jej głowy od razu po ich ostatniej rozmowie. Plus z tego taki, że w końcu zobaczyliśmy na własne oczy bękarty Oberyna. Spodziewałem się niesamowicie pięknych i zabójczych kobiet i... mniej więcej to dostałem. Obara wydaje mi się troszkę zbyt męska. Nie pasuje mi na córkę Oberyna, no ale przynajmniej nie dostajemy trzech jednakowych postaci, a to już plus.


W King's Landing Cersei znowu przypomniała wszystkim, że nie jest lubianą postacią. To tak jakby po poprzednim odcinku, w którym było mi jej wręcz trochę szkoda, showrunerzy postanowili wyrównać skalę. Królowa Matka dała, hmm, Wróblowi (nie wiem czy jako tytuł autorzy polskiej wersji go tłumaczą, czy nie) możliwość stworzenia armii strażników wiary, co zaowocowało krótkim montażem pokazującym wiernych w akcji. Moja pierwsza reakcja - chrześcijaństwo w najczystszej postaci. Nie ma co dalej tego komentować. Ciekawe natomiast, że najechali między innymi domy uciech Littlefingera, który zmierza właśnie do King's Landing. Nie wydaje mi się, żeby był zachwycony jak zobaczy co zaszło. Pytanie czy to celowa prowokacja Cersei, czy efekt uboczny polowania na Lorasa, bo z tego co zrozumiałem to o niego od początku chodziło.


No i dochodzimy do Muru. W tym tygodniu nie wydarzyło się tam jakoś zbyt wiele, ale kilka ciekawych punktów omówić można. Po pierwsze, dobrze, że Jon był na tyle mądry, żeby odmówić Melisandre. Coś tam ten Jon Snow jednak chyba wie. Brakuje nam tylko kolejnego demonicznego cienia brykającego po okolicy. Przy okazji - jak na czterdziestoletnią kobietę o dosyć specyficznej urodzie, to ciało ma zajebiste. Right? Right?! Up top! Prócz tego bardzo podobała mi się scena między Shireen a Stannisem. "Prawowity Król" jest nadal raczej gburowaty, ale widać, że prawdziwie kocha swoją córkę. Może nie była to najistotniejsza scena całego odcinka, ale pokazała, że koniec końców Stannis ma serce tam gdzie trzeba.


"Sons of the Harpy" był do tej pory zdecydowanie najbardziej skoncentrowanym odcinkiem piątego sezonu. Nie skakaliśmy bez sensu z miejsca na miejsce tylko po to, żeby zobaczyć przez dwie minuty co tam słychać u każdego jednego bohatera. Nie wiem jak wy, ale ja zdecydowanie wolę zobaczyć kogoś raz na dwa-trzy odcinki, ale za to na dłużej. Odcinek zakończył się kolejnym cliffhangerem i mimo, że wyżej napisałem, że jestem raczej spokojny o Grey Worma i Barristana, to gdzieś z tyłu głowy siedzi mi myśl, że w czwartym sezonie Joffrey wykitował również w czwartym odcinku... No nic, pożyjemy zobaczymy!


Kilka luźnych uwag:


- Brak Arii i Birenne. Czyżbyśmy kolejny raz mieli zobaczyć już efekty treningów, a nie sam trening?


- Tommen zdecydowanie nie jest materiałem na władcę, a manipulacje Margaery zaczynają działać mi na nerwy.


- Littlefinger pocałował Sansę. Z jednej strony można było się tego w końcu spodziewać, ale jak to wygląda w 'jego' głowie? "Całe życie kochałem się w Catelyn więc teraz bzyknę jej córkę"? Niepokojące, choć nadal daleko do największych perwersji tego serialu.


- Biedny Bronn. Najpierw musiał sam zatłuc trzech uzbrojonych konnych, a później, również sam, zakopać wszystkich czterech. Dobrze, że Jaime nie kazał mu zakopać też koni.


- Czy Tyrionowi zależy jeszcze na czymś poza winem?!

Oceń bloga:
9

Komentarze (12)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper