Gamingowe Rozkminki Tyskiego ~ #03 "Je suis Ignorant... ?"

BLOG
373V
Gamingowe Rozkminki Tyskiego ~ #03 "Je suis Ignorant... ?"
TyskiPL | 22.02.2018, 22:21
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

"Assassin's Creed: Unity" uznano na koniec 2014 r. za "AC: Buggity" przez wzgląd na ogrom błędów. Niby niepozorna gra, niby kolejny Asasyn, a daje mi sporo do myślenia jeśli chodzi o to, czego oczekuję od gier. Czy po prawie 3 i pół roku gra została naprawiona? Czy warto po nią sięgnąć i jeśli tak, to dlaczego? Co z tym tematem wspólnego mają określenia "Ignorant" oraz "Horizon Zero Dawn" i "The Last of Us"? 

Pogrywam sobie ostatnio w odsłonę Asasyna, która przenosi nas do Paryża i okolic (m.in. Wersal) w okresie Rewolucji Francuskiej. Obecnie mam większość misji i fabuły głównej ograne, więc mogę już podzielić się myślami, które mnie uciskają od paru dni. 

Do tej gry kusiło mnie od dawna, ale miałem w głowie słowa przyjaciela (wielki fan serii swoją drogą), wypowiedziane po premierze gry - ostrzegał, bym nie kupował, bo gra jest po prostu skopana technicznie. Szukałem jednak pomysłów na to, co sobie ograć. Chciałem też nieco nadrobić dystans do "Assassin's Creed: Origins", bo prawda jest taka, że po przejściu trójki, odpuściłem sobie serię na dobre. Dlaczego? Seria szła w coraz nowocześniejsze czasy, w których dla mnie wyobrażenie sobie tej serii było bardzo trudne, poza tym w trójce nadziałem się na misje morskie. Możecie sobie krzyczeć, że to była innowacja w serii, mechanika dzięki temu poszła do przodu, a gra była niby mniej monotonna. No właśnie ja miałem przeciwne odczucia - misje te mnie nużyły, a jak nie nużyły, to denerwowały i ledwo je ukończyłem. Widząc "AC IV: Black Flag" śmiałem się, że to symulator morskiej śmieciarki, bo z relacji znajomych wynikało, że tam głównie się pływało i walczyło na morzu, by potem statkami zbierać łup... dziękuję, nie moje klimaty. Poza tym postać Ratohnhaké:tona mnie również odrzuciła. 

Wracając do "AC: Unity". 

Na dzień dobry gra nie robi dobrego wrażenia. Grafika na pudełku jest nijaka, opis słabo zachęcający (to chyba trend w całej serii, bo pudełko od "Assasin's Creed: Origins" ma ciekawe grafiki, ma informację o działaniu w 4K, ale opis nie mówi mi w zasadzie nic na temat fabuły gry). Gra najmocniej nie zachęca do siebie koniecznością pobrania patchy. Zwolniłem resztę internetu, chcąc by to poszło jak najszybciej, ale wciąż dostawałem komunikat, że pobieranie potrwa... 3 godziny. "No to chyba jakiś chory żart" pomyślałem sobie, ale zostawiłem konsolę, zająłem się innymi sprawami. W końcu pobieranie się zakończyło, a stoper wskazał czas 1 godziny i 35 minut. Cieszę się, że prawie o połowę krócej niż przewidywany czas, ale nadal jakoś mi niemiło... Owszem, gdy tylko przyjdzie do przedłużania umowy z dostawcą internetu, zrewiduję warunki umowy, by mieć szybszy internet, ale aż chce się krzyczeć na twórców i wydawców! Podejście "olać, wydać, poprawi się potem, hajs się musi zgadzać", heh. 

Kolejna rzecz, która mnie w grze zmartwiła to system kupowania usprawnień, lepszych ciuchów i broni. Po pierwsze - nie miałem nigdzie wyjaśnione o co chodzi z Punktami Kredo, dopiero internet pomógł. Po drugie, system ten zmuszał wręcz do skupiania się na misjach pobocznych i dodatkowych pierdółkach, bo skądś trzeba było brać pieniądze na te rzeczy, bez których wykonanie kolejnych misi było niemożliwe. Dobra, porobione misje, Café Théâtre zaczęło przynosić zyski... A tu odkrywam opcję dokupienia wirtualnej waluty.

I wtedy mnie oświeciło.

Branża od dawna musiała myśleć nad mikrotransakcjami. Najpierw w grach wprowadzano możliwości kupowania ekwipunku w sklepach lub w warsztatach. Ten system zapoczątkowany został w przygodach Ezio Auditore. Chciano chyba przyzwyczaić graczy do tego, że w dzisiejszej grze tak musi być, że kupujemy coraz lepszy i coraz droższy sprzęt... Ale dobra, nie zagłębiajmy się w to teraz, błagam... 

... bo na szczęście w tej grze da się poradzić sobie bez kupowania tej waluty. Trzeba tylko umieć grać, robić misje poboczne jednocześnie zwiększając wpływy liwrów z kawiarni i domów towarzyskich i mieć nieco cierpliwości. 

Ale dobra, narzekanie,. narzekaniem, odrzućmy to na bok na razie. Gra po uruchomieniu mnie zachwyciła - Paryż wygląda cudnie (nie licząc obrzeży przylegających do miasta, które ewidentnie wyglądają na zrobione na odwal) i zachęca mnie do eksploracji Bazy Danych (tamtejsze wpisy niestety zawierają słabe żarty autorów wpisów, ale da się przymknąć oko), by dowiedzieć się czegoś więcej o mieście i rozgrywających się wydarzeniach. Centralna część miasta - Cité - wykonana jest naprawdę porządnie i to na tyle, że Quaz opracował przewodnik po tej wyspie, z wykorzystaniem tego, czego nauczył się o tej wyspie podczas zwiedzania Paryża na żywo oraz postać Arno Dormiana. Filmik polecam, pełen ciekawostek :)

Sam kiedyś byłem w stolicy Francji (jeszcze zanim wprowadzono tam stan wyjątkowy) i zwiedzałem ją jak najwięcej na piechtaka, więc odwiedzanie miejsc, które widziało się na własne oczy, w tym katakumby paryskie, jest dla mnie cudną rzeczą. Rany, to miasto żyje! Ile jest ludzi robiących różne rzeczy! Najbardziej mnie zaskoczyło to, że znalazłem astronoma na dachu badającego niebo... za dnia. Na szczęście nie patrzył się lunetą na słońce :P

W tej grze bardzo mocno czuć klimat gry. Wygląd miasta, wystrój budynków zachwyca i aż chce się w tym przebywać. Twórcy postarali się, by gracz czuł klimat wydarzeń stanowiących tło gry. Liczne tłumy z pochodniami, gdzieniegdzie ludzie maszerujący z flagą, ludność śpiewająca i tańcząca do francuskich pieśni, liczne stanowiska z gilotynami bądź punktami przemawiania do rozgorzałego tłumu... naprawdę zacnie. 

Urzekła mnie również fabuła. Miło obserwuje się relację Arno z Elise, Poza tym fabuła potrafi zaskakiwać. Chociażby na początku - ojciec głównego bohatera ginie, chłopiec zostaje przygarnięty i po latach dorasta, dziwnym trafem bardzo przypominając wyglądem Ezio Auditore (i zupełnym przypadkiem jego imię nosi również rzeka przepływająca przez Florencję! To naprawdę dziwne, że oficjalnie Arno nie jest spokrewniony z Ezio i Desmondem). Myślę sobie - "Rany, będzie motyw zemsty za ojca, skądś ten motyw już znam"... po chwili okazuje się, że nie, pchając mnie dalej w wątek Elise, po czym nagle... tak, motyw zemsty powraca i tutaj zaprzestanę zdradzanie fabuły. Dodam tylko, że w grze nie mamy do czynienia z czystym podziałem na zawsze dobrych Asasynów i zawsze złych Templariuszy oraz, że Arno bardziej przypadł mi do gustu niż Asasyn-Indianin oraz Ezio. Arno wygląda jak Ezio, ale w porównaniu do młodego Ezio jest bardziej spokojny, mniej cwaniacki i generalnie przyjemniejszy w odbiorze. 

Gra oferuje poza fabułą masę rzeczy do roboty. Misje związane z powiększaniem kapitału, Paryskie Opowieści, Zagadki Nostradamusa... ja jednak najlepiej bawię się przy dwóch z nich.

"Tajemnicze Morderstwa" aka "C.S.I. Paris" są misjami polegającymi na wyjaśnieniu, kto zabił ofiarę. Sytuacje są tu różnorodne, zaś odpowiedzi na dzień dobry nie zawsze są takie oczywiste. Nie zawsze też jest się prowadzonym za rączkę, ze wskazaniem gdzie się ma iść - czasem trzeba ruszyć głową jak dojść do dodatkowych poszlak i kogo ostatecznie oskarżyć o dokonanie zabójstwa. 

Drugą przyjemną odskocznią były Szczeliny Helixa umożliwiające przeniesienie się chwilowo do innych epok Paryża. Wiem, że Szczelin jest 3, ja jak dotąd trafiłem do Belle Époque i niemieckiej okupacji miasta podczas II Wojny Światowej - trzeba było znaleźć pretekst do wstawienia Wieży Eiffla do gry (w końcu w epoce Rewolucji Francuskiej jeszcze jej nie było). Nie zdradzajcie mi trzeciej szczeliny - sam chcę do tego dojść! Po prawdzie te Szczeliny to jedyny ciekawy aspekt drugiej, współczesnej warstwy fabuły. Oto bowiem wcielamy się w bezimiennego człowieka, który zakupił od Abstergo urządzenie zwane Helix - taki domowy Animus do zabawy. Nagle ktoś nam włamuje się do systemu i kontaktuje się z nami - okazuje się to być kobieta, która wprowadza Cię w tematykę walki Asasynów z Abstergo, a potem mówi Ci wraz z Shaunem, co masz robić. Niby ciekawe, ale wykonanie takie, że to jest ostatecznie nudne. Wspomniane Szczeliny ratują tę warstwę. 

Wszystko fajnie, ale ta gra po tylu patchach nadal ma bugi! A to widzę dziwne plamy na mapie, a to między ścianami budynków uwidaczniają się dziwne braki. Dwa razy postacie z tłumu wpierniczyły się do cutscenki - to akurat było zabawne, bo zastygali w miejscu i robili śmieszne miny, ale nie zdążyłem zrobić screenów. Co jednak bardziej irytuje to klatki NADAL SPADAJĄ. Nie pamiętam, by gra chodziła idealnie płynnie choć raz, przycięcia się są większe lub mniejsze. Mechanika jest niedopracowana, co potrafi doprowadzić mnie do wku... ! Ekhm, wybaczcie.. wkurzenia się. Nie raz przez tą mechanikę albo ginąłem, albo mimo idealnie ułożonego planu zostawałem wykryty przez wrogów, bo postać np. zamiast mi skoczyć w pożądanym kierunku, skakała w całkiem inny. Najbardziej uciążliwe są problemy, gdy chce się szybko wejść do budynku przez okno - gracz musi nauczyć się opanowania i cierpliwości, bo inaczej wejście to zajmie długi czas.

Planując jeden z zamachów dotarłem do mapy z planowanym rozmieszczeniem strażników (tutaj propsy dla twórców, takich elementów obmyślania strategii rodem z jedynki mi brakowało). Fajnie do momentu, gdy zamknąłem okno i mapa zniknęła. Nie mogłem jej potem odnaleźć. Na szczęście jednak pozycje uwidoczniły się we Wzroku Orła, którego ograniczenie do kilku sekund uważam za totalną pomyłkę zmuszającą mnie jedynie do poczekania kilku sekund, aż ponownie załączę ten wzrok. 

Innym razem kończyłem misję, ale nadal byłem w trakcie konfliktu. Wyskoczyło okno z podsumowaniem misji, blokując mi możliwość bronienia się. Niby chwila. Ale wystarczająca by położyć się na ziemię.


Widzicie? Dziura w teksturze. I co ciekawe, postać po niej spokojnie przeszła.

Kolejną wadą gry są błędy w jej polonizacji. Przeważnie ograniczają się one do literówek, przez co dane słowa nie pasują do reszty zdania swoją formą, ale raz trafiłem na sytuacje, gdzie rozmawiam z kobietą, a tekst do niej przypisany w jęz. polskim ewidentnie wskazywał, że tekst ten był wymawiany przez mężczyznę.* Mamy rok 2018, a nie 2003, kiedy pomyłki i braki w tłumaczeniu potrafiły przejść.**

W międzyczasie słyszę, że trzeba ograć "Horizon Zero Dawn", bo to wielki tytuł, fabuła roku na PPE i w ogóle. Na dysku zaś mam zainstalowane "The Last of Us", zremasterowane, w które zacząłem grać jakieś 3-4 miechy temu. I wiecie co? Jak chwytam pada, by grać, to uruchamiam przygody Arno i się katuję nie-perfekcyjnością tej gry, chętny do zobaczenia jak pociągnie się dalej historia Asasyna i jego miłości życia.

Przyznaję, że "TLoU" wygląda graficznie super.  

Przyznaję, że technicznie działa o niebo lepiej. Na tyle, na ile grałem, gra mi nie wywaliła żadnego błędu, chodzi płynnie. 

Przyznaję, że fabularnie potrafi uderzyć człowieka i scena jak główny bohater na początku gry traci córkę wywołała we mnie mocny smutek. 

Przyznaję, że ta gra dla mnie wydaje się być naprawdę dobra!

I przyznaję się do zbrodni, że nie potrafię zmusić się do ukończenia tej gry! Nie mam pojęcia dlaczego. I to jest rzecz, która mnie przygnębia, doprowadza do wstydu. Z jakiegoś powodu do grania w to muszę się zmuszać. Czy to tylko kwestia tego, że nie kręci mnie motyw zombie? Czy może kwestia tego, że powoli czuję znudzenie się grami, gdzie chwyta się za broń i idzie się strzelać? Nie wiem i powiem Wam szczerze - nie potrafię znaleźć na to odpowiedzi. Proszę tylko o nie wykonywanie na mnie egzekucji teraz!

Wiem też, że nie sięgnę po Horizona, bo nasłuchałem się na temat tamtejszych polowań, craftowania rzeczy i to mnie odrzuca. Grając w grę w czasie wolnym od pracy umysłowej chcę po prostu mieć fun z grania, a nie myśleć, co z czym mam połączyć, by wyszło super, albo tracić ograniczony czas gry na proste, niewiele wnoszące do fabuły zajęcia, które niczym pijawki wysysają z człowieka hektolitry czasu wolnego. Ten czas chcę przeznaczyć na fabułę. W tej grze fabuła i koncepcja świata brzmi ciekawie, ale tu znów - jakoś mnie do tej gry nie ciągnie w ogóle.

W międzyczasie niczym sadysta gram w tego Asasyna zamiast sięgnąć po coś świeższego, może nawet i ambitniejszego. Nawet jeśli ta gra mnie wkurzyła po tym, jak po synchronizacji całej mapy odkryłem MASĘ znaczników na mapie. Mała mapa Paryża, a uwalona znacznikami, jak grzybami po deszczu. Wkurzyłem się, bo to uczyniło dla mnie korzystanie z mapy i radaru mocno utrudnione (dopóki nie odkryłem, że można w mapie zmieniać warstwy danych) plus przypomniało mi się narzekanie wielu graczy na zasypywanie gracza nic nie wnoszącymi zadaniami typu zbieranie piór, byleby zmusić gracza do latania po całej mapie w te i w tę w tej całej piaskownicy. 

Dochodzę do wniosku, że z gracza-gracza staję się... albo może już się stałem... nie tyle casualem, co ignorantem growym. Do tego też wniosku doszedłem w efekcie paru dyskusji, w których brałem udział ostatnio na portalu PPE. Okazało się bowiem, że owszem, bardzo ważna jest dla mnie fabuła, ważna jest grafika. Mechanika też ma jakąś wartość, bo może uprościć grę albo ją zepsuć do końca. Jednak dla mnie największą wartością jest posiadanie frajdy z grania. I może właśnie dlatego prędzej sięgam po Asasyna, niż po grę, gdzie przeprowadzam dziecko przez zrujnowane miasto, broniąc jej przed zombiakami - bo nie odczuwam z tego aż takiego fun'u jak z gry w Asasyna, GTA, przygody Nathana Drake'a, czy z uruchamiania gier pokroju "Ratchet & Clank"? 

Wiem jedno. Kolejnym moim celem na 2018 rok jest znalezienie odpowiedzi na pytania, które przed sobą wysunąłem tutaj. Mam też zamiar mimo wszystko wcześniej, czy później ukończyć "The Last of Us" - nie ma zgody na to, bym miał na dysku nieukończoną grę singleplayerową. 

Odpowiadając na pytanie z nagłówka - czy warto sięgnąć po "AC: Unity"? Myślę, że tak, ale po moim wpisie zastanówcie się. Na mnie gra działa tak mocno, że przymykam oko na błędy i gram dalej, u Was nie musi to tak być. 

I z takim przekazem Was żegnam. 

Albo i nie. Zostawiam Wam Arno zastanawiającego się, co ten Tyski pier... :P

 

* Nie, nie nawiązuję do misji pobocznej z szermierzami. 

** W 2003 r. wyszedł "Rayman 3: Hoodlum Havoc". Gra otrzymała polski dubbing w wersji PC. Bartosz Wierzbięta świetnie przełożył tekst, ale osoby realizujące dubbing zapomnieli najwidoczniej o podłożeniu polskiego podkładu do jednej z cutscen. Nie pamiętam, czy kwiatków nie było aby jeszcze więcej.

Oceń bloga:
9

Komentarze (11)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper