GieeRTe #46 - "Horizon Forbidden West" okiem Tyskiego

BLOG RECENZJA GRY
853V
user-23677 main blog image
TyskiPL | 29.01.2023, 13:27
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

2022 rok już dawno za nami, ale gry, które wtedy miały premierę, jeszcze długo pozostaną z nami. I trudno się dziwić - obecna generacja ciągle się rozkręca, a miniony rok był okresem, w którym mogliśmy obserwować niejeden ciekawy tytuł. Przykładowo "Horizon Forbidden West", dedykowany dla konsoli PlayStation 5, który wielu wskazywało jako Game of the Year. Jako, że ostatnio ją ukończyłem, postanowiłem podzielić się swoimi wrażeniami jak prezentuje się ostatnia odsłona przygód Aloy. Zapraszam do recenzji, gdzie postaram się przyjrzeć każdemu aspektowi gry. 

 

 

O czym i dla kogo jest ta gra?

Ziemię ogarnia coraz bardziej plaga rdzy - toksycznej roślinności, której rozwój wpływa na stopniowe obumieranie ekosystemu planety. W takim wypadku Aloy poszukuje kopii zapasowej Gai - systemu terraformującego, który w przeszłości odpowiadał za odbudowanie ekosystemu. Okazuje się, że kopia zapasowa istnieje na ziemiach określanych przez plemię Carja mianem "Zakazanego Zachodu". Nazwa wynikająca z faktu, że są to tereny zamieszkane przez plemię zwane Tenakhtami, sławne z brutalności i okrucieństwa podsycaną wysoką niechęcią do obcych. Z kolei między wierszami majaczy się nie tylko wątek firmy Faro, ale dochodzi wątek projektu Odległy Zenit. 

Tu od razu warto zaznaczyć dwie kwestie. Po pierwsze - kto nie ogrywał "Horizon Zero Dawn", ten może mieć lekki problem z połapaniem się o co chodzi. Niby encyklopedia postaci w grze wiele wyjaśnia, ale jednak taki suchy zbiór nigdy nie zastąpi doświadczania fabuły. Po drugie - sama seria "Horizon" ma tylu fanów, co i przeciwników, co wynika z charakteru gry. Warto więc wiedzieć, że jeśli poszukujesz w grach od groma akcji, brutalności, czy pożogi - tutaj tego nie znajdziesz i prawdopodobnie będziesz narzekać na nudę. Jeśli lubisz doświadczać fabułę, eksplorować świat i wolisz lekkie klimaty pod kątem fabuły oraz niestraszne Ci rozmowy z napotkanymi postaciami, a do tego lubisz zagłębiać się w informacje rozszerzające uniwersum (zapiski, hologramy, nagrania dźwiękowe) - odnajdziesz się w tej grze. Dlatego też powiedzmy sobie pewną prawdę - nie wszystkie gry muszą być takie same, nie wszystkie muszą być kolejnymi "God of Warami", czy soulslike'ami, ale... 

 

 

... nie każda gra musi też być Open Worldem.

"Horizon Forbidden West" to kontynuacja formuły znanej z poprzedniczki i wydanego do niej DLC "The Frozen Wilds". Mamy więc tutaj do czynienia z grą o polowaniu na maszyny, mieszana z walką z ludzkimi przeciwnikami, przy wykorzystaniu oręża typu łuki, wybuchowe włócznie, dyskomioty, wyrzutnie lin z kanistrami, czy karabiny strzelające seriami grotów. Bronie te mogą być z dodanym żywiołem, dzięki czemu można wywołać efekt żywiołu na przeciwniku, bardziej go osłabiając.

Akcja dzieje się na mapie otwartego świata, bazującej na obszarze dawnej Ameryki w rejonach Las Vegas i San Francisco, co oznacza, znaną z poprzednich odsłon różnorodność terenu. Od pastwisk, poprzez pustynie, góry i dżungle, aż po tereny nadmorskie. I to jest ten pozytyw jeśli chodzi o ten aspekt gry. Dla mnie - geografa, fana podróży i regularnego oglądania nowego kawałka terenu - to była jedna z największych zalet tej gry. Mapa jest tak ukształtowana, że aż pobudzała moją ciekawość, by iść dalej i zobaczyć, co tam będzie, po czym regularnie sięgałem po tryb foto. Ten swoją drogą, jest najwygodniejszym z jakim obcowałem, bez przesadzonych dodatków, za to z ciekawymi filtrami. Tak, screeny jakie tu widzicie, to moja robota. Tryb foto mógłby być lepiej dopracowany w jednym miejscu - ramka umożliwiająca dodanie polskich pozdrowień z Zakazanego Zachodu wypada po prostu... słabo, sztucznie, żeby nie powiedzieć, lamersko. 

No dobra, ale skoro jest dobra strona open worldu, to musi być i zła zapewne. Bardziej chodzi mi o to, że jestem już zmęczony otwartymi światami, których na rynku jest od groma. Co prawda ta gra robi dobrze nie powielając szkodliwego zwyczaju epidemii pytajników albo odrzucając na bok bawienie się w latanie za częściami zbroi, do tego mapa jest - jak już wspomniałem - różnorodna, ciekawa i piękna w wielu miejscach, ale tego typu gra dzisiaj niestety musi być też uwalona dodatkowymi atrakcjami i o ile niektóre pasują do tego świata (Loże Łowców maszyn, areny, obozy i posterunki buntowników), tak są też takie, które moim zdaniem totalnie tu nie pasują i są dodane "dla zasady" (wyścigi, o nich później). Dodajmy do tego parcie na wstawianie misji pobocznych i mamy nabijanie czasu gry. Co z tego, że gra może być na 80, czy 120 godz., jeśli to w większości zawdzięcza się "dodatkom", a nie głównej linii fabularnej?

Szczęśliwie mamy tutaj wygodny system podróży między odkrytymi ogniskami oraz miejscówkami - między ogniskami można podróżować za darmo, w niemalże wszystkich innych przypadkach trzeba płacić tzw. zestawem podróżniczym, który można zakupić u handlarzy za niewielką ilość części metalu. System ten umożliwia na znaczące zaoszczędzenie czasu, co szczególnie się docenia przy wykorzystaniu dysku SSD - ekran ładowania zajmuje naprawdę chwilę, nawet jeśli przenosimy się na całkowicie przeciwny koniec mapy. Porównując to z ekranami ładowania w grach poprzedniej generacji albo systemem podróżowania w takim "Final Fantasy XV", to naprawdę spory krok naprzód. 

 

 

Oczywiście nawet jeśli mamy otwarty świat, to natrafimy też i na lokacje bardziej korytarzowe. Nie raz przemierzanie ruin będzie się odbywało po konkretnych ścieżkach. Tu niektórzy mogą narzekać na to, że focus może pokazać którędy można się wspinać po ścianach - bo z jednej strony to uzasadnione, jako, że wizualnie ciężko to po ścianach ocenić i czasem jest to po prostu umowne, że twórcy uznali, że akurat tylko tu i koniec. Z drugiej dla niejednej osoby będzie to wyraz "prowadzenia za rączkę jak głupiego". Zostawiam więc ten aspekt do Waszej indywidualnej oceny. Wracając, w grze nie zabrakło oczywiście naprawdę klimatycznych Kotłów, które tutaj są jeszcze bardziej zróżnicowane i odgrywają większą rolę niż w "Horizon Zero Dawn". 

Widać, że Twórcy próbowali znależć sposób na urozmaicenie tego i owego. Ładnie to widać też przy Żyrafach - teraz ich dominacja nie zawsze opiera się na samym wspięciu się na szczyt, lecz wymagać będzie albo konkretnych umiejętności albo rozwiązania jakiejś zagadki przestrzennej.

 

 

Cudowna grafika, ale nienajlepszy balans i autosave'y

Gra jest naprawdę piękna. Serio. Szczególnie jak się gra w trybie z ray-tracingiem, wówczas oświetlenie robi tutaj naprawdę niesamowitą robotę. Dodajmy do tego soundtrack, który miejscami naprawdę jest klimatyczny - co prawda to bardziej wariacja ścieżek dźwiękowych z poprzednich odsłon, ale jeśli coś działa dobrze, to po co to zmieniać na siłę? 
Ktoś pozornie może powiedzieć, że choć mapa ma różnorodne typy terenu, to jednak zbiór dalej jest ten sam jak w poprzedniczce. Nie jest to jednak prawda - tutaj natrafimy również m.in. na tunele, podziemne miasto, czy na pomysłowe miejsca na ulokowanie wiosek i miasteczek niektórych plemion. Są lokacje miejscami naprawdę pomysłowe, potrafiące zachwycić oczy. 
Strona kreatywna tej gry to zdecydowanie jej największy atut i piękna grafika w połączeniu z lokacjami i starannie dobraną muzyką, z pewnością zachwyci osoby wrażliwsze na artystyczne aspekty gier. Zaś napisy końcowe gry to wisienka na torcie, taki podpis twórców pokazujący to, co najlepiej działa w tej grze. 

Walka z różnorodnymi maszynami satysfakcjonuje jako, że każda z nich wymaga obrania odmiennej taktyki. Jeśli sytuacja pozwala, możemy przeskanować maszynę fokusem, by sprawdzić wszystkie jej elementy i znaleźć słabe punkty, by wykorzystać je do szybszego pokonania przeciwnika. Przydają się tu też wszelkiego rodzaju pułapki, które można rozstawiać na drodze maszyn. Te bywają nieocenione i odbierają znaczną część paska życia. 

Zadowala też motyw obozów i posterunków buntowników, gdzie podstawowym celem jest wyeliminowanie dowódcy. Mamy tu pełną dowolność, czy zechcemy to zrobić na hardcora, wybijając wszystkich w otwartej walce, czy może wybijając wszystkich przeciwników po cichu, czy może mijając wszystkich i zabijając tylko dowódcę. Przeciwnicy reagują na hałas albo widok martwego ciała, co można wykorzystać - czy to rzucając kamieniem, czy zabijając przeciwnika obok wysokiej trawy, w której chowając się, czekamy aż podejdzie inny wróg, by go po cichu wyeliminować. 

Mamy system levelowania, znany z poprzedniej odsłony. Możemy nabić do 50. poziomu, a punkty umiejętności wydawać na rozwój jednego z kilku drzewek umiejętności. I tutaj plus, bo muszę przyznać, że menu rozwoju jest dla mnie dość estetyczne i proste. Możemy też odblokowywać dodatkowe tymczasowe umiejętności aktywowane przez Punkty Odwagi. Tu jest tylko jeden problem - można mieć aktywowaną tylko 1 moc, a nie raz sytuacja wymagała ich zmiany. Nie jest to wygodne i wybija z rytmu, gdy trzeba w trakcie gry wchodzić w pauzę, do menu umiejętności, szukać tego, czego potrzebujemy i aktywowywać to, by potem wrócić do gry i aktywować zużycie Odwagi. 

 

 

Problem gra ma jednak z balansem, co w połączeniu z nienajlepszym systemem autosavingu, potrafi czasem wręcz frustrować. Na moim przykładzie - robiłem porządek z jednym z obozów buntowników. Wszyscy już zabici, pozostała tylko jedna maszyna. Mój błąd, że jej nie doceniłem i zginąłem. Szybko się jednak okazało, że autosave wyszedł słabo, bo ponownie musiałem dostać się do obozu by znaleźć truchło dowódcy buntowników i je ponownie przeszukać. Nie zniszczona maszyna oczywiście pozostała, ale... system stwierdził, że jeszcze będzie dwóch buntowników, którzy cały czas będą próbowali wchodzić "między wódkę, a zakąskę". A niestety, Niszczyciel to nie jest maszyna, którą można od tak zignorować. Smaczku dodaje jeszcze fakt, że pole walki było dość ograniczone. Ile razy przy tym poleciały z moich ust bluzgi, to ja nie mam pojęcia. Zwłaszcza, że przy którejś próbie z kolei, buntowników robiło się jeszcze więcej. Problem jednak nie tkwi tylko w tego typu sytuacjach. Mamy misje, z sugerowanym poziomem rozwoju postaci. Idziesz ją realizować mając kilka poziomów wyżej, a tu okazuje się, że wyzwanie jest niewspółmierne do Twoich możliwości. Potrafi to wkurzyć. Ale przyznaję - wyjście cało z takich opresji potrafi też cieszyć. 

Kwestię balansu można poruszyć w jeszcze jednym aspekcie. Widzicie, ja zapowiedzi tej gry kojarzyłem głównie z postawienia dużego nacisku na obietnicę większej ilości starć z ludzkimi przeciwnikami. Pamiętam pokaz fragmentu gry, gdzie Aloy mierzyła się z ludzkimi przeciwnikami, z obcego plemienia. Uważam jednak, że finalnie ten aspekt jest za mało wykorzystany. Co z tego, że mamy tyle różnych usprawnień bojowych (tarcze, osłony), skoro mało jest okazji do ich użycia? 

Fantastycznym za to pomysłem było dodanie do gry Tarczoskrzydła - jest to tarcza umożliwiająca szybowanie w powietrzu, dzięki czemu zejście z dużych wysokości nie jest takie czasochłonne, a do tego można przy okazji podziwiać widoki. 

 

 

Wyścigi pasujące jak pięść do nosa

Jak wspomniałem, w dzisiejszych czasach open world zazwyczaj musi mieć listę standardowych atrakcji dostępnych choćby jako przerywniki od fabuły głównej. Popieram to, o ile nie są to jakieś przesadzone elementy i o ile pasują do świata. Mamy więc dodane m.in. wyścigi - Aloy dostaje wierzchowca i ściga się z innymi na 4 różnych trasach. Nie są to trudne trasy, zazwyczaj parę prób wystarczy do ich wymasterowania, o ile opanuje się mechanikę, bowiem maszynami niełatwo się skręca, do tego musimy liczyć się z przeciwnikami - możemy ich spowalniać strzelając zdobywanymi strzałami albo stosując pozyskane po drodze miny i inne pułapki, czy też po prostu uderzając w nich włócznią. Oni to samo mogą robić z nami, wówczas musimy stracić chwilę na regenerację.

Z tym aspektem mam jednak kilka problemów. 

Po pierwsze, sama idea tych wyścigów pasuje jak pięść do nosa. Z jednej strony mamy świat pełen maszyn niebezpiecznych dla ludzi - z drugiej radośnie się ścigamy pomiędzy nimi. Do tego gra najpierw uświadamia nas, że dominację maszyn znała tylko Aloy, potem okazuje się, że znają ją buntownicy - ale reszta ludzi nie. Po czym nagle... mamy przyjaznych członków plemion dominujących maszyny. Niestety, dla mnie wyścigi to najmocniejsze pokazanie, że uniwersum, będące największą zaletą serii, niegdyś tworzone naprawdę z dbałością, obecnie powoli się wymyka spod rąk Guerilla Games. 

Po drugie nie ma za bardzo dobrej motywacji do brania udziału w tych wyścigach. Ot, Aloy chce się spróbować, do tego mamy podsuwany w słaby sposób motyw tajemniczego, zamaskowanego jeźdźca i z jakiegoś powodu nagle Aloy chce odkryć tożsamość jegomościa. Czy efekt zadowala? Może największych fanów serii - dla mnie finalny efekt był strasznie "meh". 

Po trzecie - jeśli chcemy szukać problemów technicznych gry, to właśnie tutaj. Mamy wąskie trasy, za to dużą liczbę przeciwników. Przy gęstej akcji gra zalicza mocne spadki klatek, a nawet momentami błędy z przenikaniem się przez elementy mapy. Potrafi to frustrować, szczególnie na trasie w Kościaniej Wyrwie. 

Szczęście w nieszczęściu, że jest trofeum za wzięcie udziału w wyścigach - ale wymóg jest ukończenia tylko dwóch z nich. 

 

No dobra, a jak wypada sama opowieść?

Fabuła główna ma swoje wzloty i upadki, chociaż moim zdaniem tendencja jest raczej spadkowa z biegiem czasu i lepiej jednak wypadały pod tym kątem poprzednie odsłony. Z jednej strony historia wciąga, mamy do czynienia z naprawdę przeróżnymi plemionami i ciekawymi postaciami (akurat szczególnie polubiłem Kotallo), postacie wyglądają niesamowicie - szczególnie wrażenie na mnie zrobił wódz Tenakthów, który mimo swojego osobiliwego stroju, przy odpowiednim oświetleniu wyglądał totalnie realnie i miałem wrażenie rozmawiania z żywym człowiekiem. Aż z automatu czułem przed nim respekt.
Fabuła jest przyjemna w odbiorze też dzięki dobremu polskiemu dubbingowi, który może i nie uniknął miejscami nienajlepszego lip syncu, ale naprawdę uważam, że głosy są dobrane w tej grze perfekcyjnie. Grze aktorskiej nie miałem za bardzo nic do zarzucenia.
Do tego misje poboczne są obudowane jakąś otoczką fabularną, a choć wątek Odległego Zenitu nie jest tak wciągający jak wątek firmy Faro, to jednak potrafi też miejscami zainteresować. 

 

 

Tu ostrzegam przed mocnymi spoilerami (jak nie chcesz, to przejdź od razu do Podsumowania). Będę się je starać minimalizować, ale jednak pewnych rzeczy nie uniknę. 

 

Z drugiej strony misje poboczne zazwyczaj stawiają Aloy w roli albo łowczyni do wynajęcia albo kobiety na posyłki, zaś główna linia fabularna... w pewnym momencie traci swój smak. Widzicie, gra próbuje czerpać nieco z trylogii "Mass Effect", czy innych popularnych historii. W pewnym momencie zaczynamy kompletować zespół ludzi, z różnych grup społecznych, by wspólnie stawić czoło wyzwaniom. Do pewnego momentu to kupowałem, ale gdy przyszło do bratania się z jedną z Zenitek, to coś we mnie pękło. Fabuła po prostu w pewnym momencie wkracza w pewnego rodzaju baśniowość, dolinę niesamowitości i wychodzi nam opowieść w stylu "Friendship is magic". I zakończenie głównej fabuły jest po prostu wisienką na torcie tego procesu. Niby to samo szło dostrzec w poprzednich grach, ale albo tam było to lepiej poprowadzone albo iluzja tworzona przez twórców tutaj z jakiegoś powodu przestała działać.

Do tego uważam, że średnio udało się dobrze poprowadzić wątek postaci Bety. By nie zdradzić za dużo powiem tyle - mamy dwie postacie, które się nie lubią, nie mogą się dogadać, ale w pewnym momencie, nagle dzięki jednej rozmowie, zawiązuje się między nimi bliska więź, a jedna z nich zmienia swoje nastawienie do sprawy. Rozumiem motyw zmiany postaci, ale wątpię, by tak szybkie tempo zmiany było naturalne. Można było to rozwiązać lepiej, choćby dodatkową misją poboczną - skoro są inne postacie mające dedykowaną misję, a nawet trofeum za jej wykonanie, to dlaczego Beta nie mogła tego dostać? Uwidacznia się, że Guerilla Games trochę kuleje pod kątem scenariusza. Nie jest to zarzut do historii samej w sobie - bardziej do tego w jaki sposób Guerilla Games postanowiło zrealizować pewne założenia fabuły. 

I obawiam się, że ten problem może im się odbić czkawką przy "trójce". Widzicie, na koniec gry poznajemy największe zagrożenie dla świata. Zagrożenie technologiczne, z zewnątrz. I nagle wszyscy się jednoczą do walki ze wspólnym wrogiem, gdzie już teraz perspektywy walki wydają się być mierne - bo jak pokonać sztuczną inteligencję będącą bardziej rozwiniętą niż to, co dotąd było na Ziemi, skoro świat "Horizona" jest dopiero na nieśmiałych początkach kombinowania z rozwojem technologicznym? Wiem jedno - w tym momencie czuję, że formuła gry zaczyna wysiadać i brzmi niczym auto, które lada moment ma nam paść na środku drogi przez pustynię. Czy Guerilla Games znajdzie paliwo albo siły, by popchnąć wehikuł dalej? Czas pokaże. Podejrzewam, że jednak pewne założenia gry, jej mechaniki, przy kolejnej odsłonie będą musiały ulec zmianom by fabuła nie musiała robić zbyt strasznych fikołków. Możliwe, że nadchodzący dodatek "Burning Shores", mający mieć akcję w Los Angeles, podrzuci pierwsze podwaliny pod te zmiany. 

Na koniec trzeba wspomnieć jeszcze jedną rzecz. Gra conajmniej 2 razy postawi Gracza przed wyborem - raz w fabule głównej, raz w wątku pobocznym. Niestety, ale decyzje te są tylko pozorne i mają raczej znaczenie symboliczne i krótkoczasowe. Historia jest w pełni liniowa. Czy to źle? Rozumiem liniowość fabuły, ale skoro twórcy decydują się na danie decyzji do podjęcia, to ich konsekwencje mogłyby być bardziej odczuwalne. Tak to mamy tylko grę na emocjach tak naprawdę. Co jest też smutne - gra wydaje się od pewnego momentu nie reagować w ogóle na to, co zostało dokonane przez Aloy. Kto dokończy grę i odblokuje wszystko w Bazie, niech spojrzy na pewien neon - wówczas może dostrzeże co mam na myśli. 

 

 

Podsumowując

Nowe przygody Aloy to kontynuacja formuły znanej z poprzednich odsłon i z jednej strony gra zachwyca przede wszystkim stroną artystyczną - mapą, uniwersum, grafiką. Z drugiej strony w trakcie ogrywania widać, że formuła zaczyna już powoli wysiadać przez pewne rozwiązania fabularne. O ile nadchodzący dodatek jeszcze ją udźwignie, to kolejny pełny tytuł będzie musiał przejść pewne znaczące zmiany, by na dobrym poziomie udźwignąć to, w którą stronę Guerilla Games pokierowała historię Aloy i jej przyjaciół.

Czy wobec tego warto ograć grę? Abstrahując od tego co pisałem na początku o tym, dla kogo to jest gra, to uważam, że gra napewno spodoba się fanom Aloy i uniwersum "Horizona". Napewno warto chociaż dać szansę grze dla poznania poziomu, do jakiego mogą zmierzać gry na PlayStation 5. Szczególnie, że o ile podstawa jest wydana na PS4 i PS5, tak dodatek (który będzie wymagać podstawy) będzie wydany tylko na PS5, co oznacza, że ten jeszcze bardziej podniesie poprzeczkę pod kątem grafiki i technikaliów. 

 

 

Na koniec mały news ode mnie.

Korzystając z okazji, chcę poinformować, że podjąłem decyzję o wygaszeniu mojej aktywności na portalu PPE. Jest to ostatnia recenzja jaką piszę tutaj. Chcę w tym roku wrzucić jeszcze 2 obiecane kiedyś blogi - o książkach z mojej biblioteczki nt. historii gier oraz o art-bookach z gier. Kiedy jednak to będzie miało miejsce - nie wiem. Nie ukrywam, bardziej będę chciał się skupić na innych sferach życia. 
Decyzja ta też oznacza, że zamierzam wygasić totalnie, do zera, swoją aktywność w komentarzach.
Nie jest to decyzja powiązana z Discordem, więc ludzi stamtąd uspokajam - nie planuję zniknięcia, póki co. 
Nie wiem jeszcze, co zrobię z kontem po opublikowaniu ww. blogów. Podejrzewam, że jednak nie będę chciał go usuwać, by pozwolić mu obrosnąć w muzealny kurz. 

Nie chcę tutaj wdawać się w dyskusje o powodach mojej decyzji. Utrzymajmy tematykę recenzji. Skoro w nieokreślonej przyszłości dodam ww. 2 blogi, to może wtedy skrobnę parę słów na ten temat.
A może nie.
Zobaczymy.

Informuję o swojej decyzji z szacunku do wszystkich, którzy czytali moje wypociny i wspierali przy ich tworzeniu oraz do redakcji PPE, która część tych blogów umieszczała na Stronie Głównej. Zawsze traktowałem to jako wyróżnienie, które cieszyło mnie za każdym razem. Tak więc stąd i moje "dziękuję" do Was wszystkich i powodzenia, cokolwiek będziecie robić. 

Oceń bloga:
38

Ocena - recenzja gry Horizon Forbidden West

Atuty

  • Grafika - świat zachwyca, szczególnie w trybie ray-tracing
  • Kreatywność twórców - niesamowite lokacje potrafiące zapaść w pamięci
  • Fenomenalny soundtrack będący dobrym rozwinięciem motywów znanych z poprzednich odsłon
  • Różnorodne maszyny wymagające dobrego podejścia taktycznego
  • Różnorodne lokacje, w tym kilka pomysłowych zachwycających wzrok - raj dla fanów eksploracji i odkrywania nowych miejsc
  • Dobre wykorzystanie dysku SSD - bardzo krótkie ekrany ładowania
  • Dodanie Tarczoskrzydła oraz dodatkowych specjalnych umiejętności do gry
  • Wygodny, przejrzysty ekran rozwoju umiejętności Aloy
  • Nie przekombinowany i intuicyjny tryb foto dający szersze pole do popisu
  • Bardzo dobry polski dubbing, świetnie dobrani aktorzy, ale...

Wady

  • Nie najlepsze działanie autosavingów, czasem działa to na niekorzyść gracza
  • Misje poboczne choć obudowane fabularnie, sprowadzają się często do bycia łowczynią na posyłki - nienajgorszy poziom, ale jednak daleko np. do Wiedźmina 3
  • Pozorne wybory, nie mające większego znaczenia
  • Fabuła w pewnym momencie zaczyna zaliczać spadek formy
  • Momentami odczuwalne dziwne zbalansowanie trudności gry
  • Wyścigi - totalnie niepasujące, słabo motywujące, zbędne. Najlepszy sposób na ujrzenie błędów gry
  • Za mało wykorzystany motyw walki z ludzkimi przeciwnikami
  • Przypisywanie specjalnych umiejętności ma pozorny sens, ale w praktyce jego mechanika stanowi balast
  • Świat gry słabo reaguje na wydarzenia z gry
  • ... niestety PL dubbing cierpi miejscami na słaby lip sync.
Avatar TyskiPL

TyskiPL

Kontynuacja znanej już formuły, okraszona wspaniałą sferą artystyczną. Jednakże od strony fabularnej, stopniowo zaczyna się ona wykrzaczać i kolejna pełna odsłona serii raczej nie uniknie konkretnych zmian. Dla fanów Aloy i jej uniwersum - gra must-have do ogrania. Dla fanów wrażeń audiowizualnych - również, o ile nie straszne im mniejsze natężenie akcji i większe natężenie rozmów z postaciami w porównaniu np. do przygód Kratosa. Gdybym mógł dawać połówki - dałbym 7+. Ale nie ma połówek, a uważam, że ocena 7 byłaby niesprawiedliwa wobec gry, przy której bawiłem się naprawdę dobrze i która prezentuje wysoki poziom wykonania.

Która przygoda Aloy podeszła Ci najbardziej?

Horizon Zero Dawn
121%
Horizon Zero Dawn: The Frozen Wilds
121%
Horizon Forbidden West
121%
Pokaż wyniki Głosów: 121

Komentarze (59)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper