GieeRTe #37 - Moje zdanie o ekranizacji przygód Nathana Drake'a

BLOG
383V
Moje 3 grosze o filmie "Uncharted"
TyskiPL | 20.02.2022, 10:40
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Stało się. Od wielu lat oczekiwana filmowa adaptacja Nathana Drake'a, po wielu przeżyciach, zawitała w końcu do kin. Wczoraj byłem na seansie - dziewczyna wiedząc, że uwielbiam serię "Uncharted", zabrała mnie do kina w ramach obchodów Walentynek. Zanim jednak odezwą się tradycjonaliści - ja tydzień wcześniej zabrałem nas do restauracji japońskiej na kolację. 

Nie jestem jakimś nie wiadomo jakim ekspertem w temacie kinematografii (stąd też ten blog ma charakter opinii, a nie recenzji z oceną liczbową). Napewno więc ten blog w oczach wielu pasjonatów filmów wywoła reakcję typu "Co on pier... ?". Uznałem jednak, że spróbuję wyrazić swoją opinię o tym filmie, ponieważ na PPE dominuje krytyka i zawód - ja z kolei mam nieco inne zdanie (choć krytyki nie zabraknie!) i cenię sobie, gdy w takich miejscach jak ten portal reprezentowane są różne punkty widzenia. 

Film oglądałem w wersji z napisami. Istnieje wersja z dubbingiem, ale nie wiem nic na jego temat. 

 

Uczciwie uprzedzam - w tym wpisie pojawią się spoilery. 

 

 

Na wstępie zaznaczę, że ja generalnie film odebrałem pozytywnie. Może dlatego, że zazwyczaj staram się stonować swoje oczekiwania, by nie zawieźć się aż tak? 

Film na dzień dobry zaczyna się w sposób charakterystyczny dla gier z Nathanem - znajdujemy głównego bohatera w środku ryzykownej akcji, by zaraz historia przeniosła nas do stopniowego prowadzenia nas do tegoż punktu opowieści. O ile takie zagranie bardziej kojarzy mi się z początkiem drugiej przygody ("Uncharted 2: Among Thieves"), to jednak mocniej należy wiązać ten początek z trzecią przygodą ("Uncharted 3: Drake's Deception"), bo mamy tam odtworzenie, z lekkim przerobieniem, akcji z samolotem. 

Kolejna scena już nam pokazuje bohatera w trakcie dzieciństwa w sierocińcu. Tiernan Jones wcielający się tutaj w rolę młodszego Nathana pokazuje dlaczego to Tom Holland gra Nathana. Tiernan moim zdaniem wpasował się do roli, do tego główna akcja filmu dzieje się na kilka lat przed grami. Trudno więc oczekiwać dorosłego Nathana, który - powiedzmy to sobie uczciwie - wraz z każdą kolejną grą stawał się doroślejszy, co najdobitniej widać w "Uncharted 4: Kres Złodzieja". I nie chodzi tu tylko o to słynne zawieszenie kabury na haczyk i zajęcie się normalną pracą, czy założeniem rodziny - Nathan tam również ma bardziej uwidoczniony zarost i więcej zmarszczek niż wcześniej. Ktoś może powiedzieć, że to tylko zasługa tego, że PS4 to konsola wyższej półki w porównaniu z PS3, ale proszę Was - w pierwszych grach Nathan obok Sully'ego wygląda jakby był gdzieś przed 30-tką. 
Tom Holland z kolei wciela się w Nathana, który jest raczej na początku swojego dorosłego życia, pogodzony z myślą, że swojego brata (Rudy Pankow) już nie zobaczy. Pracuje sobie jako barman, okradając czasem klientki. Aż pewnego dnia na swojej drodze spotyka Victora Sullivana (Mark Wahlberg), który proponuje mu współpracę, wspominając Sama Drake'a. W takim miejscu dorosły-dorosły Nathan zamiast młodego-dorosłego, by nie pasował. Wielu fanów domagało się Nathana Filliona w głównej roli - ale on właśnie pasowałby co najwyżej do roli dorosłego-dorosłego Nate'a z "Kresu Złodzieja", szczególnie, że wkrótce skończy on 51 lat. Filmiku z nim jakoś nigdy nie kupowałem - dla mnie trącił on poziomem cosplayera, co nagrał film z kumplami znającymi się na swoim zainteresowaniu. 

 

I tutaj myślę, że mamy dobry moment na wskazanie pierwszych wad filmu. 

Mamy film, który z jednej strony stawia na metodę "podania znanego, lubianego dania polanego nowym sosem" - scena z samolotem, ale nie w 100% identyczna jak w grze, to tylko przykład. Takich smaczków z gier jest więcej, głównie w oparciu o czwartą część gier, ale nie brakuje też nawiązań do innych tytułów z konsol stacjonarnych. Tego sosu jednak nie jest jakoś dużo, a często jest on polany w skromnych kapkach, gdzie momentami albo nie idzie tego zrozumieć albo ma się wrażenie, że to działanie typowo pod publiczkę. Tak, bo przepraszam, ale motyw kota dla Sullivana to dla mnie motyw totalnie znikąd, zrobiony chyba tylko dlatego, bo wielu ludzi uwielbia koty i filmiki z nimi. Dobra, kot ładny, fajny, a ostatnia scena z jego udziałem dała uśmiech na twarz, ale... kurde, jakoś mi kot nie pasuje do Sully'ego. Nie umiem tego wyjaśnić, ale albo bym go nie widział ze zwierzakiem albo bym widział bardziej z psem. Ewentualnie - przechodząc do trzeciej wady - to może być próba ocieplenia postaci wykreowanej przez Marka Wahlberga, ponieważ Mark... no niestety, ale on nie nadaje się do grania tego typu postaci. Sully, który w grach jest zabawny, pocieszny i wywołuje wrażenie dobrego wujka, tutaj jest chłodnym, poważnym egoistą, którego obchodzi tylko skarb na tyle, że nie potrafi zaufać kompanowi, po którego sam się zgłosił. 
Wracając jeszcze do drugiej wady - przykładem niezrozumiałego polania sosu dla niektórych może być żarcik z zacofaniem technicznym Sully'ego, który korzysta z Tindera. Z jednej strony Tinder wywołuje pewne zażenowanie, ale z drugiej... mówimy o Sullivanie, który w środku dżungli na Borneo przyznaje się do tego, że przyprowadził prostytutkę do kościoła. 


Tu wchodzi czwarta wada filmu - produkcja korzysta z materiału źródłowego na swój sposób.
Pewnych zmian nie szło uniknąć i tu mam na myśli to jak Nate i Sully się poznali. Film został przygotowany w sposób umożliwiający przybliżenie świata "Uncharted" osobom, które z grami nie miały styczności i obawiam się, że tutaj zadziałały na niekorzyść limity medium jakim jest film. Nie ma co ukrywać - nie mówimy tu o ekranizacji "Władcy Pierścieni" Petera Jacksona, który był raczej gwarantowanym sukcesem, co pozwalało na nakręcenie dłuższych filmów. Teraz wyobraźcie sobie, że w filmie odtworzonoby całą kolumbijską przygodę młodego Nate'a - scena długa, do tego brakowałoby odpowiedzi na pytania o ludzi Marlow, a nawet o to jak Nate nagle z sierocińca znalazł się w Kolumbii. Dla nas - Graczy - to byłoby oczywiste, ale dla pozostałych widzów? Jestem przekonany, że nie. 
Z jednej strony mamy twórców, którzy odważnie wprowadzają swoje zmiany, ale z drugiej mamy nie raz sytuację ślepego kopiuj-wklej motywów z gry. Idealnym przykładem tutaj jest postać Sama. Ten zmuszony do ucieczki, porzuca bohatera w sierocińcu obiecując, że kiedyś po niego wróci i... od tego czasu Nate nigdy go już nie widział. Z gry dobrze wiemy, że czasami Sam pojawiał się pod sierocińcem w nocy, by spędzić czas z bratem. Problem jednak ciągnie się dalej - pojawia się motyw Sama, który rzekomo ginie, ale tak naprawdę siedzi w międzyczasie w więzieniu. Rany, poważnie? Poważnie? Takie zagranie ma swoje efekty uboczne nie tylko na uniwersum jako tako (bo albo mocno to nam modyfikuje historię z "Kresu Złodzieja" albo postawi Nathana w sytuacji, gdzie on dwa razy będzie wierzył w śmierć brata, co brzmi zwyczajnie słabo), ale i efektuje najsłabszą sceną Toma Hollanda w filmie, gdy on w samolocie staje naprzeciw Braddock (Tati Gabrielle) z niemalże histerycznym pytaniem, czy to ona zabiła jego brata. 


Na koniec wad z mojej strony wspomnę dobór aktorki grającej Chloe Frazer - Sophia Ali nie jest złą aktorką, nie zrozumcie mnie tu źle. Chodzi mi o to, że z gier zawsze miałem wrażenie, że Chloe i Nate są na zbliżonym poziomie bycia poszukiwaczami skarbów, również pod względem wieku. W międzyczasie w filmie to ewidentnie wygląda jakby Chloe była starsza od Nate'a. To wywołuje we mnie pewien zgryz. Nie mogę jednak nie przyznać, że relacja między tymi postaciami w filmie dla mnie była w porządku i o ile Tom Holland w trakcie filmu stawał się coraz lepszy w swojej roli, tak grę Sophii kupowałem w 100% niemalże od samego początku. 

 

Teraz spróbuję rozprawić się z kilkoma zarzutami, jakie padały wobec filmu z innych stron. 

Pierwszy zarzut mówił o braku spokojniejszych momentów albo zagadek logicznych, ale mamy scenę, w której Nate próbuje rozgryźć wiadomość, którą zostawił mu brat. Powód jednak, dla którego jednak ta scena nie działa aż tak, jest fakt, że my jako Gracze jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że sami rozwiązujemy zagadki stojące na drodze Nathana. Otwieramy dziennik, przeglądamy wskazówki, oglądamy pobliskie mechanizmy... a tutaj mamy Nate'a, który sam główkuje nad zagadką i jedyne co zostaje widzowi, to połączyć dobrze ze sobą wskazówki zostawione w trakcie filmu. Ktoś powie, że to prostota - ale nie twierdźmy teraz, że zagadki w grach były nie wiadomo jak skomplikowane, bo jedyna zagadka, która może stanowić jakiś drobny problem to zagadka w podziemiach francuskiego zamku z "Oszustwa Drake'a". 

Pójdźmy tropem sir Francisa Drake'a - niektórzy zarzucają, że w filmie jego motywu jest za mało. Moim zdaniem jest go tyle, ile być powinno. Jest pierścień, pada "Sic Parvis Magna" i zostaje wytłumaczone ono widzom i jest wspomniana wiara w to, że słynny historyczny podróżnik był przodkiem Nathana. Ewentualnie można było widzom jeszcze wspomnieć, że Nate i Sam tak naprawdę mają na nazwisko Morgan.
Jednakże nie róbmy nagle z motywu Francisa nie wiadomo jakiej wizytówki gry, bo o ile trójka jest zbudowana wokół tej postaci, to:

  • w pierwszej grze Francis Drake jest wspominany głównie na początku gry, 
  • w drugiej grze nie pamiętam wspominania tej postaci albo był on mało wspomniany, 
  • w czwartej części jest on wspominany tylko we wspomnieniach z dzieciństwa. 

Chyba, że coś mnie pamięć zawodzi, to proszę o poprawienie. 
Bardziej zarzucić można, że zabrakło motywu nazistów i zombie albo innych elementów paranormalnych, ale szczerze? Ja się cieszę, że film nie podąża tą drogą. Tamte motywy były w grach dość wykorzystane. 


Czy mamy za to inne elementy charakterystyczne dla serii? Tak! Np. motyw "pierwszy artefakt ma większe znaczenie niż się wydaje". Przykładowo zastosowanie krucyfiksów (kolejna kopiuj-wklejka z "czwórki", sic!) przypominało mi miecz rytualny Phurba z dwójki, który okazywał się być kluczem albo - krytykowane przez niektórych - znajdowanie starej wartościowej ściany w przestrzeni publicznej. Ja przepraszam, ale odpowiednia wieża na Madagaskarze to gdzie była znaleziona? 

Do tego film nie szczędzi easter eggów - wypatrzeć można m.in. naklejkę z logiem Naughty Dog oraz fajne cameo z Nolanem Northem. 

Z mojego punktu widzenia scenariusz dobrze oddaje postacie - Chloe zachowuje swój twardy approach, Nathan rzuci zabawnym tekstem od czasu do czasu i swoim "Oh crap!", a nawet Sully ma teksty, które oryginalny Victor by powiedział, tylko zrobiłby to inaczej niż zrobił to Wahlberg. 

Stanę też w obronie postaci Santiago Moncady (Antonio Banderas). Oczywiście - on i Braddock wyglądają jak kopiuj-wklej (z drobną edycją) Rafe'a Adlera oraz Nadine Ross. O ile Braddock faktycznie jest postacią niemalże niezbudowaną - ot ściga się z Sullym o skarb, bo została do tego wynajęta - nie zgadzam się z tym, że postać Moncady nie jest zbudowana. Mamy podane kim on jest, z jakiej rodziny pochodzi i uwidacznia się tu powód, dla którego stara się odnaleźć skarb "parszywej osiemnastki" z ekipy Ferdynanda Magellana. Gdyby twórcy postawili tylko na niego w obozie przeciwników i zrezygnowali z postaci Braddock, myślę, że ten aspekt byłby lepiej odebrany. Szczególnie, że w moim mniemaniu potencjał postaci Santiago jest niewykorzystany. Jest to jednak konsekwencja kopiowania schematu, do jakiego przyzwyczaiło nas Naughty Dog, czyli tego, że Nate zawsze miał po stronie przeciwników dwie konkretne postacie. Wyjątkiem jest pierwsza gra, bo tam mamy Gabriela Romana, Eddiego Raję i Atoqa Navarro. Ale w innych grach? Najpierw duet Zorana Lazarevica z Harrym Flynnem, potem duet Katherine Marlowe i Talbota, na koniec wspomniani Rafe z Nadine. No i bez postaci Braddock byłoby trudno o skopiowanie motywu Chloe przechodzącej do przeciwnego obozu. 

Kolejny zarzut pojawia się z tym, że wrogowie wiedzą, gdzie jest Nathan i, że to jest "nielogiczne". Dla mnie jest to trochę naciągane. Nathan płynie do punktu podróży na łodzi, wokół wyspy i mógł obrać płynięcie z jednej strony zamiast z drugiej np. z powodu tego, że to była krótsza trasa. Może nie liczył się z ryzykiem bycia dostrzeżonym - bo też grupa Braddock nie była jakaś wielka i super pokaźna, to nie jest jednak poziom najemników Nadine. Mamy Nate'a, który jest dopiero początkujący w swojej "karierze". Nie można mu odmówić intelektu i wiedzy, ale nawet on ma prawo popełniać błędy początkującego. Problem filmu tkwi gdzie indziej - film każe widzom niektórych rzeczy się domyślać albo wyjaśniać po swojemu.
Z jednej strony to taka elastyczność, którą niektórzy lubią. Ja jestem tu przykładem. Jeśli film mnie dość bawi, nie mam problemu z doszukiwaniem się własnego wyjaśnienia, jeśli faktycznie takowego potrzebuję. Nie wymagam jednak wyjaśnienia dosłownie wszystkiego, bo ja przede wszystkim chcę się dobrze bawić i nie rozważać nad każdą możliwą pierdołą. Wyciągnąć sobie kij nie powiem skąd i zatopić się po prostu w innym świecie. 
Z drugiej strony mam wrażenie, że dzisiaj coraz więcej widzów od filmów oczekuje po prostu podania wszystkiego na srebrnej tacy, by nie musieć myśleć. I prawdę mówiąc - spoko, rozumiem i się takim ludziom nie dziwię, bo po całym dniu pracy ludziom może nie chcieć się myśleć plus świat mediowy coraz bardziej przyzwyczaja nas do podawania wszystkiego pod nos. 

 

 

Czy polecam ten film?

Cóż, to naprawdę zależy. 

Jeżeli masz luźne podejście do uniwersum "Uncharted", do filmów i nie oczekujesz, że będzie wszystko gładko wyjaśnione - to myślę, że film sprawi Ci frajdę. Pamiętaj tylko, by poczekać jeszcze na scenę po napisach. 

Jeśli jednak przywiązujesz wagę - momentami zbyt dużą - do szczegółów i deklarujesz się jako wielki fan serii, to dla spokoju wszystkich, może lepiej sobie daruj seans. Poczekaj aż film będzie gdzieś dostępny do zobaczenia, wtedy obejrzyj sobie go w domowym zaciszu i jeśli film Ci się spodoba - to wówczas kup własną kopię filmu i wesprzyj twórców. Widzę bowiem w PlayStation Productions potencjał, ponieważ o ile film "Uncharted" nadal nie osiąga poziomu idealnej ekranizacji gry, to jednak robi to lepiej od wielu innych tego typu filmów. Miejmy na uwadze, że Sony w grach zawsze starało się, by ich exclusive'y były na wysokim poziomie też fabularnym, z kolei ekranizacje gier to dla nich nowe pole, na którym dopiero będą się rozwijać. Jeśli chcą politykę tworzenia filmów opartych na grach mieć komplementarną z polityką konsol i gier PlayStation - rozwój poziomu ich filmów będzie de facto wymuszony. Osobiście jestem ciekaw jak ten rozwój się potoczy i jak mogłaby wyglądać ekranizacja takich tytułów jak "Horizon Zero Dawn", czy "God of War". 

Jednakże by Sony mogło to robić, istotne jest odpowiednie zagłosowanie portfelami, bo inaczej korporacja zwyczajnie uzna, że inwestycja się nie opłaca. I tu się nie zdziwię - około 10 lat męczenia się z dogadaniem szczegółów filmu, potem kręcenie go... to wszystko generuje koszty. Sytuacja jest jeszcze o tyle niepewna, że pandemia zmieniła zachowania konsumentów. Kina odczuły mocny spadek liczby widzów, bo wielu z nich przerzuciło się na streamingi video - pokłosem tego jest m.in. fakt, że Sony swoją produkcję "Hotel Transylwania 4" przeznaczyło na wyłączny użytek Amazon Prime i odwołało emisję w kinach. Jeżeli więc uznają, że nie opłaca im się dalsze inwestowanie w ten obszar mediowy, to z filmów opartych na grach głównie zostaną nam seriale realizowane przez Netflixa, HBO i inne tego typu firmy oraz filmy tworzone we współpracy z Nintendo i Segą. Nie mam nic do Sonica, czy Mario i nawet nic nie mam do serialu "The Last of Us" (po prostu się nim nie interesuję, bo TLoU to nie moja bajka), ale w moim odczuciu, obawiam się, że wycofanie się Sony z tego pola mogłoby spowodować mocną nierównowagę w temacie ekranizacji gier na wiele lat, a tego byłoby szkoda biorąc pod uwagę bibliotekę gier na konsole Niebieskich. 

 

 

Zbliżając się już do końca tego bloga... 

...mi się film ogólnie podobał. Nie jest on pozbawiony wad i niektóre potrafią kłuć w oko mocniej. Zgodzę się z tym, że twórcy nie do końca zrozumieli istotę "Uncharted", czego efektem jest mniej stawiania na własne pomysły, a więcej ślepego kopiowania rozwiązań już w grach wykorzystanych. Istotą tych gier - przynajmniej wg. mnie - nie jest liczba antagonistów, czy powtarzanie pewnych motywów do bólu. Istotą są postacie, relacje między nimi i klimat prezentowany przez uniwersum i z jednej strony mamy poważny klimat czwórki, z drugiej mamy klimat przygodowy z lekkim zabarwieniem komediowym, za który wielu graczy, w tym i ja, pokochało przygody Nathana Drake'a. W trakcie filmu, twórcy mają problem z uchwyceniem tej istoty, ale myślę, że zaczyna im się to udawać coraz bardziej pod koniec filmu.

Moim zdaniem przede wszystkim jednak miarą jakości jest to jak człowiek się przy tym filmie bawi. Ja się bawiłem bardzo dobrze - dla mnie tu benchmarkiem jest "Tomb Raider" z Angeliną Jolie, który miejscami dla mnie po prostu wiał nudą. Tutaj nie było miejsca na to. Moja dziewczyna - która to pierwszy raz miała styczność ze światem "Uncharted", sama przyznała, że gdyby nie Tom Holland i ja, to by filmem się nie zainteresowała, a tu wyszła z kina naprawdę zadowolona. Możecie mi wierzyć lub nie, ale jej nie łatwo dogodzić filmami, jako, że na studiach zajmowała się filmoznawstwem i kulturoznawstwem, więc zgoda, film nie jest arcydziełem, ale skoro nawet jej przypadł do gustu i randka była udana, to może jednak ten film nie jest aż taki zły?

Zgodzę się z tym, co napisał w swojej recenzji Piotrek Kamiński - film wpasowuje się w motto "Sic Parvis Magna" stanowiąc "wielkości skromny początek". Zwłaszcza, że film daje szanse na powstanie kontynuacji. Wówczas powinna zostać nadrobiona rzecz, której mi najbardziej w filmie zabrakło - postaci Eleny Fisher!

 


Bo jak tu odmówić uroku temu uśmiechowi? :)

 

To pierwszy mój blog napisany na nowym PPE i muszę przyznać - jest lepiej. Wygodniej, sprawniej, intuicyjnie. I zaczynając pracę nad blogiem, nie wymaga się ode mnie dodania grafiki bloga na starcie - to najbardziej cieszy, bo zawsze wolę najpierw dopracować tekst, a grafiki zostawiać na koniec. 

Oceń bloga:
7

Komentarze (5)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper