Dwa tygodnie po rzuceniu palenia.
Dwa tygodnie minęły...
Tydzień drugi.
Łooooł jee :D To już dwa tygodnie bez fajeczek. Zleciało masakrycznie. Od ostatniego wpisu było łatwiej – nie czuję już takiej ogromnej chęci zapalenia, jak przedtem. Nie było jednak idealnie, gdyż ostatnie 7 dni obfitowało w okazje sprzyjające powrotowi do nałogu. Masa nerwów, zżerających mnie od środka, palący znajomi, sytuacje obfitujące w nudne czynności lub jakikolwiek brak przymusu ruszania się z miejsca – właśnie to nakręca tego małego skurczybyka, który gdzieś tam w głowie siedzi i namawia do złego.
Wczorajszego dnia miałem niesamowicie napiętą sytuację, przez którą nieomal nie sięgnąłem po tę truciznę. Byłem już o włos od złamania postanowienia. Uratowała mnie jedynie silna wola. Toczyłem w tamtej chwili bój z samym sobą. Mogłem pójść na łatwiznę i odpuścić. Przypomniałem sobie jednak ile czasu i sił poświęciłem na wyrwanie się ze szponów nałogu. Zmarnować to wszystko – trzeba by było być ostatnim idiotą. Na szczęście chyba nie należę do tego szanownego rodu :P Po kilku (dziesięciu) głębokich wdechach i opanowaniu sytuacji, a przy tym nerwów, udało się dojść do ładu z samym sobą.
Wybuchowy charakter nie sprzyja tej całej sytuacji, powodując ból u najbliższych. Narażeni na eskalację złości z mojej strony są wciąż serdeczni i wyrozumiali. Nie potrafię zrozumieć jak oni to robią. Będąc tak nieznośnym dla innych, ich zrozumienie i wsparcie wprawia mnie w zakłopotanie. Nigdy nie będę taki jak oni – nie potrafię. Mam szczęście, że są przy mnie... i dobrze o tym wiem.
Sprawdzając wagę, nie zauważyłem jej przyrostu, co uważam za duży plus. Bałem się, że rzeczywiście zacznę wpieprzać nieziemskie ilości żarcia. Często żołądek domaga się o swoje. Zalewam go jednak dużą ilością wody :) Jest to na pewno lepsze rozwiązanie niż chipsy, pączki i inne bomby kaloryczne. Tu jednak nie muszę się starać, gdyż od zawsze temat słodyczy był dla mnie sporadyczny, rzadki. Obcy jednak w żadnym wypadku :D Nie powiem, że nie lubię sobie uprzyjemnić życia paczką Lays'ów. Od czasu do czasu można się skusić – niezbyt często oczywiście.
Rozgrywki multiplayer'owe nie są już tak napięte jak w poprzednim tygodniu. Pomimo wybuchowego charakteru staram się tam trzymać nerwy na wodzy. Z powodu braku nikotyny w organizmie nie czuję już wielkiej chęci zwyzywania wszystkich w tabeli punktowej, gdy coś dzieje się nie po mojej myśli. IN PLUS naturalnie.
Reasumując miniony tydzień muszę powiedzieć, że jest dobrze. Głód nikotynowy doskwiera coraz mniej, nerwy staram się trzymać na wodzy, choć póki co nie zawsze mi to wychodzi. Wierzę, że będzie dobrze i za jakiś czas będę mógł dodać kolejne wpisy z sukcesami z pola walki. Pozdrowienia dla wszystkich.