Recenzja gry: Wiedźmin 2: Zabójcy Królów

BLOG RECENZJA GRY
1512V
Recenzja gry: Wiedźmin 2: Zabójcy Królów
FaithlessGod | 18.12.2014, 14:08
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Życie wychędożyło mnie tyle razy, że rzyć będzie mnie bolała do końca moich dni. Postanowiłem, że opowiem ci moją historię. I łajno mnie obchodzi, czy chcesz jej słuchać, czy nie.

Jako Wedimin, będąc wiele miesięcy temu na usługach demonów zamkniętych w blaszanych machinach, zatłukłem wiele psich krwi. Przyszedł czas i na kultystów sekty zwanej MS. Co zmieniło się przez ten czas? Niewiele, aczkolwiek wiem, że jeśli nie znasz mojej historii, powinieneś usiąść wygodnie na taborecie, zamówić kufel piwska, zeżreć miskę kaszy z sosem i posłuchać, co mam do powiedzenia. Bo nawet Jaskier nie ma w swoim repertuarze takiej ballady.

Dostałem w łeb. Na tyle mocno, że nawet krasnoludzki czerep Zoltana by nie wytrzymał. Oprócz bólu rozsadzającego czaszkę, dostałem w prezencie zupełny zanik pamięci. Zostały mi jedynie pojedyncze skrawki i nagłe przebłyski, które muszę składać w całość, aby móc odnaleźć się w nieciekawej sytuacji, w której się znalazłem. Nie będę zdradzał ci szczegółów, jednak wiedz, że kolejne rozdziały opowieści, którą będziesz mógł poznać zafascynują cię na tyle, że łatwo się od niej nie oderwiesz. Najgorsze, że zostałem oskarżony o zamordowanie króla, a to już nie byle co. W odzyskaniu pamięci pomogli mi napotkani bohaterowie, choć niektórzy najpewniej chętnie wsadziliby mi nóż w plecy, gdybym nie był Wiedźminem, sucze syny. Ważne, że wszystkie intrygi, spiski, walka o władzę, miłosne wzloty i upadki, zdrady oraz wojny pomiędzy rasami ułożyły się w spójną całość, dzięki czemu czułem, że biorę udział w czymś więcej, niż zwykłym szlachtowaniu kolejnych wybryków natury. Jeśli czytałeś kiedyś dzieła wieszcza Sapkowskiego dostrzeżesz, jak wiele ma z nimi wspólnego moja opowieść.

 



Świat, który zwiedziłem w trakcie przygody, to potężne, tętniące życiem uniwersum. Są miasta, po ulicach których przechadzają się mieszkańcy, a w nich bazary, na których przekupy targują się o każdego orena, huczne karczmy, w których zapijaczeni, chętni do bitki biesiadnicy śpiewają sprośne pieśni i zamtuzy, gdzie stali bywalcy gotowi są wydać ostatni pieniądz, byleby tylko wychędożyć jakąś powabną dziewkę. Trafiłem też do wielu wiosek i osad, gdzie mogłem znaleźć schronienie i zjeść ciepły posiłek, albo zobaczyć czubek wideł jakiegoś zabobonnego wieśniaka. Gęste, pełne niebezpieczeństw lasy i głębokie, zatęchłe jaskinie były moją codziennością, bowiem w moim fachu nie ma miejsca na wygody. Wszystko to wyglądało tak pięknie, że Jaskier miałby o czym śpiewać po karczmach. Ilość detali, którą okraszono każdy budynek, drzewo, krzak, a nawet kamień zwyczajnie musi się podobać. Oprócz odzyskiwania samej pamięci oraz próby oczyszczenia się z zarzutów, zajmowałem się wieloma innymi rzeczami, które przede wszystkim miały zapewnić mi stałe źródło napływu złotych monet. Najczęściej musiałem ubić jakieś szmatłastwo, ale czasami uratować szykanowanych mieszczan, czy zdemaskować alchemika handlującego lewym towarem. Ręce miałem pełne roboty, a co ciekawe, każde zadanie było inne od pozostałych, więc nie było mowy o nudzie. Co ciekawe, wiele z nich dało się załatwić na kilka sposobów. Czasami wystarczyła odrobina perswazji, aby przekonać napotkanego delikwenta do moich racji, innym razem musiałem zwyczajnie dać komuś w ryj. Swoboda, jaką miałem, była niezwykła. Dialogi były rozbudowane, a sam przebieg dyskusji niejednokrotnie odgrywał ogromne znaczenie w przyszłości.

 

 

Gdy już dochodziło do walki, dawałem pokaz moich umiejętności. Jestem pewien, że uśmiercanie przeciwników będzie dla Ciebie prawdziwą przyjemnością, bowiem starcia są dynamiczne, ciekawie zrealizowane, a co najważniejsze, przesiąknięte brutalnością, charakterystyczną dla mojej profesji. Kluczem do sukcesu jest umiejętne korzystanie z ataków, bowiem jedynie płynne wyprowadzanie kolejnych cięć, sztychów i kontr daje rezultaty. Jucha tryska z zarzynanych niczym prosiaki wrogów aż miło. Oczywiście wraz z kolejnymi ścierwami padającymi przeciwników mych stóp, nabywałem doświadczenia, które potem pozwalało mi na korzystanie z unikalnych umiejętności, jak chociażby odbijanie wystrzelonych w moim kierunku strzał. Na zwykłych przeciwników używałem tradycyjnego oręża, jednak na pomioty magiczne skuteczny był jedynie wiedźmiński srebrny miecz. Mogłem też korzystać ze Znaków, czyli zaklęć, które wielokrotnie pozwalały przechylić szalę zwycięstwa na moją stronę. Wiedząc, że czeka mnie trudna walka, musiałem się odpowiednio przygotować, smarując broń magicznymi olejami oraz pijąc eliksiry, które w zbyt dużej ilości stawały się śmiercionośną trucizną. Alchemia okazała się niezwykle przydatną umiejętnością., ponieważ eliksiry oleje oraz inne przydatne rzeczy mogłem kupić, albo zrobić samodzielnie. Wystarczyło, że poszukałem składników, które znaleźć mogłem dosłownie wszędzie. Podstawą były rosnące w lasach, zagajnikach oraz na krzakach zioła, a także inne, dla większości ludzi wyglądające na bezużyteczne, przedmioty. Zwiedzając kolejne miejsca przeszukiwałem dokładnie kufry, kredensy, szafy oraz skrzynie w magazynach. Niemalże każda z nich zawierała coś, co mogłem potem wykorzystać. Oczywiście z ubitych po drodze przeciwników też czasami wypadło coś przydatnego.

 

 

Niestety, zdarzyło się, że czasami się potknąłem. Coś w trakcie walki chrupnęło niczym gnaty ghoula, lub obrazy pojawiały się nagle przed moimi oczyma, choć wzrok mam dobry. Dochodzili do tego wieśniacy, mieszczanie i zbrojni, znikający mi nagle z widoku, choć przed sekundą stali przede mną. Trafiałem też od czasu do czasu na jakąś magiczną, niewidzialną barierę, przez którą w żaden sposób nie szło się przebić. Miałem też problemy z orientacją w terenie, bowiem kartograf rysujący mapę musiał konkretnie nadużyć miodu pitnego i zrobił ją nieco zbyt mało czytelną. Niemniej jednak nie były to sprawy na tyle problematyczne, aby znacząco wpłynąć na przyjemność czerpaną z opowiadania kolejnych rozdziałów mojej przygody.

Może nie będę skromny, ale z całego, wiedźmińskiego serca polecam ci moje przygody. Bardowie z rodzimego królestwa spisali się tak dobrze, że sam Jaskier nie powstydziłby się takiej opowieści. Chwytająca za serce, przemyślana, a co najważniejsze, podana w najlepszy możliwy sposób, warta jest wydania nań każdego orena. Nawet, jeśli miałeś okazję ją usłyszeć rok temu. Na pohybel, chędożonym suczym synom!

Oceń bloga:
0

Atuty

  • Potężny, rozbudowany świat
  • Mechanika
  • Fabuła
  • Klimat

Wady

  • Drobne potknięcia techniczne
FaithlessGod

Adam Ginel

Genialna przygoda, nie tylko dla fanów prozy Sapkowskiego.

9,0

Komentarze (2)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper