KINO: TransFormers: Wiek Zagłady - recenzja

BLOG O GRZE
1036V
KINO: TransFormers: Wiek Zagłady - recenzja
Look-e | 10.07.2014, 16:55
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Sprawdźmy czy film TransFormers: Wiek Zagłady jest tak słaby, jak o nim się mówi (vide redaktorzy filmebu!). Zapraszam do recenzji i wyrażania własnego zdania!

Miałem nie brać się za recenzje HajsFormersów. W końcu co tutaj pisać, skoro każdy wie o co kaman w tej serii (explosion i te sprawy). Jednak po seansie miałem wiele przemyśleń na temat przygód wielkich robotów. Już po T3 byłem lekko zmęczony, teraz podczas seansu cały czas miałem wrażenie że cos tu nie gra.

 

Transy mają przysłowiową lipę. Ludzie uznali je za zagrożenie i polują na nich bez wyjątku, przy okazji zbierając drogocenne szczątki z ich „zwłok”. Fabuła nowych Transów godna jest wypracowania z podstawówki, ale nikt się nigdy z tym nie krył. Co jakiś czas pojawiają się głupoty i nielogiczności scenariusza co jest już tradycją. Mamy nowych ludzkich bohaterów. Skończono gnębić Sama Witwickiego z poprzedniej trylogii i na pierwszy  plan wrzucono niejakiego Yeagera (Mark Whalberg), jego córeczkę (Nicola Peltz – śliczna… i tyle) oraz jej bezpłciowego chłopaka (ktoś tam). Jako że Yeager to pan w średnim wieku, to film nieco podniósł swój target. To on jest na pierwszym planie ludzkiego odłamu filmu. Co ciekawe na pierwszym robocim planie jest Optimus Prime.

Zamiast nastoletnich bohaterów dorastających razem z widzami, czyli Sama i Bumblebee, mamy tutaj niedojrzałego Yeagera i spiętego Optimusa Prime’a. To kwestia gustu, ale ja mimo wszystko wolałem wcześniejsza paczkę, śmigającą wokół większych kozaków (Optimus). Roztaczało to aurę wyższości wokół wielkiego przywódcy autobotów. Teraz szefo podany jest na tacy. Wiąże się też tym mniejsza ilość luźnego humoru. Trudno przez to wszystko przywiązać się do nowej paczki.

Kolejnym zawodem są Dinoboty. Szumnie zapowiadane nadejście nowych robotów wypadło blado. Nie dość że pojawiają się stosunkowo późno, to film tak naprawdę mógłby się bez nich obejść. Gdy wkraczają na scenę, nie widać żadnej różnicy pomiędzy wcześniejszym rozpierdolem a teraźniejszym. Wszystko wali się, wybucha, brzmi jak wcześniej. Nie ma nowej jakości. Nowe autoboty, bardziej ucharakteryzowane (grubas z cygarem-łuską albo samuraj) nie robią również lepszego wrażenia. Jedynym trafionym nowym sprzętem jest Galvatron, z początku budzący respekt i szybsze bicie serca, na końcu bezszelestnie i bez zbędnych emocji sprowadzony do parteru.

Akcja, totalna destrukcja – po to idziemy do kina na tę produkcję. Jest tego stuffu tutaj cała masa. Film trwa 2h 40 min, z czego sama akcja to pewnie jakieś 2h. Dwie godziny nieustającego hałasu, oczopląsu, biegu, wystrzałów, krzyków, mordobicia, rozbłysków, grzmotów muzycznych… Tyle się dzieję że trudno to wszystko ogarnąć, tak wzrokowo jak i słuchowo. Może się podobać, bo jest efektownie. Ale przez 2 godziny ?! Umysł najzwyczajniej w świecie męczy się, a w pewnym momencie w tej jednostajnej rzece bałaganu nudzi się. Tak, mimo tego zgiełku w pewnym momencie przestałem czuć jakiekolwiek emocje. Czułem się jak w bezemocjonalnym transie. Wszystko zlewa się ze sobą. Nie można odróżnić wcześniejszej sceny z poprzednią. Brak tu jakiegoś charakterystycznego wyróżniającego czynnika danej sceny. To jak grać w grę komputerową w której przez kolejne 8 godzin robi się w kółko to samo, bez żadnych niespodzianek, bez jakiejkolwiek nowości. 

Poza tym w tym filmie kompletnie brakuje ciągłości fabuły. Wstęp, rozwinięcie, zakończenie - wydaje mi się że każdy film powinien się cechować taką budową scenariusza. Tutaj z tej budowy zostało tylko wstęp i rozwinięcie. W całym tym transie TransFomerów końca nie widać. Do czego dążył ten film? Chyba tylko do kontynuacji, które jasno zostały nakreślone.

Za całą bezpłciowość nowych TransFormerów winny jest Michael Bay, który po raz czwarty zasiada na stołku reżysera. Paramount tak boi się powierzyć serię w inne ręce że ta zaczęła zjadać własny ogon. Nie widać w reżyserii Baya żadnego zaangażowania, motywacji, zadowolenia z pracy. „Zrobić robotę. Wziąć kasę. Zapomnieć” – chyba tak myślał Bay. Reżyser wypalił się wchodząc po raz czwarty do tej samej zrobotyzowanej rzeki. Niech się weźmie lepiej za Bod Boys 3.

Nie zrozumcie mnie źle. To nie jest zły film. Mówić ze TransFomers: Wiek Zagłady to syf, gniot i shit to pójście na łatwiznę z okłamywaniu widza. Jest tutaj masa pierwszoligowych efektów specjalnych i rzeka efektownych akcji, które warto zobaczyć w kinie w trójwymiarze. Cieszy też że wzorem trójki ludzie mają coś do powiedzenia gdyż np.  Yeager biega z kosmiczna spluwą i naparza jak topowy fanatyk Call of Duty. Do tego uszy wita bardzo dobry soundtrack… zagłuszany przez kolejne eksplozje, hehe

To najgorsza część tej sagi. Najgorsza bo monotonie wyklepana przez znudzonego zabawkami reżysera. I chociaż nadal mimo wszystko sprawdza się jako wakacyjny blockbuster to czuć że ten odgrzewany kotlet potrzebuje nowego reżysera.

 

OCENA: 6,5 / 10

 

PS. Za tydzień zbadam jak przebiegła Ewolucja Planet Małp. Do przeczytania!

PS.2. Będę sukcesywnie (mam nadzieję) przenosił moje recenzje na filmweb pod nickiem howlet.

Oceń bloga:
8

Najlepszy TransFormers to

Transformers (2007)
52%
Transformers: Zemsta upadłych (2009)
52%
Transformers 3 (2011)
52%
Transformers: Wiek zagłady (2014)
52%
martwy SzajsFormers
52%
Pokaż wyniki Głosów: 52

Komentarze (22)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper