Dlaczego po latach pokochałem Assassin’s Creed Unity? | GameFrame #34

Jakiś czas temu przechodziłem Assassin’s Creed Unity. Wszystko to w ramach mojego postanowienia sprzed jakiegoś czasu, żeby ponownie przejść wszystkie gry z serii Asasynów. Ten proces trwa już od dwóch lat, ale w tym roku poczułem szczególne natchnienie, ponieważ udało mi się ukończyć w tym roku Rogue, Unity, Syndicate, a obecnie jestem w trakcie ogrywania Origins. Po zakończeniu Syndicate naszła mnie refleksja na temat tego, która gra ze starej formuły Asasynów była moją ulubioną. Dla uproszczenia nazywam tak wszystkie gry z głównej serii AC sprzed ery RPG, czyli tych wydanych przed Origins. Doszedłem do wniosku, że poza trylogią Ezio, którą traktuję jako całość, oraz Black Flag, to właśnie Unity zyskało moją sympatię najbardziej po latach. O powodach tego napiszę w dalszej części mojego wpisu, więc jeśli ktoś jest zainteresowany, serdecznie zapraszam do czytania dalej!
AC: Unity pamiętam bardzo negatywnie, głównie ze względu na fatalną premierę pod względem optymalizacji. Miałem problemy z gubieniem klatek, niedoczytywaniem tekstur, rozjeżdżaniem się dźwięku, a także ucinało niektóre cutscenki, co znacząco odbierało przyjemność z gry. Wszystko to miało miejsce na PC. Po roku wróciłem do niej na Xbox One, ukończyłem produkcję, ale nadal natrafiałem na sporo błędów. W pewnym momencie po prostu rushowałem fabułę do końca, nie chłonąc zbyt mocno samej historii ani świata gry. Jednak niedawno postanowiłem dać Unity kolejną szansę, tym razem na PS5. I wiecie co? Przepadłem całkowicie.
Ale zacznijmy od początku, o czym opowiada nam sama gra? Ta odsłona pozwala nam wcielić się w postać Arno Doriana. Jego ojciec był Asasynem, jednak Arno w młodym wieku stracił go w tragicznych okolicznościach. Po śmierci ojca został adoptowany przez przyjaciela rodziny, który należał do zakonu Templariuszy. Arno dorastał w świecie arystokracji, nie znając prawdy o konflikcie między Asasynami a Templariuszami.
Po kolejnych osobistych tragediach, które naznaczyły jego życie, postanowił dołączyć do Bractwa Asasynów. Pragnął zrozumieć swoją przeszłość, odkryć odpowiedzialnych za krzywdy i naprawić popełnione błędy. Jego historia rozgrywa się w czasach rewolucji francuskiej, co nadaje fabule wyjątkowego dramatyzmu i głębokiego politycznego kontekstu.
Arno to postać inteligentna i sarkastyczna, ale także pełna wątpliwości, emocjonalnych rozterek oraz wyrywności. Przez większość czasu działa według zasady „najpierw działać, potem myśleć”, co nie raz wpędza go w kłopoty. Wyróżnia go silne dążenie do sprawiedliwości oraz wewnętrzna walka między uczuciem a obowiązkiem. Nie jest bezbłędnym bohaterem – to człowiek, który uczy się na własnych błędach i stopniowo dojrzewa na oczach gracza.
Przy pierwszym przejściu gry na Xboxie miałem wrażenie, że Arno to swoista podróbka Ezio, ale po latach dostrzegłem w nim wartości, których wcześniej nie zauważałem. Zrozumiałem wiele z jego motywacji i pobudek. Wiem, że nie każdemu przypadł do gustu, jednak mnie bardzo się spodobał, a historia Assassin’s Creed Unity w pełni mnie poruszyła i dała sporo satysfakcji.
Kilka elementów samego gameplayu również uległo zmianie. Przede wszystkim zmieniono sposób realizacji kluczowych misji, które można nazwać milestonami danej podhistorii. W takich zadaniach najczęściej musimy dokonać egzekucji ważnego celu. Gra w pewnym stopniu zaczyna przypominać później wydanego Hitmana, ponieważ pokazuje nam obszar misji, cel lub cele do eliminacji oraz różne sposoby, na które możemy wykonać dane zabójstwo. Podejście do tych zadań wymaga zarówno cierpliwości, jak i kreatywności, a także umiejętności obserwacji i planowania, co sprawia, że rozgrywka staje się bardziej satysfakcjonująca i angażująca.
Aby nie spoilerować zbyt wiele, podam przykład z początku gry – podczas misji w katedrze Notre-Dame mamy za zadanie zlikwidować jeden z celów. Możemy zeskoczyć z drewnianego rusztowania lub balkonów znajdujących się w środku świątyni, ale możemy też ukryć się, udając księdza w konfesjonale. Takie możliwości dodają głębi i swobody, pozwalając na indywidualne podejście do każdego wyzwania, co znacząco podnosi wartość i przyjemność z gry.
Zmianie uległ również system walki, który dla wielu graczy stał się zdecydowanie trudniejszy, choć moim zdaniem taka forma powinna obowiązywać od samego początku serii. Nowy system walki bardziej niż wcześniej stawia na jakość posiadanego ekwipunku, który wpływa na zadawane obrażenia, jednak tym razem przeciwnicy nie czekają już na swoją kolej w ataku, lecz mogą atakować jednocześnie. To sprawia, że walka wymaga większej koncentracji i umiejętnego wykorzystywania kontrataków oraz ripost.
Dzięki temu rozgrywka staje się jeszcze bardziej dynamiczna i płynna. Gra oferuje szeroki wybór różnorodnej broni, dzięki czemu każdy gracz może znaleźć coś dla siebie. Co ważne, wreszcie wprowadzono do gry mechanikę skradania się pod przyciskiem, co w przypadku Ubisoftu nie było takie oczywiste, biorąc pod uwagę, że wiele wcześniejszych części serii zwlekało z dodaniem tej prostej i intuicyjnej funkcji. Dzięki temu skradanie zyskało nową głębię i stało się znacznie przyjemniejsze.
Kolejnym usprawnionym elementem jest system parkour, który moim zdaniem, pomijając fakt, że nie grałem jedynie w AC: Shadows, jest najlepszym, najbardziej wydajnym i responsywnym systemem w całej serii. Dzięki temu poruszanie się po Paryżu stało się niezwykle płynne i satysfakcjonujące. Prawie nigdy nie korzystałem z systemu szybkiej podróży, ponieważ wolałem skupić się na swobodnym, beztroskim bieganiu po dachach, odkrywając każdy zakamarek miasta. Ten dynamiczny sposób przemieszczania się bardzo mnie wciągnął i dodał grze wyjątkowego klimatu, który trudno porównać do innych części serii.
Dwa najciekawsze elementy zostawiłem sobie na koniec, czyli tryb kooperacji oraz samo miasto. Jeśli chodzi o kooperację, była to nowość w serii i niestety została wprowadzona tylko w tej części. Bardzo mi z tego powodu przykro, ponieważ najpierw problemy techniczne, a potem średnie przyjęcie gry uniemożliwiły mi przetestowanie tego trybu w pełni. Tak bardzo zależało mi na spróbowaniu kooperacji, że nawet przez Reddit skontaktowałem się z jednym graczem, który chciał przejść tę grę razem ze mną, jednak ostatecznie nie udało nam się połączyć. Widzę po PSNProfiles, że ludzie zdobywają trofea związane z kooperacją, ale u nas, mimo różnych prób, połączenie nie doszło do skutku, nawet po latach.
Miasto oraz jego okolice są przepiękne. XVIII-wieczny Paryż zachwyca swoją autentycznością i klimatem. Pełen jest wąskich uliczek, ogromnych placów, brudu na ulicach oraz zniszczeń spowodowanych przez rewolucję. Znane budynki i zabytki przeplatają się z tłumem mieszkańców, którzy choć zbudowani z kilku modeli, tworzą naprawdę żywe i przekonujące wrażenie. Czasem nie mogłem się napatrzeć na to, jak świetnie wygląda to miasto. Nawet działając na wersji z PS4, gra przykuwała wzrok swoją oprawą graficzną. Mieliśmy możliwość zwiedzania wielu wnętrz, takich jak wspomniana wcześniej katedra Notre-Dame, katakumby, Wersal czy słynne więzienie Bastylia. Wszystko to tworzyło niezwykle immersyjne doświadczenie.
Assassin’s Creed Unity to dla mnie gra, która zyskała ogromny sentyment mimo początkowych trudności i technicznych problemów. Historia Arno Doriana, osadzona w pełnym napięć i dramatów Paryżu rewolucji francuskiej, naprawdę do mnie przemówiła. System parkour stał się dla mnie najlepszym w całej serii, a walka, choć trudniejsza, wciągnęła mnie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Lubię też swobodę, jaką dają misje egzekucji między innymi możliwość wyboru sposobu działania sprawia, że każda rozgrywka jest wyjątkowa.
Sama eksploracja miasta to czysta przyjemność, a szczególnie zachwyciły mnie detale i autentyczność odwzorowania XVIII-wiecznego Paryża. Szkoda, że tryb kooperacji nie został rozwinięty przykładowo w AC: Syndicate, bo naprawdę chciałem go sprawdzić w którymś Assassynie. Mimo to Unity jest dla mnie grą, do której chętnie wrócę i którą z czystym sumieniem mogę polecić każdemu fanowi serii.