Gralnia #23: Baldur's Gate III

Baldur's Gate III ukończony! Była to jedna z najwspanialszych, najbardziej epickich, najbardziej emocjonalnych, ale też jedna z najbardziej frustrujących (czasami) przygód jakich doświadczyłem w wirtualnym życiu.
Aha, od razu zaznaczam że mogą pojawić się porównania do innego wielkiego erpega i chyba największego konkurenta: Pathfinder: Wrath of Righteous a może i do innych tytułów. Postaram się też żeby nie było spojlerów, ewentualnie kompletnie nic nie znaczące.
To było moje pierwsze spotkanie z piątą edycją Dungeons & Dragons i nie mogę powiedzieć by ta edycja wyszła z tego obronną ręką. Wszystko wydaje się takie jakieś.....uproszczone, ograniczone względem najlepszej, trzeciej edycji (zwłaszcza edycji 3,5 jaka była w Świątyni Pierwotnego Zła czy Neverwinter Nights 2). Tworzenie postaci – mimo ładnych możliwości wyboru ras typu githyanki, drakon czy podział drowów na drowy Lolth i dobre drowy Seldarine – jest bardzo szybkie i proste i pozostawia ogromny niedosyt. Ilość atutów i umiejętności jest absurdalnie mała, zwłaszcza w porównaniu z Pathfindederem, ale ze starszymi tytułami też. Ja wiem że gra w założeniu miała być bardziej casualowa, z drugiej jednak trzeci Baldur's Gate wpada w pewną pułapkę w mojej opinii: gracz zostaje rzucony na „głęboką wodę” samym uniwersum: ktoś kto nie grał w gry black Isle i Bioware (nie mówiąc już o czytaniu książek z Forgotten Realms) może się pogubić w tych wszystkich bóstwach, dziwnych rasach pokroju łupieżców umysłu, drowów, githyanki itd. Czyli: robimy mechanikę tworzenia i rozwoju pod casuali, ale cała reszta w sumie dla starych fanów Forgotten Realms. Więc wracając: mechanika jest niby n plus bo jakby nie patrzeć to kochane D&D, ale to takie....prymitywne, proste D&D. Szkoda. W dodatku wydaje mi się że twórcy gry więcej wysiłku włożyli w to by przymilić się lewactwu i politycznej poprawności bo zamiast skoncentrować się na atutach i umiejętnościach, wybierając płeć można wybrać opcję „Niebinarna” i stworzyć babę z siusiakiem albo facia z pipką. Kompletny absurd.
To uproszczenie, o którym chwilę wyżej pisałem, wiążę się z czymś jeszcze. Zwojów może używać każdy, nie tylko mag czy kapłan, także wojownik czy barbarzyńca. To sprawia że przy dobrych zakupach zwojów w sklepach i ograbywaniu zwłok z tychże, w zasadzie można dać sobie radę spokojnie bez maga. Co jest dosyć zabawne bo wśród towarzyszy mamy dwóch druidów, kapłana, czarownika i maga. Podobnie rzecz się ma z taką rzeczą jak otwieranie zamków. W zasadzie każdy robi to tak samo dobrze, wystarczy że ma przy sobie „narzędzia złodziejskie”. Złodziej w zasadzie jest zbędny, szkoda, bo jeden z towarzyszy to złodziej a przy okazji, w mojej opinii, najciekawiej napisana postać w całej grze. Ja wiem, to wszystko miało służyć temu by było łatwiej „niedzielnym graczom”...Widzicie że teraz trochę grę atakuję i jeszcze się poznęcam (co jest dziwne, biorąc pod uwagę ocenę ostateczną gry): odpoczywać można wszędzie (no, prawie). Podmrok w pobliżu legowiska hakowych poczwar ? Czemu nie? Twierdza goblinów? No przecież! Kto tam będzie przechodził przez 8 godzin, dadzą nam pospać i wypocząć! Czepiam się, ale muszę, bo takich uproszczeń w takim Pathfinderze nie ma.
Równocześnie....Walki są często cholernie trudne. Często walki na poziomie trudności Odkrywca (najłatwiejszy) doprowadzały mnie do większego szału i dawały bardziej w kość niż walki we Wrath of Righteous na poziomie trudności Core/Wyzwanie! Na szczęście do walk się nie doczepiam, to jedyny słuszny w tego typu produkcjach tryb turowy (tak, uważam że tzw. real time + pauza to jeden z największych absurdów stworzonych w izometrycznym drużynowym cRPG). Ataki okazyjne, inicjatywy, możliwość użycia wszelkich rąbnięć, szałów bitewnych ale też skakania zamiast biegu i branie pod uwagę wysokości na jakiej znajdują się postacie przy atakach dystansowych....BG III to dobre taktyczne granie, które każe MYŚLEĆ podczas walki, bez chaosu real time. Wszystko oczywiście sygnowane przy każdej akcji rzutem kostką dwudziestościenną :)
Kostka, rzuty. Właśnie. Twórcy gry chcieli byśmy się poczuli jak przy sesji RPG przy stole więc wszelkie akcje typu otwieranie drzwi wytrychem czy akcje dialogowe typu Zastraszanie sprawiają że rzucamy kostką. Rzut jest całkowicie losowy, wyrzucenie 1 oznacza automatyczną porażkę, wyrzucenie 20 oznacza automatyczny sukces, nawet jeśli Stopień Trudności wynosi 99. Fajnie? Fajnie i niefajnie. Gra pozwala zapisać stan gry w DOWOLNYM momencie. Także tuż przez rzutem kostką. Jeżeli więc wynik nam nie pasuje....wczytujemy grę i próbujemy.....Do skutku. Nieuczciwe? A dlaczego skoro gra na to pozwala?
Graficznie jest oczywiście ślicznie, ale ja od kilku lat w 99% gram tylko w szeroko pojęte cRPG, w zasadzie NIE WIEM jak wyglądają współczesne (tak z ostatnich 10 lat, jeśli nie więcej) gry z innych gatunków, w zasadzie mnie to nie obchodzi. Nie jestem więc tutaj pewnie obiektywny w nawet minimalnym stopniu, ale wiem że ludziom grafika się podoba. Larian miał jednak o wiele więcej kasy niż Owlcat Games, więc Pathfinder nie ma tutaj startu i trzeci Baldur jest tu o kilka długości ładniejszy, mimo tego, że nikt nie może powiedzieć żeby Pathfinder był brzydki. Jest klasycznie ładny (tak jak ładne jest Pillars of Eternity), a trzeci Baldur's Gate jest, hm, bajerancko ładny :)
Wrażenia nie zrobiła za to na mnie muzyka, ale to żaden zarzut bo w Pathfinderze też nie. Za to rewelacyjnie są podłożone głosy. Facet który podkładał głos pod Astariona powinien dostać Oscara czy coś w ten deseń :)
Trzeci Baldur's Gate zachwyca jednak czym innym. Zachwyca światem, mimo że ten nie jest tak wielki jak starych Baldurach czy Pathfinderze, ale zachwyca w tym sensie że podoba się realizacją szczegółów, wyglądu, niesamowitą frajdę sprawia to przemierzanie tych wszystkich ruin, twierdz, Podmroku, etc. Może zachwycić fabułą, choć mi bardziej się podobała niż mnie zachwyciła bo raz że rozkręca się wolno i początkowo wygląda sztampowo, dwa że co prawda motyw z łupieżcami umysłu, githyanki i wielokrotnym mruganiem do starych graczy pamiętających pierwsze Baldury, jest naprawdę super, to jednak główny antagonista (czy może antagoniści) nie są tak dobrze napisani jak Jon Irenicus z Baldur's Gate II, który chyba jest najciekawszym złolem w historii cRPG, MOŻE z wyjątkiem głównego wroga w Star Wars: Knights of the Old Republic II - The Sith Lords.
Nadrabiają towarzysze, choć wiadomo, nie wszyscy. Tak wyszło, że nie miałem w drużynie Gale'a więc tu się nie wypowiem, kompletnie zignorowałem też Minsca – nigdy nie lubiłem tej postaci w starych Baldurach i fenomenu do dziś nie rozumiem. Jaheiry też nie lubiłem, ale tu jest o wiele milsza i ciekawiej w mojej opinii napisana. Wyll i Halsin są przeciętni, co nie znaczy że źle napisani, ale są tak przeciętni jak przeciętni w drugim Baldurze byli np. Valygar czy Cernd. Posepne Serce oraz Lae'zel dołączają do nas na samym początku rozgrywki, pierwsza to taka sympatyczna dziewczyna „do tańca i do różańca” (choć dziwnie to wygląda w przypadku kapłanki bogini ciemności – Shar), druga to od początku wydaje się być taka wredna, zimna sucz. Jednak w trakcie gry obie Panie przechodzą (lub nie, w zależności od decyzji gracza) pewne, hm, metamorfozy i okazują się być jednymi z najciekawszych postaci w cRPG. A jeszcze ciekawiej prezentują się kolejne postacie: Astarion, nasz elf o mrocznej tajemnicy (którą odkrywamy dość szybko) i niezbyt dobrym charakterze, ma jednak jedne z najciekawszych dialogów i komentarzy w grze a aktor go odgrywający to absolutny Mistrz! Astarion to jest top 10 najfajniejszych/najlepszych towarzyszy w cRPG, zresztą podobnie jak Karlach; na początku może się wydawać: meh, zwykłe diabelstwo o klasie Barbarzyńca, która ma na pieńku z demonami. Jednak jej historia tak się rozkręca, stawia gracza przed takimi wyborami a momentami tak łapie za serce....Nie miałem z nią romansu, ale jeden z jej monologów pod koniec gry sprawił że oczy się szkliły i miałem ochotę wejść w monitor, do gry i ją po prostu mocno przytulać, jak przyjaciółkę. Najfajniejsza postać w Baldur's Gate III a może i w całej historii cRPG! Ale jednak towarzyszy (podróżuje z nami 3 maksymalnie) jest mniej niż w Pathfinderze i są o wiele bardziej nierówni jakościowo i uważam że tutaj Pathfinder jest jednak lepszy bo ma Arueshalae, Ember, Lanna, Wenduag, Camellię, Regilla, Nenio i nawet jeśli każde z nich jest ciut słabiej napisane niż Karlach, to dorównują lub przewyższają pozostałych towarzyszy z trzeciego Baldura. Jednak mimo wszystko towarzysze to ogromny plus, Larian w końcu nauczył się pisać towarzyszy, którzy zapadają na długo w pamięć, choć jest ich mało. I nie tylko towarzyszy bo NPCe, w tym antagoniści, też są naprawdę dobrze lub wręcz świetnie napisani ale nie chcę tu spamować imionami.
Pewnie mógłbym napisać jeszcze o innych rzeczach dużo: o masie questów pobocznych, o wyborach, które BARDZO wpływają na fabułę, o bardzo ważnym wyborze fabularnym po pierwszym akcie, który determinuje dalszy przebieg rozgrywki i dobrze zagrać minimum dwa razy z tego powodu; o tym że można się irytować babą z siusiakiem przy kreacji postaci i możliwością romansu z każdą postacią, ale jednak nie jesteśmy tym w trakcie gry atakowani: raz Halsin „coś tam chciał” ale go szybko zgasiłem i więcej ani od niego ani od nikogo innego w drużynie homo wątku nie było.
Baldur's Gate to wspaniała podróż do Zapomnianych Krain, to piękna gra, nie ma bzdurnych „kółeczkowych” dialogów z gier Bioware, jest bardzo klimatyczna, ze świetnymi NPCami i świetnymi towarzyszami i naprawdę fajną, momentami zaskakującą fabułą. Czasami jednak swym ogromem potrafi przytłoczyć, ma wiele ciężkich, męczących i upierdliwych walk, mimo że są turowe (to plus), rozwój postaci nie daje funu, towarzysze są także przeciętni i jest ich mało, teoretycznie da się grać złym i wygląda to lepiej niż w starych grach Black Isle czy Bioware ale wciąż wygląda jak przedszkole przy możliwości grania Liszem, Diabłem czy Rojem w Pathfinder: Wrath of Righteous. To jednak erpeg wybitny. Mimo wad (bo która gra ich nie ma?): arcydzieło gatunku. Czy najlepszy w gatunku? Oczywiście nie. NIE MA (i dobrze żeby każdy to zapamiętał) czegoś takiego jak najlepszy erpeg. Mógłbym co prawda uzasadnić że najlepszy jest. Za chwilę jednak udowodnię że to Pathfinder: Wrath of Righteous jest najlepszym cRPG ever. Albo Vampire the Masquarade Bloodlines. Albo jakiś stary Fallout. Albo Morrowind. Albo Arcanum. Albo Might and Magic VII. Albo Planescape: Torment. A może drugi Baldur, bo są elementy gdzie jest w gatunku najlepszy. Jak każdy z ww. tytułów i innych tytułów też. Jednak, powtórzę: to arcydzieło godne miejsca w koronie gatunku cRPG, stojące w jednym szeregu z arcydziełami od Troiki, Black Isle, Bioware, New World Computing, Owlcat Games i innych. Grać!
Adam "Iselor" Wojciechowski - kulturoznawca, politolog i religioznawca. Publikował m.in. w "Action Mag - Książki", "Tawernie RPG", "Games Corner" i "Twierdzy Insimilion". Obecnie bloger ppe.pl. Prywatnie bibliofil i kolekcjoner gier video. Bibliotekarz z zawodu. Ponadto miłośnik historii starożytnej i średniowiecza.