Co robiliście w ten weekend? #27

BLOG
681V
Co robiliście w ten weekend? #27
Tomaszek88 | 18.07.2017, 08:54
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Witam was serdecznie w kolejnym odcinku mojego bloga. Wyjazd już niebawem, pora się pakować ale jakimś cudem, odstawiam wszystko na ostatnią chwilę. A jak wyglądał mój i mojego gościa weekend? Zapraszam do czytania!

Jak to już bywa, weekend zaczynamy od piątku. Generalnie początek weekendu w moim wykonaniu był tak cholernie leniwy, że głowa odpada. Z kim bym nie rozmawiał to od każdego słyszałem jedno wielkie "Jak mi się dzisiaj nie chce!" :D Cóż, taki dzień akurat był. Z racji tego iż człowiekowi nic się nie chciało, jedyną słuszną opcją było pogranie. I tak dosiadłem się do Lego Harry Potter years 5-7 na vitke. 

Śmiało mogę stwierdzić, że spędziłem przy tym tytule cały weekend co skończyło się wbiciem upragnionej platyny. 28 ogólnie, a 9 w tym roku. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, iż od 2 tygodni najwięcej zagrywam się w gry, z serii Lego. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż sprawia mi to cholerną radość. Samo Lego Harry Potter jak na razie uważam za najgorsze pod względem humoru i całej otoczki. Niby starali się odwzorować całość na bazie filmów ale mam nieodparte wrażenie, że gdzieś się pogubili i wyszedł z tego mocny średniak. 

Ograłem również kolejną część serii Lego. Tym razem przyszła pora na co opowe zmaganie w Lego Marvel Super Heroes na PS3. To jest to Lego którego mi tak cholernie brakowało. W raz z moją Shinu męczyliśmy dość mocno ten tytuł. Humor jest na prawdę niezły, postaci jest od groma, a jak na razie najlepiej śmiga mi się Spider Manem! Przed nami jeszcze sporo grania, liczę, że uda się ogarnąć ten tytuł w ciągu tego tygodnia. Jedynym problemem jaki zauważyłem to notoryczne zawieszanie się konsoli tylko i wyłącznie przy tym tytule! Na 6h gry, konsola zawieszała się całe 4 razy. Nie mam zielonego pojęcia co mogło być problemem, ponieważ przy innych tytułach konsola śmigała jak szalona...

Oczywiście nie zabrakło też małej imprezy na weekend. Po za Buzzem którego przy każdej okazji staramy się odpalić, a ja zyskuję miano "Najszybszego palca", ograliśmy również ostatnio dodaną grę z Plusa o wdzięcznej nazwie To jesteś Ty! Sama gra wymaga od każdego gracza smartphona i robienia sobie dziwnych zdjęć. Niektóre pytania rozwalają system, szczególnie te które poniekąd odnoszą się do życia prywatnego danej osoby. Rysowanie po zdjęciach sprawiło, że takiej ilości narysowanych siusiaków nie widziałem od czasów gimnazjum, a sama frajda i kupa śmiechu sprawiła, że nie mieliśmy zielonego pojęcia kiedy z 19 zrobiła się 2 w nocy! Do całości przyszła pora na planszówkę. Monopoly to gra która niszczy związki i przyjaźnie. Tyle mogę powiedzieć w mocnym skrócie!

Spędziłem również trochę czasu przy pokemonach white 2. Idzie mi co raz lepiej, skład zaczyna wyglądać, ponownie mam już w głowię ekipę którą muszę mieć przy sobie przynajmniej do tej 5 sali. Tym razem zamiast Magbiego na początek, przyszła pora na Elekida. Trzeba podrasować pokemony i znaleźć jakiegoś na trenerkę która gnębi mnie pokemonami elektrycznymi. Myślę że Servine poradzi sobie z nimi dość gładko ale niestety muszę podrasować jeszcze jej lvl.

 

A teraz pora na mojego gościa. W ten weekend zapytałem użytkownika Daaku co robił w ten weekend. Zapraszam do czytania.

 

DAAKU

 

Cześć i czołem! Tomaszek nie oszczędza nikogo, więc tym razem na weekendowej spowiedzi w "Co robiliście w weekend?" ląduję ja. Niestety z racji tego, że sobotę spędziłem przede wszystkim w pracy, a niedzielę w łóżku na regeneracji sił, czasu przeznaczonego typowo na zabawę miałem więc niewiele. Ale to, co udało mi się między jednym a drugim wyłuskać, wystarczyło i na trochę miądlenia pada, i na śmiech przed monitorem. Przy czym? Ano już piszę!

Ratchet & Clank [PS4]

O moim bliższym kontakcie z Lombaksem & Puszką rozpisałem się już w Piątkowej GROmadzie, tam też znajdziecie wyszczególnione różnice między rimejkiem a oryginałem. Już wtedy byłem świeżutko po rozpoczęciu gry po raz drugi, dlatego u Tommy'ego zajmę się czymś bardziej doraźnym, a mianowicie Challenge Mode.

 

Challenge Mode na pierwszy rzut oka nie różni się niczym specjalnym od standardowej gry, którą zaczynamy przy pierwszym wejściu w menu główne. Diabeł tkwi jednak w szczegółach, a tych są trzy. Pierwszym z nich jest dostępne już w pierwszej lokacji Insomniac Museum, gdzie weterani serii obejrzą sobie znane z kolejnych odsłon eksponaty. Drugi zauważycie już przy pierwszej wizycie u sprzedawcy Gadgetrona, mianowicie dostępne w asortymencie bronie w wersji Omega. Odblokowujemy je poprzez zebranie kompletu trzech kart kolekcjonerskich, a następnie wyćwiczenie naszej broni do 5. poziomu biegłości. Każda broń opatrzona przedrostkiem Omega ma nie tylko odblokowane nowe pola w drzewku rozwoju, ale także zdjęty ogranicznik pozwalający na osiągnięcie nią 10. poziomu biegłości. Ma to duże znaczenie na przebieg strzelanin, ponieważ każdy awans wiąże się zwykle z dużym wzrostem zadawanych obrażeń (bonusy rzędu 25-30%). Wada takich egzemplarzy? Niezwykle wysokie ceny. Osobiście wykupując wszystkie dostępne bronie, grę ukończyłem z nadwyżką ok. 150 tysięcy śrubek - za tyle kupiłbym sobie co najwyżej omega-blasterka. O wyrzutnio-obrotówce R.Y.N.O. już nie wspominając, bo na nią wysupłać musimy już milion (!) śrubek. Biorąc pod uwagę liczbę zdobywanej na przeciwnikach waluty musielibyśmy nastawiać się na niebotycznie długie ciułanie, gdyby nie...

...trzeci czynnik, czyli mnożnik śrubek. W oryginalnym Ratchet & Clank rozpoczęcie gry w Challenge Mode domyślnie podwajało liczbę otrzymywanych śrubek (a i tak uzbieranie 150 tysięcy na tamtejsze R.Y.N.O. mocno nudziło). Przy rimejku Insomniac postanowiło podbić stawkę - wraz z liczbą pokonywanych przez Ratcheta wrogów mnożnik stopniowo rośnie i rośnie, aby w pewnym momencie zatrzymać się na wartości... dwudziestokrotnej. Przy takiej stawce każda większa zadyma gwarantuje nam spory zastrzyk kasiory do kieszeni - oczywiście pod warunkiem, że nie damy się trafić! Bo otrzymanie obrażeń lub śmierć (choćby przez upadek w przepaść) nasz złoty licznik wyzeruje. Aby nie kusić losu, warto więc trzymać się na dystans i maksymalnie zwiększyć naszą siłę ognia - dyskotekowy Groovitron dopilnuje, aby wrogowie byli bardziej zajęci lansowaniem się na parkiecie, a obszarowy Proton Drum oraz niezastąpiony Mr. Zurkon (najlepiej w duecie z Zurkonem Jr.) pomogą szybko przetrzebić nawet największe tłumy.

 

Jak więc widzicie, nie taki diabeł straszny, jak go malują, bo wykupienie i ulepszenie całego dostępnego arsenału, na które pierwotnie byłem sobie w stanie zarezerwować cały następny tydzień, zajęło mi w praktyce dwa solidne wieczory. Podejście w Challenge Mode poświęciłem także na zdobycie większości brakujących pucharków - pozwolenie żołnierzom na wybicie ameboidów w Rilgar, wspięcie się na szczyt góry w resorcie Pokitaru, odnalezienie pokoju Quarka na Deplanetizerze... Koniec końców nawet wygrane w zawodach lewidesek na Rilgar i Kalebo pękły znacznie łatwiej, niż wynikałoby z ich klasycznych odpowiedników z 2002 r. - raptem po parę powtórek na stopniowe ścięcie kolejnych sekund z zakładanych wyścigów i sreberka mam z głowy. Kluczem w obu przypadkach jest korzystanie ze skrótów oraz punktowanie każdego wyskoku jakimś trikiem - ładuje to nasz wskaźnik turbo, choć przy odpowiedniej strategii i z pomocą paneli przyspieszających możliwe jest "bycie na pełnym gazie" przez całe okrążenie. Na dzień dzisiejszy jedyny pucharek, który stoi na mojej drodze do platyny, to "Śmierć w dyskotece", zakładający zobaczenie animacji tańca u każdego rodzaju występującego w grze przeciwnika. W tym celu potrzebne mi będzie trzecie przejście kampanii - i rzucanie dyskotekową kulą we wszystko, co się rusza. Co nie będzie wcale takim nudnym zajęciem, bo animacje te są komiczno-kozackie, no i nigdy nie wiadomo, co lub kto może wykazać dryg do tańca - obojętnie, czy będzie to przyjazny Ranger, kukła Kapitana Quarka, a nawet... przenośny sklepik Gadgetronu. Nie ukrywam, że hype mam na ten pucharek konkretny, ponieważ przypieczętuje on, uwaga, setną platynę na moim koncie!

Dobra, bo rozpisaliśmy się jak cholera, a przecież nie tylko na Raczecie zeszła mi tak przyjemniejsza część weekendu. Zabrałem się mianowicie za:

Rick and Morty [Netflix]

 

Na samym wstępie muszę wytargać na światło dzienne jedną rzecz, żebyście docenili ciężar sytuacji. Otóż nie lubię oglądać seriali. Filmy bardzo lubię (zwłaszcza horrory), animce także, tylko z serialami mi nie idzie. Nie wiem czemu, może nie chcę się przesadnie angażować w losy postaci przez kolejnych x sezonów? Próbowałem swego czasu z House M.D., Supernatural, True Detective... i jakoś wszystko rozchodziło się na kościach przed finałem pierwszego sezonu. Jednak na tle poprzednich doświadczeń "Rick and Morty" mają szansę przerwać tę nieszczęsną passę. Pod względem kreski przypominający szmirki pokroju Adventure Time, ale przeznaczony dla dorosłych odbiorców serial ujął mnie swoim magnetyzmem już od pierwszego odcinka, a z każdym kolejnym przyciąga coraz bliżej. 

 

Kim są tytułowi bohaterowie? Rick Sanchez to lubiący zaglądać do kieliszka, podstarzały naukowiec i wynalazca, dla którego podróże między wymiarami i liniami czasowymi to chleb tak samo powszedni, jak bekanie. A musicie wiedzieć, że zdarzy mu się beknąć po trzy razy w jednym zdaniu, i to w połowie słowa. Morty Smith to z kolei niespecjalnie rozgarnięty, ale jednocześnie wrażliwy i odważny nastolatek, którego Rick co i rusz wyciąga ze szkoły, aby ten asystował mu przy kolejnych "przygodach". Podkochujący się w koleżance z klasy chłopak nie ma jak się wybić, w szkole przez ostatni miesiąc spędził bite 7 godzin, siostra się z niego nabija, ojciec szuka tylko pretekstu do oddania dziadka do domu spokojnej starości, wszyscy wku*wieni na ten dym i ten wiatr, jak to Adaś Miauczyński w "Nic śmiesznego" wspominał... 

 

Ten cyrk dysfunkcyjnej, ale wciąż kochającej się rodziny to główne tło serialu, w którym podróże w czasie wydają się tylko uzupełnieniem. Bo to wbrew wszystkiemu serial familijny jest. Tylko że dla tej starszej familii, nie dla dzieci. Kolejny powód do tego, żeby pilnować, co też oglądają w domu twoje pociechy. Bo oglądanie pseudo-Emetta Browna i jego naukowych wywodów samo w sobie byłoby niezwykle edukacyjne, gdyby nie mocno dyskusyjne metody i cele jego eksperymentów: a to obdarzy psa domowego inteligencją tak wysoką, że ten zacznie się buntować, a to otworzy park rozrywki w ludzkich wnętrznościach, a to pod wpływem chwili skonstruuje bombę neutronową, która zniszczy całe życie na planecie i Morty z Jessicą będą nowym Adamem i Ewą... Tak, zwłaszcza z tego ostatniego dzieci nie powinny brać przykładu... Na szczęście wszystko dobrze się kończy, w sensie nawalony procentami Rick pogrąża się w pijackim śnie i bomba (nie?) zostaje odpalona. Ach, ten zapach przygody...

Niedawno z pompą wystartował trzeci sezon serialu, więc za oglądanie zabrałem się w samą porę. Przez sezon pierwszy idę póki co jak przecinak, więc kwestią czasu będzie bycie na czasie z aktualnymi wydarzeniami. Gdzieś w ciemnym kącie umysłu obawiam się tylko, czy nie skończy się jak w przypadku House'a, Deana i Sammy'ego czy Rusty'ego, ale na dzień dzisiejszy o Ricka i Morty'ego jestem spokojny, tę przejażdżkę doprowadzimy do końca.

 

I to by było na tyle w ten weekend. Do przeczytania za tydzień.

A wy co robiliście w ten weekend?

Oceń bloga:
16

Komentarze (23)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper