Retrospekcja #11 - Mission Impossible ma 50 lat !
Na potrzeby scenariusza wymyślano różne państwa położone głównie gdzieś w Europie wschodniej albo w republikach bananowych. Umieszczano tam akcję kolejnych odcinków, a głównym przeciwnikiem byli źli komuniści i dyktatorzy. I co ciekawe wszyscy mieszkańcy zawsze nawijali płynnie po angielsku, od sprzątaczki po urzędnika. Także napisy pojawiające się w kardach – na elewacjach budynków czy dokumentach też były w języku Szekspira, a prosiło się np. o klimatyczną cyrlicę. W kolejnych sezonach rolę złego chłopca do bicia przejął tajemniczy Syndykat, który pojawia się także w najnowszej odsłonie filmu. Czasami dla oszczędności w budżecie scenografia powtarzała się w kolejnych epizodach i tak np. jeden budynek i jego wnętrza sfilmowane z kilku stron grały różne tajne ośrodki albo ambasady.
Znanym motywem były też maski zakładane przez agentów IMF mające upodobnić ich do innych osób. Uproszczenie i umowność tego rozwiązania zawsze mnie cholernie irytowały ponieważ kwestie innego wzrostu, wagi czy głosu były wyraźnie ignorowane.
Z dzisiejszego punktu widzenia serial razi naiwnością, brakiem twistów fabularnych czy elementów zaskoczenia. I chociaż jestem wielkim fanem MI to byłem w stanie przebrnąć tylko przez kilka odcinków.
Serial po przerwie powrócił w 1988 na dwa kolejne sezony i nadawano go także w Polsce. Był zdecydowanie lepszy od poprzednika i nawet dzisiaj można przełknąć większość odcinków.
Kolejny rozdział Mission Impossible zaczął się w 1996 kiedy do kin wszedł pełnometrażowy film. Z powodzeniem nawiązywał do serialu – misja w Europie wschodniej (Praga), sceny w ambasadzie czy zakładanie masek. Tom Cruise wpasował się jak ulał do roli Ethana Hunta i na dodatek w kolejnych częściach wygląda coraz młodziej; taki nasz Ibisz. Pomijając fatalną dwójkę to każdy kolejny film podwyższa poprzeczkę. Po sukcesie najnowszej części także mocno nawiązującej do serialowych korzeni już zapowiedziano że pojawi się „szóstka”.
A co z grami ? Posucha drodzy Państwo. Coś tam ukazało się na 8-bitowego NESa, ale gra nie była warta uwagi i zniknęła w mrokach retro. Dopiero na Nintendo64 wydano porządne MI na podstawie filmu z Tomem Cruise’m. W swoim czasie był to niezły tytuł, ale dzisiaj ciężko się na niego patrzy głównie przez ohydne kartonowe modele postaci. Jednak większość gier 3D starzeje się brzydko; co innego radujące nasze oczy piękne sprite’y 2D. W 2003 wydano jeszcze MI: Operation Surma na PS2 nie nawiązujące do żadnego z filmów. W recenzjach gra wypadła średnio, ale ja bawiłem się dobrze bo po latach przerwy znowu mogłem wskoczyć w gacie Ethana Hunta. Od tej pory licencja leży i czeka na kolejną odsłonę. Dobrze że przynajmniej będzie nowy film
Po więcej retro notek zapraszam na moją stronę