Recenzja: Night Trap 25th Anniversary Edition (PS4)

Recenzja: Night Trap 25th Anniversary Edition (PS4)

Adam Grochocki | 19.08.2017, 11:59

Przed rozpoczęciem jesiennej nawałnicy gier AAA przyszło nam zapoznać się z czymś, co elektryzowało graczy w czasach prehistorycznych dla naszej branży – mowa o unikalnej próbie połączenia filmu z grą komputerową. Dziś, w 25. rocznicę pierwszego wydania, mam okazję zrecenzować Night Trap. Klasyk, o którym większość z Was nigdy nie słyszała.

Zacznijmy od notki historycznej. Night Trap dostaliśmy 25 lat temu, ale jego początki sięgają końcówki lat 80. ubiegłego wieku. Tytuł miał pojawić się na Project NEMO, będącego nieudaną próbą stworzenia konsoli i odtwarzacza VHS w jednym. NEMO nie ujrzało światła dziennego, ale projekt nie trafił do kosza dzięki Sega CD – przystawce do konsoli Sega Genesis pozwalającej odpalać płyty CD oferujące w tamtym czasie gigantyczną ilość miejsca na dane.

Dalsza część tekstu pod wideo

Gdy Night Trap trafiło do sklepów w 1992 roku, szybko przyczyniło się do wielkiego skandalu. Amerykańscy senatorzy zszokowani obrazową brutalnością w „grach dla dzieci” wymusili usunięcie tytułu ze sklepowych półek, co po części przyczyniło się do powołania organizacji ESRB oceniającej i klasyfikującej wiekowo oprogramowanie. Tym samym Night Trap dołożyło swoją cegiełkę do rozwoju branży i na stałe wpisało się w jej historię. Historia samej pozycji doczekała się szczęśliwego finału, ponieważ w 1994 roku Night Trap z oznaczeniem M (tylko dla dorosłych) wróciło do sklepów i znalazło się w domach wielu graczy. A teraz, mimo kolejnych problemów (m.in. kickstarterowej porażce), wraca w poprawionej wersji i debiutuje na konsoli PS4.

Nie znając oryginału, pierwsze „Game Over” zobaczyłem po niespełna 7 minutach. Nikt nie pofatygował się, by zaimplementować jakiś samouczek, nikt nie wytłumaczył, co w ogóle mamy robić. Kolejne podejście, potem jeszcze jedno i zacząłem łapać, o co w tym wszystkim chodzi. Wcielamy się w agenta SCAT (Special Control Attack Team) i przejmujemy kontrolę nad systemem bezpieczeństwa w bardzo ładnym domku nad jeziorem należącym do rodziny Martinów. Okazuje się, że podczas imprezy zorganizowanej przez grupę nastolatek dom odwiedzają augersi – wampiropodobne stworzenia (czyt. faceci z pończochami na głowach), które za pomocą specjalnych urządzeń wysysają krew ze swoich ofiar (kły i gryzienie w szyję w tamtych czasach były zbyt kontrowersyjne). Mając do dyspozycji system kamer i zainstalowane w domu pułapki, musimy wyłapać przeciwników i obronić nastolatki.

Nasza interakcja z otoczeniem odbywa się poprzez sprawdzanie obrazu z kamer. Osiem miniaturek przekazuje obraz w czasie rzeczywistym, więc gdy w małej ikonce widzimy jakiś ruch, musimy od razu go sprawdzić, ponieważ mogą to być napastnicy. Aktorzy w swoich scenkach co jakiś czas mówią o zmianie kodu bezpieczeństwa, co dla nas oznacza zmianę koloru, jaki musimy ustawić, aby uruchomić zainstalowane w domu pułapki. Gdy podglądamy miejsce z augersami, w momencie błyśnięcia diody monitora aktywujemy pułapkę i pozbywamy się najeźdźcy. Pułapki to z kolei przekomiczne, rozsiane po całym domu kiczowate zapadnie, pochylnie, obrotowe ściany, katapulty, a nawet składane łóżko w sypialni. Nie jest jednak łatwo. Przeciwnicy mogą pojawiać się w dwóch miejscach naraz, a chwilę po ich eliminacji trzeba błyskawicznie przełączyć się na dialog informujący o zmianie kodu bezpieczeństwa. Ogarnięcie wszystkiego oznacza nauczenie się na pamięć kolejności pojawiania się augersów (a jeszcze lepiej zapisywać to na kartce) i momentów zmiany kodu oraz ciągłe przechodzenie gry od samego początku. I jest to największy problem gry, ponieważ za piętnastym razem mamy wszystkiego po dziurki w nosie, a od słuchania po raz n-ty tego samego dialogu można dostać torsji.

Podczas jednego przejścia gra zapisuje się raz, mniej więcej w połowie. Doprowadzenie historii do końca trwa troszkę ponad 25 minut, podczas których musimy wyłapać co najmniej połowę ze 100 przeciwników i nie dopuścić do śmierci żadnej z bohaterek. W zależności od naszej skuteczności możemy obejrzeć sześć różnych zakończeń. Podczas jednorazowej gry nie da rady prześledzić całej fabuły, więc po ukończeniu otrzymujemy dostęp do pełnych filmów ze wszystkich scen. Oprócz tego w menu czeka prosty tryb hordy oraz kilka filmów dokumentalnych opowiadających o tej produkcji. A jeśli popiszemy się stuprocentową skutecznością, czeka na nas grywalna wersja nigdy nie wydanej gry Scene of the Crime, będącej bazą dla Night Trap.

Warstwa techniczna Night Trap, jaka jest, każdy widzi. Oryginalne nagrania zostały nakręcone w proporcjach 4:3, więc twórcy wpisali wszystko w bardzo prosty monitor systemu bezpieczeństwa. Udało się poprawić jakość filmów, piksele nie walą po oczach, a gra przez swój rodowód zaczęła prezentować się fenomenalnie. Przegięte aktorstwo, kretyńskie i do bólu drewniane dialogi czy fantastyczne ubrania i fryzury sprawiają wrażenie oglądania parodii kina lat 80. a nie materiału pochodzącego z tamtego okresu. Do tego charakterystyczna muzyka kina klasy B, augersi przypominający skrzyżowanie Golluma z kitowcami z serialowego Power Rangers i niesamowicie obciachowe sceny śmierci. Mam wielką słabość do takiej stylistyki, a Night Trap, troszkę nieświadomie, dostarcza tego wszystkiego w nadmiarze. Boli jedynie to, że miniaturki kamer są tak małe, a na ekranie telewizora jest tak dużo niewykorzystanego miejsca.

Od pierwszego spotkania wiedziałem, że będę miał problem z oceną Night Trap 25th Anniversary Edition. Rewelacyjny klimat, wylewający się zewsząd kicz i nietuzinkowy (choć przedpotopowy) pomysł zasługują na uwagę każdego, kto chce spróbować czegoś innego. Z drugiej jednak strony powtarzanie tych samych czynności i oglądanie w kółko identycznych scen oraz sztucznego uśmiechu Sarah i komandosów w ciuchach rodem z baru Błękitna Ostryga potrafi zmęczyć szybciej niż byśmy tego chcieli. Ciekawe doświadczenie, lecz nic ponadto.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Night Trap: 25th Anniversary Edition

Atuty

  • Kicz, drętwe dialogi
  • Klimat
  • Pomysł

Wady

  • Oglądanie tych samych scen kilkadziesiąt razy… brrr

Na konsolach powinno być miejsce dla oryginalnych produkcji, ale Night Trap należy traktować bardziej jako egzotyczną ciekawostkę niż porywająca produkcję z kategorii „kiedyś gry były lepsze”.
Graliśmy na: PS4

Adam Grochocki Strona autora
cropper