Recenzja: Tokyo Jungle (PS3)

Recenzja: Tokyo Jungle (PS3)

Paweł Musiolik | 13.09.2012, 17:00

Wyobraźcie sobie, że jesteście zwierzęciem, obojętnie czy kurczakiem, kotem, małym pieskiem czy tygrysem. Kończy się świat jaki znacie – znikają ludzie, znikają ograniczenia, nie ma smyczy, krat i starej baby zrzędzącej na to, że znowu nasikaliśmy ej na fotel. Jest tylko jeden minus – w każdej dziedzinie życia zaczynają panować prawa dżungli, czyli kto silniejszy – ten przeżyje.

Takim miejscem jest wyludnione po apokalipsie Tokio w którym będziemy biegać właśnie my – jedno z wielu zwierząt. Zapytacie – co ćpałem – odpowiem prosto – nic, to tylko Tokyo Jungle, czyli najnowsza propozycja Sony, która ma nas utwierdzić, że japońska korporacja nie boi się wyzwań i dziwacznych projektów.

Dalsza część tekstu pod wideo

Tokyo Jungle jest owocem współpracy Sony z młodymi, japońskimi developerami, którzy mają główny pełne pomysłów. Organizowane co roku PlayStation C.A.M.P. Pozwoliło na wyłapanie tego projektu, który szybko został razem z twórcami przygarnięty przez Sony Japan i pierwotnie miał być wydany jako gra w cyfrowej dystrybucji, tak jak ukaże się w Europie i w USA. Jednak Japonia otrzymała także pudełkową wersję, która sprzedała się bardzo dobrze (ponad 200 tysięcy!) pokazując, że czasami najbardziej zwariowany pomysł ma szansę na realizację. W oczekiwaniu na premierę Tokyo Jungle w PlayStation Network, karmieni jesteśmy nowymi materiałami wideo, ale musicie wiedzieć, że nie oddają one tak dużo, jak można wynieść grając samemu.

Po odpaleniu tytułu niektórych zaskoczyć może to, że gra jest w pełnej, polskiej wersji językowej. Spolszczono wszystko co się dało i zrobiono to bardzo dobrze. Nie znalazłem żadnego błędu w archiwum, które odblokowujemy wykonując wyzwania w grze, także w opisie zadań, zwierząt czy tego co się dzieje w trakcie gry. Bo ciągle jesteśmy o czymś informowani, a to o nowym, groźnym zwierzęciu grasującym na przykład w Shibuyi, a to o toksycznych opadach. Komunikaty przewijają się w górnej części ekranu i nie przeszkadzają w grze, wyzwania są bardziej zauważalne, gdyż towarzyszy im specjalny efekt, który ma zwrócić naszą uwagę.

Sama rozgrywka wbrew pozorom nie jest płytka i prostolinijna. Gra wita nas samouczkiem w którym nauczymy się podstawowych zasad przetrwania w Tokio – polowanie, ukrywanie się, ataki z zaskoczenia, uniki oraz kopulacja. Po jego ukończeniu możemy rozpocząć normalną rozgrywkę, zarówno samemu jak i w trybie współpracy, więc możemy zabrać ze sobą kompana i razem odbijać podbite dzielnice. Ale spokojnie, na czym polega gra? Ot, musimy przetrwać jak najdłużej się ta. Każdego zwierzaka charakteryzują punkty życia, energia i pasek głodu, który w momencie osiągnięcia zera powoduje śmierć zwierzaka. Jeśli jesteśmy po kopulacji i jest to którąś z rzędu, wtedy mamy więcej zwierząt za nami podążających i przełączymy się na kolejny. Wataha kotów (wiem jak to brzmi) może sobie nawet skutecznie poradzić z wilkiem czy nawet lwem jeśli dobrze rozplanujemy atak. Głód zaspokajamy zależnie od gatunku – roślinożercy muszą zjadać rośliny, uważając by nie zostać ofiarą, a mięsożercy polują na mniejsze od siebie zwierzęta, lub próbują zabić większego od siebie. Panuje tutaj zasada silniejszego, więc nie polecam z szarszą rzucania się na lwa lub tygrysa, bo szybko dopadnie nas niechybna śmierć.

By przeżyć musimy przedłużać nasz gatunek, gdyż każde zwierze tak jak w świecie rzeczywistym żyje określoną ilość lat, a te upływają w trakcie gry, o czym informuje nas poziomy pasek u góry ekranu. Dlatego gdy zbliżamy się do wieku śmierci, warto znaleźć partnerkę i odbyć z nią kopulację. Nasze dzieci odziedziczą po nas statystyki, a także otrzymają określony bonus. By poderwać jednak samicę musimy przejąc całe terytorium oznaczając je w wybranych miejscach, a później odnaleźć chętna na nas i mieć odpowiedni poziom reputacji (zwiększamy go polując). Wtedy szybkie fiku miku i mamy młode, które rosną oczywiście wraz z upływem czasu. Może to brzmi idiotycznie, ale wciąga jak cholera, zwłaszcza, że trzeba się natrudzić w trakcie gry. Dostępny obszar jest ogromny. Mamy parę dzielnic, które są rozbudowane w pionie i poziomie. Opustoszałe biurowce, parkingi, park, kanały czy dzielnice mieszkalne to mały wycinek tego, co znajdziemy w grze. W każdej lokacji żyją inne stworzenia i spotkanie w kanałach Lwa gdy musimy coś zjeść jest... emocjonujące. Jest też opcja odnalezienia prezentów, które mogą być karmą, szamponem na pchły (tak, możemy załapać pchły od brudnej samicy!) lub gazetą, która odnawia nam energię.

Wspomniałem wcześniej o wyzwaniach. Te wykonujemy by zdobywać punkty, które są wymienialne na nowe zwierzęta i ich różne umaszczenie. Jednak wykonywanie ich również pomaga odblokować dane gatunki, gdyż na start mamy szpica i jelenia, co raczej nie ułatwia gry. Wyzwania stawiane przed nami są różnorodne. Musimy odbyć ileś tam stosunków, zjeść określoną liczbę kalorii, przegnać koty z dzielnicy (Top Cat anyone?) lub po prostu pokonać samca alfa innego gatunku. Czasami sprawy nie ułatwiają toksyczne opady lub woda, która po wypiciu podnosi nam wskaźnik zatrucia w organizmie, który spada po zjedzeniu czystego zwierza lub wypiciu zdrowej wody. Mamy też tryb opowieści w którym poznamy powód zniknięcia ludzi, ale on o dziwo traktowany jest jako dodatek do całości.

Możecie nie wierzyć, ale Tokyo Jungle jest dużo bardziej rozbudowane i znacznie mniej kiczowate i bezsensowne niż niektóre media starają się wykreować. To, że nie biegamy tutaj marines, nie strzelamy, tylko musimy przetrwać, nie znaczy, że gra jest kierowana ku dziwakom, którzy jarać się mogą kopulującymi panterami. Co to to nie! Może i graficznie jest minimalistycznie (ale nie źle!), może muzyka nie przypadnie każdemu do gustu (ale mi się spodobała w 2 minuty!), może nawet poczujecie się obrażeni tym, co Tokijska Dżungla wam zaoferuje, ale uwierzcie, dajcie grze szansę, a w tym festiwalu dziwactw odnajdziecie się prędzej czy później. Bo Tokyo Jungle to jak własnoręczne poznawanie obcej kultury bez opłaconego przewodnika - z początku poczujemy się cholernie idiotycznie, ale im dalej w las, tym lepiej nam będzie.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Tokyo Jungle

Atuty

  • Polska wersja
  • Interesujący pomysł z dobrym wykonaniem
  • Wciąga jak bagno
  • Bardzo dużo dostępnych zwierząt
  • Wymagająca

Wady

  • Nie każdemu się spodoba
  • Czasami może być nudna
  • Oszczędna grafika

Myślicie, że widzieliście już wszystko? Jesteście w błędzie. Kompletne pokręcona gra w której naszym zadaniem jest przetrwać jak najdłużej. Słabą grafikę rekompensuje bezpretensjonalna zabawa.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper