Recenzja: The Fight: Lights Out (PS3)

Recenzja: The Fight: Lights Out (PS3)

SoQ | 30.10.2010, 14:26

Jeśli kupiliście PlayStation Move aby, jak wskazuje nazwa tego urządzenia, poruszać się, to do tej pory nie było ku temu realnej kazji. Takowa jednak się nadarza i od razu jest to okazja nie byle jaka. The Fight bowiem nie tylko pozwoli na trochę aktywności przed telewizorem, ale momentami będzie wyciskać z Was siódme poty!

Zasada jest prosta jak instrukcja obsługi młotka. Bierzemy udział w ulicznych walkach, w których z kolei zasad nie ma żadnych. No, jedyną można nazwać to, że nie używamy tu nóg, a szybkich rąk i twardych pięści. I nie tylko. Na samym początku przygody z grą w dość ubogim edytorze tworzymy własnego zabijakę, który z czasem ma siać postrach wśród chłystków chcących stawać do walki. Szybko trafiamy też do obskurnej salki treningowej, pod skrzydła trenera granego przez Danny'ego Trejo. Wiecie, to ten zwalisty Meksyk, znany chociażby z ról w „Desperado” czy nadchodzącym „Machete”. Facet tłumaczy nam jak mamy się bić i robi to... po polsku, bowiem The Fight, jak większość gier obsługujących PS Move, zostało w pełni zlokalizowane! Nie powiem, wolałbym posłuchać Trejo w oryginale, ale Sony postarało się o solidną lokalizację, a momenty gdy słyszymy, że „to było do dupy” mają jakiś specyficzny klimat. W tej kwestii jest zatem dobrze.

Dalsza część tekstu pod wideo

The Fight najlepiej potraktować jak bijatykę, ponieważ bez nauczenia się podstawowych ciosów po prostu daleko nie zajedziesz. Bezładne machanie łapami raczej nie przyniesie skutku i choć gra przeniesie na ekran niemal ze stuprocentową precyzją ruchy kontrolerów, to jednak trzeba się nimi posługiwać z rozwagą. Przed każdą z walk odbywa się kalibracja, więc mamy pewność, że wszystko śmiga tak jak powinno. I faktycznie, w The Fight widoczna jest precyzja Move. Zapomnijcie jednak o sterowaniu za pomocą jednej „różdżki”, bo brutalnie odbierzecie sobie całą przyjemność z zabawy. Aby komfortowo grać potrzebne są dwa PS Move, a więc trzeba się liczyć z dodatkowym wydatkiem.

Podstawa to ciosy proste, bardzo skuteczne haki oraz podbródkowe. Niby mało, ale namachamy się tu jak głupi. Ciosy trzeba wykonywać odpowiednio, bo np. taki hak musi być naprawdę solidnym zamachem, a nie byle jakim wychyleniem ręki. Inna sprawa, że niespecjalnie wydaje się tu liczyć szybkość ciosów. Ba, te trzeba momentami wykonywać nieco wolniej, aby kamerka połapała się w tym co robimy.

Nasz zawodnik nie stoi wryty w ziemię, podobnie jak rywale, więc niezbędne jest poruszanie się po polu walki. Wykonujemy to wciskając przycisk Move i lekko przechylając „różdżkę” do przodu bądź tyłu. Ponadto machając w lewo i prawo robimy uniki, te jednak okazują się w walce mało przydatne. Nie zabrakło oczywiście bloku, który wykonujemy naturalnie trzymając wysoko ręce i zasłaniając twarz. Wspomniałem o trzech rodzajach ciosów, ale arsenał zagrań jest znacznie bogatszy. Jak na uliczne walki przystało, mamy mnóstwo chamskich zagrań typu uderzenia łokciami czy łapanie rywali za łepetynę, które odblokujemy wraz z postępami w trybie kariery. Te ciosy są jednak przeprogramowane i nie końca sami wykonujemy to, co postać na ekranie, choć całości nie można odmówić wygody. Ciosy łokciami to np. ten sam ruch co proste, z tym, że trzymamy wciśnięty „spust” (przycisk T), a chwytanie wykonuje się machając „różdżką” do góry trzymając przyciski Move i T. Generalnie to co nie miało prawa zawieść, czyli system walki, jest w grze odpowiednio dopieszczone. Mogę jedynie przyczepić się do faktu, że momentami ciężko wyczuć dystans do rywala, ale z czasem nauczycie się i tego i wasze ciosy nie będą przecinały powietrza.

Kariera w The Fight to seria walk w różnych obskurnych miejscówkach, czy to pod mostem, czy w klatce rozstawionej w starym magazynie. Jest klimatycznie, w tle przygrywają raperskie nuty, a wszechobecny brud i syf potęguje czarno-biała oprawa, która po prostu ma urok. Pomiędzy kolejnymi pojedynkami na ulicznych arenach odwiedzamy salkę treningową, by tam poćwiczyć. Możemy trzaskać w worek, gruszkę, „tarczować” z trenerem, co poprawia naszą szybkość, a także toczyć sparingi. Za dobrze wykonane ćwiczenia dostajemy punkty, które rozdzielamy dopakowując poszczególne umiejętności naszego wyrostka, takie jak siła, wytrzymałość, szybkość czy technika. Z kolei za wygrane mordobicia otrzymujemy mnóstwo pierdół pokroju nowych wdzianek (zaczynamy bowiem w dresie z bazaru, bez koszulki i na bosaka), tatuaży, gadżetów w postaci naszyjników czy rękawic oraz wspomniane nowe ciosy. Miejscówek do odwiedzenia jest sporo, podobnie zresztą jak mord do przestawienia i kariera starczy na długo, choć po pewnym czasie wkrada się do niej nuda. Rozwój postaci jest tu bowiem prosty, a kolejne pojedynki nie wyróżniają się niczym specjalnym i gra zaczyna popadać w lekki schemat. Oprócz tego, w kwestii trybów gry The Fight nie ma wiele do zaoferowania. Można walczyć we dwóch na podzielonym ekranie (choć trzeba mieć sporo kontrolerów), a także pobawić się w pojedynki sieciowe i obstawianie ich wyników. To jednak da się przeboleć.

Musicie wiedzieć, że przy The Fight naprawdę można się zmęczyć i tak naprawdę to jest w tej grze najfajniejsze. Mnie łapska po pierwszych dwóch godzinach testów bolały niemiłosiernie, ale z dnia na dzień było lepiej. Zapomnijcie zatem o długim szarpaniu jeśli całkowicie brakuje Wam kondycji, bo sesje z grą kończyłem spocony i wypruty. Cóż, autorzy sprytnie sobie to obmyślili, ponieważ ich produkcja mogłaby szybko znudzić, a tak nawet wspomniane niedociągnięcia trybu kariery i mała liczba trybów schodzą na dalszy plan. The Fight jest bowiem idealne aby raz na jakiś czas, w ramach treningu, stoczyć kilka pojedynków, a do wkładania w nie wysiłku motywuje licznik pokazujący ile kalorii spaliliśmy przy klepaniu misek. Choć miałem mnóstwo obaw co do tej gry, to większość z nich rozstała rozwiana podczas obcowania z produktem końcowym.

The Fight nie jest hiciorem i na pewno nie miało nawet takim być. Jest szpilem opartym na ciekawym, nowatorskim pomyśle, który, co bardzo ważne, udało się przekuć w rajcowny gameplay, podparty solidnym i przemyślanym sterowaniem. Dzięki tej grze możecie dać sobie nieźle w kość, ale równocześnie będziecie się przy tym porządnie bawić, łącząc przyjemne z pożytecznym. Takich produkcji potrzeba PS Move!

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry The Fight: Lights Out

Atuty

  • Nowatorska i świeża
  • Udane sterowanie
  • Daje w kość i motywuje do wysiłku fizycznego

Wady

  • Z czasem prosta i powtarzalna
  • Mało trybów gry

Chyba najlepszy, duży tytuł dostępny wyłącznie z kontrolerem PS Move. Dobrze odwzorowana walka i jako całość - daje wycisk.

cropper