Żywy czy martwy: Film z serii "Na noże" (2025) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Rian Johnson o religii
Benoit Blanc odwiedza niewielką parafię w stanie Nowy Jork, gdzie najwyraźniej doszło do niemożliwego do wyjaśnienia zgonu. To jednak nie wola boska, a zwykła przebiegłość mordercy, o czym detektyw dobrze wie. Rozpoczyna się śledztwo.
Johnson trzyma fason. Wielu osobom nie spodobała się druga część jego serii, bo było w niej zbyt wiele złośliwości, choć ja akurat uważam, że była to zmyślnie skonstruowana zagadka, pełna barwnych postaci i uczciwie rozłożonych poszlak. Czy aż tak przyjemna w odbiorze, jak część pierwsza? No, nie, ale też nie taki był na nią zamysł. To miało być coś świeżego, zupełnie nowa zagadka, w kompletnie innym stylu. Teraz, reżyser powraca z częścią trzecią, która ponownie zabiera się za temat w całkiem oryginalny sposób, choć wyraźnie nawiązując pewnymi elementami budowania narracji do swoich poprzedników. Jak mu to wyszło?
Cóż, na tyle dobrze, że znów zastanawiam się, czy może jednak Disney nie pospieszył się z odsuwaniem go od "Gwiezdnych wojen". Ta jego idea odcięcia się od Skywalkerów i wszystkiego co znajome i zgrane, to mogło być to, czego ta marka potrzebuje. Niby "Akolita" służy tu za kontrargument, ale akurat ciekawe postacie Rian pisać potrafi, więc myślę, że mogłoby się udać. No, ale o tym się już chyba nie przekonamy. Nie tak dawno temu, trylogia filmów jego autorstwa została oficjalnie skasowana. Dobrze chociaż, że kolejne części "Na noże" nie wydają się być zagrożone, biorąc pod uwagę ich niesłabnącą popularność. Porozmawiajmy o filmie.
Żywy czy martwy: Film z serii "Na noże" (2025) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Czy patrzysz uważnie?
Film trwa dobre dwie i pół godziny, ale widz nie czuje upływu czasu, jako że fabuła podzielona została na trzy wyraźnie różniące się od siebie części, które bez trudu utrzymują naszą uwagę. Przez pierwszą godzinę obserwujemy przygotowywanie gruntu pod zagadkę. Naszym głównym bohaterem jest ojciec Jud (Josh O'Connor), świeżo oddelegowany do niewielkiej parafii na północy stanu Nowy Jork, gdzie musi zmierzyć się z despotyczną charyzmą jego eminencji, ojca Wicksa (Josh Brolin) i w żaden sposób nie skrywaną niechęcią jego wiernych. W następnej godzinie na scenę wkracza niezastąpiony detektyw Foghorn Leghorn, czy tam Benoit Blanc (Daniel Craig) I rozpoczyna się powolne rozpakowywanie tego, co tak naprawdę się wydarzyło. Ostatnich trzydzieści minut to natomiast wyjaśnienie całej zagadki, do kompletu z odpowiednimi retrospekcjami.
Podoba mi się u Johnsona to, że jeśli oglądasz film dostatecznie uważnie, to wszystkie zagadki fabuły możesz rozwiązać na długo przed tym, jak film sam co o nich opowie - po prostu zmiennych jest zwykle na tyle dużo, że trudno zdecydować się, na co powinno zwrócić się szczególną uwagę. Podobnie jest i tym razem, choć wydaje mi się, że wiele pomniejszych elementów układanki podanych zostało na tacy w trochę zbyt oczywistej formie. Ale może taki to właśnie był zamysł, żeby coś tam sobie widz poukładał w głowie już zawczasu, bo później zakończenie wywraca te oczekiwania do góry nogami jeszcze przynajmniej ze dwa razy. I to właśnie w tej zabawie oczekiwaniami kryje się największa siła produkcji Johnsona. Kilkukrotnie w filmie pojawiają się odniesienia do "The Hollow Man", Johna Dicksona Carra, co może naprowadzać zaznajomionych z książką widzów na pewne tropy. Reżyser nie byłby jednak sobą, gdyby rozwiązanie jego zagadki było aż tak oczywiste, więc nawet - teoretycznie - pomagając widzowi, w rzeczywistości mąci dalej wodę.
Żywy czy martwy: Film z serii "Na noże" (2025) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Odcienie wiary
Dwoma najważniejszymi tematami filmu są wiara i przynależność do społeczności. I choć z początku mogłoby się wydawać, że Johnson nie ma do powiedzenia zbyt wielu miłych słów o katolicyzmie, to rzeczywistość wcale nie jest tak zero jedynkowa. Wszyscy bohaterowie filmu, a w szczególności owieczki pod opieką Wicksa, doktor Nat (Jeremy Renner), prawniczka Vera (Kerry Washington) i jej przyrodni brat, Cy (Daryl McCormack), pisarz Lee (Andrew Scott), wiolonczelistka Simone (Cailee Spaeny), pracujący przy kościele Simon (Thomas Hayden Church) i Martha (Glenn Close), reprezentują jakieś podejście do wiary. I jasne, część z tych podejść jest absolutnie cyniczna - niektórzy tylko zasłaniają wiarą swoje przywary, inni traktują ją transakcjonalnie, ale są i tacy, których religijność jest znacznie czystsza. Johnson eksploruje te różne podejścia i ostatecznie udaje mu się dojść do całkiem sympatycznej, wyważonej konkluzji. Drugi temat obrazowany jest przede wszystkim postacią naszego głównego bohatera, szukającego dla siebie miejsca w tej nowej społeczności ojca Juda, ale to oczywiście nie wszystko. Resztę pozwolę sobie jednak przemilczeć.
Zdjęcia do filmu zrobił klasyczny kolaborator Johnsona, Steve Yedlin, co w przypadku tego typu produkcji jest o tyle istotne, że precyzyjność kadru może zrobić albo zniszczyć cały film. Prócz ukrywania poszlak na widoku, Yedlin wie również jak namalować piękny obrazek - tak po prostu. Już nawet tak prosta rzecz, jak wejście do kościoła potrafi zaintrygować, bo przy odpowiednio ustawionym świetle, odwiedzający świątynię rzuca cień na miejsce po krzyżu, na chwilę zajmując miejsce Jezusa. Prócz tego, cicha, leśna miejscowość, w której rozgrywa się akcja filmu potrafi urzec widza wynikającą się na pierwszy plan zielenią wszechobecnych drzew i krzaków. Jedyne, do czego bym się mógł ewentualnie przyczepić, to brak odrobinę wyraźniej zarysowanych powiązań między poszczególnymi miejscami, przez co część z nich, jak choćby dom Lee Rossa, wyglądają bardziej jak przygotowane na potrzeby gagu widokówki, a nie umieszczone gdzieś na mapie lokacje. Mała rzecz, ale w przypadku opowieści kryminalnych całkiem istotna.
"Żywy czy martwy" to kawał dobrego kryminału. Humor Blanca zawsze dobrze miesza się z powagą sytuacji, nigdy jednak nie wkraczając na teren farsy. Fabuła leci szybko, zakończenie satysfakcjonuje i może jedynie odrobinę zbyt powierzchowne (i zwyczajnie za krótkie) wykorzystanie części postaci, przez co intryga wydaje się być miejscami odrobinę zbyt pusta, sprawia, że ocena nie może być wyższa. Potrzeba zbudowania wielowymiarowej zagadki wygrała z chęcią obsadzenia jej wyrazistymi, żyjącymi własnym życiem postaciami. Niemniej jednak, entuzjaści dobrze odpowiedzialnego kryminału zdecydowanie powinni zainteresować się nową propozycją Netflixa.
Atuty
- Zajmująca, wielowątkowa zagadka;
- Świetni Craig, O'Connor, Brolin i Close;
- Piękne zdjęcia;
- Dobrze miesza sytuacje komediowe z bardziej dramatycznymi;
- Bardzo dobre tempo.
Wady
- Nie do końca wykorzystana większość podejrzanych;
- Kilka razy logika wydarzeń zdaje się nie spinać.
"Żywy czy martwy: Film z serii Na noże" raz jeszcze pokazuje, że Benoit Blanc to Hercule Poirot naszych czasów. Przed widzami zagadka w starym stylu, okraszona dzisiejszym humorem. Samo się ogląda. Amen.
Przeczytaj również
Komentarze (3)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych