Państwo Rose (2025) - recenzja filmu [Disney+]. Kiedy więdną kwiaty, pozostają kolce

Państwo Rose (2025) - recenzja i opinia o filmie [Disney+]. Kiedy więdną kwiaty, pozostają kolce

Łukasz Musialik | Dzisiaj, 21:45

Gdyby małżeństwo było instytucją zarządzaną przez logikę, większość pozwów rozwodowych kończyłaby się na etapie mediacji przy chłodnej herbacie. Jednak kino, a zwłaszcza to spod znaku czarnej komedii, karmi się emocjami, gdzie logika ustępuje miejsca morderczym instynktom. „Państwo Rose” (The Roses) w reżyserii Jaya Roacha, które trafiło właśnie do biblioteki Disney+, to próba odświeżenia kultowego motywu wojny domowej, znanej nam doskonale z genialnego obrazu Danny'ego DeVito z 1989 roku. Tym razem jednak, zamiast Michaela Douglasa i Kathleen Turner, na ringu stają Olivia Colman i Benedict Cumberbatch.

Czy nowsza wersja dostosowana do dzisiejszych standardów może być lepsza od klasyka? Czy też dostaliśmy bukiet kwiatów, które zaczynają gubić płatki jeszcze przed finałowym aktem? To seans nierówny, pełen wspaniałych szarż aktorskich, ale i scenariuszowych potknięć, które sprawiają, że śmiech nierzadko więźnie w gardle z powodów zgoła innych, niż zamierzyli twórcy.

Dalsza część tekstu pod wideo

The Roses / Państwo Rose / Disney+
resize icon

Państwo Rose (2025)- recenzja i opinia o filmie [Disney+]. Wirtuozeria w oparach absurdu, czyli teatr dwojga aktorów

Nie da się ukryć, że „Państwo Rose” to projekt skrojony pod aktorskie ego i umiejętności dwójki głównych protagonistów. Jay Roach, reżyser, który w swojej karierze potrafił balansować między politycznym dramatem a farsą, tutaj oddaje pole do popisu swoim gwiazdom. I słusznie, bo to właśnie Colman i Cumberbatch są siłą napędową tej machiny zniszczenia. Oglądanie ich w akcji przypomina obserwowanie dwóch mistrzów szermierki, którzy postanowili zamienić florety na tłuczki do mięsa. Olivia Colman jako Ivy jest zjawiskowa i potrafi w ułamku sekundy przejść od uroczej i nieco zagubionej żony do naprawdę ostrej suki, której spojrzenie mogłoby kruszyć beton.

Naprzeciw niej staje Benedict Cumberbatch jako Theo - ucieleśnienie korporacyjnego sukcesu i emocjonalnego wycofania. Cumberbatch, zrywając ze swoim wizerunkiem intelektualnego geniusza (znanym z „Sherlocka” czy „Gry tajemnic”), bawi się tutaj formą, prezentując postać, która pod warstwą drogiego garnituru skrywa małego, mściwego chłopca. Chemia między tą dwójką jest niezaprzeczalna, choć jest to chemia toksyczna, buzująca i niebezpieczna. To właśnie w scenach ich werbalnych potyczek, pełnych „soczystych” wulgaryzmów i ciętych ripost sprawia, że film wspina się na wyżyny. Jest w tym coś z klasycznego. Dialogi są ostre jak brzytwa, a tempo wymiany zdań nie pozwala widzowi na chwilę oddechu. Aktorzy dwoją się i troją, aby nadać swoim postaciom charakteru, nawet gdy scenariusz Tony'ego McNamary (z którym Roach współpracował) zaczyna niebezpiecznie skręcać w stronę karykatury. To fascynujący spektakl, w którym widzimy, jak miłość, czy może raczej przyzwyczajenie, ewoluuje w nienawiść tak czystą, że aż na swój sposób piękną.

The Roses / Państwo Rose / Disney+
resize icon

Państwo Rose (2025)- recenzja i opinia o filmie [Disney+]. Scenariusz miał potencjał, ale...

Niestety, nawet najwybitniejsze kreacje aktorskie nie są w stanie w pełni zamaskować problemów, z jakimi boryka się ta produkcja. O ile pierwsza połowa filmu to precyzyjnie skonstruowana satyra na małżeńską nudę i narastającą frustrację, o tyle końcówka nie powala. Twórcy, chcąc unowocześnić historię, dorzucają do niej zbyt wiele wątków pobocznych, które zamiast wzbogacać narrację, jedynie ją rozwadniają. Mamy tu próbę przedstawienia współczesnego konsumpcjonizmu, problemów z karierą zawodową w wieku średnim, a także relacji z dziećmi, co w efekcie sprawia, że główna oś konfliktu momentami schodzi na drugi plan.

Szczególnie problematyczny okazuje się trzeci akt. W oryginale z 1989 roku eskalacja przemocy była konsekwentna i prowadziła do operowego, niemal szekspirowskiego finału. U Roacha, film jak piękny kwiat rozkwita pachnąco, aby w końcu zwiędnąć. Zamiast brawurowej kulminacji otrzymujemy sekwencję zdarzeń, które wydają się być wymuszone i pozbawione emocji. Widać tu pewną niekonsekwencję przez co film traci swoją drapieżność. Brakuje tu tej bezkompromisowości, która uczyniła „Wojnę państwa Rose” tak dobrym i stażejącym się jak dobre wino klasykiem. Wersja z 2025 roku jest, paradoksalnie, zbyt bezpieczna, jakby skrojona pod algorytmy serwisu streamingowego, które sugerują, że widz nie lubi zbyt dużej dawki nihilizmu przy wieczornym relaksie.

The Roses / Państwo Rose / Disney+
resize icon

Państwo Rose (2025)- recenzja i opinia o filmie [Disney+]. Daleko mu do oryginału

„Państwo Rose” to film, który z pewnością podzieli publiczność. Dla tych, którzy nie znają pierwowzoru, może być to całkiem udana, momentami błyskotliwa komedia o tym, jak cienka jest granica między „kocham cię” a „zniszczę cię”. Jednak dla widza wyrobionego, pamiętającego duszny klimat filmu DeVito, wersja dostępna na Disney+ może jawić się jako dzieło niepełne. Jay Roach gubi po drodze gdzieś ten pierwotny gniew, który był solą tej historii.

Scenografia, będąca niemym świadkiem i jednocześnie ofiarą małżeńskiej batalii, została zaprojektowana z pietyzmem godnym najlepszych dramatów obyczajowych. Dom państwa Rose to niemalże trzeci bohater filmu - piękny, zimny i stopniowo popadający w ruinę, co stanowi doskonałą metaforę ich związku. Muzyka, choć momentami zbyt nachalnie sugerująca emocje, dobrze podkreśla rytm. Niemniej jednak, po seansie pozostaje uczucie niedosytu. Mieliśmy wszystkie składniki, aby stworzyć arcydzieło - genialną obsadę, sprawdzony materiał źródłowy i reżysera z doświadczeniem. Zabrakło jednak odrobiny szaleństwa i odwagi, aby pójść na całość. Otrzymaliśmy film solidny, momentami zachwycający aktorsko, ale ostatecznie będzie to jednorazowy seans, do którego nie będziemy chcieli już wracać.

Państwo Rose (2025)- recenzja i opinia o filmie [Disney+]. Podsumowanie

„Państwo Rose” to pozycja obowiązkowa ceniących warsztat aktorski Olivii Colman i Benedicta Cumberbatcha, którzy dając z siebie wszystko ratują słabsze momenty filmu. Zamiast bezwzględnej wojny, dostajemy potyczkę na słowa, ale nikt nie chce nacisnąć czerwonego guzika. Czuć pewien niedosyt, ale mimo wszystko warto zobaczyć - choćby dla mistrzów w akcji. Nie miejcie jednak wielkich oczekiwań wobec „Państwa Rose”, a wieczorny seans będzie dość przyjemy.

Atuty

  • Wybitna gra aktorska i wyczuwalna chemia duetu Colman-Cumberbatch
  • Błyskotliwe i ostre dialogi w pierwszej połowie filmu
  • Świetna scenografia odzwierciedlająca stan bohaterów
  • Satyra uderzająca w czuły punkt małżeństwa

Wady

  • Przeładowany i chaotyczny scenariusz
  • Rozczarowująca i pozbawiona impetu końcówka
  • Nie jest w stanie utrzymać napięcia przez nadmiar wątków pobocznych
  • Zmarnowany potencjał drugoplanowych postaci

Film nie dorównuje klasykowi z 1989 roku, ale gdy gwiazdy takie jak Olivia Colman i Benedict Cumberbatch są na ekranie razem, to dzieje się magia - mimo wszystkich niedociągnięć.

6,0
Łukasz Musialik Strona autora
Pasjonat gier od samego dzieciństwa, kiedy to swoją pierwszą konsolę dostał od rodziców. Od tamtej pory zafascynowany grami i ich światem, ponieważ jako dorosły uważa, że to nie tylko rozrywka, ale także sztuka, która może nas uczyć, inspirować i poruszać emocje. Nieustannie poszerza swoją wiedzę i doświadczenie w dziedzinie gier i konsol, aby móc dostarczać innym jak najbardziej wartościowe treści.
cropper