Ministranci (2025) - recenzja, opinia o filmie [Next Film]. Chuligani Chrystusa atakują
Filip, Gucci, Kurczak i Mały Kurczak są ministrantami w niewielkim miasteczku. Wszyscy czterej są głęboko wierzący i lubią rozmawiać z Bogiem, czy to w domu czy w kościele. Tak więc, kiedy jednego dnia słyszą przypadkiem, jak odwiedzający ich parafię rekolekcjonista defrauduje zebrane przez nich pieniądze dla potrzebujących, postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce.
Temat kościoła to zawsze jest ryzyko. Jak dobrego lub złego filmu by nie nakręcić, znajdą się ci, którzy będą go chwalić i ci, którzy nie zostawią na nim suchej nitki. Wszystko zależy od osobistych sympatii. Oczywiście prócz ekstremistów mamy jeszcze cały środek ludzi, którzy trzeźwo ocenią scenariusz, zdjęcia, aktorstwo, ładunek emocjonalny, muzykę. Tylko weź ich znajdź w zalewie "bardzo dobrze, że jadą po kościele, 9/10" i "co to za kłamliwe gówno, mój ksiądz jest super, 1/10". I wiesz co? Postaram się podejść do tematu jak najbardziej uczciwie tylko mogę, ale zaznaczę tu od razu, że sam też jestem ciut uprzedzony - nie mam w sobie za grosz miłości do instytucji kościoła, a i moja wiara w siłę wyższą wyparowała już wiele, wiele lat temu.
Ale tak jak "Ministranci" bezapelacyjnie mają wydźwięk antykościelny, tak nie można powiedzieć aby był to film antyreligijny. Wiara odgrywa tu bardzo dużą rolę, a jej pozytywny wpływ na bohaterów filmu prowadzi do zmian. Czy pozytywnych? Tak, choć nie tak czarno białych, jak można by sobie wymarzyć. To nie jest słodka historyjka o walce dobra ze złem, gdzie na koniec wszyscy trzymają się za ręce i śpiewają kolędy. Domalewski porusza tematy alkoholizmu, przemocy domowej, znęcania się fizycznego i psychicznego. Niesamowicie bawią mnie komentarze osób, które widzą to jako przesadę i tani chwyt ze strony autora. Przecież to są problemy, z którymi na co dzień spotykają się miliony ludzi. Agresywni alkoholicy są dosłownie wszędzie, a o przemocy domowej się tyle nie słyszy, bo jej ofiary boją się odezwać. Ale to wszystko jest wokół nas, a film Domalewskiego to głos sprzeciwu, wyraz buntu i zachęta aby spróbować coś z tym zrobić.
Ministranci (2025) - recenzja, opinia o filmie [Next Film]. Dobrymi chęciami...
Początek filmu działa jak należy. Chłopaki decydują się pomóc swojej społeczności, bo skoro kościół tego nie robi, to ktoś musi. Ale jak się za to zabrać? Skąd mają wiedzieć, kto jest potrzebujący, a kto nie. Korzystając ze swoich młodych, jeszcze dziecinnych móżdżków, wymyślają najlepszy plan wszechświata - zamontują ukrytą kamerę w konfesjonale. Bo co najgorszego mogłoby się stać?!
Oczywiście stać się może bardzo wiele. I dzieje się. Może nawet trochę zbyt wiele. Tak jak z początku oglądanie montażu niesienia pomocy jest i przyjemne i zabawne - zwłaszcza kiedy biedne, starsze panie uciekają, bo myślą, że ktoś chce je napaść - tak po tym fabuła zaczyna się gubić. Główny wątek filmu zostaje szybko i niezbyt klimatycznie zamieciony pod dywan, a poboczne wątki wchodzą nagle na pierwszy plan. I niby trzyma się to jakoś kupy, ale gubi gdzieś po drodze tempo i częściowo spójność. Nagle cały ciężar historii przechodzi na koleżankę z klasy, Dominikę (Daria Kalinchuk) i jej domowe problemy. Sam temat przemocy dziejącej się w jej domu i prób pomocy jest całkiem okej, ale nigdy nie zostaje on odpowiednio rozwinięty, tak żebyśmy mogli dobrze poczuć stawkę, o którą toczy się gra. Tymczasem, mam wrażenie, że cały wątek, nie tyle oglądamy, co podsłuchujemy zza zamkniętych drzwi.
Ministranci (2025) - recenzja, opinia o filmie [Next Film]. Co za dużo, to niezdrowo
Nie pomaga też na pewno fakt, że postaci i wątków jest tu zwyczajnie zbyt wiele, przez co nie dało rady odpowiednio o nich wszystkich opowiedzieć. Już w samej tylko grupie przyjaciół mamy cztery osoby, ale film tak naprawdę skupia się jedynie na Filipie (Tobiasz Wajda) i Guccim (Bruno Błach-Baar). Chłopaki są naprawdę solidni w swoich rolach. Kilka początkowych dialogów zabrzmiało mi trochę płasko i sztucznie, ale im dalej w las, tym lepiej. Szkoda, że scenariusz nie zgłębia tej ich przyjaźni i różnych jej odcieni trochę bardziej. Mamy na przykład kontrast między ubogim, pozbawionym domowego ciepła życiem Filipa, a dostatnim, pozornie dobrym domem Gucciego (ksywka nie wzięła się znikąd), ale prócz prostego kontrastu nie dostajemy już właściwie nic więcej.
Tak jak młodym aktorom można wybaczyć jakieś tam niedociągnięcia warsztatowe, tak już w przypadku dorosłej obsady trudniej o wyrozumiałość. I zastanawiam się, czy do granic przerysowany Artur Paczesny jako tata Dominiki, to bardziej kwestia reżyserii, słabo napisanych dialogów czy samego aktora. A może jakaś mieszanka wszystkich tych elementów? Nawet najlepszy aktor na świecie nie stworzy dzieła sztuki, jeśli musi dosłownie walczyć z materiałem. A trochę tej walki być musiało, bo postacie dorosłe generalnie nie zostały napisane za dobrze. Nawet takie nazwisko jak Sławomir Orzechowski wypada miejscami po prostu dziwnie, choć w jego przypadku to akurat zdecydowanie wina scenariusza, bo jest go zwyczajnie za mało w filmie, nie ma z czego zbudować postaci. Zdenerwowało mnie natomiast jak wykorzystano w filmie Kamilę Urzędowską. Ktoś stwierdził, że dadzą jej krótkie, czarne włosy, każą patrzeć pusto w przestrzeń i postać gotowa. Ale gwarantuje ci, że tak mało przekonującej alkoholiczki w depresji jeszcze nie widziałeś. Żeby chociaż dali jej napuchnięte oczy, powiedzieli żeby trochę sepleniła. Tymczasem ona wciąż wygląda tak samo zjawiskowo, jak zawsze. Tylko fryzura inna.
Niedostatki fabularne film nadrabia jednak sercem. Po pierwsze, jest to momentami całkiem zabawna produkcja. Ziomalskie teksty i robienie amatorskich teledysków hip hopowych na dachu, ale przy użyciu stricte chrześcijańskiego słownictwa, jest szczerze zabawne i to nie w szyderczy, a jak najbardziej uroczy sposób. Do tego dochodzą wspomniane już sceny z "napadaniem" na starsze panie w kominiarkach, z których to później bierze się garść momentów ogrzewających serce w tę upierdliwie zimną pogodę, jaka nam się ostatnio trafiła. To jedna z tych produkcji, które ogląda się po prostu miło i z chęcią, podświadomie wybaczając im mniejsze potknięcia. Wizualnie jest po prostu okej. Piotr Sobociński Jr. przyszedł i odwalił robotę - wstydu nie ma, ale zachwytów też nie będzie. Ciekawiej wypada muzyka Wojciecha Urbańskiego, zwłaszcza piosenki chłopaków. Nie jest to coś, do czego będę wracał, ale do filmu pasuje. I taki właśnie jest cały ten film. W jednych miejscach świetny, w innych lekko wybrakowany, ale przeważnie po prostu dobry. Skłamałbym jednak pisząc, że mnie szczerze nie poruszył, więc polecam seans bez cienia wstydu.
Atuty
- Sympatyczne chłopaki;
- Całkiem zabawny;
- Potrafi zagrać na emocjach widza;
- Mocne, słodko gorzkie zakończenie.
Wady
- Fabuła rozjeżdża się trochę w drugiej połowie;
- Mizernie zrobione postacie dorosłych;
- Nierówne aktorstwo.
"Ministranci" urzekają młodzieńczą pasją i wiarą w dobro, kontrastującymi z brudem prawdziwego świata. Nie jest idealnie, ale ogląda się bardzo dobrze.
Przeczytaj również
Komentarze (6)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych