Jedyna (2025) - recenzja 2 odcinków serialu [Apple]. Vince Gilligan powraca!

Jedyna (2025) - recenzja, opinia o serialu [Apple]. Vince Gilligan powraca!

Piotrek Kamiński | Dzisiaj, 20:00

Carol Sturka jest popularną pisarką, odpowiedzialną za całą serię romansideł, którymi podniecają się kobiety w średnim wieku. Sama jednak chciałaby napisać coś głębszego, poważniejszego, pokazać światu swoją inteligencję. Cóż, za chwilę będzie miała ku temu okazję, chociaż nie w taki sposób, jak sobie wyobrażała.

Czy to nie zabawne, że ktoś odpowiedzialny za polski tytuł nowego serialu Vince'a Gilligana wziął oryginalne "Pluribus", czyli "Wielu", połączył je sobie z frazą "e pluribus unum", po czym stwierdził, że bardziej podoba mu się ta druga część, więc stworzył tytuł będący kompletną odwrotnością tego oryginalnego? Rozumiem chęć skupienia się na głównej bohaterce, ale to nawet nie ma za bardzo sensu, bo już w premierowo udostępnionych odcinkach dowiadujemy się, że wcale nie jest ona "jedyna" w sensie stricte. Nie wiem, może to nic takiego i czepiam się na wyrost, ale jakoś mnie to ubodło. W każdym razie, przejdźmy do samego serialu. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Vince Gilligan zakończył pracę nad "Zadzwoń do Saula" już dobre trzy lata temu i choć dla wielu widzów było to kompletne dzieło sztuki i magnum opus autora, ten nie spoczął na laurach. Ponoć już w okolicach przesiadki między "Breaking Bad", a jego spin-offem poczuł zmęczenie związane z nieustannym pisaniem o złych ludziach i ich knuciu, skutkiem czego zaczął myśleć nad serialem zgoła innym, dużo bardziej pozytywnym, lekko humorystycznym. Bardzo szybko przekonał się, że piszę go dla Rhei Seehorn, czyli Kim Wexler z "Saula". Na wieść, że Gilligan ma cos specjalnie dla niej, ta ponoć zgodziła się z miejsca, nie słysząc nawet o czym ten nowy projekt ma opowiadać. Pasowało to, jak się na tym zastanowić, do tajemniczej natury serialu. A o czym on właściwie jest?

Jedyna (2025) - recenzja, opinia o serialu [Apple]. E pluribus unum 

Carol
resize icon

Poniżej zdradzam prawdziwą naturę serialu. Jeśli wolisz wejść w niego na ślepo, sugeruję przeskoczyć do zakończenia albo w ogóle najpierw obejrzeć, a później wrócić żeby wziąć udział w dyskusji w komentarzach. To jedna z tych produkcji, gdzie im mniej się wie przed oglądaniem, tym lepiej.

Pewnego wieczoru, Carol (Seehorn) świętuje ze swoją menadżerką, Helen (Miriam Shor), udana premierę nowej książki. Wieczór upływa miło i przyjemnie, kiedy nagle zaczynają dziać się wokół nich dziwne rzeczy. Ludzie dookoła dostają nagle konwulsji, przestają reagować, padają na ziemię. Ci, którzy siedzieli akurat za kierownicą, powodują wypadki. Ci, którzy nie doznali poważnego uszczerbku na zdrowiu wkrótce wstają, ale zachowują się... dziwnie, zbyt przyjacielsko i do kompletu zdają się ją znać. Wszyscy. Łącznie z tymi, których nigdy nie widziała przed tym na oczy. Carol szybko przekonuje się, że to nie tylko jej okolica nagle oszalała, ale całe miasto, a być może również kraj i reszta świata. Czy tylko ona pozostała przy zdrowych zmysłach? Czy wszyscy inni stali się częścią zbiorowej świadomości? A jeśli tak, to dlaczego akurat ona i jak to teraz cofnąć? O tym przekonamy się oglądając kolejne odcinki... 

Podoba mi się, że Gilligan wziął koncepcję science-fiction, która normalnie byłaby zapewne bazą jakiejś niemożliwie ciężkiej, egzystencjalnej i przesadnie napuszonej epopei, ale postanowił zrealizować ją z humorem. Jasne, sytuacja jest wciąż dosyć dramatyczna... Ale czy na pewno? A może obecna sytuacja to tak naprawdę jedyny sposób na prawdziwy pokój na świecie? Vince pyta się, czy ważniejszy jest indywidualizm poszczególnych ludzi, czy wspólny dobrobyt uzyskany jego kosztem. Nie jest to nowe pytanie, ale jeszcze nigdy nie widziałem żeby jego eksploracja była tak wesoła. Rój tłumaczy jej co i jak, a ona wykrzykuje wściekle kontrargumenty, pije na umór i rzuca sarkastycznymi komentarzami. To zdecydowanie nie to samo Albuquerque, które poznaliśmy w "Breaking Bad".

Jedyna (2025) - recenzja, opinia o serialu [Apple]. Co Kim robiła po Saulu

Rój
resize icon

Zdjęcia Marshalla Adamsa, człowieka stojącego za dobrą połową wszystkich odcinków "Zadzwoń do Saula", ponownie imponują detalami zaplanowanymi w najdrobniejszym szczególe. Zawsze podobało mi się, że poprzednie produkcję Gilligana pełne były ujęć, które można było z powodzeniem wydrukować i powiesić sobie jako obraz i nie inaczej jest i tym razem. Paleta barw w każdej scenie dobierana jest z głową, tworząc harmonijną całość, a i założę się, że koniec końców, jak to często bywa u Vince'a, kolory staną się nośnikami motywów, a internet zaleje wręcz cała masa dogłębnych interpretacji w stylu: "co autor miał na myśli ubierając Carol na żółto". Adams korzysta z ciekawej techniki, gdzie niby skupia się na kimś lub czymś na pierwszym planie, ale zostawia na tyle dużo miejsca, że dosłownie całe sceny mogą rozgrywać się w tle. Nie jest to jednak wcale jedyna sztuczka jaką ma w zanadrzu. Ponownie oglądamy na zmiany ujęcia doskonale symetryczne, asymetryczne, ułożone według złotej proporcji, co tylko sobie życzysz. "Jedyna" to serial, który chłonie się wszystkimi zmysłami.

Rhea Seehorn jest idealna w swojej roli. To taka typowa, zmęczona życiem, ciesząca się względnym sukcesem, ale generalnie niezadowolona kobieta w średnim wieku. Inteligentna, ale też trochę leniwa. Lecz kiedy świat zdaje się kończyć - przynajmniej z jej perspektywy - musi jednak wspiąć się na wyżyny swoich możliwości, by jakoś to wszystko odkręcić. Przy tym jest jednak wciąż przede wszystkim sobą, więc kiedy słyszy rzeczy, które dla niej są kompletnym absurdem, wybucha niczym wulkan. Efekt jest całkiem zabawny już sam w sobie, a jeszcze bardziej zyskuje, kiedy spojrzeć na to przez optykę sugerowaną przez samych twórców - że oto ta jedna, skrajnie nieszczęśliwa kobieta próbuje sprowadzić do swojego poziomu całą resztę. Zasadniczo zepsuć wszystkim dobry humor. 

"Jedyna" żongluje już tylko po tych dwóch odcinkach tyloma potencjalnymi możliwościami dalszego rozwoju fabuły, że nawet nie zamierzam próbować zgadywać dokąd to wszystko zmierza. Fantastyczna Rhea Seehorn stara się nie oszaleć w świecie, który stanął na głowie, a my z jednej strony śmiejemy się, z drugiej zastanawiamy nad filozoficznymi konsekwencjami tego, co widzimy. Jeśli zacząć myśleć nad nim zbyt długo i zbyt głęboko, oczywiście zaczynają pojawiać się niedoskonałości i logiczne niejasności, ale w trakcie zupełnie o nich nie myślimy, dając się ponieść opowieści. Bardzo ciekawy początek. Zdecydowanie będę zaglądał co tydzień po więcej. 

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper