![Alarum (2025) - recenzja filmu [Canal+] Sylvester Stallone i Polska nie do poznania](https://pliki.ppe.pl/storage/cf786eaaf1042a826548/cf786eaaf1042a826548.jpg)
Alarum (2025) - recenzja filmu [Canal+] Sylvester Stallone i Polska nie do poznania
Są takie filmy, których twórcy woleliby zapewne, aby przemknęły one przez serwisy streamingowe niezauważone lub co najwyżej zostały potraktowane przez widzów jako półtoragodzinna, niezobowiązująca rozrywka, o której zapomina się kilka minut po seansie. Trudno jednak o to w przypadku “Alarum”, którego gwiazdą jest sam Sylvester Stallone, a jego twórcy - mówiąc oględnie - niespecjalnie przyłożyli się do wykonywanej pracy.
Wśród wielu branżowych wątków, jakie podjął znakomity pierwszy sezon serialu “The Studio”, nie pojawiła się jedna kwestia uporczywie powracająca po seansie niektórych filmów. Zwłaszcza tych nieudanych, w których jednak zagrali sławni aktorzy. Jak to się dzieje, że uznani artyści decydują się na zaangażowanie w pracę nad produkcją, która od początku zapowiada się na kompletną katastrofę? Pewnych sugestii, dotyczących odpowiedzi na to pytanie, dostarczyła już choćby “Rodzina Soprano”. Jednym z pomniejszych bohaterów tej klasycznej produkcji HBO był wzięty scenarzysta telewizyjny J.T. Dolan. Będący również zdegenerowanym hazardzistą, który zaciągnął dług u Christophera Moltisanti, a ten później wyegzekwował go w dość brutalny sposób. Zmuszając biednego J.T. do napisania scenariusza tworu mającego być - wedle słów samego Chrissy’ego - połączeniem “Piły” z “Ojcem Chrzestnym II”. Z Danielem Baldwinem w roli głównej. Jednego z wielu wątków fabularnych tej niezwykłej serialowej epopei trudno nie potraktować jako ironiczny meta-komentarz do rzeczywistości wielu twórców filmowych, często funkcjonujących w przedziwnych układach społeczno-biznesowych, o których czasami dowiadujemy się po latach z ich biografii.
Twórca “Alarum” Michael Polish miał jednak całkiem udane wejście do branży filmowej, na przełomie wieków owocnie współpracując ze swym bratem - scenarzystą, Markiem. W 1999 roku premierę miał ciepło przyjęty przez krytykę film “Twin Falls Idaho”, będący częścią nieformalnej trylogii, po której premierze już sam Michael zrealizował kilka produkcji, z całą pewnością nie doskonałych, ale wyróżniających się ciekawym pomysłem lub oryginalną warstwą wizualną. W ostatnich latach jednak coś się wyraźnie popsuło, a sam Michael Polish zrealizował kilka słabych, tanich filmów rozrywkowych, obsadzając w nich znanych aktorów, takich jak choćby Mel Gibson czy Gina Carano. W ten nurt idealnie wpisuje się właśnie “Alarum” mające być w założeniu widowiskowym thrillerem szpiegowskim.





Alarum (2025) - recenzja, opinia o filmie [Canal+] Komiczne efekty specjalne
Wiele filmów należących do tego podgatunku wyróżnia się niezwykle skomplikowaną fabułą, łączącą kilka, z pozoru niepowiązanych ze sobą wątków. I tu mamy zatem parę agentów (Willa Fitzgerald - Scott Eastwood), która po wspólnym wypadnięciu z okna decyduje się na zerwanie z dotychczasowym życiem i małżeństwo, ale jak to zwykle bywa w takich wypadkach mroczna przeszłość w końcu ich dogania. W miejscu bowiem, w którym przebywają, rozbija się samolot, na pokładzie którego znajduje się tajemniczy dysk, o którego przejęcie walczą zwaśnione ze sobą frakcje. Na domiar złego na trop naszych agentów wpadają ich niegdysiejsi pryncypałowie, którzy wysyłają legendarnego agenta Chestera (biedny Sylvester Stallone), by ich wytropił, a następnie zlikwidował.
“Alarum” to film, do którego idealnie pasuje określenie “ubogi”. Już sama sekwencja wspomnianego wypadnięcia bohaterów z okna potrafi nieźle rozbawić, jednocześnie dając do zrozumienia, że pieniądze przeznaczone na zatrudnienie znanych aktorów trzeba było oszczędzić w innych miejscach. Efekty specjalne w tym filmie są wręcz komiczne, a końcowe sceny polowania na bohaterów przez bojowe drony zapewne rozbawią nawet największego ponuraka. Co gorsza kuleje tu również choreografia walk, a może przede wszystkim strzelaniny, których głównym założeniem wydaje się to, że przeciwnicy naszych bohaterów kompletnie nie potrafią wycelować z broni, dzięki czemu mogą oni bez żadnych problemów wejść na linię ognia, będąc pewnym, że i tak nikt ich nie trafi.

Alarum (2025) - recenzja, opinia o filmie [Canal+] W Polsce, czyli gdziekolwiek
O filmie Michaela Polisha nikt - prócz najbardziej zatwardziałych fanów Sylvestra Stallone - by pewnie w Polsce nie usłyszał, gdyby nie to, że dużą część akcji postanowiono umieścić w Polsce, rzekomo w samym w Gdańsku. W filmie prezentuje się on jako niewielka mieścina okołogórska, położona nad wielkim jeziorem, nijak nie przypominając realnego miasta, co nie dziwi jeśli weźmiemy pod uwagę to, że zdjęcia do tego filmu - z uwagi na poważne wsparcie finansowe, mające wynieść ponad 5.5 miliona dolarów - zrealizowano w stanie Ohio. Ewidentnie więc widać, że znaną od czasów premiery sztuki “Ubu Król” formułę samego autora, Alfreda Jarry’ego: “W Polsce, czyli nigdzie” zastąpiło tu motto: “W Polsce, czyli gdziekolwiek”.
Obsada filmu robi spore wrażenie i niewątpliwie jest świadectwem sporej estymy, jaką Michael Polish wciąż jeszcze cieszy się w branży. Pytanie jednak jak długo? Nad Scottem Eastwoodem nie ma się co pastwić, bo jak wiadomo dźwiga ona na barkach ciężkie brzemię własnego nazwiska. Kompletnie bezbarwny występ Stallone można oczywiście tłumaczyć błędem wynikającym z jednoznacznym utożsamieniem aktora z kinem akcji; po tym jednak czego dowiedzieliśmy się o ostatnich latach życia Bruce’a Willisa można się już zacząć o niego niepokoić. Mająca w ostatnich latach bardzo dobrą passę Willa Fitzgerald powinna najmocniej pomyśleć o zmianie własnego agenta, bo fakt zakontraktowania jej w tej roli świadczy po prostu o źle wykonanej pracy. Konia z rzędem temu, kto wytłumaczy jakie intencje stały za przedziwnym wyborem akcentu postaci granej przez Mike’a Coltera, który męczy się tak jakby grał w filmie osadzonym w jednym z krajów afrykańskich, innym razem przypominając jeden stary, wyjątkowo głupi dowcip o pewnym amerykańskim agencie, przebywającym akurat na akcji w ZSRR.
“Alarum” można więc od biedy potraktować jako magiczny wehikuł czasu, przenoszący widza w cudowną epokę VHS, kiedy tego typu, wątpliwej jakość produkcji realizowało się na pęczki, ale jest to przede wszystkim film niebywale wręcz zabawny, oczywiście w zupełnie niezamierzony sposób. Kuriozalne, kompletnie nieudolne zakończenie, sceny rozgrywające się w tajnej bazie CIA, przypominającej raczej szkolną szatnię, w trakcie której autorzy bez przekonania dukają zupełnie banalne kwestie mające uprawdopodobnić okrutnie banalną fabułę, a także brak najmniejszego zaangażowania ze strony aktorów sprawiają wrażenie obcowania z tworem absolutnie koszmarnym, przy którym praca musiała być prawdziwą mordęgą.
Atuty
- można się pośmiać
- stosunkowo krótki
Wady
- ale i tak zdecydowanie za długi
- nudny, oklepany i dziurawy scenariusz
- kiepskie zdjęcia
- koszmarne efekty specjalne
- dobrzy lub przynajmniej nieźli aktorzy męczący się w fatalnie napisanych rolach
“Alarum” to film, który należy polecić każdemu fanowi Sylvestra Stallone. Tylko jednak pod warunkiem, że wcześniej poważnie Wam czymś podpadł.
Przeczytaj również






Komentarze (2)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych