Jurassic World: Odrodzenie (2025) - recenzja filmu [UIP]. Coś nowego, ale czy dzięki temu lepszego?

Jurassic World: Odrodzenie (2025) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Coś nowego, ale czy dzięki temu lepszego?

Piotrek Kamiński | Wczoraj, 21:04

Zora Bennett i jej zespół zostają wynajęci przez giganta farmaceutycznego celem udania się w tropiki, wyśledzenia trzech bardzo konkretnych gatunków dinozaurów i pobrania ich krwi. Po co? Aby na jej podstawie stworzyć przełomowy lek na chorobę wieńcową. Cóż najgorszego mogłoby się wydarzyć? A, jest z nimi jeszcze wyłowiona z wody rodzina, która postanowiła popływać sobie wśród wielkich morskich potworów, bo czemu nie.

Są takie serie filmów, które nigdy nie powinny były nimi zostać. Ile filmów o "Predatorze" dorównało świetnej części pierwszej? Ani jeden. Drugi "Matrix" był co najwyżej ok, a o reszcie najlepiej zapomnieć. A przecież pierwsza część skończyła się tak doskonale! Nie trzeba było tam już niczego dodawać. "RoboCop", "Nieśmiertelny", "Krwawy sport", "Mumia", "Piraci z Karaibów" - niby zupełnie różne marki, ale wszystkie mają ze sobą ten punkt wspólny, że po świetnych częściach pierwszych, producenci nie potrafili powiedzieć stop i doili je do dna. Zakładam, że rozumiesz, do czego zmierzam.

Dalsza część tekstu pod wideo

Pierwszy "Park Jurajski" do dziś jest jednym z lepszych filmów przygodowych i absolutnie najlepszym filmem o dinozaurach w historii. Świetne, wyraziste postacie, wciągająca fabuła, sprytne połączenie efektów komputerowych i praktycznych, dobre tempo. Ten film miał wszystko. A kontynuacje? Musiałem przeczytać sobie skrót, o czym w ogóle dokładnie były, bo już kompletnie tego nie pamiętałem. Niestety, wyposzczeni fani dinozaurów i ich dzieci, po latach przerwy, rzucili się na kompletnie średni i w wielu miejscach dziurawy "Jurassic World", czym zagwarantowali powstanie kontynuacji - która była gorsza od jedynki. Później powstała część trzecia - która była gorsza od dwójki. I kiedy człowiek myślał, że to już koniec, że należy dać już tej serii odpocząć i może, ewentualnie, wrócić po dekadzie albo dwóch, Universal wyjechał z czwórką. Choć, tak naprawdę, powinni byli znów zmienić tytuł, ponieważ fabularnie nie ma on (prawie) nic wspólnego z poprzednimi trzema częściami. Ale za to scenariusz napisał David Koepp, scenarzysta pierwszego "Parku Jurajskiego"... I "Zaginionego świata", więc wiesz, różnie mogło być.

Jurassic World: Odrodzenie (2025) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Czy to jeszcze dinozaury?

Zora i Loomis
resize icon

Gareth Edwards potrafi pokazać skalę postaci i wydarzeń, jak mało kto w dzisiejszym Hollywood i nie inaczej sprawy mają się w jego najnowszym filmie. Kiedy pod łodzią, w której siedzą nasi bohaterowie, przepływa gigantyczny dinozaur, doskonale rozumiesz, z jaką łatwością mógłby zniszczyć cały pojazd, gdyby tylko chciał. Obowiązkowy tyranozaur przystawia swój wielki pysk tuż do chowających się przed nim ludzi, a widz natychmiast wyobraża sobie z jaką łatwością szczęki te rozerwałyby ciało nawet i dorosłego mężczyzny albo wręcz połknęłyby go w całości. Największe wrażenie robi jednak "końcowy boss" filmu. Otoczenie spowija gęsta mgła czy inna para wodna, wystrzelona zostaje raca i już wiesz, że coś zaraz się z tej chmury wyłoni, a reżyser nie zamierza cię w tym temacie zawieść. Potwór jest absolutnie olbrzymi, co tylko podnosi napięcie i puls u widzów.

Mówię "potwór", bo większość stworzeń, które oglądamy na ekranie to już nie są dinozaury, jak te, którymi fascynowaliśmy się mając po kilka lat, a zmutowane bestie, miejscami przypominające stworzenia z horrorów. Bohaterowie filmu sami tłumaczą, że dinozaury zeszły na dalszy plan, ponieważ ludzie przestali się nimi interesować. Ktoś stwierdził więc, że rozwiązaniem będzie stworzenie nowych gatunków, bo przecież jeśli dziecka nie cieszy już widok ogromnego brontozaura zjadającego pół drzewa na raz, to na pewno dorzucenie mu na grzbiet składanej płetwy i przedłużenie ogona załatwi sprawę... Kompletny absurd, ale nie czarujmy się - chodziło o możliwość wciśnięcia nam nowych zabawek i nic więcej. 

Jurassic World: Odrodzenie (2025) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Klimatyczne jaszczury i wielkie nic pomiędzy 

Jajko pterodona
resize icon

Trzeba jednak przyznać panu reżyserowi, że kiedy nadchodzi scena akcji, za każdym razem jest to coś pomysłowego i świeżego (w skali filmu, bo wiadomo, że podobne akcje widziało się już w innych filmach, może ewentualnie bez obecności dinozaurów). Jeszcze ta pierwsza scena - na wodzie - nie zrobiła na mnie aż tak wielkiego wrażenia, ale późniejsza ucieczka przed T-rexem, podkradanie jaj największemu pterodonowi spuszczając się na linie po pionowej ścianie, czy chowanie się przed drapieżnikiem w kanałach to za każdym razem nowy zastrzyk adrenaliny. Co prawda, ta ostatnia scena zaczyna się od krycia się pomiędzy sklepowymi półkami, co trochę zbyt wyraźnie rymuje się ze sceną z raptorami z jedynki, ale w ogólnym rozrachunku, sceny z dinozaurami są absolutnie najlepszą częścią filmu. Niestety, łącznie jest ich pewnie nie więcej jak 40 minut, a cały film trwa ponad dwie godziny.

Kiedy "Jurassic World: Odrodzenie" próbuje mieć fabułę, staje się... Nudny. Tak po prostu. W telegraficznym skrócie: ekipa Zory (Scarlett Johansson), w skład której wchodzą Duncan (Mahershala Ali), jajogłowy doktor Henry Loomis (Jonathan Bailey) i kilku zupełnie nieistotnych no-name'ów - bo dinozaury też muszą coś jeść - zostaje wynajęta przez przedstawiciela wielkiej firmy farmaceutycznej, niejakiego Martina Krebsa (Rupert Friend) do odnalezienia trzech dinozaurów. Lecą więc na miejsce, nie bez problemów pozyskują próbki od całej trójki (zwykle jedne zwłoki na jedno spotkanie z dinozaurami) i... Tyle. Po drodze czeka ich obowiązkowa zdrada, którą każdy widz, mający za pasem chociaż ze dwa seanse filmów przygodowych, przewidzi w ćwierć sekundy, ale to już naprawdę tyle. Nie ma tu dodatkowych wątków, niespodziewanych problemów, z którymi trzeba sobie poradzić, personalnych opowieści poszczególnych bohaterów, które pozwolą im dojrzeć i zmienić się na lepsze. Postać grana przez Scarlett niby straciła niedawno kolegę, ale fakt ten nie ma ŻADNEGO znaczenia dla reszty fabuły. Strata małego dziecka, którą przeżył Duncan przynajmniej sprawia, że jest mocno protekcjonalny w stosunku do Belli (Audrina Miranda), ale nawet ten wątek nie zostaje w żaden sposób dalej rozwinięty, nie dopisano mu jakiegokolwiek zwieńczenia. "Zaraz... Kto to jest Bella?!", słyszę jak pytasz.

Bella jest córką Reubena (Manuel Garcia-Rulfo) i młodszą siostrą Teresy (Luna Blaise). To właśnie oni są tą rodzinką, która postanowiła popływać sobie wśród dinozaurów i nie skończyło się to dla nich najlepiej. Nie pisałem o nich wcześniej, ponieważ... Są oni zupełnie nieistotni dla całej reszty fabuły. Szybko oddzielają się od naszej ekipy najemników i później po prostu idą przez las, jakimś cudem trafiając ostatecznie w to samo miejsce, co reszta - i to w tym samym czasie. Mam taką teorię, że znaleźli się w filmie tylko dlatego, że sama historia chodzenia z miejsca w miejsce i pobierania krwi od dinozaurów byłoby zbyt monotonne. Rzecz w tym, że ta ich historia też jest kompletnie nijaka, co sprawia, że cały film ciągnie się, jak flaki z olejem, a my czekamy tylko, aż na horyzoncie pojawia się kolejna, drapieżna bestia. Mój syn, jako jedenastoletni brzdąc, dla którego najlepszą rozrywką świata jest obecnie strzelanie do kolegów w "Fortnite", był zachwycony, więc jeśli chcesz po prostu zrobić swoim maluchom frajdę, to nowy "Jurassic World" pewnie sprawdzi się całkiem nieźle, ale dorośli entuzjaści oryginału raczej będą spoglądali co 15 minut na zegarek, czy długo jeszcze muszą tak siedzieć.

Atuty

  • Sceny ataków dinozaurów są klimatyczne i zróżnicowane;
  • Miejscami można się nawet pośmiać;
  • Dinozaury i ich skala robią wrażenie;
  • Skutecznie wykorzystuje klasyczny motyw muzyczny Johna Williamsa.

Wady

  • Oba główne wątki są szalenie wręcz puste i nieciekawe;
  • Płaskie postacie i oczywisty "ukryty" czarny charakter;
  • Ciągnie się niemiłosiernie;
  • Nowe dinozaury wprowadzone wyłącznie po to, by można było zrobić z nich zabawki.

To super, że producenci "Jurassic World: Odrodzenie" postanowili zaryzykować i zrobić coś innego niż zwykle, ale scenariusz Davida Koeppa powinien był posiedzieć jeszcze trochę w piekarniku, bo efekt końcowy większość czasu usypia zamiast ekscytować.

5,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper