Pewnego razu w Paryżu (2025) - recenzja filmu [Kino Świat]. Śladami przodków

Pewnego razu w Paryżu (2025) - recenzja, opinia o filmie [Kino Świat]. Śladami przodków

Piotrek Kamiński | Wczoraj, 21:00

Pewna starsza pani imieniem Adele zmarła niedawno, pozostawiając po sobie stary, opuszczony dom w Normandii. Czworo członków jej rozległej rodziny, którzy do tej pory się nie znali, zostaje oddelegowanych do przeprowadzenia oględzin nieruchomości. Będzie to początek ich wyprawy w przeszłość, dzięki której poznają lepiej swoje korzenie, a także siebie samych.

Cztery bardzo różne osobowości zamknięte w ciałach Guya, Celine, Abdela i Anatole'a to czwórka czworo awatarów dla potencjalnego widza nowego filmu Cedrica Klapischa, napisanego do spółki z Santiago Amigoreną. Każde z nich to zupełnie inna osoba, mająca zupełnie inne podejście do tematu filmu, która jednakowoż na jego przestrzeni zaliczę ewolucję, która pozwoli jej bardziej go docenić. Osobiście, największą komitywę czułem z młodym fotografem, Tolkiem, dla którego cała ta sytuacja jest zwyczajnie nudna, nie interesuje go i jedzie ze swoimi kuzynami do Normandii głównie dlatego, że zostaje o to przez kogoś poproszony, choć zanim film dobiegnie końca będzie musiał zmienić zdanie na temat tego, co udało mu się przeżyć, czego dowiedzieć. Ale myślę, że każda z tej czwórki postaci ma potencjał, aby nawiązać więź z widzem praktycznie od samego początku. Na tym polega cała ich siła.

Dalsza część tekstu pod wideo

Klapisch opowiada tutaj historię o dojrzewaniu, poszukiwaniu własnej tożsamości i godzeniu się z pewnymi elementami naszej codzienności, ale nie jest przy tym jakoś przesadnie moralizatorski. Jego postacie są zazwyczaj wesołe - popełniają błędy i boją się czasami, co przyniesie jutro, jasne, ale praktycznie wszystkie najważniejsze lekcje życia, które pragnie przekazać nam autor filmu, dostajemy podane w formie humorystycznej, a czasami lekko wzruszającej. Reżyser nie sili się też na pełen realizm. To nie jest śmiertelnie poważny dramat historyczny, który ma zniszczyć nas emocjonalnie. Jeden z bohaterów jest aż do przesady zafascynowany pszczołami, bliżej końca wszyscy zaliczają tripa po wypiciu ayahuaski... To jeden z tych filmów, po obejrzeniu których masz po prostu poczuć się dobrze, być może rozmarzyć się odrobinę i uśmiechnąć. 

Pewnego razu w Paryżu (2025) - recenzja, opinia o filmie [Kino Świat]. Kim byłaś, Adele?

Kuzyni
resize icon

Fabuła idzie z grubsza dwutorowo, lecz wątek dzisiejszy jest zdecydowanie mniej istotny i rozbudowany od historii tajemniczej Adele. Nie zrozum mnie źle czwórka bohaterów o których już wspominałem jest bardzo sympatyczna, lecz mam wrażenie że ich wątki nie zostały w pełni zrealizowane – Anatole ma problem z tym jak powierzchowna i zdystansowana jest jego dziewczyna, jak bardzo nie interesuje jej Paryż, sztuka ani nawet jej chłopak. Praktycznie natychmiast widzimy również jej absolutną odwrotność, kobietę która byłaby zdecydowanie lepszą partnerką dla naszego bohatera, po czym wątek ten dosłownie znika aby powrócić na dwie minutki w ostatnich ujęciach filmu. Historię pozostałych postaci albo można zamknąć w jednej scenie albo nawet w jednym zdaniu, ponieważ nic więcej już dla nich w scenariuszu nie przewidziano. 

Co innego Adele! Jej historię poznajemy bardzo szczegółowo, od spokojnego życia w Normandii przez wyjazd do Paryża w poszukiwaniu matki, która opuściła ją gdy ta była jeszcze maleńka, poznanie nowych przyjaciół, w konfrontację z własnymi oczekiwaniami, na dojrzeniu do podjęcia trudnej, acz ważnej decyzji, która pozwoli jej z nadzieją spojrzeć w przyszłość, kończąc. Historia ta rozgrywa się w XIX wieku i mam wrażenie, że operator, Alexis Kavyrchine specjalnie łapał ją w taki sposób aby kojarzyła się z dawno minioną epoką. Z początku byłem wręcz przekonany, że ujęcia te zostały złapane w czerni i bieli i dopiero później pokolorowane tak, jak zrobił to na przykład Peter Jackson z archiwalnymi materiałami wideo z czasów II wojny światowej – to ten sam kolor, to samo nasycenie i miejscami pewne przekłamania. Z czasem jednak obraz staje się coraz bardziej żywy i nowoczesny, więc zastanawiam się czy to tylko moje złudzenie czy może było to celowe zagranie, ponieważ na tym etapie Adele nie jest już dla nas jakąś niesprecyzowaną figurą z kart historii, a postacią z krwi i kości, którą dobrze znamy. Gdzie nie leżałaby prawda, efekt jest bardzo sympatyczny.

Pewnego razu w Paryżu (2025) - recenzja, opinia o filmie [Kino Świat]. Wyjątkowa, choć przy tym bardzo uniwersalna opowieść

Adele i jej mama
resize icon

Historia głównej bohaterki, jej relacja z matką i trudny wybór, przed którym będzie musiała stanąć, nie muszą do końca się nam podobać jako widzom - możemy z pewnymi jej decyzjami się nie zgadzać, części postaci wręcz nie lubić, ale reżyser bardzo skutecznie zadbał o to, abyśmy nigdy nie znielubili samej Adele, co wydaje mi się być kluczowe dla tego, aby scenariusz filmu mógł zadziałać. Bo w gruncie rzeczy to nie jest skomplikowana historia. Miejscami jest wręcz całkiem mocno przewidywalna, a gdzie indziej trochę naciągana, lecz godzimy się na to jako widzowie, ponieważ chodzi o tę transformatywną podróż i jej efekt na nas, a nie dekonstrukcję gatunku, epoki czy choćby pojedynczej postaci.

Przyznam się bez bicia, że nie pamiętam już właściwie nic ze ścieżki dźwiękowej Robina Couderta, więc chyba nie zrobiła ona na mnie zbyt wielkiego wrażenia. Co innego w temacie zdjęć, kostiumów i montażu. Pod tymi względami, film Klapischa to absolutna uczta. Filmowcom udało się przenieść nas ponad 100 lat w przeszłość, co prawdopodobnie nie byłoby aż tak imponujące, gdyby nie okazjonalne przejście między przeszłością a teraźniejszością, które pięknie uzmysławia widzowi, jak wiele się przez to stulecie zmieniło. Naprawdę trudno się nie uśmiechnąć, kiedy nasza bohaterka, ubrana w swoją prostą, czerwoną suknię i pasujący kapelusz znika za szczytem schodów, a dosłownie sekundę później zbiega z nich jakiś facet w dresie przecinek z telefonem przyczepionym do ramienia. 

"Pewnego razu w Paryżu" to w większości lekka i przyjemna komedia obyczajowa o rodzinie i dorosłości – z wszystkimi ich odcieniami dokładnie oddanymi przez reżysera i aktorów. To jeden z tych filmów, które prawdopodobnie nie odmienią twojego życia (choć głęboko wierzę, że znajdą się i tacy, których obraz Klapischa poruszy na tyle mocno, że naprawdę pchnie ich na zupełnie nowe tory), ale po prostu dobrze jest je obejrzeć – choćby na poprawę humoru.

Dystrybutor, Kino Świat, wprowadzi film do naszych kin już 11.07.25.

Atuty

  • Masa sympatycznych postaci;
  • Zjawiskowa Suzanne Lindon w głównej roli;
  • Pięknie ukazany Paryż końcówki osiemnastego wieku;
  • Dużo solidnego humoru;
  • Potrafi poruszyć i skłonić do myślenia;
  • Zdjęcia, kostiumy, montaż - wszystko gra, tak jak powinno...

Wady

  • ...poza ścieżką dźwiękową, z której nie zapamiętałem choćby jednej melodii;
  • Na cześć pomniejszych wątków nie wystarczyło już czasu, przez co sprawiają wrażenie niedopieczonych.

"Pewnego razu w Paryżu" zdecydowanie sprawi, że wyjdziesz z kina w lepszym humorze niż kiedy wchodziłeś. Nie jest to idealny film, ale piękny, poruszający i absolutnie warty twojej uwagi.

8,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper