![Guns up (2025) - recenzja filmu [Kino Świat]. John Wack](https://pliki.ppe.pl/storage/23b1d31a8b03a1b0a18c/23b1d31a8b03a1b0a18c.jpg)
Guns up (2025) - recenzja, opinia o filmie [Kino Świat]. John Wack
Ray Hayes jest kochającym mężem i ojcem, któremu marzy się otworzenie wraz z żoną własnego punktu gastronomicznego. Nie jest to jednak marzenie osiągalne dla kogoś z pensją zwykłego policjanta, więc Ray porzucił służbę kilka lat temu i teraz pracuje na pełen etat jako... Człowiek do zadań wszelakich na usługach mafii.
Kino akcji wymieszane z komedią to zawsze* dobry pomysł. Podnosząca ciśnienie przemoc równoważona jest przez niespodziewane eksplozje humoru i wszyscy są zadowoleni. Jedynym* czym trzeba się zająć jest dobra integracja motywów eksplozyjnych z tymi rozśmieszającymi. Z jednej strony dostaliśmy Kevina Jamesa, kolegę Adama Sandlera, któremu czasami przytrafia się coś, co wymaga od niego użycia tężyzny fizycznej, ale zawsze jest to siła wyższa. Nigdy nie jest tak, że to on jest Johnem Wiekiem całej sytuacji. Częściej to sytuacja wymusza na nim stanie się nim. I ja to rozumiem. Z drugiej strony nie mam pojęcia kto wymyślił żeby akurat Kevin James był turbo zabijaką na miarę Johna Wicka, bo ile dobrych chęci by nie mieć (a mam sporo), nie umiem go sobie w tej roli wyobrazić.
Dlatego też, kiedy wydarzył się zwrot akcji prowadzący do ostatniego aktu filmu, nie byłem ani trochę zdziwiony. I nie będzie też zdziwiony ktokolwiek, kto widział choćby trailer bo jakaś mądra głowa postanowiła, jak to często bywa, streścić cały film już w zwiastunie. I to po kolei. Na szczęście brakuje w nim detali, takich jak wątki postaci pobocznych, a i cześć wydarzeń została doklejona do scen, które nie mają z nimi nic wspólnego. Więcej tak, ogólnie rzecz biorąc, jest to kolejny przykład na to, że sztuka robienia trailerów umarła. Niech to będzie ton, pod który czytać będziesz cały ten tekst.




*Pod warunkiem, że ktoś umie w ogóle robić filmy.
Guns up (2025) - recenzja, opinia o filmie [Kino Świat]. Kevin James jako zabijaka?!

Fabuła autorstwa reżysera filmu, pana Edwarda Drake'a, nie należy do przesadnie skomplikowanych. Tych kilka niespodzianek, które nam przygotował nie można powiedzieć aby były skomplikowane, ale to nic. Sama przewidywalność scenariusza nic nie znaczy. Grunt żeby akcja płynęła wartko i żeby widz był regularnie zaskakiwany i rozśmieszany. I przyznam, że od początku seansu towarzyszył mi głupi uśmiech błąkający się w okolicach nosa, ponieważ absolutnie nie potrafię zaakceptować Kevina Janemsa, gwiazdy takich filmów jak "Państwo młodzi, Chuck i Larry", "Duże dzieci" czy "Heca w zoo", jako idącego przed siebie niczym teran cyngla mafii. Po prostu mi to nie działa. Nie mam pojęcia ile swoich własnych scen akcji nakręcił. Jak by nie było i tak nie potrafię kupić go w roli zabijaki.
Na samym początku filmu widzimy człowieka, który czule wita swoją żonę (Christina Ricci) i z uporem maniaka wymusza na swoich dzieciach wspólne spędzenie choć jednego wieczoru w tygodniu. Typowy ojciec, chciało by się rzec. Choć nie do końca. Mimo pracowania osiem godzin w tygnodiu, czasami zdarza mu się robić nadgodziny. Na przykład kiedy jakieś cwane łby próbują okraść skarbiec należący do jego szefowej, w którym akurat znajduje się jego jego najlepszy przyjaciel, Danny (Francis Cronin). Ray nie ma jednak pojęcia, że ten przypadkowy, z pozoru, akt przemocy uruchomi maszynę, która kompletnie poprzestawiać jego życie.
Guns up (2025) - recenzja, opinia o filmie [Kino Świat]. Niby akcyjniak dużo w temacie fabuły nie potrzebuje

Myślę, że warto zauważyć, iż za dzisiejszy film odpowiada niejaki Edward Drake, człowiek, który dał nam takie dzieła sztuki, jak "Detektyw Knight" czy "Kosmiczny grzech". Nie kojarzysz? To te dzieła sztuki, którymi Bruce Willis zakończył swoją karierę. Czytaj: totalny szrot, który ledwo dwa się nazwać filmem. Nie lubią ich krytycy, nie lubią ich widzowie, nie lubi ich zasadniczo nikt. Ale pozwoliły Willisowi odejść na spokojną emeryturę i w spokoju walczyć z chorobą, która trafi go od środka. Tym razem jednak pan Drake dostał prawdziwy budżet, aktorów, którym nie trzeba podawać tekstu przez słuchawkę i zielone światło, aby napisać sobie to, co mu się podoba. Wykorzystał tę swoją szansę... Po trosze. Na pewno jest lepiej niż zwykle u niego!
Początek filmu strasznie się ciągnie. Wszyscy gadają, ustalane są reguły zabawy i motywacje postaci. Niby ważny element filmu, ale zrealizowany bardzo łopatologicznie. Retrospekcje to jeszcze pół biedy, ale jak nagle na ekran, ni z gruchy, ni z pietruchy, wjechała historia blizny czarnego charakteru, Lonny'ego Costigana (Timothy V. Murphy), miałem już serdecznie dosyć. Niby film akcji, a tylko gadają i przygotowują grunt pod późniejsze zwroty akcji. Przyznam, że z jednym z nich nawet mnie zaskoczyli, bo ogólna jakość filmu uśpiła moja czujność i spodziewałem się jedynie najbardziej tanich i oczywistych zwrotów akcji pod słońcem. Tymczasem dostałem coś o stopień albo dwa lepszego. Czapki z głów. Później już jednak dostajemy wyłącznie mocno średniej klasy rzeźnię i tak do samych napisów końcowych. Ani w tym emocji ani zabawy ani czegokolwiek innego, co można by pochwalić.
Jakieś hurra optymistyczne, zagraniczne media okrzyknęły przedpremierowo "Guns up" filmem w stylu "Johna Wicka". Absurdalny pomysł, bo ani strzelaniny ani walka wręcz ani nic w tym filmie nie ma nawet startu do oryginalnego "Johna Wicka" z 2014 roku. Pan Drake wysilił się na ze dwie przyjemnie zrealizowane sceny, w których całkiem sporo się dzieje, ale prócz nich jest to typowa taniocha, gdzie albo leszcze padają po jednym strzale albo czekają grzecznie na swoją kolej albo... Nic nie widać, bo akcja dzieje się poza kadrem. Kilka razy się zaśmiałem, relacja Raya z małżonką jest nawet urocza. Chciałbym powiedzieć jeszcze coś miłego, ale nie bardzo jest co. To film, który aż krzyczy "Murrica, fuck yeah!". Masz jakiś problem? Nie ma kalibru, który by go nie rozwiązał.
Atuty
- Kilka razy można się zaśmiać;
- Ze dwie dobre sceny akcji;
- Nawet szybko się ogląda;
- Christina Ricci i Kevin James tworzą całkiem solidną, ekranową parę.
Wady
- Większość scen akcji bez ikry, a prezentowane są jako esencja całego filmu;
- Kevin James nie jest przekonujący jako gruby John Wick;
- Kosmicznie absurdalna, pisana na kolanie fabuła bez większego sensu;
- Część postaci sprawia wrażenie jakby miała mieć swoje wątki, ale ich ostatecznie nie dostała.
Głupkowaty film bez polotu, choć synaptyczna obsada i pojedyncze gagi sprawiają, że może być niezłą propozycją na wieczór filmowy z drugą połówką... Kiedy będzie można go już zobaczyć na telewizorze.
Przeczytaj również






Komentarze (12)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych