![Cztery pory roku (2025) - recenzja serialu [Netflix]. Kryzys wieku średniego](https://pliki.ppe.pl/storage/587b78ed6176aa6e657c/587b78ed6176aa6e657c.jpg)
Cztery pory roku (2025) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Kryzys wieku średniego
Nick, jego żona i czwórka przyjaciół każde wczasy spędzają wspólnie. Ten rok będzie dla nich jednak bardzo wyjątkowy. Nawet najbardziej udany związek czeka w końcu jakiś kryzys. Pytanie jak sobie z nimi radzimy.
Alan Alda napisał i wyreżyserował w 1981 roku oryginalne "Cztery pory roku". Nie jest to może największe dzieło sztuki świata, zwłaszcza patrząc przez pryzmat dzisiejszego świata, kiedy to podobnych historii widzieliśmy już w życiu dziesiątki, ale postacie i ich problemy wymyślone przez Aldę wciąż są bardzo żywe i urokliwe, nawet jeśli trochę niedzisiejsze. Z tego też względu, rozumiem dlaczego ktoś mógł spojrzeć na ten film i stwierdzić, że dałoby się go uwspółcześnić. Byle zrobić to z głową. Czy było to w ogóle możliwe, biorąc pod uwagę, że za tych osiem odcinków odpowiada łącznie aż dziewięciu różnych scenarzystów? Cóż, przekonajmy się.
Serial z początku zapowiada się raczej lekko. Jack i Kate (Will Forte i Tina Feu) powoli pakują się i jadą na wczasy ze swoimi przyjaciółmi, po drodze kłócąc się o jakieś głupoty, dając widzowi do zrozumienia, że Jack jest hipochondrykiem, w Kate uwielbia kontrolować sytuację. Drugą parę stanowią Danny i Claude (Colman Domingo i Marco Calvani). Ten pierwszy ma problemy z sercem, o których nie chce nawet słyszeć, podczas gdy jego mąż nie może przestać się o niego martwić. Claude zamiast Claudii to całkiem spora i zauważalna zmiana względem oryginału, ale jak już uwspółcześnić, to na całego. Choć rozumiem, że część potencjalnej widowni powie pas już w tej chwili. Stawkę zamykają Nick i Anne (Steve Carell i Kerri Kenney), z pozoru najbardziej wyluzowana, najlepiej czująca się w swoim towarzystwie para z całej szóstki. Przynajmniej dopóki Nick nie zrzuci na swoich przyjaciół bomby, która stanie się katalizatorem wszystkich dalszych wydarzeń w serialu, a na scenie nie pojawi się Ginny (Erika Henningsen).




Cztery pory roku (2025) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Poszarpany scenariusz pełen domysłów i niedopowiedzeń

Tak jak każda jedna z wymienionych postaci jest na swój sposób sympatyczna i ma swoje momenty, tak odnoszę wrażenie, że znaczna część ich wątków do niczego konkretnego nie prowadzi. Filmowi udało się opowiedzieć (z grubsza) to samo w niecałe dwie godziny, podczas gdy Tina Fey stwierdziła, że potrzebne będą jej aż cztery. Dostajemy więc bardziej rozbudowane główne wątki, do samego końca istotną postacią pozostaje Anne, ale prócz tego dostajemy też całą masę waty, bez której serial wciąż byłby z grubsza tym samym, bo wątki te niczego nie zmieniają. Już w pierwszym odcinku dowiadujemy się, że Danny ma problemy z sercem, ale boi się iść na wstawianie stentów. Myślisz sobie w trakcie seansu, że to pewnie istotny detal, że coś mi się nagle stanie, albo będzie to fundament pod dużą kłótnię, ze szczęśliwym finałem w szpitalu, gdzie wszyscy przyjaciele przyjdą wesprzeć go, kiedy wreszcie zmądrzeje. Lecz nie! Cała sytuacja jest jedynie bazą pod kilka gagów (w tym kilka naprawdę udanych - żeby nie było, że tylko się czepiam), po czym znika na zawsze. A wystarczyło lepiej wkomponować ten wątek w szerszą fabułę, dokończyć go należycie.
Problem z kończeniem jest zresztą największą bolączką całego serialu. Ktoś stwierdził, że dużo lepsze wrażenie na widzach zrobią te momenty, które będą musieli sobie jedynie wyobrazić. I tak oto nie widzimy praktycznie żadnego z najważniejszych, definiujących życie naszych bohaterów wydarzeń. Ktoś się z kimś rozstał, ktoś się z kimś związał, kto inny kopnął w kalendarz. Postacie przychodzą i znikają, całe konwersacje odbywają się poza kadrem. I to nie jakieś mało znaczące plotki, a szalenie istotne wymiany, których konsekwencje widzimy w kolejnych odcinkach. Nie wiem czy to tak specjalne, czy po prostu montażysta zawalił sprawę, czy może jeszcze coś innego, ale efekt jest szalenie frustrujący i w paru miejscach dosłownie morduje nastrój, który próbują zbudować aktorzy.
Cztery pory roku (2025) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. To obsada robi ten serial

Najbardziej irytujący w tym wszystkim jest ten kontrast między kompletnie nieistotnymi scenami które dostaliśmy, a tymi ważnymi z punktu widzenia dramaturgii, których nam poskąpiono. W ostatnich dwóch odcinkach znalazło się miejsce dla całej pobocznej historii śledztwa (jeśli można to tak nazwać) Claude'a w sprawie nowego chłopaka jednej z postaci, bo wydaje mu się, że poznał już go kiedyś i to bardzo dogłębnie. Swoją drogą, postać ta, niejaki Terry (Toby Huss) jest przykładem kogoś kto pojawia się na kilka gagów, po czym po prostu znika. Swoją rolę już spełnił. Poza tym, trzeba jeszcze zakończyć cały serial kompletnie niepotrzebnym zwrotem akcji, więc co za różnica. Eh... Kto to pisał?!
Tym, co sprawia, że "Cztery pory roku" można w sumie sprawdzić, jest obsada. Producentom udało się zebrać bardzo solidną gromadkę, która naprawdę sprawia wrażenie bycia grupką przyjaciół. Nie zdziwilbym się zresztą, gdyby tak właśnie było, bo to jak komfortowo czują się oni w swoim towarzystwie, jak łatwo jest zrozumieć łączące ich więzi, jest wręcz niesamowite. W teorii, obserwujemy tylko trzy pary, ale przecież prócz tych wewnątrzzwiązkowych relacji każde z bohaterów przyjaźni się też z całą resztą i są to relacje całkiem skomplikowane. Jasne, nie każda jedna para dostała tyle samo czasu na swój własny wątek, ale trudno nie docenić ilości i złożoności tego, co otrzymaliśmy - tych różnych odcieni miłości i przyjaźni, rozkwitających i więdnących zależnie od pory roku. Co ważne, scenarzyści raczej nie próbują nam niczego moralizować. Masz wyciągnąć sobie własne wnioski, podczas gdy oni skupią się na rozśmieszaniu cię. Twórcy serialu wybrali bardzo utalentowaną, znaną przeważnie z komedii obsadę, po czym wrzucili ich w sytuacje raczej dramatyczne, które jednak potrafią wybrzmieć komediowo, dzięki ich ogromnym talentom. Śmiejemy się z kłamstw, wymuszeń - sytuacji zdecydowanie nie kojarzących się z humorem w codziennym życiu. W pewnym, bardzo ograniczonym stopniu kojarzy mi się ten typ humoru z Markiem Koterskim.
Dostajemy tu więc serial skrajności - z jednej strony całkiem zabawny i dobrze zagrany, z drugiej dziwnie napisany i jeszcze gorzej zmontowany, co bardzo mocno upośledza zdolność cieszenia się tymi pierwszymi dwoma rzeczami. Uwspółcześnienie i rozwinięcie materiału źródłowego nie wszystkim się spodoba i tak jak ja również uważam, że nie wszystkie pomysły scenarzystów zagrały, tak w szerszym spojrzeniu przeniesienie historii do dzisiejszych czasów wyszło autorom serialu całkiem nieźle. A więc tak: obejrzałem całość i po drodze nieźle się uśmiałem, ale wiele rzeczy po drodze działało mi na nerwy, a zakończenie wręcz mocno zawiodło. Zrób z tą informacją, co uważasz.
Atuty
- Dobrze zgrana, sympatyczna obsada - cała;
- Dobra połowa gagów trafia tam, gdzie powinna;
- Ciekawa eksploracja związków różnego rodzaju;
- Inteligentnie napisane dialogi;
- Ze dwa razy potrafi szarpnąć za serce.
Wady
- Częściej opowiada o ważnych wydarzeniach zamiast je pokazać. Ciekawy pomysł, ale dla mnie nietrafiony;
- Dobra połowa gagów NIE trafia tam, gdzie powinna;
- Nieistotne, nieprowadzące do niczego wątki;
- Mocno niesatysfakcjonujące zakończenie.
"Cztery pory roku" ma kilka pomysłów na siebie, choć wcale nie wszystkie są dobre. Sam nie wiem czy częściej bawiłem się dobrze czy się frustrowałem, ale od biedy można obejrzeć.
Przeczytaj również






Komentarze (1)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych